Rozdział III.pdf

(87 KB) Pobierz
480315331 UNPDF
Tłumaczenie: Translations_Club
Tłumacz: wiolcia29105
Korekta: isiorek03
480315331.001.png
Rozdział III
W moim tymczasowym sanktuarium, w pokoju, zatrzymałam się na
minutę przed cennym kredensowym lustrem, uśmiechnęłam się patrząc na
punktowe w różowej, plisowanej koszuli Agathy słowa " Tęsknie za tobą".
Chicagowskie pocałunki. To napis czarnym, ostrym drukiem u dołu
zdjęcia.
Przeleciałam przez moje ciemne, kręcone włosy, aby zrobić krótki pędzel z
kucyka. Poddaje się i przy okazji coś potrącam, robiąc hałas i bałagan.
Dotknęłam palcami brzegu T- shirtu z My Little Pony a następnie
zaczęłam szukać mojego pakietu nadzwyczajnych papierosów, wciśniętych
w szczelinę między nocnym stolikiem i ścianą. Otwieram skrzydła okienne
i wydmuchuje pierścienie dymu przez otwór.
- Jesteś skandaliczna, Tam.- głos mojej siostry dobiegł tuż za mną.
Ostatnia warstwa dymu wychodzi krzywo, potargana i postrzępiona przez
kosmyki włosów, którymi to zniszczyłam odwracając się.
- Nie wiesz jak to jest szkodliwe dla zdrowia?- wytrzeszcza na mnie
oczy.
- Naprawdę? Szkoda, że nie wydrukowali ostrzeżenia lub coś na
opakowaniu. Tak wiec nie jestem za to odpowiedzialna.
Moja siostra potrząsnęła głową. Jakoś udaje jej się zachować każdy
kosmyk jej lśniących blond włosów zakotwiczonych w kok. Ma na sobie
czarną sukienkę za kolana, bez rękawów, czarne buty na obcasie, ciąg
pereł i jest bez makijażu, nie licząc gładkiego, różowego połysku na
ustach. Dziwi mnie, jak Rowenie, pośród szczątków płyty, popękanych
płytek, odchodzącej tapety i nierównej podłogi, udaje się wyglądać tak
orzeźwiająco na co dzień. Jej polerowana powierzchnia i migotliwe
odbicie... ktoś taki jak ona nie potrzebuje makijażu i nigdy nie będzie
potrzebował. Oprócz swoich niezwykłych talentów, również roztapia
serca. Czuje się gruba patrząc na nią. Teraz jej duże, zielone oczy,
otoczone grubymi rzęsami tylko odcień ciemniejszymi niż włosy,
spoglądają na mnie.
- Masz coś nowego na sobie?- popatrzyłam w dół i wzruszyłam
ramionami.
- Tak, właśnie zmieniłam. I jak? Wdech i wydech. Dla zignorowania
pytania zaczęłam udawać kaszel.
- Nie powinnaś być na dole i odbierać gratulacje i w ogóle?
- Przyszłam tutaj, żeby zobaczyć czy wracasz na dół.
Podnosi delikatnie głos, tak że prawie tego nie wychwytuję. Ale
nauczyłam się śledzić każdą intonację głosu mojej siostry. Rowena jest
niezwykle utalentowana w dziedzinie mowy. Jej głos jest czysty jak miód
zmieszany z cynamonem i winem. Potrafi zahipnotyzować mówiąc, jej
głos pętli się i wije przez głowy ludzi, dopóki nie będą skakać ze skał do
morza, jeśli im rozkaże.
Jak by tego było mało, rozmawiała również z obiektami nieożywionymi.
Kiedy byłyśmy młodsze, zachwycałam się wiele godzin jak rozmawiała z
posągami w ogrodzie, ich głosy pełne były kamieni i pyłu. Potem, kiedy
miała osiem lat, nie wszystko wydarzyło się w sposób w jaki miało się
wydarzyć. Zwykła siostrzana szczelina między nami wzrosła do wielkości
kanionu, przepaści. Za każdym razem usiłowała wykorzystać swoje moce
na mnie.
- Co sądzisz o Gabrielu?- zapytała. Wiem, że jeżeli się zawaham lub
pozwolę sobie na rumieniec czy coś, zamiast odpowiedzieć, Rowena
będzie miała przewagę nade mną, więc mówię najnormalniej jak to
możliwe.
- Jest w porządku, tak myślę. Wydaje się, że to ten sam stary Gabriel.
- Naprawdę?- Rowena uważa mnie za jakiś owad, który widzi
pierwszy raz. - Myślę, że wiele się zmieniło. Jest teraz bardzo przystojny.
Mam na myśli...- nabiera falę powietrza.- te jego spojrzenie. Wygląda
jakby chciał pomocy.
- Jak wygląda?- uśmiecham się.
- Wiesz, niechlujny wygląd muzyka.
- On jest muzykiem?
- Nie wiesz? Zamierza zdawać do Juilliard w tym semestrze. Więc
teraz możecie obydwoje być w mieście. - dostosowuje swój naszyjnik,
palce ślizgają się na połysku pereł.
- Wujek Chester i ciocia Rennie zostają na starym miejscu. A ty
mogłabyś zamieszkać w domu zamiast w tym swoim pokoiku
akademickim. – słowo "pokoik akademicki" brzmiał u niej jak kolonia
trędowatych.
- Muszę mieszkać w akademiku. Taki jest przepis.
Najszczęśliwszy moment w moim życiu to dostanie listu z przyjęciem do
New Hyde Prype. Drugi najszczęśliwszy moment to wtedy, kiedy
przeczytałam jedną gładką i błyszczącą broszurę szkolną i dowiedziałam
się, że wszyscy uczniowie muszą mieszkać w akademiku.
- Nie lubię akademików.- delikatny dreszcz przeszedł przez twarz
mojej siostry.
- Dlaczego?
- Dlaczego chcesz tam mieszkać, wśród..
- Wśród co? Wśród czego?- zapytałam cicho. Papieros zaczął mnie
gryźć w palec więc upuściłam go do szklanki, która stała na stoliku
nocnym i patrzyłam jak gaśnie natychmiast.
- Wśród ludzi, którzy nie wiedzą kim jesteśmy. - moja siostra zbiera te
słowa i upuszcza jak kamień między nami. Popatrzyłam na nią.
- Rowena, w szkole nie jestem jakimś dziwakiem. Nie wyróżniam się.
I nawet nie wiesz jak wspaniale jest być częścią takiej mieszanki.
- Nie chciałabym.- moja siostra mówi twardo, prostując się. Patrzę na
papierosa leżącego w szklance wody.
- Oczywiście, że nie. Nie musisz. - mówię cicho. Jednym z warunków
pozwolenia mi pójścia do szkoły w Nowym Yorku było to, że będę żyła z
wujem Chester'em i ciocią Rennie w stuletniej kamienicy na Washington
Square Park. Ale kiedy moja mama poinformowała, że nie mogę tam
mieszkać z powodu zasad szkoły, wyruszyli z najgorszym argumentem
jaki znam. Dobra, drugi najgorszy. Najgorszy był ten, który mówił o
moim wyjeździe do szkoły w pierwszej kolejności. Oboje krzyczeli aż
niebo zrobiło się koloru zgniłych śliwek i powstała dziwna kombinacja
deszczu i gradu , które rozbijały grunt. Kilka minut później gwałtowny
wiatr podniósł się, szyby i drzwi brzęczały. W końcu mój ojciec wszedł do
kuchni i wyjaśnił spokojnym głosem, że pogoda co chwila się pogarsza.
Wtedy przestali się kłócić. Nawet wtedy moja matka wydawała się do tego
nieprzygotowana, do dnia gdy moja babcia weszła do kuchni i powiedziała
po prostu: "Dość. Pozwól jej odejść." Pamiętam, że czułam jednocześnie
wdzięczność i smutek.
- Tylko dlatego, że nie masz żadnych talentów, nie znaczy ze jesteś
jedną z nich.- moja siostra się odezwała i nagle poczułam się wykończona.
- Poważnie, Ro, może wróć na swoje przyjęcie i zostaw mnie i moje
zanieczyszczanie płuc w spokoju? - moja siostra poruszyła się w kierunku
drzwi.
- Wiem, że to by wyglądało inaczej gdybym ja była tobą. Ten T-shirt
naprawdę nie jest pochlebny. - Nawet jeśli Rowena nie ma daru naszej
matki ( przemieszczania się z prędkością światła) , nadal jest dość szybka.
- Bachor!- moja siostra krzyknęła wyraźnie zmodulowanym głosem,
gdzieś z głębokiego korytarza. Opuszczam zamknięty pokój. W końcu
muszę wyjść i wypróbować swoją sukienkę American Airlines z
1960 roku. Jest biała z czerwonymi i niebieskimi lamówkami
Zgłoś jeśli naruszono regulamin