(35) - Weis Margaret - Mroczny Uczeń 01 - Bursztyn i popiol.rtf

(8659 KB) Pobierz

DRAGONLANCE® SAGA

UCZEŃ CIEMNOŚCI

Tom I BURSZTYN I POPIÓŁ

UCZEŃ CIEMNOŚCI TOM I

BURSZTYN I POPIÓŁ

Margaret Weis

Przełożyła Dorota Żywno

Tytuł oryginału Amber and Ashes

Podziękowania

Chciałabym podziękować Deb Guzman z Delavan w stanie Wisconsin i jej owczarkom rasy border collie, Coy, Tell i Bizzy, za to, że uczyły mnie i moją border collie Tess fascynującej pracy psa pasterskiego.

Wyrazy wdzięczności dla Joshuy Stewarta z Beaumont w stanie Teksas, który zasugerował nazwę „emmide” dla laski Rhysa.

Chciałabym podziękować Weldonowi Chenowi, „Granako—wi”, z Reno w stanie Nevada, który wykonał dla mnie planszę do khas, abym mogła nauczyć się tej gry. Dziękuję także Tomowi Whamowi z Lakę Geneva w stanie Wisconsin, który rozegrał ze mną niezliczone partie khas i pomógł mi zrozumieć jego zasady.

 

Dedykacja

Dla Jamiego i Renae Chambers.

Przeżyliśmy kilka ciężkich burz na morzu. Wasza przyjaźń i poświęcenie nie pozwoliły naszemu statkowi zatonąć.

Z wyrazami miłości i wdzięczności,

Margaret

KSIĘGA I

BURSZTYN nieświadomości, spokojne, łagodne i wyciszone, zaczynały ją unosić ze sobą, budziła się raptownie z jękiem, jakby się topiła, i sen uciekał.

Za dnia Mina pilnowała miejsca pochówku Królowej Ciemności. Nigdy nie oddalała się od grobu pod górą, mimo iż Gal—dar stale ją nakłaniał, by go opuściła chociaż na chwilę.

— Idź na spacer wśród drzew — błagał ją — popływaj w jeziorze albo wejdź na skaliste urwisko, żeby zobaczyć wschód słońca.

Mina nie mogła odejść. Gnębił ją potworny strach, że ktoś z Ansalonu znajdzie to święte miejsce. Gdyby tak się stało, przybyliby ciekawscy, żeby się gapić i szturchać zwłoki, chichotać i uśmiechać się złośliwie. Poszukiwacze skarbów i rabusie grobów przyszliby zedrzeć klejnoty i ukraść święte relikwie. Przybyliby wrogowie Takhisis, aby triumfować nad nią. Jej czciciele, rozpaczliwie czekający na wysłuchanie ich modłów, przybyliby, aby spróbować ją wskrzesić.

To byłoby najgorsze, uznała Mina. Takhisis, królowa, która rządziła niebiosami i Otchłanią, po wieki skazana na wysłuchiwanie żałosnych próśb tych, którzy nie zrobili niczego, gdy umierała, poza załamywaniem rąk i skomleniem: „Co się teraz ze mną stanie?”

Dzień za dniem Mina chodziła przed wejściem do grobu pod górą, gdzie umieściła zwłoki królowej. Ciężko pracowała tygodniami, może miesiącami — straciła poczucie czasu — aby ukryć fakt, że było tu jakieś wejście. Zasadziła przed nim drzewa, krzewy i dzikie kwiaty, nakłaniając je, by zasłoniły otwór.

W tej pracy pomagał jej Galdar, a także bogowie, chociaż Mina nie była świadoma ich pomocy i wzgardziłaby nią, gdyby o tym wiedziała.

Bogowie, którzy osądzili Takhisis, Królową Ciemności, i uznali ją za winną złamania przysięgi nieśmiertelnych, którą złożyli wszyscy u zarania dziejów, wiedzieli nie gorzej od Miny, co by się stało, gdyby śmiertelnicy odkryli położenie miejsca spoczynku Królowej Mroku. Drzewa, które ledwo kiełkowały, kiedy Mina je sadziła, w ciągu miesiąca wyrosły na dziesięć stóp. Krzaki i ciernie rozkrzewiły się w jedną noc. Świszczący wicher, który nigdy nie przestawał dąć, wypolerował skalne urwisko tak, że po wejściu do grobowca nie pozostał żaden widoczny ślad.

Nawet Mina nie umiała już znaleźć wejścia, przynajmniej nie na jawie. W snach zawsze potrafiła je zobaczyć. Teraz nie pozostało jej do zrobienia nic innego, jak strzec go przed wszystkimi — zarówno śmiertelnikami, jak i istotami nieśmiertelnymi. Przestała ufać nawet Galdarowi, ponieważ był jednym z odpowiedzialnych za klęskę jej królowej. Nie podobało jej się to, że stale zachęcał ją do opuszczenia tego miejsca. Podejrzewała, że czeka tylko, aby odeszła, a wtedy włamie się do grobowca.

              Mino — zapewniał ją raz po raz minotaur — nie mam
pojęcia, gdzie znajduje się wejście do grobu. Gdybym stąd od
szedł, nie potrafiłbym nawet odnaleźć tej góry, bo słońce nigdy
nie wschodzi tu dwa razy w tym samym miejscu! — Wskazał
na horyzont. — Sami bogowie je ukrywają. Wschód jest jedne
go dnia zachodem, a następnego zachód wschodem. Dlatego
można bezpiecznie stąd odejść. Kiedy opuścisz to miejsce,
nigdy już nie odnajdziesz do niego drogi. Twoje życie może
toczyć się dalej.

Dziewczyna w głębi ducha wiedziała, że to prawda. Zdawała sobie z tego sprawę i pragnęła tego, a jednocześnie się bała.

·            Takhisis była moim życiem — odpowiedziała towarzyszowi Mina. — Kiedy patrzyłam w lustro, widziałam jej twarz. Kiedy mówiłam, głosem, który słyszałam, był jej głos. Teraz ona odeszła, a kiedy spoglądam w zwierciadło, nikt z niego na mnie nie patrzy. Kiedy mówię, słychać tylko ciszę. Kim ja jestem, Galdarze?

·            Jesteś Mina — odpowiadał minotaur.

·            A kim jest Mina? — pytała.

Galdar mógł tylko patrzeć na nią bezradnie.

Często prowadzili tę rozmowę, prawie każdego dnia. Tego

poranka znów ją odbyli. Tym razem jednak odpowiedź Galda—ra brzmiała inaczej. Minotaur długo się nad nią zastanawiał i kiedy dziewczyna spytała: „A kim jest Mina?”, odpowiedział szybko: „Goldmoon wiedziała, kim jesteś. W jej oczach widziałaś siebie samą. Nie Takhisis”.

Mina zastanowiła się nad tym.

Wspominając swoje życie, stwierdziła, że dzieliło się na trzy okresy. Pierwszym było dzieciństwo. Te lata były jedynie rozmytą barwną plamą, całkiem jakby ktoś rozmazał świeżą farbę bardzo mokrą gąbką.

Drugim był pobyt w Cytadeli Światła z Goldmoon.

Mina nie przypominała sobie katastrofy statku ani tego, że fale zmyły ją z pokładu, czy cokolwiek się z nią stało. Jej wspomnienia bowiem — i jej życie — zaczęły się w chwili, gdy otworzyła oczy i stwierdziła, że ociekająca wodą leży na piasku i patrzy na grupkę ludzi, którzy się nad nią zgromadzili i przemawiali do niej słowami pełnymi czułości i współczucia.

Spytali ją, co jej się stało.

Spytali ją, jak ma na imię.

Tego też nie wiedziała.

W końcu doszli do wniosku, że mała jest rozbitkiem, chociaż nikt nie słyszał o tym, by jakiś statek zaginął. Uznano, że jej rodzice zginęli na morzu. Teoria ta wydawała się najbardziej prawdopodobna, ponieważ nikt dziewczynki nigdy nie szukał.

Mówiono, że nie ma w tym nic dziwnego, że nie pamięta niczego ze swojej przeszłości, bo otrzymała bardzo mocny cios w głowę, co często powoduje utratę pamięci.

Zabrano ją do miejsca zwanego Cytadelą Światła, cudownie ciepłego, promiennego i spokojnego domu. Wracając pamięcią do tych czasów, Mina nie przypominała sobie nigdy szarego nieba nad Cytadelą, chociaż zdawała sobie sprawę, że niektóre dni musiały być burzliwe i wietrzne. Dla niej bowiem lata, które tam spędziła, od dziewiątego do czternastego roku życia, rozświetlało słońce połyskujące w kryształowych murach Cytadeli. Rozjaśniał je także uśmiech kobiety, która stała się jej droga niczym matka — Goldmoon, założycielka Cytadeli.

Powiedziano jej, że Goldmoon była bohaterką, słynną na cały Ansalon. Jej imię w każdym zakątku kontynentu wypowiadano z miłością i szacunkiem. Minę wcale to nie obchodziło. Obchodziło ją tylko to, że kiedy Goldmoon zwracała się do niej, mówiła głosem pełnym łagodnej serdeczności i miłości. Wprawdzie Goldmoon miała zawsze wiele zajęć, nigdy nie była zbyt zajęta, by odpowiedzieć na pytania Miny, a dziewczynka uwielbiała pytać.

Kiedy Mina poznała Goldmoon, kobieta była już stara, stara jak świat, jak wydawało się małej. Goldmoon miała siwe włosy, a twarz pobrużdżoną zmarszczkami głębokiego smutku i jeszcze głębszej radości, bruzdami straty i żalu, kreskami odzyskania i nadziei. Jej oczy były młode jak śmiech i jak łzy, i — Galdar miał rację. Cofając się myślą wstecz, Mina widziała w oczach Goldmoon siebie.

Widziała rosnącą zbyt szybko, niezdarną i niezgrabną kobietkę o długich rudych włosach i oczach koloru bursztynu. Co wieczór Goldmoon czesała te jej bujne, lśniące kędziory i odpowiadała na wszystkie pytania, które wpadły Minie do głowy w ciągu dnia. Kiedy już włosy były uczesane i zaplecione w warkocz, staruszka brała dziewczynkę na kolana i opowiadała jej historie o zaginionych bogach.

Niektóre z tych opowieści były ponure, istnieli bowiem bogowie, którzy władali mrocznymi żądzami, które się kryją w sercu każdego człowieka. W opozycji do bogów ciemności stali bogowie światła. Rządzili oni wszystkim, co było w ludziach dobre i szlachetne. Mroczni bogowie nie ustawali w staraniach, by zdominować ludzkość. Bogowie jasności bezustannie im się sprzeciwiali. Bogowie neutralni trzymali szale równowagi. Cała ludzkość stała pośrodku, każdy człowiek mógł wybrać swój własny los, gdyż bez wolności ludzie umarliby tak, jak ginie ptak zamknięty w klatce, i świat przestałby istnieć.

Goldmoon lubiła snuć te opowieści Minie, ale dziewczynka widziała, że zasmucały jej przybraną matkę, bogowie odesz— li bowiem i człowiek pozostał sam, by radzić sobie najlepiej, jak umiał. Staruszka ułożyła sobie życie bez bogów, ale tęskniła za nimi i bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnęła ich powrotu.

·            Kiedy dorosnę — powtarzała jej często Mina — wyruszę w świat, odnajdę bogów i przyprowadzę ci ich z powrotem.

·            Och, dziecko — odpowiadała Goldmoon z uśmiechem, który opromieniał jej oczy — w swych poszukiwaniach nie musisz zajść dalej niż tu. — Kładła dłoń na sercu Miny. — Bogowie odeszli, jednak ich wspomnienie rodzi się w każdym z nas: pamięć wiecznej miłości, nieskończonej cierpliwości i ostatecznego przebaczenia.

Mina tego nie rozumiała. Od chwili urodzenia nie miała żadnych wspomnień. Kiedy cofała się pamięcią, widziała tylko pustkę i mrok. Co noc, kiedy leżała sama w ciemności swego pokoju, odmawiała tę samą modlitwę.

              Wiem, że gdzieś tam jesteś. Pozwól mi być tą, która cię
odnajdzie. Będę twoją wierną służką. Przysięgam ci to! Po
zwól mi być tą, która zaniesie światu wiadomość o twoim ist
nieniu.

Pewnej nocy, kiedy Mina miała czternaście lat, zmawiała ten sam pacierz, modląc się równie żarliwie i szczerze, jak wtedy po raz pierwszy. I tamtej nocy nadeszła odpowiedź.

Z ciemności przemówił do niej głos.

              Jestem tutaj. Jeśli ci powiem, jak mnie znaleźć, do
trzesz do mnie?

Dziewczynka natychmiast usiadła w pościeli.

·            Kim jesteś? Jakie nosisz imię?

·            Jestem Takhisis, ale o tym zapomnisz. Dla ciebie nie mam imienia. Nie potrzebuję go, gdyż tylko ja jestem we wszechświecie, bóg samotny, bóg jedyny.

·            Nazwę cię więc Jedynym Bogiem — odparła Mina. Wyskoczywszy z łóżka, ubrała się pośpiesznie, szykując do podróży. — Powiem tylko matce, dokąd się wybieram…

·            Matce! — powtórzyła z pogardą i złością Takhisis. — Ty nie masz matki. Twoja matka umarła.

              Wiem — zająknęła się dziewczynka — ale Goldmoon
jest teraz moją mamą. Jest mi droższa niż ktokolwiek i muszę
jej powiedzieć, że odchodzę, bo kiedy stwierdzi, że mnie nie
ma, będzie się martwić.

Głos bogini się zmienił i nie tchnął już złością, lecz słodko szczebiotał.

·            Nie możesz jej o tym powiedzieć, bo popsujesz całą niespodziankę. Naszą niespodziankę — twoją i moją. Nadejdzie bowiem dzień, kiedy wrócisz i powiesz Goldmoon, że znalazłaś Jedynego Boga, władcę świata.

·            Dlaczego nie mogę jej o tym powiedzieć teraz? — spytała Mina.

·            Bo jeszcze mnie nie znalazłaś — rzekła surowo Takhi—sis. — Nie jestem nawet pewna, czy jesteś tego godna. Musisz udowodnić swoją wartość. Potrzebna jest mi silna i dzielna uczennica, której nie przeszkodzą niewierni ani nie przekonają sceptycy, która zniesie ból i męki bez drgnienia powieki. Wszystkiego tego musisz mi dowieść. Starczy ci odwagi?

Przerażona dziewczynka zadrżała. Nie wydawało jej się, aby miała dość odwagi. Chciała wrócić do łóżka, lecz wtedy pomyślała o Goldmoon i o tym, jaka byłaby to cudowna niespodzianka. Wyobraziła sobie radość staruszki na jej widok, kiedy do niej wróci i sprowadzi ze sobą boga.

Mina położyła rękę na sercu.

·            Starczy mi odwagi, Jedyny Boże. Uczynię to dla mojej przybranej matki.

·            Tego właśnie sobie życzyłam — stwierdziła Takhisis i roześmiała się, jakby dziewczynka powiedziała coś zabawnego.

Tak oto zaczął się trzeci okres w życiu Miny, a jeśli pierwszy był rozmytą plamą, a drugi światłem, trzeci był cieniem. Na rozkaz Jedynego Boga Mina uciekła z Cytadeli Światła. Odszukała statek w porcie i weszła na jego pokład. Statek nie miał załogi. Na pokładzie nie było nikogo prócz Miny, lecz koło sterowe się obracałó. żagle wznosiły się i opuszczały, a wszystkie zadania wykonywały czyjeś niewidzialne ręce.

 

Statek żeglował po falach czasu i zaniósł ją do miejsca, które wydawało się jej znajome od zawsze, a jednocześnie dopiero przed chwilą odkryte. Tam Mina ujrzała po raz pierwszy oblicze Królowej Ciemności. Bogini była piękna i straszna i dziewczyna padła przed nią na kolana, oddając jej cześć.

Takhisis poddawała Minę jednej próbie za drugą, stawiając przed nią jedno wyzwanie za drugim. Dziewczyna znosiła wszystko. Poznała ból zbliżony do śmiertelnych męczarni i nie krzyknęła. Poznała ból bliski cierpieniom porodu i nie zadrżała.

Wtedy nadszedł dzień, gdy Takhisis rzekła do Miny:

·            Jestem z ciebie zadowolona. Jesteś moją wybraną. Nadszedł już czas, żebyś wróciła do świata i przygotowała ludzkość na mój powrót.

·            I wróciłam do świata — wyjaśniła Galdarowi — w noc wielkiej burzy. Wtedy spotkałam ciebie. Uczyniłam mój pierwszy cud dla ciebie. Zwróciłam ci rękę.

Minotaur rzucił jej znaczące spojrzenie i dziewczyna zaczerwieniła się i dodała pośpiesznie:

·            To znaczy Jedyny Bóg ci ją zwrócił.

·            Nazwij jąjej prawdziwym imieniem — odparł szorstko Galdar. — Nazwij ją Takhisis.

Mimowolnie spojrzał na kikut ramienia, który był wszystkim, co zostało z jego prawej ręki. Kiedy poznał prawdziwe imię Jedynego Boga, bóstwa, które zwróciło mu utraconą kończynę, pomodlił się do swego boga Sargonnasa, aby ten odebrał mu je ponownie.

              Nie będę jej niewolnikiem — mruknął, lecz Mina go
nie słyszała.

Rozmyślała o dumie, pysze i ambicji. Myślała o żądzy władzy i o tym, kto naprawdę był odpowiedzialny za upadek Królowej Ciemności.

·            To moja wina — rzekła cicho. — Teraz mogę to przyznać. To ja doprowadziłam do jej zguby.

·            Nie, Mino! — odparł wstrząśnięty Galdar. — Byłaś jej niewolnicą nie mniej niż my wszyscy. Wykorzystała cię, manipulowała tobą…

Spojrzenie bursztynowych oczu Miny napotkało jego wzrok.

·            Tak ci się zdawało. Tak się zdawało wszystkim. Tylko ja znałam prawdę. Znałam jaja i moja Królowa. Wskrzesiłam armię umarłych. Stoczyłam bój z dwoma potężnymi smoczy—cami i je zgładziłam. Pokonałam elfy i wzięłam je na pasek. Podbiłam Solamnijczykow i widziałam, jak czmychają przede mną niczym psy z podkulonymi ogonami. Uczyniłam z Czarnych Rycerzy potęgę, która wzbudza lęk i szacunek.

·            Wszystko w imię Takhisis — rzekł Galdar. Minotaur podrapał się po futrze na policzkach i potarł pysk. Sprawiał wrażenie zaniepokojonego.

·            Chciałam czynić to we własnym imieniu — wyjaśniła Mina. — Ona o tym wiedziała. Zajrzała do mojego serca i dlatego zamierzała mnie zniszczyć.

·            I dlatego chciałaś jej na to pozwolić — stwierdził Galdar.

Mina westchnęła i spuściła głowę. Usiadła na twardej ziemi, podciągając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Miała na sobie to samo ubranie, które nosiła tego nieszczęsnego dnia, gdy zginęła jej Królowa, prosty strój wkładany pod ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin