01_2011.pdf

(1585 KB) Pobierz
GeslerMariWr.indd
gotUję się Magda gessler
Warszawska restauratorka, gospodyni programu
„Kuchenne rewolucje Magdy Gessler” w TVN
Faworki – słodka karnawałowa przekąska
worków. Jest to ilozoia prosta i nieskomplikowana, ale niezwykle
skuteczna. Nie jest tajemnicą, że w czasie świąt nader często wypły-
wają na wierzch dobrze skrywane rodzinne konlikty. Z najmniej
oczekiwanych powodów ogarnia nas złość, dodatkowo po świątecz-
nym lenistwie jesteśmy pełni niespożytej energii – odpoczywamy
dwa dni i czas najwyższy coś z tym zrobić. Właśnie wtedy z pomocą
przychodzą nam faworki. To dzięki nim kumulujemy całą dodatnią
i ujemną energię na przestrzeni jednego metra kwadratowego z po-
zoru niewinnie wyglądającego ciasta. Jak to jest możliwe? To proste
– ciasto na faworki jest jedynym ciastem na świecie, w które przez
półtorej godziny trzeba bezustannie
walić. Wałkiem, pięścią, młotkiem, czy
czym tam sobie chcecie. Cudowne ćwi-
czenie po świątecznym bezruchu. Za-
miast kłótni z żoną, bratem czy ciotką,
zamiast konfrontacji z kochanką męża
czy chęcią wydrapania oczu szefowi
– mamy ciasto. Moim noworocznym
prezentem dla was będzie zdradzenie
wszystkich jego sekretów.
Po pierwsze, musimy mieć cierpli-
wość godną wschodniego mędrca lub
ewentualnie pacjenta NFZ. Po drugie,
przyda nam się ostrożność sarny i czuj-
ność ważki. Po trzecie, musimy być pra-
cowici jak mrówka i konsekwentni jak
porucznik Borewicz. Po czwarte, przyda
nam się giermek, pomocnik, córka lub syn – ktoś, kto będzie bez-
względnie słuchał rozkazów i nie ruszał się z miejsca, bo każdy ruch
może przysporzyć nam niemałych kłopotów. Po piąte, musimy mieć
dostęp do najlepszych produktów. Najdoskonalsze jajka, najlepszy
smalec, który nie śmierdzi knurem, i najwonniejsza wanilia, która
nie jest etylowaniliną. Mamy wszystko? No to do roboty.
Na początku wbijamy sześć żółtek do dużej, ciężkiej, glinianej
misy. Dokładamy do niej dwa całe jajka, dwie duże łyżki cukru pudru
i ćwierć laski utłuczonej wanilii. Ucieramy wszystko do białości
kopystką przez pół godziny (lub dużo szybciej i bez wysiłku ręcz-
nym mikserem) i dodajemy ćwierć litra gęstej, kwaśnej śmietany.
Najlepiej 36-proc. Ma być naturalnie kwaśna, nie zakwaszana. Jeśli
nie skwaśnieje naturalnie, to ciasto nie nabierze pulchności. Do tego
dodajemy dwa kieliszki spirytusu, łyżkę niechłodnego masła, szczyptę
soli i łyżkę octu. Mieszamy, ucieramy, miksujemy. Do tego pszenna
mąka. Dodajemy jej tyle, ile zabierze ciasto, którego gęstość nie
powinna przekraczać gęstości ciasta makaronowego. Gotowe? No
to teraz czas na wyrabianie ciasta. Proszę zarezerwować sobie na to
półtorej godziny i od razu uprzedzam, że nie ma żadnej dyspensy
od tego czasu. Ciasto wyrabiamy nad wyraz intensywnie. Moim
ulubionym sposobem jest walenie w nie wałkiem. Z całej siły, zza
głowy, prosto w ciasto. Cudowne uczucie. Nie dość, że rozładowuję
całą, poświąteczną złość, to jeszcze pozwala mi to spalić kalorie,
których po świętach gromadzi się w nas zdecydowanie za dużo.
Ciasto na faworki staje się wtedy moim
workiem treningowym, choć bez bicia
przyznaję, że biję je na zmianę z pomoc-
nikami. Podejrzewam, że nawet Dariusz
Michalczewski nie dałby rady bić ciasta
na faworki przez bite półtorej godziny.
Właśnie po tym czasie na cieście pojawia-
ją się wreszcie pierwsze bąble powietrza,
dzięki czemu wiemy, że zostało dobrze
wyrobione. Teraz przekrawam je na sześć
kawałków i każdy z nich przykrywam
osobnym naczyniem, żeby nie wyschło.
Wałkuję oddzielnie bardzo cienko, tak
cienko, jak wałkuje się makaron. Czas
na rozgrzanie tłuszczu. Tu kolejny sekret
– na 1,5 kg smalcu potrzebuję 2 kieliszki
spirytusu – dzięki temu ciasto nie spali
się w gorącym tłuszczu. Smalec rozgrzewam w szerokim garnku.
Rozwałkowane kawałki ciasta kroję na kawałki o długości 25 cm
i szerokości 5 cm, przekrawam je w środku i wywijam, tworząc
faworki. Najpierw próba pierwszego faworka – jeśli się szybko zaru-
mieni, puszczam następne. Po zrumienieniu przekładam na drugą
stronę i odsączam na bibule. Po lekkim ostygnięciu posypujemy je
cukrem pudrem z prawdziwą wanilią i odstawiamy do całkowitego
wystygnięcia. Układam w piękną piramidę i podaję na stole.
Sztuka wyrabiania i podawania prawdziwych faworków ginie
bezpowrotnie, bo nikomu nie chce się i nie opłaca robić ich po-
rządnie. Dobrze, że pani Ala u Fukiera ma jeszcze tyle siły i czasu
na to, aby przygotowywać je dla moich gości tak jak trzeba. Cieszę
się nimi przez cały karnawał.
96
9 stycznia 2011 | wprost
najlepsze faworki mają ogromne bąble, są lekkie, chrupiące i smakują jak spełnienie marzeń
o najlepszej słodkiej przekąsce. To mój ukochany deser i dziś zdradzę jego sekret.
U wielbiam filozofię, która towarzyszy przygotowywaniu fa-
665947356.001.png 665947356.002.png 665947356.003.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin