Gombrowicz Witold - Slub.doc

(472 KB) Pobierz
Witold Gombrowicz

 

Witold Gombrowicz

 

Ślub

Osoby:

IGNACY (Ojciec i Król)

KATARZYNA (Matka i Królowa)

HENRYK (Syn i Książę)

WŁADZIO (Przyjaciel i Dworzanin)

MANIA (Służąca i Księżniczka)

PIJAK

KANCLERZ

SZAMBELAN

SZEt POLICJI

BISKUP PANDULF

DYGNITARZ-ZDRAJCA

DYGNITARZE, PIJACY, DWORZANIE,

DAMY, ZBIRY, LOKAJE

 

 

Człowiek jest poddany temu co tworzy się między ludźmi i nie ma dla niego innej boskości jak tylko ta, która z ludzi się rodzi. Taki jest właśnie ten "kościół ziemski", który objawia się Henrykowi we śnie. Tu ludzie łączą się w jakieś kształty Bólu, Strachu, Śmieszności lub Tajemnicy, w nieprzewidziane melodie i rytmy, w absurdalne związki i sytuacje i, poddając się

im, są stwarzani przez to, co stworzyli W tym kościele ziemskim duch ludzki uwielbia ducha

międzyludzkiego Henryk wynosi ojca swego do godności króla, a to izby ojciec udziehl mu ślubu; po czym sam ogłasza się królem i sam sobie pragnie udzielić ślubu. W tym celu usiłuje zmusić swych poddanych, aby napełnili go boskoscią: pragnie on stać się własnym swoim Bogiem.

Ale to wszystko dokonywa się poprzez Formę: to znaczy,że ludzie,  łącząc się między sobą, narzucają sobie nawzajem taki czy inny sposób bycia, mówienia, działania i każdy

zniekształca innych, będąc zarazem przez nich zniekształcony. Stąd dramat ten jest przede wszystkim dramatem Formy. Tu nie idzie, jak w innych sztukach, o znalezienie najwłaściw-

formy na oddanie jakiegoś konfliktu idei lub osób, ale o odtworzenie wieczystego konfliktu naszego z samą Formą. Jeśliby w sztuce Szekspira ktoś krzyknął na ojca swego "świnio", dramat polegałby na tym, iż syn obraża ojca j gdy jednak to zdarza się w sztuce niniejszej, dramat dzieje się między tym, kto krzyczy a własnym jego krzykiem... gdyż krzyk ten może zabrzmieć

dobrze lub źle, przyczynić się do wywyższenia swego twórcy lub też, przeciwnie, wtrącić go w przepaść wstydu i hańby. Ta deformacja, której poddany jest w pierwszym rzędzie główny bohater, Henryk, urzeczywistnia się jak następuje. Z jednej strony - świat wewnętrzny t Henryka deformuje

świat zewnętrzny: jemu to wszystko śni się, on jest "sam", a te osoby są jedynie jego marzeniem i nieraz bezpośrednio wypowiadają własne jego stany uczuciowe. Jeżeli więc ni stąd, ni zowąd, scena staje się rozpustna, patetyczna lub tajemnicza, jeżeli dana osoba nagle staje się złośliwa lub smutna, to za sprawą natężonej pracy jego ducha. Ale, z drugiej strony, to świat zewnętrzny narzuca się Henrykowi. Czasem, jak powiedzieliśmy, zdarza się, że osoby dramatu zmieniają nagle ton i mówią coś nieoczekiwanego - ponieważ tego właśnie oczekiwał od nich Henryk. Czasem jednak Henryk zachowuje się w sposób nie przewidziany i niezrozumiały dla niego samego, ponieważ musi przystosować się do swych partnerów; oni dyktują mu styl. Jest to więc deformacja wzajemna - nieustanne zmaganie się dwu sił, wewnętrznej i zewnętrznej, które nawzajem się

ograniczają. Takiej podwójnej deformacji poddany jest wszelki akt artystycznego tworzenia i dlatego Henryk upodabnia się raczej do artysty w stanie natchnienia, niż do osoby, która śni.

Wszystko tu bez przerwy "stwarza się": Henryk stwarza sen, a sen - Henryka, akcja też stwarza się nieustannie sama, ludzie stwarzają się wzajemnie i całość prze naprzód ku nieznanym rozwiązaniom. Z powyższego wynikają następujące

Wskazówki dotyczące gry i reżyserii :

1) Wszyscy ci ludzie nie wypowiadają siebie bezpośrednio; rawsze są sztuczni; zawsze grają. Dlatego sztuka jest korowodem masek, gestów, krzyków, mm... Powinna ona być zagrana

sztucznie", ale sztuczność ta nigdy nie powinna tracić związku z tym normalnym ludzkim tonem, który wyczuwa się w tekście. Dwa są elementy, które tej sztuczności nadają cechę istotnego tragizmu: Henryk czuje, iż te fantazje me są niewinną zabawą, ale realnym procesem duchowym, który w nim się odbywa; czuje także, iż jego słowa i akty są niejako zaklęciem tajemnych i niebezpiecznych mocy; czuje, iż forma go stwarza. Jest on reżyserem.

2) Z podwójnej deformacji wytwarza się coś, co Witkiewicz nazwałby "czystą formą". Osoby dramatu rozkoszują się tą swoją grą, upajają się nawet własnym cierpieniem, wszystko

jest tylko pretekstem dla zespolenia się w takim czy innym efekcie. Jedno słowo wywołuje drugie... jedna sytuacja inną... nieraz jakiś szczegół pęcznieje albo, przez powtarzanie, zdania nabierają niezmiernego znaczenia... Jest więc ważne, ażeby dobrze został uwydatniony "żywioł muzyczny" tego utworu.

Jego "tematy", crescenda i decrescenda, pauzy, sforzata, tutti i solą powinny być opracowane jak tekst partytury symfonicznej. Każdy aktor powinien czuć się instrumentem w orkiestrze, a ruch

powinien łączyć się ze słowem. Sceny i sytuacje niech płynnie przechodzą jedna w drugą, grupy ludzkie niech wyrażają jakiś sens tajemny. Studiując tekst normalnej sztuki, aktor może z treści zdania wywnioskować, jak to zdanie ma być wypowiedziane. Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana: dialog jest tu bardziej sztuczny, nieraz najprostsze słowa nabrzmiewają sztucznością. I poza tym tok dialogu jest bardziej dynamiczny: np. gdy jedna osoba wypowiada coś cicho i rzewnie, druga odpowiada potężnie i tubalnie, po czym trzecia przechodzi w wiersz i recytuje jakąś rytmiczną strofę.             

 

3) Podobnie, jak Henryk oscyluje między Mądrością i Głupotą, kapłaństwem i szaleństwem, tak też sama sztuka nieustannie jest zagrożona elementem tandety, śmieszności, idiotyzmu. Przejawia się to również w języku bohaterów, zwłaszcza gdy przemawiają wierszem. Nieraz sztuka przybiera charakter wyraźnej parodii Szekspira. Dekoracje, stroje i maski aktorów winny wyrażać ów świat wiecznej gry, wiecznego naśladownictwa, sztuczności i mistyfikacji.

 

Akcja Dla ułatwienia czytania podaje się w skrócie przebieg akcji.

 

Akt I

We śnie ukazuje się Henrykowi - żołnierzowi we Francji podczas ostatniej wojny - jego dom w Polsce i rodzice. Dom wydaje się przemieniony w karczmę, rodzice - w karczmarzy. Z trudnością rozpoznaje Henryk swoją narzeczoną, Manię, w karczemnej służącej. Ale oto wchodzi Pijak na czele innych Pijaków i - gdy Ojciec-karczmarz wzbrania mu dobierać się do Mam - zaczyna prześladować Ojca. Ojciec, w strachu, krzyczy, że jest nietykalny... - Nietykalny jak król! - wołają Pijacy. Wówczas Henryk, który już od jakiegoś czasu znajdował się w stanie niezwykłego patosu,

klęka przed ojcem i, oddając mu hołd, przemienia go w Króla Nietykalnego. Nietykalność ta chroni Ojca przed "dotknięciem" Pijaka i w ten sposób może on ujść jego prześladowaniu. Gdy Henryk zaczyna słabnąć w swoim uczuciu czci synowskiej, Ojciec proponuje mu następujący układ: ty uznasz mnie królem a ja, moją władzą królewską przywrócę twojej narzeczonej-dziewce godność i czystość, utracone w karczmie, przemienia JĄ w "dziewicę nietykalną" i każę wam dać ślub "przyzwoity", który uświęci i oczyści wszystko...

 

Akt II

Przygotowuje się "przyzwoity ślub" Henryka z Manią. Ale władza Króla jest zagrożona zdradą (spisek wśród dygnitarzy). Henryk czuje, że wszystko zależy od tego, jak on sam odniesie się do swego snu: ,jnądrze" czy też ,giupio". Wygłasza ,/nądrą" przemowę i dzięki temu osiąga chwilową przewagę nad żywiołem Zdrajców. Ale, w chwili gdy ślub ]uż ma być udzielony, wdziera się

Pijak (który zdołał wymknąć się z więzienia) i, przy poparciu Zdrajców, ponownie uderza na Króla, usiłując "dotknąć" go swoim spotężmalym Palcem. Henryk biegnie na pomoc Ojcu i narzeczonej. Rzeczywistość zatacza się między "głupotą" a ,^nądrością". Pijak, zwyciężony ,.mądrością" Henryka, na pozór ustępuje... ale jednocześnie proponuje mu rozmowę na stronie, aby w inny sposób, podstępem, osiągnąć cel zamierzony. Scena przetwarza się w fwe o'clock. - Pomóż nam obalić tego Króla słabego i bezbronnego - kusi Pijak Henryka -a uczynimy cię królem i będziesz mógł sam sobie udzielić Ślubu własną twoją mocą. Henryk, rozbawiony, upojony me tyle winem, ile grą... coraz bardzie] wciąga się w grę... i wreszcie jakby ulegał podszeptom Pijaka: zdradzi Ojca, siebie ogłosi Królem! Jednakże w ostatniej chwili cofa się: nie zdradzi...

Ale Król-Ojciec me może już opanować swego strachu, spotężmalego, "królewskiego"... Zaczyna bać się własnego syna i ten strach przetwarza Henryka w prawdziwego zdrajcę: zwraca się przeciw ojcu, zrzuca go z tronu i ogłasza się Królem. Teraz, na koniec, opanował sytuację! Teraz sam sobie,

jako Król, udzieli ślubu Lecz Pijak, łącząc w sposób sztuczny wobec całego dworu Mamę z Wladziem, przyjacielem Henryka, wtrąca nowego Króla w piekło zazdrości.

 

Akt III

Rządy Henryka są rządami tyrana. Przygotowuje swój Ślub. Rozumiejąc, iż to inni ludzie przetwarzają człowieka w istotę wyższą, obdarzoną władzą, a nawet w Boga, postanawia zmusić swych poddanych, aby oznakami czci i posłuszeństwa "napompowali" go boskością. Wówczas zdoła udzielić sobie ślubu "naprawdę świętego", ślubu, który przywróci czystość i dziewiczość narzeczonej-dziewce. Ale zazdrość go osłabia. Rodzice, mszcząc się za prześladowanie i tortury, rozniecają jeszcze bardziej ogień jego podejrzeń. Tylko śmierć Władzia mogłaby przywrócić mu spokój i silę. Ale na to, aby śmierć ta stalą się ostateczną afirmacją władzy królewskiej, potrzeba, by Władzia sam się zabił z rozkazu Henryka. Henryk poddaje mu tę myśl, choć zdaje sobie sprawę,

że to "właściwie nie jest na serio". W momencie decydującym, gdy już ma udzielić sobie ślubu,

Król, dręczony wyrzutami sumienia i zazdrością, zaczyna słabnąć pod ciosami Pijaka, który znów wystąpił do walki. Wówczas ukazuje się trup Władzia: przyjaciel zabił się, aby spełnić wolę Henryka. Henryk nie wie, czy to wszystko ,Jest prawdą, czy nie jest prawdą". Widzi się wobec świata fikcji, snu, kłamstwa, świata formy. A jednak ten świat odpowiada jakiejś rzeczywistości,

coś wyraża. Przygnieciony czynem (śmiercią Władzia), który popełnił, a którego jednak nie popełnił, czynem, który pochodzi z niego, a który jednak jest różny od niego, Henryk ogłasza się niewinnym. Ale jednocześnie, poddając się formalnej logice sytuacji, temu naciskowi Formy, która wyznaczyła mu rolę mordercy, rozkazuje siebie uwięzić.

 

Akt I

l Krajobraz przygniatający, beznadziejny. W mrokach fragmenty zniekształconego kościoła.)

HENRYK

Zasłona wzniosła się... Niejasny kościół...

I niedorzeczny strop... Dziwne sklepienie...

A pieczęć tonie otchłań w otchłań czarnej

Zastygłej sfery sfer i kamień kamień...

Tu wrota niemożliwe co wciąż przemyśliwam

Tam ołtarz zniekształcony obcego psałterza

Zamknięty klamrą bezsensu kielicha

Co w bezruch grążąc drąży się pasterza...

Pustka. Pustynia. Nic. Ja sam tu jestem

Ja sam

Ja sam

A może nie jestem sam, kto wie co jest za mną, może na

przykład, może coś... ktoś tu z boku, na uboczu, na uboczu,

jakiś idio... idiota, nieokiełznany, nieopanowany, idioto-

waty, idiodotykalny, który dotyka... i... (ze strachem) le- 107

 

108

piej nie ruszać się... i nie ruszajmy się... bo jeśli ruszymy

się...  to on gotów ruszyć się...  i dotknąć się ..  (niepokój

wzrasta) o, żeby coś, albo ktoś tu skądś gdzieś na przy-

kład   żeby...   aha,   tam   coś...   (wylania   się   WŁADZIO)

Władzio! To Władzio!

WŁADZIO

Henryś!

HENRYK

Wyobra? sobie, jaki sen okropny miałem

Śnił mi się jakiś stwór nieludzki, a ja

Chciałem uciekać i nie mogłem!

WŁADZIO

Ten gulasz, co nam dają na noc, dosyć

Niestrawny jest i ciężki. Mnie także

Czasem się śni...

HENRYK

Ale ty przynajmniej jesteś z krwi i kości. A1 może i ty tak-

że... śnisz mi się... Skąd się wziąłeś?

WŁADZIO

Bo ja wiem.

HENRYK

Władzio, Władzio, Władzio, dlaczego jesteś taki prze-

okropnie smutny?

WŁADZIO

A ty dlaczego jesteś smutny?

HENRYK

Nic takiego.

WŁADZIO

Nic takiego.

HENRYK

Coś dziwnego stało się z nami.  Gdzie  się znajdujemy?

Obawiam się, że ta okolica jest przeklęta... a my też je-

steśmy przeklęci... Przepraszam cię, jakoś sztucznie mi się

mówi... nie mogę mówić w sposób naturalny...

I stokrotny smutek

O, żałość bezgraniczna i bezbrzeżna

I jakieś przygnębienie straszne, głuche, ciemne,

 

 

Opanowały duszę moją. Boże!

Boże i Boże!              '<   •<n  ,

WŁADZIO (młodzieńczo)

Na co ci Bóg, jeżeli masz mnie tutaj?

Przecież widzisz, że jestem taki jak ty!

Po diabła przejmować się majakami              s ^

Jeżeli ty i ja jesteśmy z krwi i kości

I jeśli ty jesteś taki jak ja, a ja taki jak ty!    '~i

HENRYK (z radością)

I jeśli ty jesteś taki jak ja, a ja taki jak ty! Ha! Wszystko

jedno! Niech tam! Jak to dobrze, żeś tu się urodził, Wła-

dzio! Z tobą to zupełnie co innego. Ale... gdzie my je-

steśmy? Wydaje mi się, że jednak... gdzieś znajdujemy

się... Tam... stamtąd coś... (wyłania się część ściany, kilka

mebli... strzęp pokoju)

HENRYK

Ja to już gdzieś widziałem.

WŁADZIO

Ja także...

HENRYK (dramatycznie):

My gdzieś jesteśmy

My gdzieś się znajdujemy. Gdzie właściwie?

Co to jest?

(Wylania się pokój; pokój jadalny wiejskiego dworu w Pol-

sce, ale jakby przerobiony na szynk.)

WŁADZIO (z pewną trudnością)

Słowo daję, ten pokój coś mi przypomina... Trochę po-

dobny do jadalnego pokoju w Małoszycach... Podobny

i niepodobny...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin