01 - Cienie.pdf

(771 KB) Pobierz
706191414 UNPDF
Amy Meredith
Cienie
706191414.001.png
Rozdział 1
Duch prześliznął się między dwiema sosnami, bezszelestnie, nie zostawiając śladów na
pokrytej igliwiem ziemi. Nagle zatrzymał się, jakby coś wyczuł - coś żywego.
Bez paniki, nakazała sobie Eve Evergold, kiedy jej serce zaczęło szybciej bić.
Jestem silna, jestem dzielna. Dam radę, pomyślała. Objęła się rękami i próbowała stać
kompletnie bez ruchu. Ale to było niemożliwe. Musiała oddychać, a więc jej pierś unosiła się i
opadała.
Duch przekręcił nieco głowę, węsząc, lustrując wzrokiem ciemność. Jego twarz -
gładka, biała, nieludzka - była pozbawiona wyrazu. Przekręcił głowę bardziej i teraz patrzył
prosto na Eve. Jego oczy rozbłysły. Czuła na skórze jego palący wzrok. Była pewna, że jeśli
to potrwa dłużej, te oczy zabiorą ją prosto do piekła.
Spojrzała na Jess, swoją najlepszą przyjaciółkę właściwie od zawsze. Jess wpatrywała
się w ducha, a jej twarz wykrzywiało przerażenie. Oczy zjawy płonęły żywym ogniem. Eve
słyszała trzeszczenie, kiedy duch zaczął się do nich zbliżać. To było...
Jess krzyknęła. Natychmiast posypały się na nie garście popcornu. Kilka osób syknęło
„ciii“, ale znacznie więcej po prostu się roześmiało.
Koniec z horrorami, obiecała sobie Eve. Od tej pory w moim życiu nie będzie nic
strasznego!
- Nie do wiary, że krzyknęłam. Na głos! - przeżywała Jess, wychodząc z Eve na
szeroki chodnik przed kinem.
- A da się krzyknąć inaczej? - zakpiła Eve, kiedy ruszyły Main Street. - Ja jakoś mogę
uwierzyć. Zawsze sikasz ze strachu na horrorach.
- Ale to nie miał być horror - powiedziała Jess. - Słyszałam, że miał być jak Zmierzch.
A nawet się nie całowali.
- Należy się nam jakaś mała przyjemność po tych przejściach - odparta Eve.
- Buty? - zapytała z nadzieją Jess, patrząc na sandałki na koturnach na wystawie Jildor
Shoes.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy aż tak ucierpiały. Poza tym prawie przekroczyłam limit
na mojej karcie. - Właściwie to karta nie była jej, tylko rodziców, którzy by się nie ucieszyli,
gdyby przekroczyła wyznaczony przez nich limit. A i tak byli bardzo hojni, o czym jej często
przypominali. - Myślałam raczej o czymś takim jak...
- Lody - dokończyła Jess.
- Dwie gałki. - Kiedy szły spacerem do lodziarni, Eve spojrzała na sznury białych
światełek rozwieszone na gałęziach wiązów rosnących wzdłuż ulicy.
Zapalały się codziennie o zmierzchu, ale na razie było jeszcze za widno. Eve uwielbiała
te maleńkie światełka. I wiązy. I Main Street - całe dwie i pół przecznicy.
Tęskniła za Deepdene, niewielkim, eleganckim miasteczkiem w Hamptons, gdzie
mieszkała przez całe życie, nawet jeśli lato spędzone na Kauai z rodziną i Jess było absolutnie
cudowne.
Weszły przez żółte drzwi do lodziarni Big Ola's na końcu przecznicy. Jak zwykle w
piątkowy wieczór, wszystkie stoliki i boksy były zajęte. W ich małym miasteczku lodziarnia
była jednym z trzech miejsc, w których przesiadywały nastolatki; dwa pozostałe to Java
Nation i pizzeria.
Eve spojrzała na Jess.
- Okej, kogo znamy?
Obie skanowały wzrokiem niewielkie pomieszczenie.
- Prawie wszystkich. Tam jest mój brat z innymi głupkami - powiedziała Jess.
- Shanna z ekipą pod oknem. - Eve im pomachała.
- Wróciłyście! - zawołała Katy Emory, która siedziała obok Shanny. Pokazała gestem,
żeby do niej zadzwoniły.
Jess przysunęła się do Eve i zniżyła głos.
- Wydaje mi się, nie, jestem pewna, że przy stojaku z pocztowkami siedzi syn nowego
pastora. Luke Thompson.
- Kto?
- Gadałam z Megan. Pamiętasz? Z tydzień temu. Jak byłaś na masażu gorącymi
kamieniami, a ja nie, bo spaliłam się na słońcu - wyjaśniła Jess. - W każdym razie Megan
mowiła, że Luke ma blond włosy, które opadają mu na oczy, i ten koleś właśnie tak ma. Co,
tak na marginesie, bardzo mi się podoba. Mowiła jeszcze, że zaczyna w tym roku liceum, tak
jak my. Mowiłam ci, że poznała go w wakacje.
- A tak. Jasne - przypomniała sobie Eve. Najbliższa sąsiadka Jess, Megan Christie,
zawsze pierwsza poznawała nowych ludzi, bo jej rodzice prowadzili najlepszą, i jedyną,
agencję nieruchomości w mieście. Zapewniali pełną obsługę, łącznie z wyszukaniem firmy
przeprowadzkowej i wynajęciem pomocy domowej. Wszystko po to, żeby nabywcy willi
przypadkiem się nie zmęczyli.
Domy w Deepdene, poza tym że wielkie, były różne - od rustykalnych rezydencji we
francuskim stylu w komplecie ze stodołami po supernowoczesne szklane budynki na
piaszczystej plaży. Megan poznawała więc nowo przybyłych, ledwo ich noga stanęła w
mieście. To było naprawdę coś w Deepdene liczącym dwa tysiące czterech mieszkańców, tym
bardziej że część z tych dwu tysięcy czterech osob należała do kategorii bardzo sławni i
bardzo bogaci; reżyserzy filmowi, gwiazdy popu, projektanci mody, prezenterzy telewizyjni,
dzieciaki celebrytów i inne postaci z okładek kolorowych magazynów. Każdy, kto jest kimś i
mieszka w Nowym Jorku, ma rownież dom w Deepdene albo jakimś innym miasteczku w
Hamptons, raju niecałe dwieście kilometrow od Manhattanu. To znaczy, jeśli ma dość
pieniędzy.
Eve posłała nowemu ukradkowe spojrzenie. Jego włosy wydawały się takie
jedwabiste. Miała ochotę zanurzyć w nich palce.
- Pewnie Megan kręciła z nim w wakacje - powiedziała Jess. Zaczęła nucić pod nosem
Son of a Preacher Man, piosenkę z płyty, którą jej matka włączała prawie za każdym razem,
kiedy gdzieś ją podwoziła.
- Na pewno - zgodziła się Eve. Talenty flirciarskie Megan były już legendą. Jak i fakt,
że w piątej klasie urosły jej piersi, wcześniej niż innym dziewczynom.
Eve i Jess, rok młodsze od Megan, były wtedy pod wielkim wrażeniem. I wielce
zaniepokojone, kiedy i jaki rozmiar same wyhodują. Eve nigdy nie osiągnęła rozmiaru, na jaki
liczyła, ale chłopcom chyba nie przeszkadzało, że była tak drobna. Kto wie - może to się
jeszcze zmieni?
- Megan jest szybka - przytaknęła Jess. - Ale jak z nią rozmawiałam, miała już oko na
kogoś innego. Nie powiedziała, na kogo. Wiesz, jaka ona jest. Uwielbia robić aluzje i czeka,
żebyś zaczęła ją błagać. Ale nie zdążyłam się niczego dowiedzieć. Powiedziała, że jest
zmęczona i musi się położyć, chociaż była u niej dopiero dziewiąta. Prawie zasypiała. Mowiła,
że ostatnio mało śpi. Koszmary senne czy coś. - Jess znów zerknęła na chłopaka, który musiał
być Lukiem. - Przysiądźmy się do niego - zaproponowała.
- Czemu nie? - Eve się roześmiała. - Musiał czekać całe lato, żeby poznać takie
superlaski jak my. Biedaczek. - Pierwsza ruszyła w jego stronę i po chwili siedziała już przy
jego stoliku. - Wyglądasz na znudzonego, Luke. Uznałyśmy, że przyda ci się trochę rozrywki -
zagadnęła, uśmiechając się do niego.
- Jestem Jess. A to Eve. Witaj w Deepdene - zaczęła Jess, szturchając Eve tyłkiem.
Eve przesunęła się robiąc Jess miejsce na krześle. Luke siedział przy dwuosobowym stoliku.
Eve odsunęła łokciem pusty pucharek po lodach.
Ktoś tu wcześniej z nim siedział. Ciekawe kto? - pomyślała. Nie żeby to miało
znaczenie.
- Dzięki, ale jestem tu od miesiąca. Gdzie byłyście? - zapytał Luke.
- Na Kauai - odpowiedziały jednocześnie.
- Racja. Hawaje. Bogaci lubią maratony plażowe - zauważył Luke, kiwając głową. -
Nawet jeśli tu, w Hamptons, mają świetną plażę pod samym nosem. Jako biedak ciągle o tym
zapominam.
Jess zrobiła zakłopotaną minę, ale Eve się roześmiała. Koleś żartował - poznała to po
tym uśmieszku.
- Biedak? - zapytała sceptycznie.
- No dobra, przesada. Ale na pewno nie spędzamy wakacji w Europie. Czy na
Hawajach - powiedział Luke. - No ale kto wie, może wy mnie zaprosicie w przyszłe wakacje.
Jest ze mną dużo zabawy, słowo. - Puścił oczko.
Eve była tak zaskoczona, że odebrało jej mowę; kątem oka widziała, że Jess się
zaczerwieniła. Niezły flirciarz jak na syna pastora!
- Śmiało, pytajcie - rzucił. - Wiem, że po to się przysiadłyście.
Eve i Jess wymieniły zdumione spojrzenia. Nie mogł wiedzieć, że Eve chciała nawijać
na palec te jego jasne, jedwabiste włosy, prawda?
- Jak to jest być dzieckiem pastora? - podpowiedział Luke.
- Skąd wiesz, że się nad tym zastanawiałyśmy? - zapytała Jess.
- Nie no, trochę nas to ciekawi - przyznała Eve. - A dokładnie, czy jesteś jednym z
tych bardzo, bardzo grzecznych dzieciakow duchownych? - zażartowała. - Czy jednym z tych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin