Nora Roberts - Czarny Koral.txt

(308 KB) Pobierz
Nora Roberts

Czarny Koral

Toronto ˇ Nowy Jork ˇ Londyn Amsterdam ˇ Ateny ˇ Budapeszt ˇ Hamburg Madryt ˇ Mediolan ˇ Paryż Sydney ˇ Sztokholm ˇ Tokio ˇ Warszawa
j:nz20 8-11-2006 p:5 c:0
Rozdział pierwszy
­ Proszę uważać na stopień. Uwaga, stopień! Dziękuję ­ powiedziała z umiechem Liz, przyjmujšc bilet od opalonego mężczyzny w kolorowej koszuli w palmy. ­ Mam nadzieję, Mabel, że go nie zgubiła ­ burknšł turysta i spojrzał potępiajšco na żonę, która nerwowo przeszukiwała olbrzymiš torbę plażowš. ­ Mówiłem, żeby mi go oddała. ­ Oczywicie, że nie zgubiłam biletu ­ odparła kobieta z godnociš i zajrzawszy do drugiej, równie wielkiej torby, wycišgnęła w końcu niewielki błękitny kartonik. ­ Dziękuję. Proszę siadać. ­ Liz znów się umiechnęła i wskazała parze wolne miejsca. ­ Panie i panowie, witam na pokładzie ,,Fantasy'' ­ powiedziała po chwili, gdy wszyscy już wygodnie się usadowili. Liz zaczęła swój powitalny monolog, ale mylami wcišż była daleko. Kiwnęła głowš mężczynie, który odwišzał liny cumujšce łód i przerzucił je na pokład. Przemawiała spokojnym i łagodnym tonem, ale uważnie obserwowała plażę. Było na niej już tłoczno. Na złotym
j:nz20 8-11-2006 p:6 c:0
6 No r a R o b e rt s
piasku, rozgrzanym promieniami słońca, opalali się beztroscy turyci. Niektórzy wybierali leżaki i miły cień plażowych parasoli. Nikomu się nie spieszyło, nikt nie biegł w stronę łodzi. Liz miała już piętnacie minut spónienia i nie mogła dłużej czekać. Płynnie wyprowadziła łód z przystani. Znała te wody jak własnš kieszeń i mogłaby sterować z zamkniętymi oczami. Błękitne niebo z białymi kłaczkami chmur zapowiadało wspaniałš pogodę. Lekka bryza tańczšca w jej włosach była ciepła, mimo wczesnej pory dnia. Woda za była tak przejrzysta, jak zachwalały biura podróży. Idealna atmosfera do wypoczynku. Jednak dowiadczenie nauczyło Liz niczego nie przyjmować za pewnik. Spojrzała na pasażerów. Zachwyceni wycieczkowicze już zaczęli pokazywać sobie ryby i podwodne skały, widoczne przez szklane dno łodzi. Dziewczyna wiedziała, że żaden z pasażerów nie myli o kłopotach, które zostawił w domu. ­ Niedługo dotrzemy do północnej częci rafy Paraiso ­ Liz mówiła tak, by jej głos docierał do zainteresowanych, a jednoczenie nie przeszkadzał pozostałym. ­ Głębokoć dna morskiego waha się od dziewięciu do piętnastu metrów. Woda ma doskonałš widocznoć, więc będziecie mogli podziwiać rafę pokrytš koloniami gšbek i różnymi rodzajami korali. Zwróćcie uwagę na ukwiały, które z powodu kolorowych wzorów i fantazyjnych kształtów przypominajš kwiaty. Blisko dna możecie wypatrzyć rozgwiazdy. Utrzymywała stałš prędkoć łodzi, pozwalajšcš turystom na dokładne oglšdanie podwodnego wiata. Kolejno opowiadała o mieszkańcach rafy koralowej i przybrzeż-
j:nz20 8-11-2006 p:7 c:0
C z a rn y K o r al 7
nych wód. Opisywała wyglšd i zwyczaje ryb, które mogli zobaczyć podczas swej podróży. Nie zapomniała także powiedzieć o niebezpieczeństwach, które zagrażajš nurkujšcym. Przestrzegła swych podopiecznych przed dotykaniem jeżowców i meduz, które choć niezbyt ruchliwe, potrafiš bolenie zranić. Poprosiła, żeby powstrzymać się przed zabieraniem pamištek z dna morza, a szczególnie fragmentów korali, gdyż nieostrożni zbieracze mogliby wyrzšdzić nieodwracalne szkody na rafie. Już tyle razy prowadziła morskie wycieczki, że wszystkie czynnoci wykonywała rutynowo. Nigdy jednak jej wykład nie był monotonny. Liz kochała morze, czuła się tu wolna i doskonale panowała nad łodziš. Oprócz ,,Fantasy'' miała jeszcze trzy inne łodzie. Prowadziła też niewielki sklep ,,Czarny Koral'' z akcesoriami do nurkowania i wypożyczalnię sprzętu wodnego. Sama do tego doszła, choć na poczštku było jej ciężko. Z trudem udawało się wišzać koniec z końcem, gdy przychodziły stosy rachunków, a zarobione pienišdze wpływały do kasy bardzo powoli. Ale się udało. Dziesięć lat trudów sprawiło, że Liz miała własnš, dobrze prosperujšcš firmę. Uważała, że wyjazd z kraju i zaczynanie wszystkiego od poczštku nie były zbyt wygórowanš cenš za spokój ducha. Włanie ciszš i spokojem szczyciła się niewielka wyspa Cozumel, należšca do meksykańskiej częci Wysp Karaibskich. Teraz tu był dom Liz i tylko to się dla niej liczyło. Tutaj była lubiana i darzono jš szacunkiem. Nikt na wyspie nie zdawał sobie sprawy, co przeszła i jak bardzo została upokorzona, zanim uciekła do Meksyku. Liz rzadko o tym mylała, choć miała żywy dowód
j:nz20 8-11-2006 p:8 c:0
8 No r a R o b e rt s
tamtych bolesnych wydarzeń. Faith. Na myl o córeczce na twarzy Liz pojawił się czuły umiech. To była jej mała, jasna gwiazdeczka, która teraz mieszkała, niestety, doć daleko stšd. Jeszcze tylko szeć tygodni, pocieszała się Liz. Za szeć tygodni skończy się szkoła i Faith wróci do domu na całe lato. To dla jej dobra, powtórzyła sobie w duchu, gdy znów poczuła tęsknotę. Uważała jednak, że wysłanie córeczki do dziadków i do dobrej szkoły jest dużo ważniejsze niż jej własne potrzeby. Pracowała w pocie czoła, podejmowała konieczne ryzyko i walczyła z konkurencjš, żeby Faith miała wszystko, na co zasługuje, wszystko, co dałby jej ojciec, gdyby... Liz pokręciła głowš. Już dawno przyrzekła sobie, że wyrzuci tego człowieka ze swoich myli, tak samo, jak on usunšł jš ze swojego życia. Była naiwna i zakochana. I to był błšd, który popełniła z miłoci. Jednak, oprócz nauki na przyszłoć, dostała także od losu cenny prezent. Faith. ­ A poniżej możecie państwo zobaczyć wrak statku pasażerskiego ­ powiedziała i zmniejszyła prędkoć łodzi, by wszyscy mogli się przyjrzeć podwodnej atrakcji. ­ Proszę się jednak nie martwić. Nie wydarzyła się tu żadna tragedia. Statek zatopiono dla potrzeb filmu i pozostawiono pod wodš ze względów turystycznych ­ dodała z umiechem, gdy z wraku wypłynęła grupa nurków. Powinnam się zajšć pasażerami, a nie rozmylaniem o przeszłoci, wytknęła sobie. Teraz, gdy zabrakło współpracownika na pokładzie, było to trudniejsze. Musiała nie tylko prowadzić łód, ale także opowiadać, pilnować grupy, obsłużyć wszystkich, podajšc posiłek i pomagajšc
j:nz20 8-11-2006 p:9 c:0
C z a rn y K o r al 9
założyć sprzęt do nurkowania. Jednak nie mogła już dłużej czekać, aż pojawi się Jerry. Liz nie chodziło o to, że swoim zniknięciem przysporzył jej dodatkowej pracy, lecz o to, że klienci firmy powinni być obsłużeni z największš starannociš. Powinna przewidzieć, że nie można na nim polegać. Innego dnia z łatwociš mogła go zastšpić kim innym. Miała jeszcze dwóch pracowników do obsługi łodzi i dwóch innych w sklepie. Jednak dzi także druga łód wypływała na wycieczkę, więc nikt nie był w stanie jej towarzyszyć. A Jerry sprawdził się jako dobry pracownik. Szczególnie kobiety nie mogły się go nachwalić. Gdyby sama nie uodporniła się na męskie uroki już dawno temu, Jerry mógłby jej zawrócić w głowie. Niewiele kobiet potrafiło się oprzeć jego męskiej urodzie, postawnej sylwetce, zawadiackiemu umiechowi i pełnym obietnic szarym oczom. Oprócz wyglšdu, Jerry posiadał także dar wymowy. W pobliżu tego mężczyzny żadna kobieta nie była bezpieczna. Jednak nie dlatego Liz wynajęła mu pokój i dała pracę. Po prostu potrzebowała dodatkowej gotówki i jeszcze jednego pracownika. Szybko przekonała się, że Jerry jest obrotny i ma doskonałe podejcie do klientów. Lepiej, żeby dobrze usprawiedliwił swojš nieobecnoć, pomylała. Cichy szum silnika, słońce i lekki wietrzyk sprawiły, że Liz przestała myleć o nieprzyjemnych sprawach i odprężyła się. Wcišż opowiadała o podwodnym wiecie, umiejętnie korzystajšc z własnych dowiadczeń w nurkowaniu i z wiedzy, którš zdobyła, studiujšc biologię, a szczególnie morskš florę i faunę. Czasem który
j:nz20 8-11-2006 p:10 c:0
10 No r a R o b e rt s
z pasażerów zadawał jej jakie pytanie lub zachwycał się okazami, przepływajšcymi pod szklanym dnem łodzi. Wtedy Liz z przyjemnociš odpowiadała i zaczynała snuć kolejnš opowieć. Wszystko powtarzała także po hiszpańsku, gdyż kilku pasażerów pochodziło z Meksyku. Na pokładzie miała również kilkoro dzieci, więc dbała, by niektóre z jej historyjek były zabawne. Gdyby jej życie potoczyło się inaczej, mogłaby zostać nauczycielkš. Już dawno jednak zrezygnowała z tego marzenia, tłumaczšc sobie, że bardziej pasuje do wiata biznesu, a więc do własnej firmy, z której była tak dumna. Popatrzyła na lekkie chmurki na błękitnym niebie, słoneczne błyski na falach i rafę koralowš pod powierzchniš wody. Tak, dawno wybrała swojš drogę i nie czuła żalu. Nagle usłyszała kobiecy krzyk. Zanim zdšżyła się odwrócić, kolejna osoba krzyknęła. Liz pomylała, że turyci przestraszyli się rekina, który zapucił się na przybrzeżne wody. Pozwoliła łodzi dryfować i odwróciła się z zamiarem uspokojenia pasażerów. Wtedy zauważyła, że jedna z kobiet płacze na ramieniu męża, a inna przytula dziecko. Pozostali turyci wpatrywali się w szklane dno łodzi. Liz zdjęła okulary przeciwsłoneczne i zeszła do częci pasażerskiej. ­ Proszę zachować spokój. Zapewniam państwa, że nic złego nie może was tu spotkać ­ oznajmiła pewnym głosem i zbliżyła się do przestraszonej grupy turystów. Mężczyzna z aparatem fotograficznym podniósł wzrok i rzucił jej poważne spojrzenie. ­ Chyba powinna pani jak najszybciej wezwać przez radio policję ­ poradził. Liz spojrzała w dół przez szklane dno łodzi i zamarła.
j:nz20 8-11-2006 p:11 c:0
C z a rn y K o r al 11
Zrozumiała, dlaczego Jerry nie pojawił się na czas. Leżał na dnie morza z kotwicznym łańcuchem owiniętym wokół klatki piersiowej. W chwili gdy samolot wylšdował, Jonas zerwał się niecierpliwie, chwycił swojš torbę i ruszył do wyjcia. Stanšł na podecie metalowych schodków i poczuł falę goršcego powietrza. Skinšł głowš stewardesie i szybkim krokiem przecišł płytę lotniska. Przyleciał na Cozumel w okrelonym celu i nie miał czasu na podziwianie błękitnego nieba, bujnych palm czy kolorów kwiatów. Mrużšc oczy przed słońcem, ws...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin