1.Laura Wright - Kochać bez pamięci przeczyt.pdf

(560 KB) Pobierz
Steeping With Beauty
Laura Wright
Kochać bez pamięci
(Steeping With Beauty)
 
PROLOG
Księżniczka Catherine Olivia Ann Thorne siedziała sztywno pomiędzy swoim ojcem a
ciotką Farą u szczytu stołu i obserwowała objadających się, pijących, tańczących i radujących
się mieszkańców Landaronu. Tej nocy brakowało jedynie starszego brata, Aleksa. Pozostali
świętowali powrót najmłodszego z rodzeństwa – Maksima i jego żony, Fran, z podróży
poślubnej. Cieszyli się także ze wspaniałej wiadomości, że młodzi spodziewają się dziecka.
Świętowali miłość.
Muzyka dwunastoosobowej orkiestry rozpływała się łagodnie w jasno oświetlonej sali
balowej. Woń pieczonej jagnięciny i letniego wrzosu wprowadzała gorącą, wspaniałą
atmosferę.
Ale w duszy Cathy panował ciężki chłód.
Zawiesiła wzrok na swym bracie i nowej bratowej, tańczących w mocnym uścisku, blisko
siebie, z błogimi uśmiechami na ustach.
Każdy mógł dostrzec łączące ich uczucie. Cathy nie zazdrościła im szczęścia. Kochała
brata z całego serca, lubiła też Fran. Chciała jedynie sama poczuć odrobinę radości, miłości.
– Twoja podróż do Europy Wschodniej potrwa miesiąc dłużej, Catherine.
Coś ścisnęło żołądek Cathy na dźwięk słów ojca. Dopiero co wróciła z Australii, a już
sekretarz miał zaplanowany jej wyjazd do Rosji na początku kolejnego tygodnia.
A teraz wszystko przedłuży się o kolejny miesiąc.
– Jesteś blada, skarbie – zauważyła Fara, mrużąc z troską swoje piękne oczy.
Potężny, siwowłosy mężczyzna dotknął odzianej w rękawiczkę dłoni córki.
– Dobrze się czujesz?
– Tak, ojcze. – W gruncie rzeczy, to nie, ojcze. Maska opanowanej księżniczki walczyła z
niezadowoloną, krnąbrną kobietą, która zamieszkiwała głęboko w sercu Cathy.
Przez ostatnich kilka miesięcy coś w jej umyśle, duszy i ciele zaczęło więdnąć. Frustracja
narastała z każdym dniem, z każdą kolejną podróżą. Lubiła te wyjazdy, a szczególnie pracę
charytatywną, ale była już wyczerpana.
Wstała i rzuciła jedwabną serwetkę obok nietkniętego talerza.
– Jestem bardzo zmęczona. Jeżeli pozwolicie, ojcze... Faro...
Nie czekała, aż pozwolą jej odejść. Z wrodzoną gracją wymknęła się z sali i na
chwiejnych nogach, muskanych przez lawendową suknię, ruszyła po schodach w górę.
Miesiące zaplanowanych, dobrze ochranianych podróży, protokołu i prześladowań przez prasę
sprawiły, że pragnęła prywatności i powietrza. Spokojne, aczkolwiek czasowe schronienie,
jakie dawał jej własny pokój, było kuszącą wizją.
Ale na drodze do pokoju znajdowała się przeszkoda.
– Ta grzywa bursztynowych loków i duże, fiołkowe oczy.
U szczytu schodów przycupnęła korpulentna kobieta w podeszłym wieku, odziana w
luźną, czerwono-fioletową suknię, ze sznurem pomarańczowych korali na szyi. Cathy nie
rozpoznawała jej.
155332004.002.png
– Jesteś tak piękna, jak przepowiedziałam twojej matce, dziewczyno.
Cathy chwyciła się poręczy.
– Znała pani moją mamę?
– Tak, znałam ostatnią królową. – Wąskie usta kobiety wykrzywiły się w cynicznym
uśmiechu. – Gdy byłaś zaledwie drobinką w jej brzuchu, poprosiłam Jej Wysokość, by
pozwoliła mi odczytać twoją przyszłość. Ale ona odmówiła. Wyśmiała mnie.
Gniew kobiety zawisł między nimi. Cathy poczuła skrępowanie.
– Kim pani jest?
Stara kobieta zlekceważyła pytanie.
– Mimo wszystko dałam królowi i królowej mój dar. Tak, powiedziałam, że będziesz
piękna, dobra i mądra. Pełna wigoru i odważna. – Jej duże, brązowe oczy zachmurzyły się. –
Powiedziałam też, że jeżeli nie otoczą cię właściwą opieką...
Gdy głos kobiety przycichł, Cathy poczuła zimny dreszcz na plecach. Jednak nie
zamierzała okazywać strachu. Zdobyła się na królewskie opanowanie i powiedziała:
– Uważam, że powinna pani skończyć tę opowieść.
Na twarzy kobiety zagościł zmęczony uśmiech.
– Powiedziałam twojemu ojcu i matce, że jeżeli nie otoczą cię właściwą opieką, stracą cię.
– Stracą? – wykrzyknęła.
– Tak.
Dobre maniery znikły.
– O czym pani mówi?
– Cathy, jesteś tam?
Wołanie z dołu przerwało trans, w jakim znajdowały się obie kobiety. Odwracając się,
Cathy ujrzała wchodzącą po schodach Fran.
– Co się stało, Cathy? – Ciemne oczy jej bratowej przepełnione były troską.
– Ta kobieta, ona...
Fran zadarła głowę i rozejrzała się wkoło.
– Jaka kobieta?
Cathy zamarła, później wolno spojrzała za siebie. Kobieta zniknęła.
Nogi dziewczyny stały się bardziej wiotkie, jednak zdołała wejść po schodach. Fran
podążała tuż za nią. Cathy starała się nie myśleć, gdzie znikła nieznajoma i czy w ogóle tu
była. Wolała nie myśleć, że wariuje.
Kiedy weszły do sypialni, Fran zapytała ciepło:
– Dobrze się czujesz, Cathy?
Dziewczyna usiadła na łóżku z opuszczonymi ramionami. Nie, nie czuła się dobrze. Była
całkowicie przytłoczona. Odwróciła się do Fran i zaczęła tłumaczyć:
– Jestem dwudziestopięcioletnią kobietą, która rzadko bywa sama, prawie nie wie, co to
szczęście, i zupełnie nie zna miłości. Jestem wykończona życiem na zasadach ustalanych przez
innych. – Szukała wzroku Fran. – Rozumiesz, o co mi chodzi?
Siedząca obok Fran wzięła ją za rękę.
– Tak, rozumiem. Póki nie poznałam twojego brata, w ogóle nie żyłam.
155332004.003.png
– Jak myślisz, na czym to polega? Bałaś się żyć, a może...
– Chyba bałam się wierzyć, że kiedyś spotkam miłość. – Na ustach Fran pojawił się
delikatny uśmiech kobiety, która wiedziała, że stało się inaczej. – Zostałam bardzo zraniona i
nie chciałam kolejny raz przeżywać tego samego. Ale twój brat dał mi drugą szansę.
Cathy westchnęła.
– Ja chciałabym dostać pierwszą szansę – móc żyć.
Chyba na to zasługuję.
Siedem lat rozmyślań, planów, nocnych fantazji i szczerych nadziei tańczyło w jej
umyśle. Czy była wystarczająco odważna? Dostatecznie znużona? Wystarczająco
zdesperowana, by wziąć sprawy w swoje ręce i osiągnąć to, czego pragnęła?
Może ta stara kobieta pojawiła się jako ostrzeżenie, a nie po to, by opowiedzieć historię z
przeszłości. Ostrzeżenie od matki, a może i od samej Cathy, że jeżeli wciąż będzie szła tą samą
drogą, żyjąc w smutku, zupełnie się zagubi.
W jej sercu pojawi! się cień obawy, ale odgoniła go.
– Teraz jesteś moją siostrą, Fran. Mogę na ciebie liczyć?
Fran uścisnęła jej dłoń.
– Tylko powiedz, co mam zrobić.
– Pomóż mi się spakować.
155332004.004.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Komary kąsały ją w szyję, niewidoczne zwierzęta wydawały dźwięki, których nie
rozpoznawała, a płatki owsiane, zjedzone przed godziną, ciążyły jak ołów.
Ale Cathy jeszcze nigdy nie czuła się taka szczęśliwa.
Trzy dni wcześniej, ubrana jak jej rówieśnicy wyruszający z plecakiem na wycieczki po
Europie, z fałszywym paszportem, za który słono zapłaciła, i zdobytym przez lata
amerykańskim akcentem, Cathy rozpoczęła realizację układanego od siedmiu lat planu.
Opuściła Landaron, by udać się na wyprawę do Stanów Zjednoczonych.
Zgodnie z obietnicą, Fran pomogła jej spakować potrzebne rzeczy i dostać się na lotnisko.
A jako że świadomość pomocy przy ucieczce królewskiej córki mogła być zbyt przytłaczająca,
Cathy postanowiła nie zdradzać bratowej celu swojej podróży.
Przez cały lot do Nowego Jorku Cathy martwiła się o reakcję ojca. Ale gdy już tam
dotarła, zmusiła się do puszczenia trosk w niepamięć. Mimo niepokoju o miejsce jej pobytu
musiał zrozumieć, że w obecnym stanie nie była przydatna ani jemu, ani też ludziom, których
na jego życzenie miała odwiedzać.
Z Nowego Jorku poleciała do Dallas i dalej, do Denver, gdzie taksówka zawiozła ją do
biura wypraw wspinaczkowych. Na każdym kroku cieszyła się wolnością.
Jej plan działał bez zarzutu i była pewna, że nikt jej nie śledzi.
Po prawej stronie poranne słońce przebijało się przez gęste igły sosny, a po lewej płynęła
wartka rzeka. Delikatny plusk rozpryskującej się o kamienie wody kołysał ją, prowadząc w
majestatyczne góry. Góry Skaliste w Kolorado były tak piękne, jak te z opowieści jej dawnej
przyjaciółki.
Doskonałe miejsce ucieczki dla krnąbrnej księżniczki.
Zgodnie z życzeniem biuro wspinaczkowe dostarczyło Cathy do podnóża gór, gdzie
rozpoczynały się szlaki. Z plecakiem pełnym zapasów, kijkami, gazem pieprzowym i
aparatem przywołującym, niezbędnym w sytuacjach zagrożenia, zapuściła się daleko w góry.
Co wieczór lokalizowała na mapie kolejny domek, wybudowany w górach przez firmę
wspinaczkową. Jadła to, co ze sobą przywiozła, nie narzekała śpiąc na twardym, cienkim
materacu, znajdującym się w każdym domku.
Cieszyła się wolnością, przygodą i koniecznością przetrwania.
Słowo „przetrwanie” zabrzmiało jej w uszach, sprawiło, że zatrzymała się w pół kroku na
niebezpiecznie wąskiej ścieżce. Zadziałał instynkt samozachowawczy. Przechyliła głowę i
nasłuchiwała.
Dobiegał do niej jakiś hałas.
Trzy metry pod nią woda rozbryzgiwała się o skały. Wysoko w górze ptaki śpiewały w
koronach drzew. Słyszała to już wcześniej.
Ale ten dźwięk... To było coś innego.
Nim zdołała cokolwiek pomyśleć, zamarła z przerażenia. Z lasu, w pełnym pędzie,
wypadł koń z jeźdźcem na grzbiecie. Czarny rumak galopował wprost na nią. Czas zdawał się
155332004.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin