Syn widzi, że wejście w związek z kobietą musi skończyć się dla niego tym, co spotkało ojca - wstydem, upokorzeniem, "wykastrowaniem". Rozmowa z psychoterapeutą Wojciechem Eichelbergerem
Jest pan ojcem dwóch synów. Zdradził ich pan.
- Nie sądzę, choć miałem w tej sprawie potknięcie. Gdy chłopcy byli mali, tak intensywnie zajmowałem się własnym duchowym rozwojem, że mogli czuć się przez jakiś czas zaniedbywani.
Za dużo pan medytował?
- Tego nigdy za dużo, pod warunkiem że się nie odbywa kosztem naszych wcześniejszych zobowiązań wobec innych ludzi. Na szczęście, jeszcze nie za późno, zapaliło się światełko ostrzegawcze i dzieci zajęły właściwe miejsce w moim życiu.
Co to znaczy?
- Zrozumiałem, że miłość do dzieci, która znajduje swój praktyczny wyraz w ilości czasu i uwagi, jaką się im poświęca, też jest praktyką duchową. Kto wie, czy nie najważniejszą. Uczy bowiem uważnego przeżywania chwili, bycia tam, gdzie się jest.
Dlaczego tak trudno jest nam być z własnymi dziećmi?
- Nie zawsze potrafimy z nimi być. Często sami byliśmy zaniedbywani przez rodziców. Jeśli ojciec, będąc chłopcem, nigdy nie był przytulany, to skąd ma wiedzieć, że dobrze jest przytulać syna i w ten sposób uczyć go, czym jest ciepło, bliskość i wsparcie.
Wystarczy przeczytać parę książek lub zapisać się do szkoły dla rodziców. Warto też pójść na terapię, jeśli wiemy, że w rodzinie działy się niedobre rzeczy.
- Niektórzy rodzice tak robią i chwała im za to. Ale są wśród nich i tacy, którzy na rodzinną patologię są wyczuleni tak jak przysłowiowe kopalniane kanarki na gaz. Przesadzają.
Może mężczyźnie po prostu nie chce się opiekować własnymi pociechami, jest tyle ciekawszych zajęć niż układanie w nieskończoność domku z klocków.
- Najprawdopodobniej sami byli chłopcami opuszczonymi przez ojców, wychowywanymi przez kobiety i nie wiedzą, jak zajmować się synami. Wielu ojców ma poczucie, że odegrali swoją rolę, płodząc synów, i że później ich rola sprowadza się do zapewnienia bytu rodzinie. Nie pamiętają, jak bardzo sami kiedyś na próżno czekali na zabawę z ojcem w klocki.
Dlaczego ojciec jest taki bezcenny?
- Chłopcy mają instynkt eksploracji i walki, konstruowania i budowania, organizują sobie próby odwagi i inicjacje, szukają ryzyka, zbierają siniaki i blizny. Ojcowie rozumieją to lepiej niż matki. W rozsądnych granicach pozwalają synom doświadczać lęku i bólu, uczą odporności, wytrzymałości, dzięki czemu chłopcy nie wpadają w słodką pułapkę matczynej nadopiekuńczości.
Mało któremu ojcu chce się zginać kark i uczestniczyć choćby w nauce chodzenia syna.
- Po części dlatego, że ojcowie są coraz bardziej zapracowani. Część z nich nauczyła się, że sensem życia jest zabieganie o reputację i sukces. Trudno im docenić czas spędzany z dzieckiem. Wspólna zabawa w klocki czy układanki z trzy-, cztero-, pięcioletnim synkiem wydaje im się czasem straconym. Dlatego tak często nieświadomie zdradzamy syna w pierwszych latach jego życia, poświęcając czas raczej budowaniu swojej pozycji zawodowej i społecznej i takiej relacji z matką dzieci, która wspierałaby nasze aspiracje.
Czy taki model rodziny wynika ze zmian cywilizacyjnych?
- W miarę postępu rewolucji przemysłowej i informatycznej zanika gatunek ojców samodzielnych, wszechstronnych i niezależnych - gospodarzy i właścicieli - potrafiących budować, polować, hodować, uprawiać, naprawiać, walczyć, bronić, śpiewać i tańczyć - a także prawdziwie cieszyć się synem jako naturalnym spadkobiercą ojcowskiej duchowej i materialnej schedy. Zjawisko to dotyczy przede wszystkim dominującej w naszych czasach kultury miejskiej. Na wsiach i w małych miasteczkach tu i ówdzie takie ojcowskie relikty jeszcze przetrwały. Urbanizacja, industrializacja, opiekuńczość państwa, wszystko, co wydaje się pozytywnym dorobkiem naszych czasów, radykalnie zmienia tradycyjny model rodziny, jej strukturę i sens istnienia. Obecna sytuacja wiele wymaga od rodzin. Rodzina pozbawiona ekonomicznego, socjalnego i obyczajowego nacisku i lepiszcza w coraz większym stopniu swoje trwanie zawdzięczać musi więzi emocjonalnej i duchowej. Ale jak kultywować tę więź, skoro brakuje czasu na bycie razem? Tak działa, opisany w największym skrócie, mechanizm powodujący coraz powszechniejszy kryzys rodziny.
Kiedyś było lepiej?
- W przeszłości zainteresowanie ojca synem wiązało się z koniecznością przekazywania mu dorobku życia, fachu i warsztatu pracy. Ojciec musiał syna wiele nauczyć, aby to, czego wcześniej dokonał, nie zmarnowało się. Od trwałości rodziny w ogromnej mierze zależały szanse przetrwania jej członków. Sytuacja zewnętrzna czyniła z rodziny autonomiczny, spójny i odporny organizm, zdolny do przetrwania na przekór wszystkiemu. Ze względu na ekonomiczną i społeczną pozycję mężczyzn, od których sprawności i możliwości tak wiele zależało, związki ojców z synami były wówczas szczególnie ważne i mocne.
Gdzie są ci mężczyźni dziś? Prawie dwa miliony kobiet samotnie wychowują dzieci. To jedna czwarta polskich rodzin.
- Proces degradacji tradycyjnej rodziny trwa od setek lat, a stworzenie recepty na jej zdrowe funkcjonowanie we współczesnym świecie to zapewne zadanie dla kilku pokoleń. Prawdopodobnie będą musiały się radykalnie zmienić nasze oczekiwania związane z rodziną. Na razie ojciec w swojej tradycyjnej roli staje się coraz mniej potrzebny. Nie musi już budować, hodować, bronić, przekazywać. Coraz częściej nie musi nawet na rodzinę zarabiać, bo żona zarabia tyle samo albo więcej - a jak żona zawiedzie, to przecież państwo i tak nie da dziecku zginąć. Nie za dobrze to świadczy o mężczyznach, ale marksistowska teza, że byt kształtuje świadomość, wydaje się sprawdzać w obszarze męskich postaw rodzinnych.
Facet znika, bawi się albo pracuje, a dziecko siłą rzeczy zostaje przy matce.
- A matka jest coraz bardziej przemęczona, zniecierpliwiona i rozżalona. Nosi w sobie pokłady gniewu, który pod nieobecność ojca mimo woli przelewa na syna. Otwartym lub ukrytym - pod maską nadopiekuńczości - gniewem matka nieświadomie kastruje chłopca psychicznie. Nadmiernie ogranicza jego wolność i inicjatywę, a tym samym możność nabywania podstawowych atrybutów męskości, tj. zaufania do siebie, zdolności do konfrontacji i walki, odwagi, odporności, sprawności.
Część mężczyzn w końcu zabiera się do wychowania synów, gdy przestają być kłopotliwi - sami już jedzą, ubierają się i korzystają z ubikacji.
- Niestety, zbyt często u ojców wygrywa pokusa uczynienia z synów swoich kibiców i wielbicieli. Wynikająca z niskiego poczucia wartości potrzeba imponowania synom może ojcom mylić się z miłością. Ojciec jest wówczas przekonany, że dużo dla syna robi, a nie zdaje sobie sprawy, że buduje w nim nadmierne przywiązanie i pokorną postawę wobec autorytetów. Takie traktowanie przez ojców osłabia synom kręgosłup i może sprawić, że syn przez resztę życia pozostanie beznadziejnie wpatrzony w idealizowane, nieosiągalne wzorce, nie będąc w stanie ich realizować w życiu.
I co wtedy?
- Syn może nie być w stanie zbudować swojej niezależnej tożsamości. Dlatego tak często synowie alkoholików zostają alkoholikami, synowie pracoholików zostają pracoholikami, synowie ideologów ideologami itd.
A jeśli się zbuntuje? Zdarza się, że syn z wielbiciela zmienia się w krytyka, a czasami wręcz wroga.
- Syn opuszczony przez ojca, który jest tzw. zwykłym, szanowanym obywatelem, ma na ogół trudniej. Gdy się zbuntuje, często słyszy komentarz: "Takiemu dobremu ojcu przytrafił się taki trudny syn". On jednak musi przeciwstawić się ojcu, który go zawiódł. Aby zbudować swoją odrębną tożsamość, musi stać się kimś zupełnie innym niż ojciec. Ścieżka społecznej poprawności odpada, ponieważ idzie nią ojciec. Kończy się tym, że syn dryfuje w kierunku kibiców, gangów czy innych grup rówieśniczych, przy pomocy których próbuje stworzyć sobie substytut prawdziwego obcowania z ojcem.
A gdy ojciec nie jest "porządnym facetem", np. pije i bije?
- Synowie ojców jednoznacznie negatywnych, np. nadużywających używek i przemocy, paradoksalnie mogą łatwiej rozwiązać problem ojca. Często budują swoją tożsamość, podążając w zupełnie inną stronę niż ich ojcowie. Pracują nad sobą, dojrzewają, aktywnie poszukują pozytywnych wzorców. Dzięki temu często lepiej sobie radzą w życiu niż synowie ojców społecznie dostosowanych, ale nieradzących sobie w rodzinie.
Jestem przekonana, że ci szacowni toksyczni ojcowie uważają się za świetnych rodziców.
- Zdrada syna odbywa się często w sposób, z którego nader trudno zdać sobie sprawę. Ojcowie mogą wręcz żywić przekonanie, że poświęcają synom dużo czasu i uwagi. W swoim już dość długim życiu nie spotkałem rodziców, którzy chcieliby świadomie krzywdzić własne dzieci. Ogromna większość rodziców, w ramach swoich często bardzo trudnych uwarunkowań, stara się wypełniać swoje rodzicielskie zadania najlepiej, jak potrafi. Jeśli krzywdzimy swoje dzieci, to nieświadomie i w imię najlepszych intencji.
Mój ojciec bił mnie co kilka dni, a wyrosłem na przyzwoitego człowieka. Pasy mi nie zaszkodziły, dlaczego więc mam nie lać swojego syna, gdy mnie wkurzy - tak myśli tatuś bijący chłopca. Czy to jest zdrada?
- W gabinecie terapeutycznym najczęściej spotykałem się z kilkoma podstawowymi sposobami, w jaki ojcowie zdradzają synów. Pierwszy z nich, bardzo powszechny, to "niszczenie". Ojciec jako dziecko był ofiarą i sam - nieświadomie - staje się katem dla swojego syna.
Stajemy się ofiarami ofiar?
- W związkach z dziećmi możemy łatwo spełnić nasze marzenie z czasów, gdy sami byliśmy ofiarą. Nie ryzykując utraty uczuć dziecka, tkwiąc w złudnym przekonaniu o własnych dobrych intencjach usprawiedliwiających wszystko - możemy łatwo wejść w rolę kata. Ojciec, który w dzieciństwie był upokarzany, chętnie demonstruje przed własnymi dziećmi swoją siłę i przewagę. Nie przepuszcza żadnej okazji, żeby pokazać, że jest lepszy. Nieświadomie dąży do tego, by udziałem dzieci stały się uczucia, które on sam przeżywał, gdy był dzieckiem. Dlatego odczuwa skrywaną satysfakcję, gdy doprowadza syna do płaczu, gdy go wyśmiewa, upokarza, kompromituje. Przez lata takiego traktowania w psychice dziecka postępuje korozja poczucia wartości i szacunku dla siebie samego. A przy okazji kumulują się ogromne ilości nieodreagowanego gniewu.
Kim są niszczący ojcowie?
- Większość z nich to ojcowie - w szerokim sensie tego słowa - uzależnieni. W uzależnienie łatwiej wpadają ludzie uciekający przed wyniesionym z dzieciństwa upokorzeniem, nierzadko spotęgowanym przez okoliczności ich dorosłego życia. To nie tylko ojcowie opętani przez używki, narkotyki, hazard lub seks. Równie dobrze mogą to być dogmatyczni ideolodzy lub fanatyczni religijni wyznawcy albo tak zwani ludzie żelaznych zasad i funkcjonariusze autorytarnych, hierarchicznych organizacji. Poniżają synów tak samo jak podwładnych, bo chcą się poczuć lepsi i silniejsi.
Co przeżywa bite dziecko?
- Odczuwa lęk podobny do tego, jaki pojawia się w stanach zagrożenia życia. Jeśli maltretowano nas w dzieciństwie, to w dorosłym życiu przeżywanie lęku szczególnie silnie skojarzone zostaje z uczuciem upokorzenia. Ten groźny syndrom: lęk i poczucie upokorzenia, jest często przykrywany, kompensowany silną agresją. Czasami bardzo wcześnie - nawet już w piaskownicy - zaczynamy szukać swoich ofiar.
Można być katem, nie bijąc?
- Istnieje odmiana nieświadomego upokorzenia dokonywana bez agresji fizycznej czy słownej, lecz poprzez znęcanie się emocjonalne nad dzieckiem. Popularną metodą jest stawianie nierealistycznie wysokich wymagań i karanie silną, dewaluującą dezaprobatą, gdy nie są spełniane. A także represyjna kontrola wkraczająca w intymne sfery życia dziecka, przesadne posługiwanie się karami ograniczającymi wolność (np. areszt domowy), upublicznianie poufnych informacji o dziecku, zawstydzanie go przy innych itp.
Ponieważ robimy to nieświadomie, na ogół uważamy się za znakomitych ojców, a to, że synowie więdną nam w rękach, uznajemy za niesprawiedliwy wyrok losu i jeszcze jeden powód do dewaluowania dziecka.
Z takim ukrytym katem dziecku trudniej sobie poradzić, trudno go zdemaskować i się z nim skonfrontować. Dziecko takiego ojca często połyka cały swój gniew i wstyd, obwinia i nienawidzi siebie - bo nie potrafi go właściwie zaadresować. Prawdopodobnie wyrośnie na człowieka o zaburzonym poczuciu wartości. Albo będzie obsesyjnie dążyć do władzy i przewagi nad innymi w sferze publicznej. Albo będzie cichym domowym tyranem. Albo poczuje się niegodnym wyrzutkiem i wyląduje na towarzyskim i życiowym marginesie. Dlatego ci spośród nich, którzy prą do władzy i znaczenia, nie tolerują ludzi z marginesu i odmiennych. Dostrzegają w nich bowiem swój własny cień, groźną potencjalną alternatywę własnego życia, której zaprzeczają i przed którą uciekają.
Kolejny zdradzający ojciec to taki, który chce, aby syn go podziwiał.
- Ten ojciec sam był kiedyś chłopcem niekochanym i niedocenianym. Teraz życie spędza na dowodzeniu sobie i światu, że jest coś wart. Wykorzystuje do tego wszystkie możliwe sytuacje, również związek z dziećmi. Rodzinie i dzieciom jest trochę lżej, jeśli jego potrzeba bycia podziwianym jest przynajmniej częściowo zaspokajana w obszarze pracy i kariery. Najtrudniej jest wtedy, gdy syn ma być jedynym świadkiem sukcesów, wielbicielem i entuzjastą swego ojca.
Taki ojciec przynajmniej jest obecny w życiu dziecka.
- Tak, ale to nie jest obecność dla syna. Takie bycie z synem służy przede wszystkim ojcu do kompensowania jego psychicznych deficytów. Syn siedzi i patrzy, jak tata rozbija namiot, rozpala ognisko, steruje jachtem, gra w tenisa, jeździ konno, bawi się czy pracuje. Patrzy, podziwia i czuje się niedoceniony i opuszczony. W końcu odkrywa, że najskuteczniej ściąga na siebie uwagę ojca, gdy go czymś niepokoi lub szokuje. Zaczyna chorować, opuszcza się w nauce, zachowuje się niezgodnie ze standardami ojca. Nie chce już być biernym kibicem i podziwiaczem ojca. Woli stać się dla niego kłopotem, ciężarem, przynosić mu rozczarowanie i wstyd - bo wtedy ojciec choć trochę zaczyna zajmować się nim, a nie tylko sobą.
Są też rodziny, w których ojcowie zachowują się, jakby mieli swoje dzieci w nosie. Wychowują je wyłącznie matki. Każda z nas na swojej drodze spotka nie raz "synka mamusi".
- Jest wiele powodów takich ojcowskich zachowań, ale synowie zawsze tak samo cierpią, gdy ojciec niby jest, ale go nie ma, bo z jakichś tajemniczych powodów kompletnie nie interesuje się swoim dzieckiem. Bywa, że takie bierne odrzucenie syna jest wynikiem homoseksualnych lęków ojca. Jego życie wypełnione jest udowadnianiem sobie i światu, że jest supermężczyzną, więc na dziecko nie ma tu miejsca. Ojciec unika kontaktu z synem, by nie nasilać swojego przerażającego autopodejrzenia o homoseksualne tendencje.
Inny powód: ojciec odrzuca syna, bo nie czuje się związany z jego matką. Wyznacza wówczas chłopcu rolę "synka mamusi", czyli deleguje go do roli opiekuna matki i kojącego plastra na jej serce. Wycofanie się ojca sprawia, że chłopiec, chcąc nie chcąc, staje się dla matki zastępczym oparciem. To może się rozwinąć w bardzo trudną dla syna sytuację edypalną, w której uzna, że jest pełnoprawnym partnerem matki, a w konsekwencji zacznie z nią wiązać także nadzieje na zaspokojenie swych potrzeb seksualnych. Taka sytuacja może być bardzo trudna do rozwikłania.
Następny patent na ojcowską zdradę to wbicie się przez mężczyznę w rolę "pantoflarza".
- Dzieje się tak, gdy mężczyzna przeżywa swój związek z żoną, jakby był jej bezwolnym, przerażonym dzieckiem. Wówczas nie jest w stanie podjąć jakiegokolwiek ryzyka, aby wspierać lub bronić swego syna w konfrontacji z matką - a syn prędzej czy później zaczyna czuć pogardę dla ojca. W dodatku wpada w ręce albo nadopiekuńczej, albo jawnie destrukcyjnej matki. Gdy dorośnie, może stać się podobny do ojca lub wypowie wojnę zarówno kobietom, jak i pantoflarzom, słabeuszom. Wtedy z grzecznego, układnego chłopca przeistoczy się w jego przeciwieństwo - zacznie zachowywać się agresywnie, wulgarnie, egoistycznie - nierzadko także aspołecznie.
Jeśli kobieta zakocha się w "zdradzonym", to jest już zatopiona. Przed nią życie z domowym wagarowiczem, przemocowcem albo narcyzem.
- Wybór takiego partnera - z reguły nieświadomy - wskazuje na to, że kobieta ma własne kłopoty ze sobą i z mężczyznami. Gdyby ich nie miała, to z pewnością nie związałaby się na stałe z partnerem tak bardzo skłonnym do zdradzania ewentualnego przyszłego syna, a nierzadko i jej samej.
Więc to ona jest winna? Przecież ona też została zdradzona!
- Nikt nie jest winny. I nie zajmujemy się tutaj rozdzielaniem win, lecz próbą refleksji nad skomplikowaną rodzinną rzeczywistością. Winna jest bowiem tylko klątwa pokoleń, które nieświadomie i bezrefleksyjnie powielały obowiązujące kulturowe wzorce rodzinne i wychowawcze. Czas zacząć o tym myśleć. Temu służy ta rozmowa. Poza tym przypisywanie wpływowi ojca i matki całej odpowiedzialności za to, co się dzieje z dziećmi, też jest nieuzasadnionym uproszczeniem. Psychologiczna rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana i nie daje się opisać za pomocą prostych zależności. Poza rodzicami w rodzinnej dramie bierze także udział rodzeństwo, dziadkowie, wujkowie, przyjaciele rodziców, sąsiedzi i nauczyciele. Niemniej możemy wyróżnić pewne, z konieczności uproszczone, typy zachowań dorosłych mężczyzn, które są skutkiem ojcowskiej zdrady i matczynych trudności z podołaniem samotnemu wychowywaniu potomstwa. O takiej - ogólnej i z konieczności nieco prowizorycznej - typologii właśnie rozmawiamy.
Kim więc zostaje chłopiec, którego ojciec przeznaczył na "synka mamusi".
- W wersji ekstremalnej może zostać wiecznym dzieckiem. Wtedy będzie mówił podwyższonym głosem, chodził drobnymi kroczkami ze spuszczoną głową i uniesionymi ramionami. Będzie albo nadmiernie wychudzony, albo z dużą nadwagą, sprawiając wrażenie zawstydzonego, smutnego chłopca skrzyżowanego ze staruszkiem. To syn, który zostaje z matką, bo albo stracił nadzieję na stanie się mężczyzną, albo przestał widzieć w tym cokolwiek atrakcyjnego. A nieświadoma siebie matka zapewne wiele zrobiła, by wzbudzić w nim poczucie odpowiedzialności za jej szczęście i życie, a zarazem uczucie bezradności wobec tej niemożliwej misji.
Niedojrzała seksualność takiego syna/opiekuna w połączeniu z lękiem przed odejściem od matki i tęsknotą za ojcem wyrażać się może tendencją do wchodzenia w kontakty seksualne z dziećmi, bo jedynie z nimi czuje się bezpiecznie. Ogrom wyrządzanego przy tej okazji zła na ogół nie dociera do jego świadomości. Czasami matka, w odruchu troski o dorastanie syna, "każe" mu się ożenić i "iść do pracy". Ale wypełniając jej oczekiwania, syn nie wydostaje się bynajmniej spod jej przemożnego wpływu. Nadal pozostanie ona najważniejszą postacią w jego życiu, ważniejszą od przyszłej partnerki i od ewentualnych dzieci.
A gdy zaniedbana przez partnera matka ćwiczy swoją kobiecość na synku?
- Wtedy syn doświadcza bólu uwiedzenia i odrzucenia. Mama chce być podziwiana i wielbiona, a jednocześnie pozostaje dla syna niedostępna, bo w istocie kieruje swoje - z reguły nieświadome - uwodzicielskie zachowania do nieobecnego ojca. Uwodzenie polega na wzbudzaniu zachwytu i nadziei na bliskość, a jednocześnie byciu całkowicie nieosiągalnym. Czasami samotna matka bardziej chce być podziwiana przez syna, niż być dla niego wspierającym, kochającym rodzicem - bo podziw ze strony syna dostarcza jej tak pożądanego zastępczego uznania dla jej kobiecej atrakcyjności. Wtedy syn, gdy dorośnie, prawdopodobnie wstąpi na ścieżkę Don Juana, by nieustannie zdobywać coraz to nowe kobiety, ale nigdy nie oddać się tej jednej. Mimo jednoczesnej wielkiej tęsknoty za takim spotkaniem. Będzie potrafił dać kobietom tylko to, co dostał od matki; rozkochiwanie i zachwycanie, przeżywanie egzaltowanych uniesień - lecz jego serce, by nie przeżyć raz jeszcze bólu uwiedzenia i odrzucenia, będzie w istocie pozostawać zamknięte.
Playboyem zostaje z kolei syn używany przez matkę do prowadzenia gry z ojcem?
- Z takiego doświadczenia w chłopcu odkładają się z jednej strony pokłady gniewu, z drugiej przekonanie, że związki między ludźmi, a w szczególności między kobietami i mężczyznami, polegają na manipulacji i wykorzystywaniu. Jeżeli matka jest dominująca i traktuje go przedmiotowo, budzi w dziecku przerażenie. Strach zbliżyć się do kogoś takiego. Jedynym ratunkiem dla chłopca jest strategia biernego oporu, uciekanie w świat fantazji i odcinanie się od własnego ciała. Gdy dorośnie, będzie potrzebować silnych bodźców, żeby cokolwiek poczuć. Ale najbardziej odciętą, niedostępną krainą jego ciała pozostaje serce, które boi się zaangażować. W tej sytuacji jedynym sposobem na zapewnienie sobie upragnionego i zbawiennego kontaktu z kobietami jest uwodzenie i seks bez zobowiązań. Kobieta słyszy: "Pozwól mi być blisko, ale nie ograniczaj mnie i nie zobowiązuj do czegokolwiek". Playboy wyraża miłość jedynie poprzez łóżkowe igraszki. Po wyjściu z sypialni staje się innym człowiekiem. Wycofuje się ze wszystkiego. Kobiety nazywają takich mężczyzn "nocnymi poetami".
Jaką krzywdę wyrządzili rodzice takim mężczyznom, którzy o całe zło świata obwiniają kobiety?
- Tak uważają dorośli chłopcy, którzy nie wiedząc o tym, noszą w sercu żal, strach i gniew przeniesiony z dzieciństwa w dorosłe życie. Zostali zdradzeni przez ojca i pozostawieni sam na sam z agresywną, niepanującą nad emocjami, pełną żalu i seksualnie zaniedbaną matką. Stali się jej uwiedzioną i zarazem przerażoną ofiarą. Na przykład najpierw chłopiec słyszy: "Pozwól, że się przy tobie przebiorę". Za chwilę: "Och, jaki brzydki chłopczyk, podgląda mamę". Albo: "Chodź, przytul się do mamy". A za chwilę: "Jak ci nie wstyd wchodzić mamie do łóżka". Nieświadome uwodzenie przez matkę może się też odbywać w kontekście zbyt daleko sięgających w intymność dziecka czynności higienicznych czy zabiegów leczniczych. Np.: "Chodź, mama cię umyje". A za chwilę: "Brzydki chłopiec! Czym ty się tam bawisz! Połóż ręce na kołdrze".
To tortura.
- Bycie na przemian uwodzonym i w poniżający sposób odrzucanym przez matkę może spowodować, że na resztę życia chłopiec straci ochotę i możliwość zbliżenia się do kobiety. W skrajnych wypadkach wyparta nienawiść do matki w połączeniu z przemożną potrzebą doświadczania bliskości z kobietą mogą nas zaprowadzić na tragiczne i przerażające manowce okrucieństwa i gwałtu. Jeśli odważymy się związać na stałe z kobietą, to na pewno z kobietą uległą i spełniającą nasze ukryte pragnienie, by matka poczuwała się do winy. Winną i przepraszającą, że żyje, dopuszczamy do naszych łask i wspaniałomyślnie dzielimy z nią łoże.
Szukanie miłości w objęciach innych mężczyzn jest także skutkiem ojcowskiej zdrady?
- Czasami na tym tle mogą pojawić się psychogenne zaburzenia tożsamości płciowej. Gdy ojciec jest uległy, zalękniony, upokarzany przez dominującą, autorytarną matkę, wtedy syn, patrząc na ojca, myśli: "Nie chcę być taki jak on". Takie postanowienie zawiera w sobie potencjalną groźbę odmowy bycia mężczyzną dla kobiet, a nawet bycia mężczyzną jako takim. W dodatku, by uniknąć represji ze strony matki, zasłużyć na jej przychylność i poprawić własną samoocenę, syn wchodzi z nią w sojusz przeciwko ojcu. Sam zdradzony, szybko zdradza ojca i przystępuje do obozu matki. Nie zdaje sobie sprawy, że zaczyna gardzić sam sobą jako mężczyzną, a jednocześnie otwiera pole dla ogromnej tęsknoty za wymarzonym ojcem.
Gdy taki chłopiec dorośnie, związek z kobietą jawi mu się jako katastrofa.
- Nie chce stać się takim mężczyzną jak ojciec. W dodatku, patrząc na to, co dzieje się między matką a ojcem, widzi, że wejście w związek z kobietą musi skończyć się dla niego tym, co spotkało ojca - wstydem, upokorzeniem, "wykastrowaniem". Wiele zależy od tego, co się dalej wydarzy w jego życiu. Tak czy owak będzie podatny na wszelkie próby uwiedzenia ze strony mężczyzn. Bardzo potrzebuje ich towarzystwa, silnych i opiekuńczych ramion. Pragnie kogoś, kto jest dla niego wzorem, intelektualnym i emocjonalnym partnerem, a nie gapą i ciamajdą jak ojciec.
Będąc gejem, mężczyzna i tak jest najczęściej odrzucany i upokarzany przez swoje środowisko.
- Tak, bo ciężko uciec od takiego dziedzictwa. Dorosły syn przeżywa te same emocje co ojciec, tyle że ojca upokarzała matka, a jego heteroseksualne otoczenie. Syn chce być za wszelką cenę inny od ojca, a podąża dokładnie jego śladem. Te same emocje i traumy stają się udziałem ich obu.
Homoseksualizm jest reakcją na zdradę ojca?
- Nie wszystko o gejach i nie wszystkich gejów da się do końca zrozumieć w tych kategoriach. Tylko u części homoseksualnych mężczyzn psychogenne uwarunkowania są wyraźne i być może decydujące. Zaryzykowałbym jednak przypuszczenie, że coraz powszechniejszy męski homoseksualizm jest wielkim wołaniem o prawdziwego ojca.
Co powinien robić ojciec, aby przekazywać synowi cenne dziedzictwo męskości?
- Myślę, że rozwiązaniem, po które wielu z nas, ojców, może sięgać, jest budowanie z synami wspólnych obszarów zainteresowań i wykorzystywanie czasu wolnego do tego, aby - choć w pewnej mierze - dokonywał się proces przekazu z ojca na syna. Synowie bardzo potrzebują być z nami na wyprawie, w od-
osobnieniu, w trudnych warunkach, gdzieś, gdzie trzeba się sprawdzić, dobrze się porozumiewać i liczyć na siebie nawzajem. Bardzo potrzebują być z nami w domu, gdy matka pracuje poza domem, wypoczywa albo zwiedza świat. Potrzebują doświadczać męskiej samodzielności, a także dowiadywać się tego, że matka nie jest wyłącznie od "siedzenia w domu" i opiekowania się mężczyznami, że ona też ma w świecie do załatwienia swoje ważne sprawy.
Jeśli rodzice nas zaniedbywali, jak mamy poczuć potrzebę uważnego bycia z własnymi dziećmi?
- Dobrze jest szukać okazji, które pomogłyby nam odnaleźć w sobie tęsknotę za tym, co nas samych nie spotkało. Jeśli tę tęsknotę w sobie znajdziemy, to będziemy wiedzieli, że nasze dzieci tęsknią za tym samym. W trudnej sytuacji są ci z nas, którzy są bardzo zapracowani - a takich jest na pewno większość Musimy zdobyć się wtedy na pokonanie w sobie zmęczenia i niechęci do kontaktu z kimkolwiek, nawet z własnymi dziećmi, na pokonanie nieprzepartej potrzeby zalegania przed telewizorem czy przeglądania gazety, i uchronić te bezcenne godziny, które zostają w życiu, aby coś zrobić z dziećmi. Dać im poczucie, że są na tyle ważne, iż jesteśmy gotowi z czegoś dla nich zrezygnować.
Źródło: Duży Format
Krzysztofx