Nowak Ewa - Klub trzynastki - Piątki.pdf

(275 KB) Pobierz
271681275 UNPDF
EWA NOWAK
PIĄTKI
ROZDZIAŁ 1
Ola Wrona, najciszej jak umiała, sięgnęła po książkę do biologii. Leżeć płasko na
tapczanie, z wyciągniętymi do góry rękami, i czytać podręcznik - na coś takiego byłoby stać
mało kogo, Oli jednak to odpowiadało.
Po pierwsze: było to bardzo obciążające dla mięśni przedramion - i o to właśnie
chodziło. Ćwiczyć, ćwiczyć, ciągle ćwiczyć i nigdy nie pozwolić, żeby ciało było silniejsze
od ducha. Zawsze być najlepszą w gminie, być kapitanem każdej drużyny i samej wybierać
zawodników do drużyny, a nigdy nie być wybieraną. Po drugie: na tapczanie obok Oli spali
Kubuś i Marzenka - jej siostrzeńcy w wieku przedszkolnym. Dzieci te, jak sądziła Ola, niemal
wcale nie potrzebowały snu. Fakt, że jeszcze śpią, a ona już nie, chciała wykorzystać. Bała
się, że jeśli na przykład podeprze się łokciem, to sprężyny mogą zaskrzypieć i bachory od
razu się pobudzą. Wtedy koniec ze spokojem, koniec z nauką, w ogóle będzie to koniec życia.
Tłuściochy, które wszystko robią razem, wskoczą na nią i zaczną wrzeszczeć, żeby im
pokazała, jakie ma twarde mięśnie brzucha i jak umie położyć każde z nich na rękę. I
oczywiście, żeby im zrobiła coś do jedzenia. Dlatego (mimo iż bardzo, ale to bardzo
potrzebowała skorzystać z łazienki) leżała nieruchomo i czytała rozdział o budowie roślin.
Wyróżniamy dwa rodzaje systemów korzeniowych: palisadowy i wiązkowy. Palisadowy
charakteryzuje się...
„E, to banalne!”.
Bezszelestnie przewróciła stronę, szukając czegoś, czego jeszcze nie umiała: Funkcje
korzenia - też banał. Wiadomo, korzeń musi trzymać roślinę w podłożu, musi wchłaniać z
gleby wodę i sole mineralne, no i może magazynować produkty przemiany materii, czego
przykładem jest marchewka.
Właśnie, marchewka! Marcheweczka, marchewunia. Jak byłoby fajnie, gdyby nie tych
dwoje tłuściochów. Zeszłaby spokojnie do łazienki, a potem do kuchni po marchewkę albo
nawet po kilka dobrych kanapeczek, nastawiłaby sobie muzykę i uczyłaby się, delektując się
sobotnim porankiem. A tak...
„Dlaczego moja siostra uważa, że to jest fajne, żeby te tłuściochy zawsze kłaść w
moim pokoju? Dziś jej wygarnę!”.
Wiedziała oczywiście, że tego nie zrobi. Dużo starsza siostra Oli spodziewała się
trzeciego dziecka. W zasadzie dziecko mogło pojawić się lada chwila, więc nie był to
najlepszy czas na „wygarnianie” siostrze. Zresztą Dorota była fajna. Zawsze, pomimo różnicy
wieku, bardzo się lubiły i rozumiały. No, może do czasu, aż Dorota postanowiła urodzić tę
dwójkę wszystko jedzących, natrętnych dzieciaków, nad którymi nikt w rodzinie nie mógł
zapanować.
Zamknąwszy oczy, Ola zaczęła bezgłośnie powtarzać, czego się nauczyła. Ktoś, kto
podglądałby ją (na przykład przez dziurkę od klucza), mógłby odnieść wrażenie, że ma w
poniedziałek bardzo ważny sprawdzian i do niego się przygotowuje. Jednak nie była to
prawda... Odkąd Ola złapała pierwszą jedynkę, bo pojechała na zawody do Mińska
Mazowieckiego - wygrała je i wróciła ze złotym medalem, myśląc, że jako chluba szkoły nie
musi odrabiać pracy domowej - od tego czasu postanowiła, że tak już nigdy nie będzie.
Uczyła się na zapas kilku następnych tematów, bo wyjazdy na zawody często były nagłe,
niespodziewane, nieprzewidziane i niewyobrażalne. Trzeba było przewidywać i planować
samemu.
Na dole skrzypnęły drzwi. Ola usłyszała energiczne kroki mamy, a zaraz potem
wolne, posuwiste kroki siostry. Na podwórku zaczął radośnie ujadać Ugryź - to znak, że
ojciec przyniósł mu miskę z jedzeniem.
Obok na tapczanie zaszeleściła pościel. Ola błyskawicznie zamknęła książkę i oczy -
zaczęła udawać, że śpi. Był to jedyny manewr zapewniający jej jeszcze odrobinę spokoju,
jakąś minutę albo dwie, ale dobre i to.
*
- On dostał o cztery kulki więcej niż ja! To niesprawiedliwe! Oddawaj!
Kuba i Marzenka, oboje w jednakowych leginsach i jednakowo opinających ich
okrągłe brzuszki bluzach, siedzieli w kuchni na taboretach. Majtając nóżkami, dawali rodzinie
dobrze znane przedstawienie.
- Babciu! Ona mnie grzebie w moim talerzu! Mamo! Mamo! Ona mnie wkłada rękę
do moich kulek!
- Ty mi pierwszy zacząłeś!
- Uspokójcie się i jedzcie grzecznie, bo mamusia trochę źle się czuje - odezwała się
Dorota, masując swój duży, ale zgrabniutki jak piłka do koszykówki, brzuszek.
- Może to jednak dziś... - Mama pochyliła się nad nią.
- Nie, na pewno nie. Po prostu źle spałam.
- Oddawaj mleko! Mamo, on mi upił moje mleko. Wypluj to, to moje!
Złe samopoczucie matki nie zrobiło na dzieciach specjalnego wrażenia.
Ola postanowiła najpierw trochę się przebiec, a potem, jeśli los będzie dla niej
łaskawy i dzieciaki znikną z kuchni, zjeść w spokoju śniadanie.
- A ty dokąd? - Mama spojrzała na nią podejrzliwie, jakby Ola miała na sobie nie dres,
ale co najmniej jedwabny szlafrok.
- Idę pobiegać.
- Oj, kupiłabyś u Górala mąkę, ze dwa kilo, co? - Mama zerknęła na starszą córkę, ale
ta w milczeniu patrzyła w okno, na nic nie reagując. - I ryż w torebkach, to się dziś
pomidorówkę zrobi.
- Mamo, idę pobiegać, potem kupię. Dlaczego ja muszę wszystko robić? - Już chciała
powiedzieć: „nie możesz iść sama?”, ale pomyślała, że to zła strategia. Powiedziała coś
innego: - Wszystko zrobię potem. Teraz...
- To poczekaj chwilę, weźmiesz dzieci.
- Mamo! Jak mam z nimi biegać?! One...
- Widzisz chyba, jaka jest sytuacja. Mogłabyś troszkę pomóc. Czy tak trudno zająć się
nimi, co? Pobiegać możesz zawsze. Kończcie już, to Ola pójdzie z wami do lasu. Nazbieracie
grzybków, pójdziecie daleko...
- Jak najdalej - mruknął dziadek (ojciec Oli), który właśnie wszedł.
- A zapałki nam dacie?
Odkąd Kuba zobaczył, jak drwale palą stare liście, był zafascynowany ogniem,
ogniskiem i zapałkami; uważał, że nie ma po co wybierać się do lasu bez zapałek.
- Nie! - warknęła Ola. - Jak ty jesz, jak?! Ja z takimi brudasami nie idę. Jeszcze kogoś
spotkam...
- Jaka ty jesteś, Oluś, nieprzyjemna - wtrąciła mama. - Zjedz jak człowiek, umyj im
buzie i zajmij się nimi trochę. Przecież to twoi siostrzeńcy. Kiedy byłam w twoim wieku,
uwielbiałam małe dzieci, po prostu przepadałam za nimi. Mogłam latać do sąsiadek i
niańczyć bez końca.
- Ja też lubię dzieci sąsiadek, szczególnie tych, co daleko mieszkają - mruknęła Ola, a
głośno powiedziała: - Ja też lubię dzieci, ale grzeczne, miłe, inteligentne, a nie jak nasze...
W tym momencie, jakby na potwierdzenie jej słów, rozległ się brzdęk tłuczonego
szkła.
- To ona, to ona macała mój talerz! Mamo, ona mi zbiła mój talerz! Babciu, zrób jej
coś! Uuu!
Kuba z całej siły uderzył Marzenkę w brzuch, aż ta spadła z taboretu.
- Mamo! Ja się złamałam! To przez niego.
Marzenka szybko się podniosła i złapała młodszego brata za włosy, chcąc wymierzyć
mu sprawiedliwość. - Dziadku, a ona mnie...
- Spokój! - wrzasnął ojciec Oli. - Trzy baby w domu, a nad dwójką dzieciaków
zapanować nie umieją. Wrzaski i wrzaski od rana! Nikt mi nie pomoże z tą pisaninę. Nikt.
Dorota nawet nie drgnęła, mama wyszła do spiżarni. Ojciec nie znosił wypisywania
faktur i był wtedy w bardzo złym humorze. Ola również nie poczuwała się, by pomóc ojcu.
Zaciskając zęby, zaczęła zbierać kawałki potłuczonego talerza. Już miała wstać, żeby
przynieść ścierkę, gdy podbiegł Kuba i z rozpędu wskoczył w rozlane mleko, znacząc
wszystko, nie wyłączając dresu i twarzy Oli.
Ola wrzuciła szkło do kosza i z całej siły uderzyła Kubę w pośladek.
- Jesteś obrzydliwym bachorem, Kuba! A ten rozdarł się na cały Stoczek.
- Mamo, ona mnie uderzyła! Mamo, uderz ją! Jak mnie boli! Mamo! Babciu! Pupka
mnie boli!
- Daj, daj, babcia zaraz pocałuje. Olka! - Mama, tuląc w ramionach udającego płacz
Kubę, zmarszczyła brwi. - Co się z tobą dzieje?! Ja sobie nie wyobrażam ciebie w roli matki.
Natychmiast przeproś Kubusia.
Ola rzuciła okiem na siostrę, która nerwowo masowała sobie brzuch.
- Mamo, Dorotka rodzi.
Wszyscy spojrzeli na okrągły brzuch Doroty. Ta wygramoliła się z fotela i
powiedziała:
- Czy ktoś może zadzwonić po karetkę... Ja muszę się uczesać... przecież taka
nieuczesana nie pojadę.
*
Lasy koło Stoczka są wspaniałe - pełne grzybów, jagód, kwiatów i dzikich zwierząt. O
każdej porze roku jest tu pięknie i cicho. Nic dziwnego, że mieszkańcy tak lubią je
odwiedzać. Teraz, w połowie października, lasy wręcz pełne były zbieraczy grzybów -
miejscowych i przyjezdnych.
Ola spojrzała na swój kosz. Sporo uzbierali. Kuba, gdy kazała mu wyrzucić
muchomora, położył się na ścieżce i krzyczał, że kocha tego muchomora i nigdy go nie
porzuci. W końcu przekupiła go cukierkiem o smaku grejpfrutowym. Potem siostrzeńcy
śpiewali, a raczej ryczeli piosenkę, która wydawała im się na czasie (Wiosna, wiosna już na
łące, powitalny będzie koncert).
- Ola, a ty jak myślisz, ile jeszcze dzieci będziemy mieli? - zapytał Kuba,
uświadamiając Oli, że to przecież nie musi być ostatnie dziecko w ich rodzinie.
Poczuła, że nagle ogarnia ją kompletny bezwład.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin