Allison Potter
Wiosenne serce
1
— Czterdzieści dziewięć dolarów!
— No i plus podatek — powiedział sprzedawca. Nadal dzwoniło mu w uszach od okrzyku zdziwienia.
— Na miłość boską! — Czterdzieści dziewięć tych zielonych podobizn Jerzego... za jeden sweter!
Sprzedawca westchnął. Ta pani, stojąca naprzeciwko niego, była dobrą kobietką, ale miała płuca drwala.
— Posłuchaj, Ben... — Ten zadowolony z siebie mężczyzna, który jej towarzyszył, pogłaskał ją delikatnie po dłoni. Miał około pięćdziesiątki, z siwymi włosami i okularami umieszczonymi niedbale na nosie. Poprawił je, żeby lepiej widzieć i przyglądał się niecnemu swetrowi.
— Powiem ci, dziewczyno... że to jest dopiero sweter! A teraz nie zacznij znów się pieklić. To jest impregnowana wełna — stuprocentowa — i to sprawia, że jest znacznie cieplejsza, nie przepuszcza wody i...
Zaczęła się teraz śmiać i zwróciła w stronę sprzedawcy, szczupłego, młodego mężczyzny, który wyglądał, jakby się obawiał, że może mu odgryźć głowę.
— Hej, przepraszam, że tak wrzeszczę, ale chyba niemiałam pojęcia, że rzeczy, których potrzebuję, są takiedrogie... nie będę zresztą sama za nie płacić, ale widać, żetu potrzebny jest szmal.
Uśmiechnął się: — To prawda, ale rzeczywiście ma właściwości, o których mówił twój przyjaciel. A zatem, jak dajemy sobie radę z twoją listą? — Zerknął na ladę, na której zgromadzone były stosy różnych rzeczy. — Patrząc na to, można by sądzić, że zamierzasz spędzić zimę na Alasce.
— Nie całkiem — zaśmiała się Benita — ale... w pewnym sensie, prawie.
— O.K. — wyliczała na palcach — mamy kurtkę, rękawice - dwa rodzaje — ocieplany śpiwór, kilka dziwnie wyglądających okryć głowy, których nigdy wcześniej nie widziałam, a teraz mamy sweter.. nie wspominając o paru rzeczach, które, jak sądzę, pominęłam.
— Zajmiemy się teraz koszulami i butami — powiedział Ray Clayton. — Młody człowieku, czy posiada pan jakieś nazwisko? Zabieramy panu i nadal będziemy zabierać mnóstwo czasu, więc równie dobrze moglibyśmy się zaznajomić! Jestem Ray Clayton, to jest Benita Hub-bell, a pan...
— Nazywam się Bob Walder — roześmiał się — ale nie martwcie się, że zabieracie mi czas! Jeśliby raz na rok zdarzyła mi się taka sprzedaż, przeszedłbym na emeryturę i sam udał się na Biegun Północny!
— Hmm... to nie jest dokładnie to — zachichotał Ray — ale jest... hmm, opowiem panu o tym później. A teraz, jeśli idzie o buty i koszule — a z mojego punktu widzenia, to Red Wing, mając na myśli te pierwsze i Pendleton, mówiąc o tych drugich. Co ty na to, Benita?
Wybrali dwie pary butów, jedne na złe warunki pogodowe na zewnątrz, drugie na ciepło, komfort i łatwiejsze zadania, gdy Benita zamierzała właśnie uznać sprawę za zamkniętą, Ray wyciągnął rękę i wziął coś ze stojącego obok stoiska.
— I dwie pary tych — rzucił jej do rąk skarpetyz gęsiego pierza.
— Dlaczego dwie? — zapytała.
— Ponieważ, jeśli jesteś do mnie podobna, możesz jedną zgubić i w ten sposób, nadal będziesz miała kompletną parę. Najwspanialsza rzecz, jaka kiedykolwiek może się przytrafić stopom, szczególnie, gdy zamierzasz nimi stąpać po jakichś zimnych podłogach.
— Wiesz co, przejdź się trochę w tych butach. Na moje oko, są dużo za ciasne.
Benita przespacerowała się do przodu i do tyłu, podziwiając swe odbicie w lustrze i tańcząc przez chwilę.
— Dobre do tańca — skomentował Ray — ale spró-buj przejść się w nich z dwoma parami tych grubychszkockich skarpet.
Zobaczyła, że miał rację. Trzeba było wymienić buty na o pół numeru większe.
— Nienawidzę zadawać głupich pytań, ale dlaczego dwie pary skarpet, a może boisz się, że też je zgubię?
— Och, weźmiemy trzy, jako, że wierny ci poddany wierzy mocno w bycie przygotowanym na wszelkie ewentualności... a to jest trudny kraj! Ale zawsze miej na sobie dwie pary, żebyś miała izolację, właściwe wchłanianie i uzyskujesz lepszą skoczność i odbicie.
Skierowali się od butów do koszul i gdy już tam byli, zajęli się bielizną.
— Nie zawracaj sobie głowy tymi kobiecymi ciuszkami — powiedział Ray. — Ona ma mieć jakość!
— Hej, sekundę — wybuchnęła Benita. — Tylko dlatego, że są dla kobiet, oznacza, iż jakość...
— Tak — szowinistyczne stwierdzenie, prawda? Ale to prawda i z tobą nam się udało. Jesteś taka mała, że możemy wziąć dla ciebie ciepłą bieliznę dla chłopców, a producenci mający olej w głowie, robią ją najlepszą i najporządniejszą dla chłopców. Zobaczmy tamte koszule, Bob.
Skończyło się na tym, że wzięła też chłopięce koszule — kilka, plus ładny płaszcz podróżny, ale była dumna i blada z pięknej marynarki w szkocką kratę Pendletona. Nawet najmniejszy męski rozmiar był odrobinę za duży, ale nie mogła się oprzeć.
— I jest bosko ciepła... prawdę mówiąc, tu w środku,jest w niej gorąco! — Wręczyła ją Bobowi Walderowi —Nie pozwól mu, żeby wpłynął na zmianę mojej decyzji.Kocham ją.
Zajęło to jeszcze dwie godziny, podczas których Bob kilka razy napomknął, że jego kolega — który pogardliwie wzruszył ramionami, gdy mała, piękna kobieta weszła do sklepu i poprosiła o pomoc przy zakupach — teraz pluł sobie w brodę na zapleczu.
— Tom uważa, że kobiety nie powinny wyruszać nawyprawy — tudzież używać rzeczy, które pani kupuje.Przyrzeknie mi pani, że powie o co chodzi w tym wszyst-kim? Chciałbym utrzeć mu nosa... poza tym, musi cierpieć,że to nie on sprzedał te wszystkie rzeczy!
Gdy zaopatrzyli się już we wszystko i Benita odwróciła spojrzenie od tej niezmierzonej masy, wyciągnęła rękę, by podziękować pomagającemu im młodemu mężczyźnie.
— Jeszcze bez pożegnań — powiedział Ray, udajączaszokowanego. — Teraz potrzebujemy sprzętu! Czy móg-łbyś nam pomóc przy wybieraniu takich rzeczy jak nożei wędki, Bob... Czy musimy zwrócić się do kogoś innego?Wolelibyśmy ciebie. Myślę, że wiesz, o co nam chodzi.
Bob porozmawiał chwilę ze swoim przełożonym i wrócił uśmiechając się: — Tony pozwala mi na to, co nazywa obieganiem sklepu. — Skłonił się każdemu z nich — Więc, jestem na wasze rozkazy — wszystko od kompasu...
— O którym zapomniałem! — westchnął Ray.
— Do latarki na rękę, która czasami ratuje życie! Cokolwiek chcecie zobaczyć w Centrum Handlowym Bar-
ringtona... tylko zapytajcie. Chcecie zacząć od noży? Zanim pokażę wam co Camillus robi z mniejszymi, pozwólcie, że pokażę wam Kumpla Leśnego Człowieka.
— To taka... zabawna nazwa — powiedziała Benita —Mam nadzieję, że nie jest to jakiś gadżet. Zawsze wpadamw tarapaty z gadżetami. Gdy każdy ośmiolatek potraficzegoś użyć, tego prawie dwudziestodwulatek nie potrafi!
Ray roześmiał się. — Nazwa może być zabawna, jak powiedziałaś, ale jest niezwykle użyteczny i nie wysłałbym cię bez niego.
Bob wręczył jej Kumpla Leśnego Człowieka, by się mu przyjrzała. — Niech pani zwróci uwagę, że ma wygodny trzonek, sierp i ostrze w kształcie łopaty. Wie pani, mój przyjaciel mówi, że przydaje się do wszystkiego koło domu czy obozowiska. Mówi, że jest to jak połączenie siekiery, sierpu i maczety... a to oznacza wielkie ułatwienie! Możesz ścinać zarośla, robić ścieżki i pewnie mnóstwo innych rzeczy, które mi nawet nie przyszły do głowy.
— Robert — powiedział z powagą Ray — jak powiedział bramkarz do napastnika... nie strzelaj następnegogola, przekonałeś mnie! Zobaczmy teraz tamte mniejszenoże i to powinno być na tyle, jeśli chodzi o ten dział.
Bob wystawił rząd noży, by się im przyjrzeli.
— Dobrze... jeśli masz porządne noże, nie potrzebu-jesz ich Bóg wie ile. Proszę wybrać, panno Hubbell,a potem rozglądniemy się za kompasami i latarniamii innymi tego typu rzeczami.
Dom towarowy był już od dziesięciu minut zamknięty, gdy Ray odszukał swój samochód — a zawsze musiał go odszukiwać — i podjechał na tyły, żeby załadować do niego zakupy. Załadowali obydwaj z Bobem wszystko, chociaż trzeba to było robić na siłę.
— Nareszcie! Wszystko gotowe... macie całkiem sporyładunek — zaśmiał się Bob. — A teraz, Ray i Ben, jeśli
mogę was nazywać tak, jak wy do siebie mówicie... to gdzie się dama wybiera, że potrzebuje tego rodzaju konfekcji? Wyeliminowaliśmy Biegun Północny i Alaskę i domyślam się, że pozostaje jedynie Grenlandia.
— Jeszcze jedno „nie-całkiem" — powiedział Ray. Jużsiedział za kierownicą. — Zamierza spędzić zimę w samymsercu Nowej Fundlandii... i jakby powiedziała moja córka,bierze cię to?
Bob potrząsnął swoimi rudawoblond włosami i uśmiechnął się; — No, no... zimne miejsce! Ale powiem ci coś... może jest mała, ale założę się, że sobie poradzi.
Benita pochyliła się, by przesłać mu uśmiech nad brzuchem Raya. — Dzięki. Potrzebne mi są wszystkie głosy wyrażające pewność, jakie mogę zdobyć!
Pomachał im ręką. — Wyślij kartkę, jeśli możesz! Nadal bardzo mi zależy na utarciu Tomowi nosa!
Benita oparła głowę o siedzenie, podczas gdy Ray podjął wezwanie, jakie zawsze trzeba podjąć w godzinie szczytu w mieście. Co to był za dzień! Zmęczenie czuła aż po koniuszki palców u stóp, stóp, które wkrótce okryje tymi skarpetami, ocieplanymi gęsim puchem, zdała sobie sprawę. Ale wykonali plan na ten dzień. Prawie zabrakło miejsca w furgonetce Raya dla tych wszystkich rzeczy, które kupili.
Było to tak, jakby Ray płynął na tej samej co ona fali.
— I oczywiście, musisz zaopatrzyć się w te wszystkie dodatkowe rzeczy — kobiece fatałaszki i wszystko inne, co mogłoby być ci potrzebne.
— Kobiece fatałaszki? — Wyprostowała się na siedzeniu i popatrzyła na niego.
— Miła panno... tam gdzie się wybierasz, niewiele osób będzie wiedziało, czy poszminkowałaś usta, albo czy masz ładną fryzurę... ale ty będziesz to wiedziała, zatem mam na myśli te rzeczy... w porządku? A jeśli chodzi
o inne sprawy — dobry, solidny szlafrok, na pewno nie z tych plisowanych, małe radio, magnetofon, lornetkę — aha, to już kupiliśmy — w każdym razie parę jeszcze rzeczy, żeby już mieć wszystko! I mam jeszcze jedną propozycję.
— No mów... wiesz, że jesteś moją encyklopedią!
— Weź ze sobą dziennik i zapisuj w nim każdy dzień i weź parę dobrych książek — jak na przykład dzieła zebrane Szekspira, takich, które można czytać przez długi czas.
— Jeszcze coś?
Myślał przez chwilę. — Nie musisz martwić się o jedzenie i temu podobne, bo można to kupić na miejscu... ale cieszy mnie, że dołączyliśmy ten mały piecyk Cole-mana. Wiem, że tam jest piec gazowy, ale te rzeczy czasami się psują.
— Jeszcze coś — powtórzył. — Nic na razie nie przychodzi mi do głowy — choć coś z pewnością mi się jeszcze przypomni — nic oprócz twoich oczu, uszu i chęci, żeby coś zyskać!
— Hmm, coś zyskam, zgodnie z opinią naszego drogiego wydawcy, Linka, jeśli mogę...
— Znam opinię Linka, moja droga, a także znam jego nastawienie! Jeśli mam na myśli jakiś zysk, to tylko duchowy i edukacyjny! Czy brzmi to wapniacko? Nie chciałem, by tak było... ale jeśli o mnie chodzi, masz szansę się czegoś nauczyć i odnowić się! Nie żebyś była w takim opłakanym stanie, w wieku dwudziestu dwu lat, ale my wszyscy, gdy już jesteśmy dorośli, potrzebujemy duchowego i mentalnego oczyszczenia. To pozwala nam żyć.
— Jesteś filozofem, Raymondzie!
— Niezupełnie. Jestem jedynie pięćdziesięcioczterolet-nim mężczyzną, który od czasu do czasu potrzebuje
odnowy, a także tym, który wierzy, że wielka przestrzeń jest najlepszym do tego miejscem!
Roześmiała się i pomyślała o wydawcy. — Zgadzam się z tobą, ale Link powiedziałby, że knajpa Meagana daje znacznie więcej satysfakcji.
— Alkohol — odpowiedział poważnie Ray — maswoje miejsce w hierarchii rzeczy — w umiarkowanychilościach, ale w porównaniu ze srebrną brzozą czy stalowo-głowym pstrągiem, pozostaje grubo z tyłu... a przyrów-nany z jeziorem o zachodzie słońca... całkiem traci!
Benita odwróciła głowę i patrzyła z podziwem na załadowany po brzegi tył. — Co my z tym wszystkim zrobimy? W żadnym wypadku nie zmieściłabym nawet połowy z tego w moim mieszkanku sześć na sześć!
— Nawet nie przypuszczałem, że mogłabyś. Nie zauważyłaś, że jedziemy za miasto? Mieszkam dwadzieścia mil na północ od tej zadymionej i zanieczyszczonej stolicy świata, moja droga, i zrobimy dwie rzeczy, gdy tam się znajdziemy... obawiasz się, że cię uwodzę?
— Ray! Co zrobimy?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Zjemy sobie nadzwyczajny kotlet mielony i pieczone ziemniaki, przygotowane przez Margaret... plus moja sałatka, jako dodatek do karty... i umieścimy to wszystko w mojej szopie.
— Och, co za ulga! Przygotowałam się na otwarciepuszki ze spagetti, z filiżanką słabej kawy i zamierzałam nazwać to posiłkiem. Ray... czy Margaret się mniespodziewa?
Margaret stała w drzwiach, machając ręką, gdy wjeżdżali na podjazd. — Spóźniliście się! Dokładnie tak, jak podejrzewałam! Rzeczywiście wykupiliście przynajmniej jeden dom towarowy i myślę, że prawdopodobnie będziecie musieli wykonać jeszcze jedną rundę. Młody człowiek, o imieniu Bob, dzwonił i prosił, by zapytać was, czy
zastanawiałaś się nad kupnem mini-magnetofonu. Jeśli tak, to masz do niego zadzwonić.
Benita wyskoczyła z samochodu i uściskała Marga-ret — Mini? Nigdy nawet o takim nie słyszałam!
Margaret roześmiała się rozbrajająco. — Ja też nie, ale powiedział mi, że wymyślił go jakiś misjonarz... żeby było śmieszniej! Jest wielkości mniej więcej pudełka papierosów, „kasety" są wielkości jednego papierosa, a w schowku mieści się ich równy tuzin. Brzmi super... ale, ma się rozumieć, nigdy nie będę niczego takiego potrzebowała. Chyba że Ray straci głos, zawsze mnie zagaduje, kiedy jest w domu. Nie potrzebuję muzyki! Wzięła Benitę za rękę. — Wejdź do środka, kochana. Umieram z ciekawości, by usłyszeć wszystko o twoich planach.
Jako że z powrotem do dżungli, jak Ray zawsze nazywał miasto, był kawałek drogi, Benita spędziła noc u Claytonów i pojechała z Rayem rano. Mało miała czasu na opowiedzenie komukolwiek o swoich przygotowaniach, ponieważ większość dnia spędziła robiąc wywiad ze sławną kobietą-podróżnikiem. Zależało jej, by wykonać to zadanie, dobrze jako że tylko dzięki jej ciągłemu przynaglaniu i naciskom, Lincoln Hamilton Graves ustąpił i pozwolił jej na ten wywiad. Link miał jednoznaczne poglądy na temat kobiet i był całkowicie niezdolny zrozumieć kobietę, która przedzierała się przez dżungle czy zdobywała pustynie... tak jak robiłby to mężczyzna. Ale w końcu, nigdy nie spotkał Pameli Darmon, a Benita miała ugruntowane przeczucie — tak mocno ugruntowane, jak to, które miał Link — że bardzo kiepsko by się ze sobą dogadywali!
Zadzwoniła do Raya, tylko po to, by powiedzieć mu, temu swojemu wiecznie gotowemu jej pomagać przyjacielowi, że oglądała mini-magnetofon i zakupiła go, następnie przedarła się do metra i wróciła do swoje-
go małego mieszkanka. To był długi dzień. Wywiad udał się nadzwyczajnie i zdjęcia powinny wyjść dobrze... ale dwa wyczerpujące dni pod rząd i była gotowa zainkasować forsę i nawet obyć się bez kolacji. Była cała obolała.
...
agnes15963