Dale_Jenny_-_Pupilek.doc

(288 KB) Pobierz

 

JENNY DALE

 

PUPILEK

 

 

Przekład Natalia Wojciechowska

Ilustracje Mick Reid

EGMONT

Tytuł oryginału: Puppy Patrol - Puppy Love

Copyright © 1998 Working Partners

Illustrations copyright © 1998 Mick Reid

First published 1998 by Macmillan Children's Books

London

Redakcja: Małgorzata Piekut

Korekta: Bożenna Jakowiecka, Maria Radzimińska

MIIUiKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA w Zabrzu                           

Л                            ZN. kLAS. . "T'    '

                            NR IN W-62,09   ■

ььшг

Wydanie polskie Egmont Sp. z o.o. 1999 00-810 Warszawa, ul. Srebrna 16 teł. 625 50 05

Druk: Ł.Z.Graf Łódź ISBN 83-237-0286-1

Rozdział pierwszy

1%

Trzy, cztery, start! - głos sędziego przedarł się przez wrzawę na trybunach. Przy akompaniamencie ludzkich nawoływań, oklasków i ujadania psów sfora wyścigowych chartów pomknęła w pogoni za mechanicznym zającem. Nil Parker wraz z Emilką, swoją młodszą siostrą, jak zaczarowani patrzyli na pędzące psy; pogoń właśnie zbliżała się do miejsca, w którym dzieci siedziały w towarzystwie rodziców.

Państwo Bob i Carole Parker, rodzice Emilki i Nila, byli właścicielami centrum hodowli, tresury i pomocy weterynaryjnej dla psów, o nazwie „Przytulisko". Prowadzili także niewielkie schronisko, gdzie znajdowały opiekę chore i skrzywdzone psiaki. Cała rodzina mieszkała w Comp-ton, małym miasteczku na północy Anglii.

5

Parkerowie wprost uwielbiali psy, bez względu na ich rasę i umaszczenie. Wiedziała o tym cała okolica. Było więc oczywiste, że pojawią się na dorocznym wyścigu chartów. A poza tym Emilka miała właśnie zadane wypracowanie o zwierzętach szybkobiegaczach.

- Patrzcie, patrzcie, jak pędzą! - wołał Nil, próbując przekrzyczeć wiwatujący tłum.

Psy minęły właśnie kolejny zakręt i na chwilę znikły z pola widzenia, zostawiając za sobą tumany kurzu.

- Charty potrafią biec z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę - powiedziała mądrze Emilka i nasunęła głębiej ciepłą wełnianą czapkę. Zaczęła prze stępować z nogi na nogę, by choć trochę rozgrzać zmarznięte stopy. Wieczór był wyjątkowo mroźny.

Nil lekko szturchnął siostrę, jak zawsze, gdy Emilka popisywała się wiedzą na temat zwierząt.

- Jeśli jesteś taka mądra, to powiedz, które zwierzę biega najszybciej?

- Gepard - odpowiedziała Emilka bez wahania. - Nie wiem tylko, z jaką prędkością biegają gepardy - dodała.

- Do dziewięćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę - powiedział ktoś z tyłu.

Nil odwrócił głowę. Jego ojciec z namysłem skubał brodę.

6

-Tak sądzę - powiedział. - Ostatnio oglądałem w telewizji dokumentalny film o kotach.

Charty zbliżały się do mety. Do przebiegnięcia zostało im już tylko kilkaset metrów. Nagle, tuż przed ostatnim zakrętem, powietrze przeszył przeciągły skowyt. Widownia zamarła na widok psa, który potknął się i upadł, skomląc z bólu.

Emilka chwyciła Nila za rękę.

Pozostałe charty ominęły rannego psa, nie przerywając wyścigu. Kontuzjowane zwierzę zebrało resztki sił i z trudem podniosło się z ziemi.

- Coś mu się stało! - krzyknął Nil.

Bob Parker twierdząco skinął głową. Patrzył na psa, który ze wspaniałego szybkobiegacza przemienił się w rozpaczliwie kulejące zwierzę.

Chart przez dłuższą chwilę łapał równowagę. Widać było, ile trudu sprawia mu utrzymanie się na czterech łapach. Ale nie zamierzał zrezygnować z walki: zebrał się w sobie i kulejąc, pobiegł w kierunku mety.

7

Tłum na widowni westchnął głośno, ze współczuciem.

Ranny pies zakończył swój bieg już po tym, jak sędzia ogłosił imiona zwycięzców.

-Wyścig zamyka Grom - powiedział sędzia i dodał - Chyba pora wysłać Groma na emeryturę...

Kiedy Grom przekroczył linię mety, na trybunach rozległo się kilka nieśmiałych oklasków.

- Na emeryturę? - zdziwiła się Emilka. - Ale dlaczego? On wcale nie jest jeszcze stary - dodała z przekonaniem.

Pani Parker zerknęła do programu wyścigu.

- Grom ma już ponad dwa lata - powiedziała.

- To sporo jak na wyścigowego charta.

- Co się z nim teraz stanie? - spytał Nil.

- Przy odrobinie szczęścia znajdzie nowy dom

-  odparł tata. - Znam organizację, która daje schronienie chartom nie biorącym już udziału w gonitwach.

- Spójrzcie, jak on strasznie kuleje - zatroskał się Nil.

Emilka posłała ojcu błagalne spojrzenie.

- Nie możesz nic zrobić, tato?... Pan Parker zmarszczył czoło.

- Nad przebiegiem całego wyścigu na pewno czuwa doświadczony weterynarz, który zaraz zbada Groma - pocieszył dzieci.

8

- Poza tym - dodała mama - właściciel Groma na pewno się nim zaopiekuje.

Nil i Emilka popatrzyli na siebie niepewnie, po czym oboje zwrócili wzrok na tor wyścigowy, z którego właśnie znoszono rannego psa. Oboje mieli nadzieję, że rodzice się nie mylą.

W drodze powrotnej N11 siedział cicho i smutnymi oczami patrzył przez okno samochodu.

- Co ci jest? - spytała Emilka. - Powiedz, źle się bawiłeś?

- Oczywiście, że nie - odpowiedział Nil. - Ale cały czas myślę o Gromie. Martwię się o niego.

- Ja też - przytaknęła Emilka. Nil zajrzał do programu wyścigu.

- Tu jest podane nazwisko właściciela - powiedział do siostry. - Moglibyśmy zadzwonić i zapytać o zdrowie Groma - zaproponował.

Pani Parker westchnęła.

- Oj, dzieci, dzieci - powiedziała. - Właściciel charta jest na pewno odpowiedzialnym i rozsądnym człowiekiem. Szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby Grom szybko odzyskał dawną sprawność. Nie jesteśmy w stanie uratować wszystkich psów świata. Powinniście się cieszyć, że Grom ma przynajmniej swój dom. Pomyślcie, ile jest psów, które go nie mają.

Nil znów zwrócił spojrzenie ku oknu. Mroźna

9

noc spowiła świat w bezkresną czerń. Z zimowego nieba padała marznąca mżawka. Nagle na poboczu drogi chłopiec zauważył jaśniejszą plamę. Nieruchome dotąd „coś" lekko się poruszyło.

- Ej! - krzyknął Nil. -Tam jest jakieś zwierzę!

- Gdzie? Gdzie? - spytała Emilka, przyciskając nos do szyby.

Mama także coś zauważyła. Szybko zerknęła we wsteczne lusterko i zwolniła.

- Poczekajcie - powiedziała spokojnie. - Przekonamy się, co to takiego. - Ostrożnie cofnęła samochód po śliskiej jezdni i powoli ruszyła w stronę tajemniczej istoty.

- To pewnie zabłąkana owca - stwierdził tata, przyglądając się otaczającym drogę zaroślom.

- Jest! - zawołał Nil, wyskakując z samochodu. To „coś" było znacznie mniejsze od owcy.

- Ostrożnie! - ostrzegł pan Parker. - To może być wściekły lis!

Serce Nila biło jak oszalałe. Może zwierzę zostało potrącone przez samochód? Może jest ranne i potrzebuje pomocy?

Tata wziął latarkę i wysiadł z samochodu.

N11 zbliżył się do zwierzęcia powoli, by go nie spłoszyć. Nagle stanął jak wryty i patrzył z niedowierzaniem. Te same łatki, ta sama szczupła sylwetka... To był Grom, ranny chart, który tak dzielnie dowlókł się do mety!

10

Jakim cudem pies zawędrował aż tak daleko? Byli przecież kilkanaście kilometrów od toru wyścigowego, z dala od miasta.

Pan Parker oświetlił psa latarką. W tej zmarzniętej kupce sierści natychmiast rozpoznał Groma. Chart miał kaganiec, ale brakowało mu ciepłego kubraczka.

Nil ostrożnie podszedł do Groma. Przykucnął i wyciągnął przed siebie otwartą dłoń, żeby pies mógł ją obwąchać.

Chart zaskomlał i spojrzał na chłopca smutnymi oczami. Podmuch mroźnego wiatru sprawił, że Nil wzdrygnął się i postawił kołnierz.

- Chodź, chodź, piesku - powiedział łagodnie pan Parker, klękając obok chorego zwierzęcia.

Szybko przebiegł wzrokiem po ciele psa i odetchnął z ulgą. Nie było śladów krwi. Delikat-

11

nie dotknął żeber i brzucha, by sprawdzić, czy oprócz kontuzji łapy chart odniósł inne obrażenia. Pies lekko zadrżał, ale nie próbował się wyrywać. Pan Parker powoli zdjął mu kaganiec. Chart trochę się uspokoił.

- Ależ on jest przerażony... - wyszeptał Nil. Tata pokiwał głową.

- Przynieś z bagażnika koc - polecił.

- Już przyniosłam - powiedziała Emilka, podchodząc do Groma.

Pan Parker delikatnie otulił psa i podniósł go z ziemi.

- Położę go między wami, na tylnym siedzeniu. Tu będzie mu najwygodniej - powiedział.

Dzieci zgodziły się bez sprzeciwu.

- Tato, nic mu nie jest? - zapytała Emilka.

- Oprócz zranionej łapy? Wygląda na to, że nie - odparł krótko tata. W jego głosie słychać było złość.

Dzieci wsiadły do samochodu. Z troską patrzyły na nowego pasażera.

- Teraz już nic ci nie grozi - powiedział Nil, próbując pogłaskać Groma.

Chart zawył przeciągle i skulił się w sobie. Chłopiec poczuł zalewającą go falę gniewu. Był wściekły na ludzi, którzy zgotowali psu taki los.

-  Musimy zawiadomić Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami - powiedział stanowczo. - Za-

12

dzwońmy do pani Terri McCall, gdy tylko wrócimy do domu!

Pan Parker spojrzał na zegarek.

- Już jest za późno. Jutro z nią porozmawiam - obiecał.

Kiedy w końcu dotarli do domu, na progu przywitała ich Kate McGuire, która pracowała w Przytulisku. Tego dnia została w domu państwa Parkerów, żeby zaopiekować się Sarą, pięcioletnią siostrzyczką Emilki i Nila.

- Och, ty mój biedny piesku - powiedziała czule do Groma po wysłuchaniu całej historii. Chart nieśmiało zamachał ogonem. - Nie martw się - dodała. - Szybko postawimy cię z powrotem na nogi.

Pani McGuire uważnie obserwowała charta, prowadząc go do jednego z kojców w klinice. „Nieciekawie to wygląda" - pomyślała, patrząc na kulejące zwierzę. Na miejscu dała psu środki przeciwbólowe, ukryte - dla zatarcia gorzkiego smaku - w kulce mięsa.

-Tata mówi, że powinniśmy czekać; dopiero jutro rano zadzwoni do Mikę'a - powiedziała Emilka. Mikę Turner był weterynarzem pracującym w schronisku państwa Parkerów.

-Twój tata ma rację - zgodziła się pani McGuire. - Grom pewnie zostanie poddany narko-

13

zie, a do tego trzeba mieć zupełnie pusty żołądek - dodała.

Nil ze współczuciem patrzył na Groma, który niezdarnie próbował umościć sobie miejsce do leżenia.

-Jest taki smutny - powiedział zatroskany chłopiec. - Nie chcę zostawiać go samego.

- Ani ja - dodała Emilka.

Do kliniki zajrzał pan Parker.

- No, dzieci, chodźcie już - zawołał. - Jest późno. Muszę wszystko pozamykać, a Grom powinien odpocząć.

Ociągając się, Emilka i Nil wyszli z kojca, zostawiając smutnego psa. Jeszcze raz spojrzeli na charta, po czym weszli do domu.

Mikę Turner zjawił się w domu państwa Par-kerów podczas niedzielnego śniadania. Bob Parker natychmiast zaprowadził weterynarza do rannego charta. Emilka i Nil zerwali się od stołu. Chcieli usłyszeć, co powie lekarz. Zabrali z sobą małą Sarę.

Weterynarz obejrzał przednią łapę Groma.

- Pies ma złamany palec - powiedział.

- Skąd pan wie? - spytała dociekliwa Emilka.

- Palec jest bardzo spuchnięty - odparł weterynarz. - Poza tym wyścigowe charty często łamią palce przednich łap - wyjaśnił.

14

- Założy mu pan gips na łapę? - zapytał Nil i spojrzał na Міке'а Turnera.

Weterynarz zawahał się.

- Nie - odpowiedział. - Obawiam się, że palec trzeba będzie amputować.

- Jak to? - wykrzyknęła przerażona Emilka.

- Tak będzie najlepiej - powiedział pan Turner. - Inaczej nie będę miał pewności, że wszystko się zagoi.

- Ale to znaczy, że Grom już nigdy nie weźmie udziału w wyścigach! - zaprotestował Nil.

Weterynarz uśmiechnął się.

- Oczywiście, że będzie mógł startować. I to niejeden raz - powiedział. - Mnóstwo psów wyścigowych startuje mimo utraty palca. Tak czy inaczej, biorąc pod uwagę wiek Groma, myślę, że powinien zakończyć sportową karierę.

- Odnajdę właściciela Groma i zażądam, by formalnie przekazał nam psa - oświadczył stanowczo pan Parker.

Weterynarz delikatnie podniósł charta.

- Nie ma na co czekać, Bob - zwrócił się do pana Parkera. - Zabieram Groma na operację.

- Oczywiście, Mikę - zgodził się pan Parker. Mikę Turner ostrożnie ułożył psa na wózku.

Chart zawył z bólu. Nil poszedł za weterynarzem i otworzył mu drzwi do samochodu.

-Wszystko będzie dobrze - pocieszał prze-

15

straszonego psa.  Wyciągnął  rękę  1  delikatnie pogłaskał go po łbie.

Weterynarz zamknął drzwi.

- Przyjedźcie po niego dziś po południu - powiedział na pożegnanie.

W milczeniu odprowadzali wzrokiem chorego psa. Po chwili samochód zniknął za zakrętem.

- Nie martw się, Saro - pocieszała siostrzyczkę Emilka. - Grom na pewno wyzdrowieje.

Nil wsunął ręce do kieszeni.

- Jeśli chcesz, pójdziemy na spacer - powiedział do Sary. - Zabierzemy Dropsa.

- A Kudłaczka też? - spytała Sara.

Drops, owczarek rasy border collie, był ulu-bieńcem całej rodziny. Od niedawna do domu na King Street przybył nowy lokator, syn Dropsa, Kudłaczek. Mamą Kudłaczka była Delicja, piękna suka z sąsiedztwa.

N11 uśmiechnął się. Wiedział, jak bardzo jego mała siostrzyczka kocha szczeniaki.

- Saro, Kudłaczek jest jeszcze za mały na długie wędrówki - wytłumaczył siostrze. - Jeśli chcesz, weźmiemy go potem na spacerek po ogrodzie.

Trochę marudziła, ale w końcu poszła z bratem do kuchni, aby zawołać Dropsa.

Na widok Nila pies radośnie zamachał biało--czarnym ogonem. Chłopiec czule pogłaskał swe-

16

go ulubieńca, założył mu obrożę, schował do kieszeni smycz i razem wybiegli na zewnątrz.

- Poczekaj na mnie! - zawołała Sara.

N11 wziął siostrzyczkę za rękę i wszyscy wyruszyli na spacer.

Niedzielny poranek był tak mroźny, że nawet Drops trochę dygotał, mimo grubej sierści. Po dziesięciu minutach dzieci już porządnie zmarzły, dlatego postanowiły wracać do domu. Nagle Drops stanął, pochylił łeb i zaczął obwąchiwać ścieżkę. Po chwili zawył krótko i spojrzał w dal.

- Hej, o co chodzi, Drops? - zawołał Nil. Pies zastrzygł uszami. Wydawało się, że słyszy

jakieś niepokojące odgłosy. Sprężył się, gotowy

17

do skoku. N11 wpatrywał się w dal, bezskutecznie próbując coś dostrzec.

- Chodźmy już - ponaglała Sara. - Zimno mi!

- W porządku - powiedział Nil i ruszył biegiem do domu.

Drops nawet nie drgnął. Nil zatrzymał się i zagwizdał na psa. Po chwili Drops z ociąganiem dołączył do swego pana. W ruchach owczarka można było dostrzec jakieś dziwne napięcie. Najwyraźniej wyczuł coś, czego nie rejestrowały ludzkie zmysły.

Rozdział drugi

 

Kiedy cała trójka wróciła do domu, pies natychmiast ułożył się w ciepłej kuchni, a Nil poszedł szukać Emilki. Siedziała przy komputerze i pisała wypracowanie. A właściwie nie tyle pisała, ile raczej podsłuchiwała, o czym tata rozmawia przez telefon. Kiedy zobaczyła brata, przyłożyła palec do ust i wymownie popatrzyła w kierunku otwartych drzwi.

- Tata rozmawia z panem Greyem, właścicielem Leśnej Farmy - poinformowała Nila.

-W jakiej sprawie? - zapytał zaciekawiony chłopiec.

- Żebym to ja wiedziała! - odparła Emilka. - Jeszcze przed chwilą rozmawiał z właścicielem Groma. Ledwie zdążył odłożyć słuchawkę, kiedy znowu zadzwonił telefon - dodała.

19

Nil zmarszczył czoło.

- No i co powiedział właściciel Groma? - spytał powoli.

- Że Grom uciekł - odpowiedziała z ironiczną miną Emilka.

- Uciekł? Co za bzdura! - wykrzyknął rozzłoszczony Nil. - Przecież prawie nie mógł chodzić!

-Wiem - stwierdziła dziewczynka ponuro -ale tata powiedział, że najważniejszą rzeczą w tej chwili jest wyleczenie Groma. Potem będziemy musieli znaleźć mu nowy dom. Dobrze, że właściciel przynajmniej zgodził się przekazać nam psa.

Nil zacisnął pięści i potrząsnął głową.

- Nie możemy pozwolić, żeby temu człowiekowi uszło to na sucho! - powiedział stanowczo.

- Co uszło na sucho? - zawołała Sara, biegnąc w podskokach do rodzeństwa.

Emilka i Nil wymienili spojrzenia.

- Właściciel zostawił Groma na pastwę losu, bo pies złamał palec - wyjaśniła siostrzyczce Emilka.

- Niech idzie do więzienia! - zaproponowała Sara.

Emilka zerknęła na brata i oboje uśmiechnęli się do siebie. W tej samej chwili nadszedł tata.

-Alarm! - zawołał. - Pan Grey mówi, że na jego farmie, w borsuczej norze, siedzi uwięziony

20

szczeniak. Nie może się sam wydostać. Kto jedzie ze mną?

- Ja! - krzyknął Nil. - Emilka, jedziesz z nami? - zapytał siostrę.

- Nie mogę. - Muszę napisać to wypracowanie. Sara poderwała się z miejsca.

-Ja pojadę! Ja pojadę! - wykrzykiwała radośnie.

- Dobrze - zgodził się pan Parker. - Pod warunkiem że nie będziesz nam przeszkadzać.

„To chyba niemożliwe" - pomyślał Nil.

- Próbowałem już wszystkiego - tłumaczył Harry Grey, drapiąc się po głowie. - Biedak utknął na dobre. Nie mogę wsunąć tam nawet ręki, ponieważ coś blokuje wejście do nory.

Borsucza nora znajdowała się pod rozłożystym dębem na skraju łąki, na której zwykle pasły się owce.

- Ziemia w tym miejscu jest wyjątkowo ubita -powiedział pan Grey. Na jego pooranej zmarszczkami twarzy malowała się troska. - Nie sposób tu kopać - dodał, kiwając głową. - Boję się zresztą, że jeśli użyję jakiegoś ostrego narzędzia, zrobię szczeniakowi krzywdę.

Pan Parker uklęknął i uważnie przyjrzał się borsuczej jamie. Dzieci z zaciekawieniem zerkały mu przez ramię.

21

- Masz rację, Harry - powiedział po chwili pan Parker. - Poza tym wydaje mi się, że tuż przy wlocie obsunęła się ziemia. Jesteś pewien, że w środku jest szczeniak? - spytał, spoglądając na farmera.

- Na to wygląda - odparł pan Grey. - Byłem na spacerze z Wulkanem, który obwąchał to miejsce i zaczął szczekać - wyjaśniał farmer, czule spoglądając na swego gładkowłosego teriera. - Kiedy przysunąłem się bliżej, usłyszałem ciche skomlenie, a teraz już nic nie słychać.

Pan Parker podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie.

-  Musimy szybko działać - zadecydował stanowczo. - Szczeniak nie przetrwa nocy.

- Ale co zrobimy? - zapytał zmartwiony Nil.

- Na pewno nie możemy kopać - stwierdził pan Grey. - Ziemia całkiem zasypie jamę, a to tylko pogorszy sprawę.

Bob Parker zmarszczył czoło.

- Może powinniśmy zaraz zadzwonić do Terri McCall i poprosić ją o radę? - zasugerował. Wszyscy w okolicy wiedzieli, że pani McCall z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami jest niezastąpiona w trudnych sytuacjach.

- Nie zawadzi - zgodził się farmer.

Kiedy panowie Parker i Grey poszli w stronę domu, Nil położył się na trawie i przytknął ucho

22

do ziemi. Z głębi jamy dobiegało bardzo ciche skomlenie. Wulkan też je usłyszał i zaszczekał parę razy.

- Cicho, piesku. Będzie dobrze - pocieszał szczeniaka Nil, usiłując wsunąć dłoń do nory. - Robię wszystko, co tylko w mojej mocy...

Niestety, dłoń chłopca była o wiele za duża. Sara bacznie przyglądała się bratu.

- Też chcę spróbować - powiedziała po chwili.

Nil podniósł się z ziemi i spojrzał na Sarę. Wulkan niecierpliwie biegał w kółko, poszczekując od czasu do czasu.

- Moja ręka jest przecież mniejsza od twojej -stwierdziła Sara.

- Dobra, próbuj - zdecydował chłopiec. Sara położyła się na ziemi i zaczęła powoli

wsuwać dłoń do jamy. I już po chwili jej ręka znalazła się w borsuczej norze. Nil bez wiary przyglądał się wysiłkom siostry.

- Czujesz coś? - zapytał niepewnie.

- Dotknęłam czegoś. Czegoś twardego - powiedziała Sara.

- Możesz to wyciągnąć? - pytał dalej Nil. -Postaram się - odpowiedziała z wysiłkiem

Sara. Sięgnęła w głąb jamy i szarpnęła. Nic. Szarpnęła jeszcze raz. -To coś bardzo mocno siedzi! -stwierdziła.

- Spróbuj jeszcze raz! - nalegał chłopiec.

23

Sara lekko sapnęła. Powoli, centymetr po centymetrze, wyciągała „zatyczkę" z nory.

- Jest! - krzyknęła nagle. Triumfalnie uniosła duży kawał ułamanego korzenia. Jego koniec był obgryziony.

Nil natychmiast podniósł się z ziemi i zawołał w stronę znikających za łąką mężczyzn:

-Tato! Panie Grey! Chodźcie tu szybko! Odblokowaliśmy norę!

Wulkan zaczął szczekać tak głośno, jakby chciał potwierdzić słowa chłopca.

Nil przyjrzał się uważnie korzeniowi. Czyżby szczeniak był tak wygłodniały, że chciał go zjeść?

Tymczasem Sara znów sięgała w głąb borsu-czej nory.

- Czuję szczeniaka! - zawołała nagle.

- Masz, może to coś pomoże - powiedział Nil, podając siostrze psi przysmak, który zawsze nosił w kieszeni.

Sara położyła przysmak tuż obok wejścia do nory. Po chwili pojawiła się w nim włochata kulka. Szczeniak był zabłocony od łap po czubek głowy, a jego sierść wyglądała jak jeden wielki kołtun. Nil tak długo czyścił psa z zaschniętego błota, aż pokazała się brudna czarno-brązowa sierść. Zajrzał mu w zęby - szczeniak miał nie więcej niż osiem tygodni i był zdecydowanie wychudzony.

24

- Mogę go potrzymać? - zapytała Sara błagalnym tonem.

Nil podał siostrze drżącego szczeniaczka.

- Cześć, maleńki - powiedziała dziewczynka, czule tuląc przestraszonego pieska.

Szczeniak powoli oswajał się ze swoimi wybawcami. Popiskując, próbował polizać Sarę po twarzy. Dziewczynka zaśmiała się i podrapała go za uszami.

- Jaka to rasa? - spytała brata.

Nil podrapał się po głowie i powiedział: -Nie wiem. Wygląda na owczarka, ale nie jestem pewien. Widzisz, jakie ma grube łapy -dodał, uważnie przyglądając się szczeniakowi. - Wydaje mi się, że to mieszaniec. Ale żeby się o tym przekonać, musimy go najpierw wykąpać!

25

- stwierdził, patrząc na wciąż zabłoconą i skołtunioną sierść pieska. - Nie mam pojęcia, jak to maleństwo się tu dostało - wymamrotał, kolejny raz zaglądając do głębokiej jamy.

Sara jeszcze mocniej przytuliła szczeniaka i ruszyła w kierunku domu pana Greya.

- E, tam, nieważne - stwierdziła. - Najważniejsze, że teraz jest nasz!

Nil porządnie otrzepał ubranie i podążył za siostrą. „Może szczeniak miał być gwiazdkowym prezentem, ale się nie spodobał?" - zastanawiał się po drodze.

- Świetna robota, Saro - powiedział rozpromieniony pan Turner. Rodzice Sary bowiem przywieźli małego pieska do weterynarza, gdyż i tak wybierali się do niego,  żeby odebrać Groma.

-  Spisałaś się na medal! - chwalił dziewczynkę pan Turner. - Biedak długo by już nie pociągnął. Uratowałaś mu życie! - dodał, raz jeszcze badając szczeniaka. Chciał mieć pewność, że piesek nie jest ranny.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin