Adam Mickiewicz - Historia Szlachecka Z 1811 We Dwunastu Księgach Wierszem.txt

(432 KB) Pobierz
NR ID   : b00040
Tytu�   : Pan Tadeusz, czyli Ostatni zajazd na Litwie
Podtytu�: Historia szlachecka z 1811 we dwunastu ksi�gach wierszem
Autor   : Adam Mickiewicz




Ksi�ga pierwsza: Gospodarstwo
Litwo! Ojczyzno moja! ty jeste� jak zdrowie
Ile ci� trzeba ceni�, ten tylko si� dowie,
Kto ci� straci�. Dzi� pi�kno�� tw� w ca�ej ozdobie
Widz� i opisuj�, bo t�skni� po tobie.

Panno �wi�ta, co Jasnej bronisz Cz�stochowy
I w Ostrej �wiecisz Bramie! Ty, co gr�d zamkowy
Nowogr�dzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie dziecko do zdrowia powr�ci�a� cudem,
(Gdy od p�acz�cej matki pod Twoj� opiek�
Ofiarowany, martw� podnios�em powiek�
I zaraz mog�em pieszo do Twych �wi�ty� progu
I�� za wr�cone �ycie podzi�kowa� Bogu),
Tak nas powr�cisz cudem na Ojczyzny �ono.
Tymczasem przeno� moj� dusz� ut�sknion�
Do tych pag�rk�w le�nych, do tych ��k zielonych,
Szeroko nad b��kitnym Niemnem rozci�gnionych;
Do tych p�l malowanych zbo�em rozmaitem,
Wyz�acanych pszenic�, posrebrzanych �ytem;
Gdzie bursztynowy �wierzop, gryka jak �nieg bia�a,
Gdzie panie�skim rumie�cem dzi�cielina pa�a,
A wszystko przepasane jakby wst�g�, miedz�
Zielon�, na niej z rzadka ciche grusze siedz�.
�r�d takich p�l przed laty, nad brzegiem ruczaju,
Na pag�rku niewielkim, we brzozowym gaju,
Sta� dw�r szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;
�wieci�y si� z daleka pobielane �ciany,
Tym bielsze, �e odbite od ciemnej zieleni
Topoli, co go broni� od wiatr�w jesieni.
Dom mieszkalny niewielki, lecz zewsz�d ch�dogi,
I stodo�� mia� wielk�, i przy niej trzy stogi
U��tku, co pod strzech� zmie�ci� si� nie mo�e;
Wida�, �e okolica obfita we zbo�e,
I wida� z liczby kopic, co wzd�u� i wszerz smug�w
�wiec� g�sto jak gwiazdy, wida� z liczby p�ug�w
Orz�cych wcze�nie �any ogromne ugoru,
Czarnoziemne, zapewne nale�ne do dworu,
Uprawne dobrze na kszta�t ogrodowych grz�dek:
�e w tym domu dostatek mieszka i porz�dek.
Brama na wci�� otwarta przechodniom og�asza,
�e go�cinna, i wszystkich w go�cin� zaprasza.

W�a�nie dwukonn� bryk� wjecha� m�ody panek
I obieg�szy dziedziniec zawr�ci� przed ganek,
Wysiad� z powozu; konie, porzucone same,
Szczypi�c traw� ci�gn�y powoli pod bram�.
We dworze pusto: bo drzwi od ganku zamkni�to
Zaszczepkami, i ko�kiem zaszczepki przetkni�to.
Podr�ny do folwarku nie bieg� s�ug zapyta�,
Odemkn��, wbieg� do domu, pragn�� go powita�.
Dawno domu nie widzia�, bo w dalekim mie�cie
Ko�czy� nauki, ko�ca doczeka� nareszcie.
Wbiega i okiem chciwie �ciany starodawne
Ogl�da czule, jako swe znajome dawne.
Te� same widzi sprz�ty, te� same obicia,
Z kt�rymi si� zabawia� lubi� od powicia;
Lecz mniej wielkie, mniej pi�kne, ni� si� dawniej zda�y
I te� same portrety na �cianach wisia�y.
Tu Ko�ciuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma
Podniesionymi w niebo, miecz obur�cz trzyma;
Takim by�, gdy przysi�ga� na stopniach o�tarz�w,
�e tym mieczem wyp�dzi z Polski trzech mocarz�w,
Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie
Siedzi Rejtan �a�o�ny po wolno�ci stracie,
W r�ku trzymna n�, ostrzem zwr�cony do �ona,
A przed nim le�y Fedon i �ywot Katona.
Dalej Jasi�ski, m�odzian pi�kny i pos�pny,
Obok Korsak, towarzysz jego nieodst�pny,
Stoj� na sza�cach Pragi, na stosach Moskali,
Siek�c wrog�w, a Praga ju� si� wko�o pali.
Nawet stary stoj�cy zegar kurantowy
W drewnianej szafie pozna�, u wni�cia alkowy,
I z dziecinn� rado�ci� poci�gn�� za sznurek,
By stary D�browskiego pos�ysze� mazurek.

Biega� po ca�ym domu i szuka� komnaty,
Gdzie mieszka� dzieckiem b�d�c, przed dziesi�ciu laty.
Wchodzi, cofn�� si�, toczy� zdumione �renice
Po �cianach; w tej komnacie mieszkanie kobiece?
Kt� by tu mieszka�? Stary stryj nie by� �onaty,
A ciotka w Petersburgu mieszka�a przed laty.
To nie by� ochmistrzyni pok�j? Fortepiano?
Na nim nuty i ksi��ki; wszystko porzucano
Niedbale i bez�adnie; nieporz�dek mi�y!
Niestare by�y r�czki, co je tak rzuci�y.
Tu� i sukienka bia�a, �wie�o z ko�ka zdj�ta
Do ubrania, na krzes�a por�czu rozpi�ta.
A na oknach donice z pachn�cymi zio�ki,
Geranium, lewkonija, astry i fijo�ki.
Podr�ny stan�� w jednym z okien - nowe dziwo:
W sadzie, na brzegu niegdy� zaros�ym pokrzyw�,
By� male�ki ogr�dek, �cie�kami porzni�ty,
Pe�en bukiet�w trawy angielskiej i mi�ty.
Drewniany, drobny, w cyfr� powi�zany p�otek
Po�yska� si� wst��kami jaskrawych stokrotek.
Grz�dki, wida�, �e by�y �wie�o polewane;
Tu� sta�o wody pe�ne naczynie blaszane,
Ale nigdzie nie wida� by�o ogrodniczki;
Tylko co wysz�a; jeszcze ko�ysz� si� drzwiczki
�wie�o tr�cone, blisko drzwi �lad wida� n�ki
Na piasku, bez trzewika by�a i po�czoszki;
Na piasku drobnym, suchym, bia�ym na kszta�t �niegu,
�lad wyra�ny, lecz lekki, odgadniesz, �e w biegu
Chybkim by� zostawiony n�kami drobnemi
Od kogo�, co zaledwie dotyka� si� ziemi.

Podr�ny d�ugo w oknie sta� patrz�c, dumaj�c,
Wonnymi powiewami kwiat�w oddychaj�c,
Oblicze a� na krzaki fijo�kowe sk�oni�,
Oczyma ciekawymi po dro�ynach goni�
I znowu je na drobnych �ladach zatrzymywa�,
My�la� o nich i, czyje by�y, odgadywa�.
Przypadkiem oczy podni�s�, i tu� na parkanie
Sta�a m�oda dziewczyna. - Bia�e jej ubranie
Wysmuk�� posta� tylko a� do piersi kryje,
Ods�aniaj�c ramiona i �ab�dzi� szyj�.
W takim Litwinka tylko chodzi� zwyk�a z rana,
W takim nigdy nie bywa od m�czyzn widziana;
Wi�c cho� �wiadka nie mia�a, za�o�y�a r�ce
Na piersiach, przydawaj�c zas�ony sukience.
W�os w pukle nie rozwity, lecz w w�ze�ki ma�e
Pokr�cony, schowany w drobne str�czki bia�e,
Dziwnie ozdabia� g�ow�, bo od s�o�ca blasku
�wieci� si�, jak korona na �wi�tych obrazku.
Twarzy nie by�o wida�, zwr�cona na pole
Szuka�a kogo� okiem, daleko, na dole;
Ujrza�a, za�mia�a si� i klasn�a w d�onie,
Jak bia�y ptak zlecia�a z parkanu na b�onie
I wion�a ogrodem, przez p�otki, przez kwiaty,
I po desce opartej o �cian� komnaty,
Nim spostrzeg� si�, wlecia�a przez okno, �wiec�ca,
Nag�a, cicha i lekka jak �wiat�o�� miesi�ca.
Nuc�c chwyci�a suknie, bieg�a do zwierciad�a;
Wtem ujrza�a m�odzie�ca i z r�k jej wypad�a
Suknia, a twarz ad strachu i dziwu poblad�a.
Twarz podr�nego barw� sp�on�a rumian�,
Jak ob�ok, gdy z jutrzenk� napotka si� ran�;
Skromny m�odzieniec oczy zmru�y� i przys�oni�,
Chcia� co� m�wi�, przeprasza�, tylko si� uk�oni�
I cofn��; dziewica krzykn�a bole�nie,
Niewyra�nie, jak dziecko przestraszone we �nie;
Podr�ny zl�k� si�, sp�jrza�, lecz ju� jej nie by�o,
Wyszed� zmieszany i czu�, �e serce mu bi�o
G�o�no, i sam nie wiedzia�, czy go mia�o �mieszy�
To dziwaczne spotkanie, czy wstydzi�, czy cieszy�.

Tymczasem na folwarku nie usz�o baczno�ci,
�e przed ganek zajecha� kt�ry� z nowych go�ci.
Ju� konie w stajni� wzi�to, ju� im hojnie dano,
Jako w porz�dnym domu, i obrok, i siano:
Bo S�dzia nigdy nie chcia�, wed�ug nowej mody,
Odsy�a� konie go�ci �ydom do gospody.
S�udzy nie wyszli wita�, ale nie my�l wcale,
Aby w domu S�dziego s�u�ono niedbale;
S�udzy czekaj�, nim si� pan Wojski ubierze,
Kt�ry teraz za domem urz�dza� wieczerz�.
On Pana zast�puje i on, w niebytno�ci
Pana, zwyk� sam przyjmowa� i zabawia� go�ci
(Daleki krewny pa�ski i przyjaciel domu).
Widz�c go�cia, na folwark d��y� po kryjomu
(Bo nie m�g� wyj�� spotyka� w tkackim pudermanie),
Wdzia� wi�c, jak m�g� najpr�dzej, niedzielne ubranie,
Nagotowane z rana, bo od rana wiedzia�,
�e u wieczerzy b�dzie z mn�stwem go�ci siedzia�.

Pan Wojski pozna� z dala, r�ce rozkrzy�owa�
I z krzykiem podr�nego �ciska� i ca�owa�;
Zacz�a si� ta pr�dka, zmieszana rozmowa,
W kt�rej lat kilku dzieje chciano zamkn�� w s�owa
Kr�tkie i popl�tane, w ci�g powie�ci, pyta�,
Wykrzyknik�w i westchnie�, i nowych powita�.
Gdy si� pan Wojski dosy� napyta�, nabada�,
Na samym ko�cu dzieje tego dnia powiada�.

"Dobrze, m�j Tadeuszu (bo tak nazywano
M�odzie�ca, kt�ry nosi� Ko�ciuszkowskie miano
Na pami�tk�, �e w czasie wojny si� urodzi�),
Dobrze, m�j Tadeuszu, �e� si� dzi� nagodzi�
Do domu, w�a�nie kiedy mamy panien wiele.
Stryjaszek my�li wkr�tce sprawi� ci wesele;
Jest z czego wybra�; u nas towarzystwo liczne
Od kilku dni zbiera si� na s�dy graniczne,
Dla sko�czenia dawnego z panem Hrabi� sporu,
I pan Hrabia ma jutro sam zjecha� do dworu;
Podkomorzy ju� zjecha� z �on� i z c�rkami.
M�odzie� posz�a do lasu bawi� si� strzelbami,
A starzy i kobiety �niwo ogl�daj�
Pod lasem, i tam pewnie na m�odzie� czekaj�.
P�jdziemy, je�li zechcesz, i wkr�tce spotkamy
Stryjaszka, Podkomorstwo i szanowne damy".

Pan Wojski z Tadeuszem id� pod las drog�
I jeszcze si� do woli nagada� nie mog�.

S�o�ce ostatnich kres�w nieba dochodzi�o,
Mniej silnie, ale szerzej ni� we dnie �wieci�o,
Ca�e zaczerwienione, jak zdrowe oblicze
Gospodarza, gdy prace sko�czywszy rolnicze
Na spoczynek powraca; ju� kr�g promienisty
Spuszcza si� na wierzch boru i ju� pomrok mglisty,
Nape�niaj�c wierzcho�ki i ga��zie drzewa,
Ca�y las wi��e w jedno i jakoby zlewa;
I b�r czerni� si� na kszta�t ogromnego gmachu,
S�o�ce nad nim czerwone jak po�ar na dachu;
Wtem zapad�o do g��bi; jeszcze przez konary
B�ysn�o, jako �wieca przez okienic szpary,
I zgas�o. I wnet sierpy, gromadnie dzwoni�ce
We zbo�ach, i grabliska suwane po ��ce
Ucich�y i stan�y: tak pan S�dzia ka�e,
U niego ze dniem ko�cz� prace gospodarze.
"Pan �wiata wie, jak d�ugo pracowa� potrzeba;
S�o�ce, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba,
Czas i ziemianinowi ust�powa� z pola".
Tak zwyk� mawia� pan S�dzia; a S�dziego wola
By�a ekonomowi poczciwemu �wi�t�,
Bo nawet wozy, w kt�re ju� sk�ada� zacz�to
Kop� �yta, niepe�ne jad� do stodo�y;
Ciesz� si� z nadzwyczajnej ich lekko�ci wo�y.

W�a�nie z lasu wraca�o towarzystwo ca�e,
Weso�o, lecz w porz�dku; naprz�d dzieci ma�e
Z dozorc�, potem S�dzia szed� z Podkomorzyn�,
Obok pan Podkomorzy otoczon rodzin�;
Panny tu� za starszymi, a m�odzie� na boku;
Panny sz�y przed m�odzie�� o jakie p� kroku
(Tak ka�e przyzwoito��) ; nikt tam nie rozprawia�
O porz�dku, nikt m�czyzn i dam nie ustawia�,
A ka�dy mimowolnie porz�dku pilnowa�.
Bo S�dzia...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin