Wyliczanka do kwadratu7.txt

(10 KB) Pobierz
Edward i Jasper

-No i nie mówiłem ci, że będziemy dzisiaj spać na pryczach? - powiedział  z ponurym miechem Edward, kiedy wszedł wraz z Jasperem do ich pokoju. Położył bagaż na łóżko. - Tyle tylko, że tamte w areszcie w Leavenworth sš chyba wygodniejsze niż te tutaj - dodał. - No i cele też majš chyba większe niż ta dziupla Jak mylisz?
Jasper wzruszył ramionami.
-Ciesz się, że tam nie jestemy.
Kwatera chłopców okazała jeszcze mniejsza od tej, w której spały Bella i Alice.
Pomieszczenie było tak wšskie, że kiedy Edward rozpostarł ramiona, dotykał końcami palców belek przeciwległych cian.
-Malutki. Zgniecie nas!
- Po co nam większy pokój? - spytał Jasper, przeciskajšc się obok przyjaciela. Przejcie między cianš a łóżkiem było tak wšskie, że z trudem mijały się w nim dwie osoby. - Nie będziemy tu chyba spędzać dużo czasu.
- Pewnie nie - zgodził się z nim Edward. - W ostatecznoci możemy chodzić do dziewczyn- dodał z błyskiem w oku. 
Jasne- pomylał Jasper już mu amory w głowie!
- U nich też nie ma za dużo miejsca argumentował, przycinajšc mu skrzydeł.
 Kiedy Angela,  miła i ładna asystentka profesor Hatcher, prowadziła całš czwórkę do ich sypialń, chłopcy mieli możliwoć zerknšć do pokoju Belli i Alice. 
- Ale jednak trochę więcej miejsca niż u nas. Dziewczynom zawsze trafia się lepiej- odparł niezrażony tym, ale słychać było nutę żalu w jego głosie.
Jaspera trochę zdziwiło to spostrzeżenie przyjaciela. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się czuć gorzej traktowanym tylko z tego powodu, że jest chłopakiem.
- Może one potrzebujš więcej przestrzeni niż my? - zauważył. - Bo inaczej gdzie by pomieciły te wszystkie rzeczy, które ze sobš przywiozły?
- No - zgodził się z nim Edward. - Tyle tego zabrały, że ledwie doniosłem na górę ten cholerny plecak - poskarżył się i dla pokazania jak ciężki był plecak Belli zaczšł sobie masować plecy, wyginajšc się w tył. - Czego one tam nawsadzały?
-Miały może co bardzo potrzebnego z resztš miałem im szperać w plecakach by sprawdzić co zabrały?
-Ważyły  tonę!? Może trzeba było to zrobić, nim się zgodziłem na to by ponieć torbę licznej Belli.
-Żałujesz, że na moment zamieniłe się w dobrze wychowanego młodzieńca?- zamiał się Jasper, przypominajšc sobie licznš twarz Alice i jej ciężki plecak. 
Ciekawe która miała cięższš torbę?
Nastała cisza. Trwała kilka minut, obaj nasłuchiwali dwięków. Ale nic nie słyszeli.
-Ciekawe co one mogš teraz robić?- zamylił się Edward nadal stojšc i opierajšc dłonie o przeciwne ciany. Spojrzał w stronę ciany, za którš pokuj miały ich koleżanki.
Gdyby ciana z belek odgradzajšca ich klitkę od pokoju dziewczšt była przezroczysta, to kilka minut póniej przynajmniej częciowo poznałby odpowied na swoje pytanie  żółte kalosze i grube skarpety- wyliczanka Belli i Alice, wymylona przez te drugš.
- Ale nie jest tak le - odezwał się po chwili. - Sš fajne. I obie bardzo ładne To dziwne  dodał i zamylił się głęboko.
-Co jest takie dziwne?
 - Zauważyłe, że rzadko trafiajš się dwie przyjaciółki, o których spokojnie można powiedzieć, że sš równie ładne?- odparł kasztanowłosy patrzšc na przyjaciela poważnym wzrokiem.
- Nie, nie zauważyłem - odparł Jasper, zastanawiajšc się, dlaczego przyjacielowi zebrało się nagle na takie ogólne refleksje. Dziwił się, bo Edward nie był typem chłopaka, który by za dużo mylał i popadał w taki stan, był raczej spontaniczny i decydował się na wszystko bez zastanowienia i póniej tego żałował.
- pisz na górze, czy na dole? - spytał Edward po kilku minutach, skupiajšc się już na bardziej konkretnych sprawach. 
- Wszystko mi jedno. 
- No to ja idę na górę. 
- W porzšdku - zgodził się Jasper i ziewnšł, przecišgajšc się.
Edward postawił plecak w kšcie pokoju, po czym wdrapał się na swoje posłanie. Tylko po to by zobaczyć jak wyglšda jego łóżko, po czym zszedł na dół.
- Nie idziesz się myć? - zdziwił się patrzšc na Jaspera. Ten już się położył do łóżka.
- Nie, dzisiaj sobie daruję. Chcę mi się spać.
- winia  rzucił Edward. - Jak zaczniesz mierdzieć, to postaram się, żeby cię przenieli do innej kwatery, nie zamierzam mieszkać z brudasem. - zagroził przyjacielowi i zniknšł za drzwiami prowadzšcymi do łazienki z prymitywnym prysznicem, tak miniaturowej, że nie można w niej było zrobić nawet dwóch kroków, ciężko było mu się odwrócić, by zdjšć ciuchy i  by sięgnšć po mydło na podstawce, czy ręcznik.
Odkręcił kurek i wzdrygnšł się, że mylał, że za chwilę poleci cieplejsza woda. Kiedy się okazało, że z prysznica leci  jedynie lodowato zimna woda, zrezygnował z prysznica, umył tylko szybko zęby i dwie minuty póniej był z powrotem w pokoju.
-Już?
-Zimna woda! W takiej mył się nie będę- tłumaczył się Edward.
- Chyba obaj będziemy mierdzieć - stwierdził Jasper.
- Rano wezmę prysznic.
- Ta cała Angela uprzedzała, że podgrzewacz wody ma tak małš przepustowoć, że jeli dwie osoby wejdš pod prysznic, to następne będš musiały czekać na wodę, co najmniej kwadrans. Bella i Alice musiały być szybsze od nas. 
-Dziewczyny zawsze na wszystkim wychodzš lepiej. 
- Hej!  rzucił Jasper. - Co cię dzisiaj napadło z tym czepianiem się dziewczyn? To nie ich wina, że pierwsze dorwały się do prysznica. Co miały cię zapytać o zgodę?
- Ja się czepiam dziewczyn? - zdziwił się Edward. - Co ty?! Ja bardzo lubię dziewczyny. Zwłaszcza Bellę i Alice, odkšd je poznałem, i włanie się tak zastanawiam, którš z nich lubię bardziej. A ty?
- No...  Jasper nie wiedział, co odpowiedzieć na takie bezporednie pytanie. - No, chyba też je lubię, tak samo.
- Ale którš bardziej?- wiercił Edward przebierajšc się w koszulkę i spodnie od dresu, pożałował, bo było mu teraz zimno. Zignorował to.
- Skšd mam wiedzieć? Znam je przecież dopiero od dwóch godzin. 
- Nie słyszałe nigdy o czym takim jak pierwsze wrażenie?
- O wrażeniu czy wejrzeniu? - domagał się ucilenia Jasper. - O wejrzeniu owszem, słyszałem. Moja siostra wycišgnęła mnie kiedy na jakš durnš komedię romantycznš i mówili tam co o miłoci od pierwszego wejrzenia. 
 Tak naprawdę to film bardzo mu się podobał, ale nigdy w życiu by się do tego nikomu nie przyznał, a już na pewno nie Edwardowi, który, choć był jego najlepszym przyjacielem, pękłby ze miechu, gdyby się dowiedział, że Jasper pod koniec seansu ukradkiem wycierał łzy.
- O miłoci, od razu o miłoci! - prychnšł lekceważšco Edward, ale w jego tonie wyczuwało się co nieszczerego. Też wierzył w miłoć od pierwszego wrażenia, czy tam wejrzenia, ale nie przyznałby się do tego przed kumplem. Nie ma na to siły, ucierpiała by na tym jego męskoć
Czyżby to było to samo, co mnie nie pozwala się przyznać, że płakałem na filmie, na który zabrała mnie siostra? - zastanawiał się Jasper.
- Nie mówię o żadnej miłoci od pierwszego wejrzenia - powiedział po chwili Edward. Jego głos był już normalnym głosem chłopaka, który nawet gdyby miał starszš siostrę, to z pewnociš nigdy nie dałby się jej namówić na obejrzenie jakiego ckliwego filmu. - Chodzi mi o to, że widzisz dziewczynę i od razu wiesz, że ci się podoba. Rozumiesz mnie?
- No, chyba rozumiem. I co? Tobie która z tych dwóch się aż tak spodobała?
- Przecież ci mówiłem, że obie sš fajne!
Jasper  nie miał pojęcia, do czego przyjaciel zmierza, czuł jednak, że jest dziwnie rozdrażniony. Postanowił zmienić temat na inny, mniej denerwujšcy Edwarda.
- Mam zgasić wiatło? - zapytał. Wyłšcznik był umieszczony doć nisko na cianie, w zasięgu jego ręki.
- Zga  rzucił Edward włażšc na łóżku, też szykował się do snu. - Albo nie. Poczekaj chwilę.
Zeskoczył na dół, podniósł z podłogi dżinsy, które wczeniej rzucił tam byle jak, i wyjšł z kieszeni ćwierćdolarówkę. Miał pewien pomysł, który nie mógł czekać ani minuty. 
-Oszalałe?!
- Waszyngton czy orzeł?- zapytał podekscytowany, jak Alice przed nim kilka minut temu. Jednak myli Edwarda zaprzštała Bella, była trochę jego przeciwieństwem, była troszkę spokojniejsza, niż Alice i bardziej skupiona.
- O co gramy?- spytał Jasper, podniósł głowę ignorujšc skrzypienie łóżka.
- Waszyngton czy orzeł?  powtórzył Edward, ignorujšc pytanie przyjaciela.
- Waszyngton - zdecydował się szybko Jasper, ciekawy, o co w tym zakładzie chodzi.-Ale o co gramy?
- Już ci mówię, mój przyjacielu, Bella jest Waszyngtonem, a Alice orłem - powiedział Edward. - Jeli padnie Waszyngton, startujesz do Belli, a jeli orzeł, to do Alice.
- Zwariowałe? - oburzył się Jasper. - Mamy grać o dziewczyny? wirujesz sobie! A one, to co, nie majš nic do powiedzenia? Dziewczyny to nie konie na wycigach... albo... albo... - Zabrakło mu wyobrani i nie wymylił innych analogii. Patrzył na Edwarda, bał się, ze kolejny pomysł przyjaciela okaże się jak zwykle klapš i już nie ujrzš  dziewczyn.
Może gdyby widział, że w sšsiednim pomieszczeniu, dokładnie parę minut temu, Alice wyjęła z plecaka skarpety, które były uznawane  przez niš i Bellę jako Jasper, to ten nie byłby tak oburzony, jak był w tej chwili. Ale Edward nie miał lepszego porównania niż Jasper , jego Alice porównała do żółtego kalosza.
Edward tymczasem podrzucił ćwierćdolarówkę tak wysoko, że odbiła się od sufitu.
Jasper uznał tę grę za kompletnie bezsensownš i właciwie zupełnie nie powinno go interesować, która strona monety będzie na wierzchu, mimo to, kiedy ćwierćdolarówka spadła z brzdękiem na podłogę, wstał błyskawicznie z łóżka i poszedł sprawdzić wynik. Zupełnie jakby cišgnęło go do poznania odpowiedzi. Edward stał pochylony zaraz za nim i wpatrywał się w monetę.
- Orzeł - obwiesił jego przyjaciel, maskujš skutecznie smutek. Podniósł pienišdz i wsadził go z powrotem do kieszeni spodni i cisnšł je na swój plecak. - Wyglšda na to, że twojš dziewczynš będzie  bršzowowłosa Bella.
Jasper pokręcił głowš i umiechnšł się. W ich ciasnej klitce nie było lustra i nie widział siebie, jednak i bez tego nie miał wštpliwoci, że umiech,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin