Quick Amanda - Alchemia.pdf

(1554 KB) Pobierz
Microsoft Word - Quick Amanda - Alchemia
Amanda Quick
Alchemia
1
344870972.002.png
Prolog
Londyn, północ
Charlotte nigdy potem nie potrafiła sobie u Ļ wiadomi ę , co j Ģ obudziło o tej ciemnej
godzinie nocy. Mo Ň e jej u Ļ piony umysł zarejestrował skrzypni ħ cie podłogi lub te Ň stłumiony
m ħ ski głos. Jakkolwiek było, otworzyła oczy i gwałtownie usiadła w łó Ň ku Cał Ģ swoj Ģ istot Ģ
czuła, Ň e zaraz stanie si ħ co Ļ złego. i
Była w domu sama ze swoj Ģ młodsz Ģ siostr Ģ , Ariel. Gosposia miała wychodne, a ich
ojczym, Winterbourne, nigdy nie. wracał z hulanek przed Ļ witem. A jednak kto Ļ wszedł po
schodach; słyszała na korytarzu powolne kroki. Odrzuciła kołdr ħ i stan ħ ła dr ŇĢ ca na zimnej
podłodze. Przez chwil ħ nie wiedziała, co robi ę dalej.
W korytarzu znów zatrzeszczała deska podłogowa.
Podeszła do drzwi, uchyliła je na kilka cali i wyjrzała. W ciemno Ļ ci, przed drzwiami
sypialni Ariel, zobaczyła dwie m ħ skie postacie otulone obszernymi płaszczami.
Jeden z osobników trzymał zapalon Ģ Ļ wiec ħ . W migotliwym Ļ wietle zobaczyła
Winterbourne'a -jego grube rysy i wyraz twarzy Ļ wiadcz Ģ cy o rozwi Ģ zło Ļ ci.
- Załatw to szybko - ojczym bełkotliwie pop ħ dzał nieznajomego. - I zaraz potem
wyjd Ņ . Niedługo b ħ dzie Ļ wita ę .
- Ale Ň ja chc ħ nacieszy ę si ħ t Ģ wyj Ģ tkow Ģ przyjemno Ļ ci Ģ . Prawdziwa dziewica, i to
pochodz Ģ ca z tak znakomitej rodziny, to rzadka okazja. Czterna Ļ cie lat, powiadasz?
Rozkoszny wiek. Winterbourne, zamierzam si ħ ni Ģ delektowa ę i nie b ħ d ħ liczył czasu.
Charlotte w ostatniej chwili powstrzymała okrzyk w Ļ ciekło Ļ ci i l ħ ku. Głos drugiego
m ħŇ czyzny przywodził na my Ļ l bogate, gł ħ bokie brzmienie wspaniałego instrumentu
muzycznego. Mimo Ň e obcy zaledwie cicho szeptał, odczuła obezwładniaj Ģ cy urok i
zniewalaj Ģ c Ģ moc. Taki głos mógłby uspokoi ę dzikie zwierz ħ lub Ļ piewa ę hymny, a jednak
był to najbardziej przera Ň aj Ģ cy d Ņ wi ħ k, jaki w Ň yciu słyszała.
- Oszalałe Ļ ? - rozło Ļ cił si ħ Winterbourne. - Pospiesz si ħ . To nie mo Ň e trwa ę zbyt
długo.
- Winterbourne, jeste Ļ mi winien mnóstwo pieni ħ dzy. Je Ļ li chcesz bym anulował twój
dług, nie oczekuj, Ň e zadowol ħ si ħ zaledwie kilkoma minutami z t Ģ kosztown Ģ mał Ģ cnotk Ģ .
Potrzebuj ħ co najmniej godziny.
- To niemo Ň liwe - szepn Ģ ł gor Ģ czkowo Winterbourne. - Starsza dziewczyna ma pokój
2
344870972.003.png
w tym samym korytarzu. A musisz wiedzie ę , Ň e ta dziewka jest bardzo pewna siebie. Nawet
ja nie wiem, co zrobi, je Ň eli j Ģ obudzisz.
- To twój kłopot, nie mój. Ty jeste Ļ panem tego domu, wi ħ c jako Ļ to załatw.
- Co, do diabła, zrobi ę , je Ň eli si ħ obudzi?
- Zamknij j Ģ w pokoju. Zwi ĢŇ i zaknebluj. Bij, a Ň straci przytomno Ļę . Nie obchodzi
mnie, jak to załatwisz, po prostu zadbaj, by nie zakłóciła mi przyjemno Ļ ci.
Charlotte cicho zamkn ħ ła drzwi i w przera Ň eniu powiodła wzrokiem po swojej
sypialni, o Ļ wietlonej tylko blaskiem ksi ħŇ yca. Zaczerpn ħ ła gł ħ boko powietrza, otrz Ģ sn ħ ła si ħ z
paniki i pobiegła do komódki stoj Ģ cej przy oknie. Przez chwil ħ nie mogła poradzi ę sobie z
zamkiem, ale w ko ı cu go otworzyła. Odrzuciła na bok dwa le ŇĢ ce na wierzchu koce i
si ħ gn ħ ła na spód, gdzie przechowywała szkatułk ħ z pistoletem ojca.
Chwyciła szkatułk ħ , otworzyła j Ģ dr ŇĢ cymi palcami i wyj ħ ła ci ħŇ k Ģ bro ı . Pistolet był
nie naładowany, ale nic nie mogła na to poradzi ę . Nie miała prochu ani kul, brakowało jej te Ň
czasu, Ň eby ich poszuka ę .
Podeszła do drzwi, gwałtownie je otworzyła i wyszła na korytarz. Instynktownie
wiedziała, Ň e obcy, który zamierzał zgwałci ę Ariel, był bardziej niebezpieczny ni Ň ojczym.
Czuła, Ň e je Ň eli oka Ň e cho ę odrobin ħ strachu czy niepewno Ļ ci, nie mówi Ģ c ju Ň o panice, która
przenikała j Ģ do szpiku ko Ļ ci, ten człowiek potrafi uzyska ę nad ni Ģ przewag ħ .
- Stój albo strzelam! - powiedziała spokojnie.
Zaskoczony Winterbourne odwrócił si ħ tak szybko, Ň e a Ň si ħ
zachwiał. Płomie ı Ļ wiecy o Ļ wietlił jego otwarte usta.
- Do diabła! To Charlotte!
Drugi m ħŇ czyzna odwrócił si ħ o wiele wolniej. Jego szeroki płaszcz zawirował z
cichym szelestem. Słaby płomie ı Ļ wiecy Winterboume'a nie si ħ gał twarzy nieznajomego,
osłoni ħ tej szerokim rondem kapelusza i podniesionym kołnierzem.
- Ach - mrukn Ģ ł. - Starsza siostra, jak s Ģ dz ħ ?
Charlotte u Ļ wiadomiła sobie, Ň e stoi w smudze ksi ħŇ ycowego Ļ wiatła przedostaj Ģ cego
si ħ przez otwarte drzwi sypialni. Nieznajomy mógł widzie ę zarys jej ciała okrytego tylko
cienk Ģ koszul Ģ nocn Ģ .
Z całego serca pragn ħ ła, by pistolet, który trzymała w r ħ ku, był naładowany. Jeszcze
nigdy w Ň yciu nikogo nie nienawidziła tak bardzo, jak tego osobnika. I nigdy jeszcze tak si ħ
nie bała.
Po raz pierwszy w Ň yciu przydarzyła jej si ħ chwila, w której wyobra Ņ nia mogła wzi Ģę
gór ħ nad rozumem. Jaka Ļ pierwotna cz ħĻę jej umysłu była przekonana, Ň e stoi przed ni Ģ nie
3
344870972.004.png
najzwyklejszy człowiek, lecz potwór.
Wiedziona instynktem, milczała. Chwyciła pistolet obur Ģ cz, uniosła go powolnym
precyzyjnym ruchem tak, jakby był naładowany, i odci Ģ gn ħ ła kurek. W cichym korytarzu
rozbrzmiał d Ņ wi ħ k, którego nie mo Ň na pomyli ę z Ň adnym innym.
- Do diabła, dziewczyno, oszalała Ļ ? - Winterbourne ruszył ku niej, ale zatrzymał si ħ
niepewnie w odległo Ļ ci kilku stóp. - Odłó Ň pistolet!
- Wyjd Ņ ! - Charlotte nie drgn ħ ła. Cał Ģ uwag ħ skoncentrowała na potworze w czarnym
płaszczu. - Obaj natychmiast st Ģ d wyjd Ņ cie!
- Winterbourne, wydaje mi si ħ , Ň e ona naprawd ħ ma zamiar strzeli ę . - Aksamitny głos
potwora s Ģ czył si ħ jak g ħ sty miód zaprawiony trucizn Ģ . Brzmiała w nim przera Ň aj Ģ ca nutka
rozbawienia.
- Nie o Ļ mieli si ħ . - Winterbourne jednak cofn Ģ ł si ħ o krok. - Charlotte, posłuchaj.
Chyba nie jeste Ļ na tyle głupia, by s Ģ dzi ę , Ň e mo Ň esz tak po prostu, z zimn Ģ krwi Ģ , zastrzeli ę
człowieka? Powiesz Ģ ci ħ .
- No to mnie powiesz Ģ . - Charlotte, niewzruszenie trzymała pistolet w górze.
- Winterbourne, chod Ņ my st Ģ d - powiedział łagodnie potwór.
- Ta smarkula zamierza umie Ļ ci ę kulk ħ w jednym z nas i, jak mi si ħ wydaje, tym kim Ļ
b ħ d ħ ja. ņ adna dziewica nie jest warta takich kłopotów.
- A co z moimi wekslami? - dr ŇĢ cym głosem spytał Winterbourne. - Obiecałe Ļ , Ň e mi
je oddasz, je Ň eli dam ci młodsz Ģ z dziewczyn.
- Wi ħ c musisz znale Ņę inny sposób na spłacenie tego, co do mnie przegrałe Ļ .
- Ale Ň ja nie mam Ň adnych innych Ļ rodków. - W głosie Winterbourne'a brzmiała
niekłamana rozpacz. - Do sprzedania nie pozostało ju Ň nic. Poszła cała bi Ň uteria Ň ony. Te
troch ħ srebra stołowego, które jeszcze mam, nie wystarczy. A dom nie jest mój. Tylko go
wynajmuj ħ .
- Jestem pewien, Ň e znajdziesz sposób na zwrócenie swojego długu. - Potwór wolno
ruszył w kierunku schodów, cały czas bacznie obserwuj Ģ c Charlotte. - Postaraj si ħ jednak,
bym ju Ň wi ħ cej nie musiał stawa ę twarz Ģ w twarz z aniołem zemsty tylko po to, by odzyska ę
swoje pieni Ģ dze.
Nieznajomy schodził ze schodów, ale Charlotte ani na chwil ħ nie przestała w niego
mierzy ę . Unikał Ļ wiatła Ļ wiecy Winterbourne'a, cały czas trzymaj Ģ c si ħ w cieniu. Charlotte
pochyliła si ħ nad balustrad Ģ i patrzyła, jak otwiera frontowe drzwi. Ku jej przera Ň eniu
zatrzymał si ħ i spojrzał w gór ħ .
- Panno Arkendale, wierzy pani w przeznaczenie? - Jego głos płyn Ģ ł ku niej z
4
344870972.005.png
mroków nocy.
- Nie obchodz Ģ mnie takie sprawy.
- Szkoda. Skoro pani wła Ļ nie udowodniła, Ň e jest jedn Ģ z nielicznych osób, które maj Ģ
moc kształtowania przeznaczenia, powinna pani po Ļ wi ħ ci ę tej sprawie wi ħ cej uwagi.
- Prosz ħ wyj Ļę !
- ņ egnam, panno Arkendale. Przynajmniej dobrze si ħ ubawiłem.
- Po raz ostatni zawirował płaszczem i wyszedł.
Charlotte znów mogła oddycha ę . Spojrzała na Winterbourne'a.
- Ty tak Ň e, panie. Wyjd Ņ albo strzelam.
Obrzmiała twarz Winterbourne'a wykrzywiła si ħ z w Ļ ciekło Ļ ci.
- Ty głupia dziewko! Wiesz, co zrobiła Ļ ? Jestem mu winien cholern Ģ sum ħ .
- Nie obchodzi mnie, ile do niego przegrałe Ļ . To potwór. A ty chciałe Ļ da ę mu do
zabawy niewinne dziecko. A wi ħ c te Ň jeste Ļ potworem. Wyjd Ņ .
- Nie mo Ň esz mnie wyrzuci ę z mojego domu.
- Wła Ļ nie to mam zamiar zrobi ę . Wychod Ņ albo poci Ģ gn ħ za cyngiel! Nie miej co do
tego Ň adnych w Ģ tpliwo Ļ ci!
- Na Boga, jestem twoim ojczymem.
- Winterbourne, jeste Ļ n ħ dznym, godnym pogardy oszustem. A na dodatek
złodziejem. Ukradłe Ļ wszystko, co ojciec zostawił Ariel i mnie. Roztrwoniłe Ļ to w jaskiniach
hazardu. My Ļ lisz, Ň e po tym, co zrobiłe Ļ , mog ħ odczuwa ę wobec ciebie jak Ģ kolwiek
lojalno Ļę ? Je Ň eli tak s Ģ dzisz, to chyba jeste Ļ szalony.
Winterbourne'a ogarniała coraz wi ħ ksza zło Ļę .
- Gdy o Ň eniłem si ħ z twoj Ģ matk Ģ , jej maj Ģ tek stał si ħ moj Ģ własno Ļ ci Ģ . Wiesz, Ň e tak
stanowi prawo.
- Opu Ļę ten dom.
- Charlotte, poczekaj, nie rozumiesz, w jakiej sytuacji si ħ znalazłem. On za ŇĢ dał, bym
zwrócił dzisiaj mu dług karciany, a z tym człowiekiem nie ma Ň artów. Musz ħ to załatwi ę . Nie
wiem, co ze mn Ģ zrobi, je Ň eli go zawiod ħ .
- Wyjd Ņ !
Winterbourne otworzył usta i natychmiast je zamkn Ģ ł. Popatrzył bezradnie na pistolet i
nagle, mamrocz Ģ c z niezadowoleniem, pobiegł ku schodom. Trzymaj Ģ c si ħ mocno por ħ czy
zszedł na dół, min Ģ ł hol i opu Ļ cił dom.
Charlotte stała nieruchomo u szczytu schodów, dopóki Winterbourne nie zamkn Ģ ł za
sob Ģ drzwi. Wtedy kilka razy gł ħ boko odetchn ħ ła i opu Ļ ciła pistolet.
5
344870972.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin