DEOTYMA - Biografia.doc

(389 KB) Pobierz

 

 

Pietkiewicz Antoni

DEOTYMA

(Pamiątka Jubileuszowa)

 

 

 

Przed laty czterdziestu pięciu, w maju, w tym czarownym, według poetów, miesiącu róż i słowików, nad szarą Wisłą naszą wychylił się z pączka przecudny kwiat poezyi, zabrzmiała pieśń zachwycająca z ust natchnionej dziewicy — dzieweczki raczej, co ledwo że z dziecięcych lat wyszła.

A pieśń owa w tem większy zachwyt i zdumienie tych, co ją usłyszeli, wprawiła, iż była to improwizacya, improwizatorka zaś liczyła wtedy ledwie rok osiemnasty, była zaś nią Jadwiga Łuszczewska, nasza jubilatka czcigodna.

O jej improwizacyach, które jej w swoim czasie nadzwyczajny rozgłos zjednały i otoczyły ją uwielbieniem entuzyastycznem, we właściwem miejscu mówić będziemy, wprzódy zaś opowiemy pokrótce koleje jej żywota.

Deotyma przyszła na świat w r. 1834 d. 1-go sierpnia, w Warszawie, w domu zwanym kamienicą pomisyonarską, przytykającym do byłego pałacu Staszyca, a położonym naprzeciwko pałacu Sapiehów, później Zamoyskich. 

W tymże roku rodzice jej, Wacław (1) i Magdalena z Żółtowskich (2) Łuszczewscy, otworzyli swój salon na przyjęcia poniedziałkowe, na które się zbierało towarzystwo najwyborowsze, tak pod względem społecznym, jako i umysłowym, co, z początku mniej liczne dla szczupłości mieszkania, z czasem, w szerszych apartamentach, dochodziło do setek osób; sława bowiem tych poniedziałków, zwłaszcza

od kiedy nowej im świetności dodały improwizacje Deotymy, ściągała na nie cały kwiat inteligencyi, nie tylko już z Warszawy i z prowincja, ale często i z zagranicy. (1)

Od kolebki więc przyszłą wieszczkę otoczyła najprzyjaźniejsza atmosfera duchowa, która musiała bezwątpienia przyczynić się nie mało do rozwoju wrodzonych jej zdolności niezwykłych; najgłówniejszym wszakże czynnikiem była opieka czuła i rozumna rodziców, odznaczających się ukształceniem niepospolitem i talentem pisarskim, (2) któ-

ry się odbił zarówno w Deotymie, jak i w siostrze jej, starszej o lat kilka, Kazimierze. (1)

Całe też pierwiastkowe zasoby swoje naukowe, im głównie, jeśli nie wyłącznie, Deotyma zawdzięcza. Tak bowiem ona, jak i siostra jej, nie miały nigdy guwernantki, nietylko cudzoziemki, lecz nawet i Polki.

"Matka nasza — pisze Deotyma w swym pamiętniku — nie chciała nas powierzać żadnema obcemu wpływowi; chciała nas mieć ciągle pod swoim, głęboko obmyślanym kierunkiem. Z planu wychowania wykluczyła wszelkie obce języki, bo według niej, czcza ta nauka zużywa napróżno siły umysłu

i pamięci. "Zamiast poznawać pięć rozmaitych sposobów,

 

--------------------------------------------------------------------

skiej" był jej współredaktorem i wzbogacał ją pracami swemi, oprócz tego zaś napisał pod pseudonimem Korczaka kilka powieści, bardzo udatnych i wysoce oryginalnych, mianowicie: "Paulinka, " "Ostatni dzień XX-go wieku, " "Loraici, " "Ulryka Land. " W rękopisie zostawił obszerny poemat p. t. "Strugi w ostatnich sześciu dziesiątkach lat, obrazy rodzinne i narodowe. " Matka nie ubiegała się wprawdzie za rozgłosem literackim i niechętnie drukowała swe pisma (tylko w "Pielgrzymie" Ziemięckiej umieściła (r. 1845) przekład z dzieł św. Teresy "Rozmyślania nad Modlitwą Pańską); pisała dosyć jednak prozą i wierszem, a dwa jej aforyzmy zyskały nawet wielką popularność w swym czasie, mianowicie zaś:

 

Przeznaczenie kobiety.

Kochać w milczeniu, mówić w spojrzeniu,

Cierpieć w westchnieniu, żyć w poświęceniu.

Przeznaczenie mężczyzny.

Mądrości berło piastować,

Miłością ludzkość owionąć,

Potęgą czynu panować,

A duszą w Bogu utonąć.

 

(1) Kazimiera (Komierowska) znana pod pseudonimem Jolanty, umieszczała wiele prac w czasopismach krajowych, a w Poznaniu wydała tom poezja. 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:21 ---------------

8/92 

 

 

 

 

 

jakiemi można jedną myśl wyrazić, lepiej jest użyć tego samego czasu na zdobycie pięciu nowych myśli. "

"Musiała wprawdzie uczynić ustępstwo dla języka francuskiego, bez którego w dzisiejszem społeczeństwie nie można się obejść, ale uczyniła je niechętnie i zawsze powtarzała, że ten tylko może doskonale władać swoim rodowitym językiem, kto go sobie żadnym innym nie skrzywił, ani zamącił. "

"Była też przeciwną długim ćwiczeniom pamięciowym; według jej zdania, i pamięć ma swoje granice: kto chce ją zachować w zupełnej świeżości, nie powinien jej przedwcześnie nadużywać. "

"W pracach umysłowych rozwijała przedewszystkiem twórczość. To też przy odrabianiu zadań i wypracowali nie było nam wolno ani radzić się starszych, ani żądać niczyjej pomocy. Wszystko się musiało robić z własnej głowy, własnem wysileniem. System to, z początku dla dziecka ciężki, ale wyborny, jedyny, który wyrabia samodzielność myśli. "

"Przy " całym idealizmie wychowania, kładła też wielki nacisk na jego stronę praktyczną i żądała od nas przedewszystkiem znajomości zajęć kobiecych, pilności w gospodarstwie i w robotach t. z. cnotliwych. Brzmią mi do dziś dnia to jej święte słowa: "Lepiej, abyś nie umiała pisać, niż abyś nie umiała cerować. "

"Lekcye szły stale i systematycznie. Rodzice nasi, urządzając ich rozkład, lwią ich część wzięli na własne barki. Ojciec nasz uczył historyi powszechnej, geografii, arytmetyki, oraz najobszerniej dziejów krajowych. Matka przechodziła z nami cały kurs religii, a potem czytywała nam dzieła różnych myślicieli i poetów, to dodając do nich własne komentarze, to nas wyciągając na samodzielne spostrzeżenia. "

"Z obcych nauczycieli nie wielu bywało. Siostra moja miała ich jeszcze kilku, ale matka spostrzegła, że i tego za wiole, i ja już tylko dwóch dostałam. Józef Sikorski uczył mię muzyki, a profesor Antoni Waga wykładał nam nauki 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:23 ---------------

9/92 

 

 

 

 

 

przyrodzone i rzeczy dotyczące się języka ojczystego, którego był dobrym znawcą. "

"Ale te obce głosy mało wnikały w moją duszę; tylko ręka ojca i matki zostawiła w niej taki posiew, który kiedyś mógł wydać plony. Wszystko, co wiem, co umiem i czem jestem, zawdzięczam jedynie i wyłącznie rodzicom. "

"Umysły ich wielce od siebie różne, dopełniały się wzajem. Pojęcia mojej matki były przeważnie filozoficzno-humanitarne; pojęcia ojca były przeważnie religijno-moralne. W moim umyśle oba te kierunki złączyły się niejako i stopiły; z latami jednak drugi wziął przewagę nad pierwszym, gdyż był mi więcej przyrodzony. "

Opierając się na zdaniu fizyologów, utrzymujących, że mózg dziecka zaledwie po siedmiu latach nadaje się do pracy umysłowej, rodzice Deotymy dopiero w roku siódmym zabrali się do jej nauki. I przed tem wszakże umysł dziecięcy przyszłej wieszczki wcale nie próżnował: nie umiejąc jeszcze ani czytać, ani pisać, już się przyszła twórczyni "Polski w pieśni" zapoznawała z dziejami ojczystemi i już wtedy się rozmiłowała w takich postaciach, jak Wanda i Jadwiga; a. wycieczki często do Wilanowa, oglądanie w nim pokojów królewskich, oraz słuchanie przy tem opowiadań rodziców o wielkim obrońcy chrześcijaństwa, rzuciły w duszyczkę dziecka, to ziarno, z którego miał wykwitnąć szczytny poemat o "Sobieskim pod Wiedniem. "

Wiele też karmi dla umysłu i wyobraźni przyszłej autorki "Kantaty Słonecznej, " dawały odwiedziny obserwatorjum astronomicznego, którego wówczas dyrektorem był Jan Baranowski, przyjaciel jej rodziców. Tam oglądanie przez teleskop dziwów księżyca, mgławic, drogi mlecznej, i szczególniej gwiazd różnobarwnych, zajmowało ją nadzwyczajnie, rozpłomieniało jej wyobraźnię, unosiło myśl w nieskończoność i pobudzało ją do rozwiązywania w sposób dziecinny wielkiej zagadki światów. 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:25 ---------------

10/92 

 

 

 

 

 

Jednakże, pomimo tak poważnych i pouczających rozrywek przed zapoznaniem się z elementarzem, mimo poważnie i systematycznie prowadzonego później nauczania, i wreszcie mimo ciągłego przebywania z osobami starszemi, dzieweczka, bystro rozwijając się umysłowo, nie przestawała być dziecięciem, nie traciła właściwej swoim latom swobody i wesołości, przepadała za zabawkami, a zwłaszcza za lalkami, które służyły jej za aktorów w układanych i odegrywanych przez nią dla siebie samej dramatach i "historjach" najdziwniejszych, do których sama dorabiała dekoracye i kostiumy, klejąc domki, mebelki, oraz szyjąc stroje jaskrawe. A bawiła się tak nie tylko z przyrodzonego popędu, ale niejako i z zasady; słysząc bowiem często z ust starszych, że wiek dziecięcy jest najszczęśliwszy, że późniejsze życie jest pełne cierpień i zawodów, święcie temu wierzyła, i dla pobudzenia siebie do korzystania ze szczęścia dziecięcego, wypisała na arkuszu papieru wielkiemi literami i postawiła na stoliczku swoim ten dwuwiersz, z trzema wykrzyknikami:

 

"Ciesz się ptaszku, pókiś młody!

"Ej, korzystaj ze swobody!!!"

 

Do nauki przykładała się pilnie, lecz nie wszystkie przedmioty jednakowo ją zajmowały: nie lubiła geoorafii, chemii i nie znosiła gramatyki, bo nie mogła się pogodzić z tą myślą, żeby Polka miała się uczyć, jak się mówi po polsku. Natomiast szczególniejszy miała pociąg do arytmetyki, zachwycała się astronomią i namiętnie rozmiłowaną była w muzyce. Predylekcyę do tych przedmiotów tak tłómaczy sobie w swym pamiętniku: "Może mnie do nich zaciekawiło szukanie różnych kształtów i objawów rytmu, którego poczucie było mi wrodzone. "

Do czytania, odkąd się tylko czytać nauczyła, rwała się też namiętnie, lecz w literaturze dziecinnej nic takiego nie znajdowała, coby potrzebom jej umysłu, serca i wyobraźni odpowiadało. Dopiero "Róża na Tannenbergu", księdza 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:28 ---------------

11/92 

 

 

 

 

 

Schmidta, w tak wielki ją zachwyt wprawiła i wywarła na nią tak silne, tak głębokie wrażenie, iż w świeżo napisanym swym pamiętniku, tak się o tej książce wyraża:

"Bo też co to za perła, co za arcydziełko! Malownicze tło średnich wieków, świat rycerski z całą swoją poezyą i grozą, ludzie różni, ci zacni, tamci popędliwi, ale wszyscy skłonni do szlachetnych porywów, powikłanie wypadków niezmiernie zajmujące: wszystko to roztworzyło mi nowe widnokręgi, a co więcej, wstrząsnęło mię do głębi serca. Może też największym powabem owej książki była dla mnie jej myśl zasadnicza: główną jej osią jest przywiązanie córki do ubóstwianego ojca, a w mojem życiu toż samo uczucie stanowiło oś główną, słoneczną. Uczucie to sięga tak daleko, jak sięga moja pamięć. Już od kolebki przyglądałam się ojcu ze czcią i ze zdziwieniem: wydawał mi się odmienny od wszystkich innych ludzi, jak gdyby obleczony światłom. I nie omyliłam się w sądzie. " (Że się nie omyliła, świadczy o tem dziś jeszcze głos tych wszystkich, co mieli szczęście znać go bliżej za życia, i słów nie znajdują na uwielbienie wysokich, zalet jego serca i umysłu. )

"To też pierwsza książka, w której napotkałam, słaby wprawdzie, ale dość wierny obraz tego miłowania i tej części, jakie już wówczas przepełniały mi duszę, wprowadziła mię w prawdziwe uniesienie. Odtąd niejednokrotnie odczytywałam. "Różę na Tannenbergu" (jeszcze przed trzema laty wróciłam się do niej), a ile razy ją czytam, to zawsze po dawnemu — ze łzami.. "

Wspomniawszy nieco wyżej o wrodzonem poczuciu rytmu, jakie już w swoich leciech dziecięcych miała Deotyma, powinniśmy także zaznaczyć, że już wtedy, nie znając jeszcze abecadła, w pamięci układała sobie drobne wierszyki.

Rodzice cieszyli się niemi, ale tylko w skrytości serca, bo nie chcieli przedwcześnie podniecać uczuciowości, ani wyobraźni, uważając to za rzecz niebezpieczną, nie tylko dla 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:30 ---------------

12/92 

 

 

 

 

 

umysłu, lecz i dla zdrowia dziecka. Niby więc nie zwracając uwagi na "wierszyki", zachęcali głównie do nauk poważnych i do zajęć praktycznych.

Ale wierszyki owe rodziły się i bez zachęty; każde żywsze wrażenie, każdy mniej zwyczajny wypadek, wywoływał je na usta dzieweczki, co śpiewała, jak ptaszek śpiewa.

A tu, jak na toż, państwo Łuszczewscy w r. 1843, wybrawszy się w podróż za granicę, wzięli z sobą obie córeczki i zwiedzili razem z niemi Kraków, podówczas jeszcze Wolne Miasto, Wieliczkę, Wiedeń. Oglądanie Wawelu, grobów królewskich, kościołów i różnych zabytków przeszłości; wycieczka w otchłanie podziemne, pełne dziwów i czarów, widok wreszcie tych baszt i murów, pod któremi walczył Sobieski — wszystko to wstrząsające wrażenie na dzieweczkę, wówczas dziewięcioletnią, wywarło i rozbudziło w jej duszy całe roje uczuć i myśli nowych, które się same przez się oblekały w szatę poezyi.

Za powrotena do domu jęła tworzyć coraz to nowe piosnki, sama wszakże nie była z nich zadowoloną, aż wreszcie napisała wiersz p. t. "Niebo w śnie, " który się jej wydał lepszym od innych.

Niebo od lat najrańszych było jej najmilszym przedmiotem marzeń: nieraz, zajęta jakiemi robótkami ręcznemi, po całych godzinach pracowała wyobraźnią nad tem, jak to tam będzie w Niebie. Otóż marzenia te odtworzyła nareszcie w swojem sennem widzeniu Nieba. Wiersz ten, jak i wszystkie poprzednie, zaginął bezpowrotnie: musiał wszakże mieć istotnie wartość niezwykłą, skoro kilka strof z niego dotąd się zachowało w pamięci wieszczki; przytaczamy z nich jedną, brzmiącą w te słowa:

 

"Tu owinięty obłokiem

Anioł z skrzydłami białemi,

Siedzi nad szczęścia potokiem,

Który się kończy przy ziemi. " 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:32 ---------------

13/92 

 

 

 

 

 

Wkrótce wszakże znalazł się sposób doskonały na zachowanie od zatraty płodów wyobraźni dziecinnej. Kazimira i Jadwiga, czytując wychodzący wówczas "Magazyn dla dzieci" i "Zorzę" Pauliny Kraków, a słysząc przy tem ciągle rozmowy o świeżo założonej przy udziale swego ojca "Bibliotece Warszawskiej, " wpadły na świetny pomysł: oto postanowiły wydawać czasopismo peryodyczne (pisane) p. t. "Pszczółka. " którego co miesiąc wychodził jeden arkusz in 8go. a którego treść była bardzo bogata i urozmaicona. Mieściły się w niem: rozprawy naukowe, recenzye, ballady, komedyjki, powiastki (niektóre humorystyczne - głównie pisane przez młodszą redaktorkę); szarady, rebusy, a nawet ogłoszenia. Bywały też i kompozycye muzyczne, i ilustracje (gotowo już ryciny" nadające się do dorobienia do nich tekstu).

Rodzice i przyjaciele. domu życzliwem okiem na tę umysłową zabawkę dziatwy spoglądali i sami wreszcie przystąpili do współpracownictwa: ojciec, matka, Antoni Waga, Walentyna Trojanowska, Józef Sikorski i inni.

Czasopismo to, znalazłszy tak dzielne poparcie, wychodziło regularnie co miesiąc, od 1-go Stycznia 1846, aż do 1 Czerwca 1849, t. j. aż do zamążpójcia Kazimiry. W pierwszym wszakże roku swego istnienia miało dość trudne chwile do przebycia. Matka młodziutkich redaktorek, zmuszona dla poratowania zdrowia wyjechać za granicę, młodszą z nich wzięła z sobą, i cała prawie praca spadla na starszą, która wszakże podołać jej umiała.

Druga ta podróż, jako odbyta w wieku już dojrzalszym, jeszcze większy i korzystniejszy wywarła wpływ na umysł dzieweczki; największy zaś pożytek przyniosło jej czytanie, któremu mogła dużo czasu poświęcić, zwłaszcza bawiąc w Berlinie, gdzie matka odbywała kuracyę pod kierunkiem słynnego doktora Schönleina. Będąc wolną od lekcyi, a nie mogąc wszystkich swych godzin ani prasowaniem własnej sukienki, ani szyciem strojów dla lalki, ani grą samą z sobą

 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:34 ---------------

14/92 

 

 

 

 

 

w wolanta, ani oglądaniem ze starszymi osobliwości miasta, całkowicie zapełnić, wprost tęskniła do książki.

Matka jej wtedy z nadzwyczajnem upodobaniem czytywała Saint-Martin'a, "L'homme de desir par le Philosoph inconnu. " Zamiłowanie osobliwsze matki w tem dziele mocno zaciekawiało dzieweczkę, co też tam może być tak pięknego? aż nareszcie zapytała nieśmiało, czyby i ona też nie mogła czytać tej książki? Zyskawszy pozwolenie, przeczytała ją siedem razy w ciągu kilku tygodni, z coraz to wzrastającem zajęciem i lepszem zrozumieniem rzeczy; a gdy wreszcie zwróciła matce i, wypytywana o treść jej, złożyła sprawozdanie dokładne z doznanych wrażeń, to od owego czasu otrzymywała do czytania rzeczy coraz ciekawsze i coraz poważniejsze i głębsze. Poznała się z "Królem zamczyska, " "Przedświtem, " "Prelekcyami Mickiewicza, " z "Lilią Wenedą, " w której rozczuliła ją bohaterka swą miłością do ojca, ale oburzył i zgrozą przejął Lech, którego tak kochała i uwielbiała, jako patryarchę narodu.

Wszystko to wszakże zbladło, gdy przeczytano jej "Pana Tadeusza. "

"Był to — pisze w swym pamiętniku — piorun brylantowy, co rozdarł wszystkie mgły senne i pokazał mi za niemi słoneczny widnokrąg poezyi prawdziwej. Odtąd "Pan Tadeusz" pozostał mi na całe życie wzorem, wiecznie ściganym, nigdy niedościgłym, kopalnią sekretów twórczych i technicznych, które wciąż podpatruję i podziwiam, krynicą przedziwnej przejrzystości, do której zawsze powracam, ile razy chcę się pokrzepić, orzeźwić, "napić się polszczyzny. "

"Jednak już wtedy nie mogłam pojąć, czemu nasi wielcy poeci nowych czasów, nie opiewają takich postaci, jak Wanda, Jadwiga, Sobieski? Dziwiłam się, a zarazem i truchlałam' z obawy, aby jeszcze Mickiewicz do nich się nie zabrał. Truchlałam, bo czułam, że gdzie on rękę położy, tam już dla niko- 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:37 ---------------

15/92 

 

 

 

 

 

go nie zostanie nic do roboty, a ja już wtedy roiłam sobie różne śmiałe zamiary. "

Nie trudno zgadnąć, jak, po głębszem zapoznaniu się z "Panem Tadeuszem, " rozbudziła się w niej twórczość poetycka. Za granicą jeszcze napisała poemacik "Królowa Róży, " osnuty na obrzędzie starożytnym wieńczenia najcnotliwszej dzieweczki, który w gronie rodzinnem miał wielkie powodzenie, a powróciwszy do Warszawy, zasypywała,. "Pszczółkę" poemacikami, legendami, piosenkami i powiastkami.

Wszystko to wszakże nie przeszkadzało jej bynajmniej w pracy naukowej, do której po kilkomiesięcznej przerwie zabrała się z wielkim zapałem, lecz zaledwie upłynęło ze dwa lata, gdy zapadła w ciężką chorobę, która ciągnęła się pół roku i smutne ślady swych nawiedzin na czas dłuższy w młodocianym organizmie pozostawiła.

Dziwne, zaiste, były skutki owej ciężkiej choroby, jaką Deotyma przebyła: siły umysłowe, pamięć i pojętność, a wraz z niemi ochota i zamiłowanie pracy, wcale się nie zmieniły i najmniejszej nie zaznały stagnacyi. Kiedy bowiem, po zamążpójściu siostry, lekcye jej ustały i tylko mądrze dobieranem czytaniem rodzice postanowili uzupełnić jej wykształcenie, to dawane sobie przez matkę dzieła takie, jak: Bossueta, Volneya, Świętej Teresy, Piotra Leroux, Hoene-Wrońskiego, Fouriera i t. p., sumiennie studyowała i rozumiała. "Komórka więc pojmowania (czytamy w Pamiętniku) była zdrowa, lecz komórki wirtuozowstwa i twórczości były po chorobie uśpione. "

W dzieciństwie miała niezaprzeczone i wysokie zdolności do muzyki, w której też gorąco była rozmiłowaną, a nauczyciel jej, Józef Sikorski, świetnie wróżył o jej talencie. Po nieszczęsnej zaś owej chorobie, mimo, że miłość do muzyki została, a nawet jeszcze bardziej się wzmogła, dar wykonawczy znikł bez śladu: czuła, jak trzeba było grać, lecz palce słuchać duszy nie chciały; a Sikorski, chodząc po pokoju, brał się za głowę i utyskiwał: "Czy mi kto uczennicę zamienił, czy co. " 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:39 ---------------

16/92 

 

 

 

 

 

Toż samo i z talentem jej twórczym: ona, co, jakeśmy wspomnieli wyżej, nie umiejąc czytać, umiała już improwizować, a w dziesiątym i jedenastym roku życia pisała już poemaciki, teraz nie zdolna była skleić dwóch porządnych rymów, a zgłoski na palcach liczyć musiała!

Rodzice, którzy dawniej, w skrytości serca, tak się cieszyli i chlubili cudownem swem dziecięciem, teraz, również w skrytości serca, by nie odejmować córce otuchy, mocno się frasowali zaszłą w niej zmianą i. darenmem jej wysilaniem się nad odzyskaniem utraconych zdolności.

Nic też dziwnego, że zarówno i ona sama zmianę tę odczuła bardzo boleśnie, że opanowało ją smutne zwątpienie, że straciła dawniejszą pewność siebie, że ogarnęła ją nieśmiałość, dochodząca częstokroć aż do cierpienia, że się stała zadumaną i małomówną.

Pracowała wprawdzie dalej zawzięcie, pisząc wierszem i prozą, lecz sama czuła, że wszystko to, w porównaniu nawet z dziecinnemi jej utworami, były lichoty.

Stan taki opłakany trwał przez dwa lata, 1850 i 1851; a chociaż w tym ostatnim roku udało się jej napisać niezłą legendę p. t.: "Dzwonek, " i kilka innych drobnostek nienajgorszych, nie było to wszakże, czego pragnęła, a rodzice słuchali tych utworów z pewnym rodzajem politowania, zachęcając do dalszej pracy, lecz bynajmniej nie chwaląc.

A w owym czasie Deotyma już była od połowy r. 1849 weszła w świat, to jest dostąpiła tej łaski u rodziców, że pozwolili jej się znajdować na wieczorach poniedziałkowych.

Mieszkali wtedy w byłym pałacu saskim, z gruntu przebudowanym przez nowego właściciela, Skwarcowa, zajmowali zaś w nim apartamenta od Saskiego ogrodu, na który wychodziła połowa okien, a przez całą długość salonu ciągnął się balkon, zawieszony nad kwiecistym ogródkiem Lessla, w pośród bzów, gdzie się wiosną rozlegały pieśni słowicze. Z obu stron owego balkonu były wieżyczki, a w jednej z nich, 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:41 ---------------

17/92 

 

 

 

 

 

po lewej ręce, był panieński pokoik i pracownia panny Jadwigi.

Salon państwa Łuszczewskich wrzał wonczas podniesionem życiem towarzyskiem, poniedziałki były nadzwyczaj świetne a przeważnie muzyką zabarwione. Pozniakowską, Schulhoff, Biernacki grywali na nich na przemiany; Moniuszko, Dobrzyński i Sikorski urządzali kantaty, deklamacye z chórami i różne osobliwsze, przepyszne rzeczy.

Deotyma rozkoszowała się ulubioną muzyką swoją: ale, opanowana nieśmiałością, trzymała się na, uboczu od towarzystwa, kryjąc się za wysokim fotelem, gdzie, pochylona nad robótką, przysłuchywała się tylko rozmowom, nie biorąc w nich udziału i nie podnosząc oczu na nikogo.

W końcu wszakże widok tej białej panieneczki zaciekawił gości poniedziałkowych: ten i ów zbliżył się do niej i zaczął ją wyciągać na słówka, i nie jeden się zdumiał, przekonawszy się, że nieśmiała owa, ukrywająca się za, fotelem, panienka, zdolna jest prowadzić rozmowę, jakiejby nikt się nie spodziewał tak po jej płci, jak też i wieku; że najulubieńszemi dla niej tematami były: przeznaczenie, duch, losy ludzkości, powołanie narodów i t. p., i zwolna otoczyli ją ludzie poważni i myślący, i ona sama też uległa urokowi tych rozmów. A. nietylko umiała je prowadzić w sposób zajmujący i z należytą znajomością poruszanych w nich kwestyi, ale nawet — o dziwy — tak się nareszcie ośmieliła, że nawet i przed dysputą nie cofała.

Jedna z takich dysput stała się pobudką dla Deotymy do napisania "Krucyat, " które były najpierwszym z utworów jej, ogłoszonych drukiem, i one też-to zdjęły, z jej talentu owo zaklęcie, z którem przez parę lat próżno walczyła. Rzekłbyś, że utwór ten stał się dla niej i dla świata jej ideałów tem, czem był w bajce o królewnie zaczarowanej i o uśpionem jej królestwie ów śmiałek, co odczynił uroki, i tok ją, jak i jej 

 

 

 

 

 

 

--------------- 2013-04-12 07:00:44 ---------------

18/92 

 

 

 

 

 

państwo znów powołał do życia i do tem pełniejszego rozkwitu w całej sile, krasie i blasku. Jak za dotknięciem laski Mojżesza trysnął ze skały zdrój cudowny, co napoił rzesze spragnione w pośród skwarnej pustyni, tak z duszy wieszczki, poruszonej wrażeniem, doznanem z odniesionego nad poprzednią niemocą swą tryumfu i pochlebiłem przyjęciem owych "Krucyat" naprzód przez rodziców, potem przez ich gości poniedziałkowych, a wreszcie i przez prasę, buchnął, rzec można, zdrój poetyczny z niebywałą dotychczas obfitością. "Teraz już (czytamy w Pamiętniku) nie potrzebowałam liczyć zgłosek ani wyszukiwać przedmiotów do opisu; przeciwnie: cokolwiek pomyślałam, wszystko mi się samo układało w rytmiczne i rymujące dźwięki, a setki przedmiotów same się prosiły o kształt poematu lub ulotnego wiersza. Co kilka też dni jakaś nowa poezyjka powstawała. "

Aż nareszcie jednego razu ojciec poetki przypomniał jej, jak to ona w dziecinnych latach gadała wierszami, i dodał: "ciekawy jestem, czybyś i teraz potrafiła tak improwizować. "

— "A i ja ciekawam" — odrzekła Deotyma i poprosiła ojca o temat.

Ojciec dał jej za przedmiot porównanie świata duszy do świata planetarnego. Temat ten bardzo się podobał improwizatorce. Namyśliwszy się nieco, jęła pomalutku opowiadać wierszem, że na niebie duszy istnieją pewne wielkie pojęcia i wielkie uczucia, które tam świecą własnym blaskiem, jak słońca. W koło nich krążą inne, pomniejsze, które od nich czerpią swe światło, jak planety od słońca. A są i jeszcze mniejsze, księżyce onych planet. Ale bywają też i fałszywe pojęcia, i zwichnięte uczucia; te krążą na opak, jak istne komety, a niekiedy służą dwóm panom — dwóm słońcom; to też czasem rozbijają się i rozpraszają w nicość. A te, co idą prawdą drogą, te nie tracą swego bieguna, te składają się na ogólną zgodę, a wszystkie ostatecznie dążą do centralnego światła, do słońca słońc, do Bóstwa. " 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin