Francois Mauriac - Wiersze.pdf

(3665 KB) Pobierz
393333897 UNPDF
1952
FRANÇOIS MAURIAC
François Mauriac urodził się w 1885 roku w rodzinie
mieszczańskiej i otrzymał katolickie wychowanie. Jego de-
biutancki tom wierszy pt. Złączone ręce (Les mains join-
tes , 1909) został przyjęty z takim entuzjazmem, że przy-
szły pisarz nie widział potrzeby kontynuowania nauki; za-
jął się wyłącznie literaturą. Podczas pierwszej wojny świa-
towej był sanitariuszem na Bałkanach. Okres międzywo-
jenny to apogeum prozatorskiej twórczości Mauriaca. W
latach trzydziestych pisarz w następstwie raka krtani stra-
cił głos, którego już nigdy nie odzyskał. Po drugiej wojnie
393333897.002.png
światowej pisał już bardzo niewiele i przede wszystkim
był aktywny jako publicysta prasowy. Od 1933 roku —
członek Akademii Francuskiej.
Zmarł w 1970 roku.
Miał opinię pisarza katolickiego. Sam przeżył wiele we-
wnętrznych konfliktów na tle wiary i może dlatego jego fa-
buły ukazują dramatyczny wymiar religii, pełnej sprzecz-
ności, pułapek, trudnych wyborów. Ale wiara i religia u
Mauriaca wygrywają; zawsze odnoszą zwycięstwo nad ciem-
nymi siłami życia. Pisarz uchodził za znakomitego znaw-
cę ludzkiej duszy, którą chciał zbawić od grzechów i po-
myłek, ale bynajmniej nie przy pomocy bigoteryjnych ha-
seł. To, co prezentował w swej katolickiej wizji świata
i człowieka, było właśnie dalekie od jakiegokolwiek dok-
trynerstwa.
Mauriac był autorem znakomitych opowieści biograficz-
nych o Prouście, Racine'ie, de Gaulle'u oraz tak sławnych
powieści, jak: m.in. Pustynia miłości (1925), Teresa Des-
queyroux (1927), Życie Jezusa (1936), Kłębowisko żmij
(1932). Sukcesem cieszyły się jego dramaty, głównie As-
modeusz (1937). Oprócz wspomnianego debiutanckiego
tomu wierszy wydał jeszcze dwa inne: Burze (1925)
i Krew Attysa ( 1940).
393333897.003.png
Latarnia
Uwieczniam moją miłość — niosę ci ją w darze,
Wiem: gdybym kiedyś ciebie zmarłą ziemi dał,
Ziemia zadygotałaby od młodych ciał —
Jasna twa krew by trupom rozjarzyła twarze.
Gdybym wydarł swe oczy — to nieznane oczy
Zapłonęłyby z czerni — zaraz — teraz — dziś —
I z furią oślepiona by zażegła myśl
Skrzydła lotnych latarni, co wciąż krążą w nocy!
Krzysztof Sieniaivski
Człowiek w drzewo przeistoczony
Zapach twej sukni wabi miodne pszczoły
Bardziej niż owoc, niż pragnienie zmian —
W ciszy wsi drzemie dobry bożek Pan.
Dzień nastał modry, roślinny, wesoły.
Mądry Pan marzy, że odtąd bez wieku
Wrośniesz w tę ziemię, by na wieki trwać,
A z twej czupryny będą listki rwać
Burzowe chmury, marząc o człowieku.
Zabrzęczą osy i brzęczeniu wbrew
Spod twych korzeni pocznie ziemia gadać —
Niczym nurt rzeki krążyć będzie krew
Pod korą ciała, gdzie śpiewa cykada.
Krzysztof Sieniawski
393333897.004.png
Bardziej, Boże, niż urok...
Bardziej, Boże, niż urok, co twarze upiększa,
Bardziej niż akt kobiecy, czar zielonych wzgórz,
Ty sprawiasz, że z dnia na dzień ważniejsza i większa
Staje się dla mnie ludzkich tajemnica dusz.
Dusze zaczarowane, zaciszne zatoki,
W waszych wodach zastygłych, gdzie żal pełni straż,
Własną, napiętnowaną rozpoznaję twarz...
Czemu gorączkujecie przed lotem wysokim?
Ochrońcie tajemnicę przed agresją strachu —
Chcę wierzyć waszym słowom, jak wierzę w obłoki
I w gołębie, co siadły na złocistym dachu.
Krzysztof Sieniawski
Port Royal
Tam, gdzie w krzyk żarliwy zamienia się żal,
Gdzie wciąż lud się modli za mniszki sprzed lat —
Przychodzę do ciebie, o Port Royal,
Swe serce zranione uleczyłbym rad!
W łagodnym pejzażu — tęsknota bezbrzeżna,
W goryczy modlitwy, co scichła i już,
Ukrywa się dzika pobożność tych dusz,
Co wiedzą, że łaska im nie jest należna.
Daremnie błądziłem, nie został ni ślad,
Daremnie szukałem, gdzie rósł czarny bluszcz,
Tych, których wciąż ścigał i nękał nasz świat
I którym za grobem nie skąpiono burz.
393333897.005.png
Lecz cóż to? Niczego mi nie oszczędzono!
Chrzęściły ich prochy, gdy szedłem aleją,
Na klon i sykomor spojrzałem z nadzieją
I palmy męczeńskie ujrzałem, co płoną!
I matkę Agnieszkę w płomieniach ujrzałem,
Dopadły mnie oczy matki Angeliki —
Szły obie w procesji i na Bożą chwałę
Dźwigały relikwie po kimś i po nikim!
Na ławce wciąż leży książeczka Nicole,
Racine, blade dziecko, tu drży przed niedzielą
I szmer wydobywa się z maleńkich „schol",
Gdzie greckie wersety skanduje Lancelot.
Już słońce zachodzi — niegodny to czyn,
Truchleją ogrody i mrą bez nadziei
Jak wtedy, gdy trwożne dzieciątko Racine
Poznało na pamięć smak ust Charyklei.
Musicie być tutaj, serdeczny to trop,
Gdy niebo w bezkresną zamienia się dal,
W cienistej alejce, co wiedzie do „szop",
Coś komuś na ucho wciąż szepcze Pascal.
I nagle zrównuje z mym krokiem krok drżący
Ta dusza, o której nie marzył Pascal,
Co Myśli czytając, łagodzi niechcący
Żałobę ogrodów twych, Port Royal!
Tu Przestrzeń się jemu rozwarła nad głową
I tu się przeraził wiecznością i życiem —
On może w tym miejscu odczytał na nowo
Ten papier, zaszyty nazajutrz w habicie.
393333897.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin