Courths Mahler - Cierniowy Szlak.pdf

(683 KB) Pobierz
145996561 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
145996561.001.png 145996561.002.png
1
JADWIGA COURTHS-MAHLER
Cierniowy szlak
Wydawnictwo „Tower Press”
Gdańsk 2001
2
Zapadał cichy, wiosenny zmierzch. Przed dużą, starą, narożną kamienicą, należącą do radcy
Schrötera, przystanęła nieśmiało szczupła, wysoka dziewczyna. Miała na sobie skromną żałobną
sukienkę, a na głowie czarny filcowy kapelusz. Bladą, mizerną twarzyczkę rozświetlały ogromne,
ciemne oczy, w których malował się wyraz wielkiego smutku i jakby niepewność. Spoglądała
trwożnie i pytająco na wrota szarego, wysokiego domu.
Wąską, dziecinną niemal ręką przygładziła gęste, kasztanowe włosy, wymykające się spod
kapelusza. Potem weszła z wahaniem na szerokie schody z piaskowca, prowadzące do drzwi
wejściowych.
Pod dzwonkiem w drzwiach błyszczał mosiężny szyld z napisem:
„Radca Schröter.”
Dziewczyna zatrzymała się, zaczerpnęła tchu, postawiła na stopniu małą, szarą walizkę
podróżną i pociągnęła za dzwonek. Na młodej twarzy pojawił się wyraz stanowczości, który
uczynił ją bardziej dojrzałą. Dziewczyna stała, czekając, aż ktoś otworzy drzwi.
Wreszcie usłyszała kroki, potem zgrzyt klucza w zamku. Na progu zjawiła się niska, pulchna
staruszka o miłej, dobrotliwej twarzy. Ze zdumieniem popatrzyła przez okulary na młodą
dziewczynę.
– Czego panienka sobie życzy?
– Czy mogłabym zobaczyć się z panem radcą?
– Pan radca nie przyjmuje nikogo o tak późnej porze.
– Przychodzę w pilnej sprawie, pani Ernestyno.
Staruszka spojrzała na nią zaskoczona.
– Panienka mnie zna?
– Tylko z opowiadań mojej matki. Powiedziała mi: „Pozdrów Bońcię!”
Na dźwięk tego imienia staruszka drgnęła. Drżącymi rękami uścisnęła szczupłą rączkę
3
dziewczęcia. Następnie pochwyciła walizkę, pociągnęła za sobą przybyłą i zamknęła drzwi.
Dziewczyna wraz z walizką zostały szybko wepchnięte do małego pokoiku na korytarzu.
Staruszka czyniła wszystko prędko i w milczeniu. Później weszła do pokoju. W chwili, gdy
zamykała drzwi, rozległ się z góry, zapewne z pierwszego piętra, ostry, nieprzyjemny głos
kobiecy:
– Kto tam przyszedł, Ernestyno?
– Jakiś włóczęga, panienko.
Zamknęła drzwi, lecz jeszcze przez chwilę nadsłuchiwała. Na górze ktoś zamknął drzwi.
Wokoło zapanowała niezmącona cisza.
Po chwili staruszka zasunęła rygiel i zapaliła lampę. Łagodny blask światła rozlał się po
skromnym, lecz schludnym pokoiku.
– Panienka nazwała mnie imieniem, którym dotąd nazywała mnie tylko jedna osoba. Niestety,
zginęła bez wieści. Kim panienka jest?
– Właśnie jej córką.
– Córką Klarci! A gdzież jest matka panienki?
– Nie żyje!
– Nasza Klarcia umarła?
Staruszka usiadła oszołomiona w fotelu. W oczach jej zakręciły się łzy. Później spojrzała ze
smutkiem na młodą dziewczynę.
– Kiedyż umarła?
– Przed dziesięcioma dniami.
– I panienka sama tu przyjechała?
Dziewczyna uśmiechnęła się smętnie.
– A któż miał przyjechać ze mną?
– Ojciec panienki.
– Umarł już przed dwoma laty.
– Biedne dziecko! Skąd panienka przybywa?
– Z Berlina.
– Czy panienka mieszkała tam z matką?
– Tak!
– A co się teraz z panienką stanie?
4
– Nie wiem... Przyrzekłam mojej matce na łożu śmierci, że pojadę do dziadka i poproszę go o
opiekę.
– Ach, mój Boże! Ciotka na pewno nie wpuści panienki do naszego pana! W ciągu ostatnich
kilku lat przytępił mu się słuch. Słyszy źle i nie przyjmie nikogo, jeżeli nie ma przy tym naszej
panny Ludwiki.
– Postaram się jednak dotrzeć do niego.
Staruszka zamyśliła się.
– Gdybym wiedziała, jak to urządzić... Gdyby panienka mogła sama pomówić z panem radcą,
wszystko byłoby już dobrze...
– Czy Brońcia myśli, że nie wypędziłby mnie?
– Co znowu, dziecinko, nie zrobiłby tego. To potrafiłaby raczej nasza panna Ludwika!
Dlatego też dziś wieczorem nie powinna panienka pokazywać się na górze. Ja sobie już ułożę
jakiś plan i namyślę się, jak to zrobić, żeby panienka mogła pomówić z panem radcą, gdy będzie
sam.
– Ależ ja muszę pomówić z nim dziś jeszcze! Nie mam dachu nad głową, nie mam też ani
grosza! Resztę pieniędzy pochłonęła ta podróż do dziadka...
– Jeżeli panienka chce, to może panienka przespać się u nas przez tę jedną noc... A co będzie
jutro? Ano, zobaczymy.
Oczy dziewczyny zwilgotniały. Pochwyciła rękę staruszki i uścisnęła ją serdecznie.
– Och, dziękuję, dziękuję... Jaka Bońcia jest dobra! Mateczka powiedziała do mnie przed
śmiercią: „Zwróć się do Bońci, ona ci pomoże, gdy nie znajdziesz żadnego wyjścia!”
Staruszka pogładziła szczupłą rączkę swego gościa.
– Tak powiedziała nasza Klarcia? O, dziecinko, uczynię chętnie wszystko, co będzie w mojej
mocy. Więc Klarcia nie żyje... Taka śliczna, taka młoda, wesoła... Mój Ty Boże! Jakbym ją w tej
chwili widziała przed sobą! Panienka jest bardzo podobna do mamy: te same oczy, te same
włosy... Tylko że panienka wygląda blado i mizernie. Mamusia panieneczki wyglądała zupełnie
inaczej, gdy była w tym wieku... Silna, pełna, zdrowa... Miała takie roześmiane oczy i rumiane
policzki, aż się dusza radowała w człowieku.
Dziewczyna uśmiechnęła się gorzko.
– Moja matka miała inną młodość niż ja. Ja wzrastałam w złych warunkach, wśród ciągłych
zmartwień i trosk. Staruszka spojrzała na nią ze współczuciem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin