Angelsen_Trine_-_CĂłrka_morza_13_-_Pod_polarnÄ…_zorzÄ….pdf

(693 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Angelsen Trine - C\363rka morza 13 - Pod polarn\271 zorz\271)
TRINE ANGELSEN
POD POLARN ġ ZORZ ġ
SAGA CÓRKA MORZA XIII
Rozdział 1
Najmłodsze dziecko obudziło si ħ , gdy skrzynka stukn ħ ła o podłog ħ . Elizabeth
zauwa Ň yła k Ģ tem oka, Ň e matka usiłuje uciszy ę płacz Ģ ce niemowl ħ . Sama po Ļ pieszyła do
łó Ň ka, w którym le Ň ał Christem. Poło Ň yła mu chłodn Ģ dło ı na czole.
- Bo Ň e jedyny, jaki Ň on rozpalony! – szepn ħ ła, spogl Ģ daj Ģ c na matk ħ .
Kobieta nic nie odrzekła, tylko kołysała dziecko i nuciła psalm. Elizabeth nie mogła
odró Ň ni ę słów, które zlewały si ħ w jednio.
L ħ k Ļ cisn Ģ ł j Ģ za serce. Rozejrzała si ħ dyskretnie. Pozostałe dzieci stały dokoła i z
powa Ň nymi minami wpatrywały si ħ w ni Ģ ciekawie. Buzie miały brudne, włosy spl Ģ tane. Na
jednej z dziewczynek rozpoznała dawn Ģ sukienk ħ Marii. Niegdy Ļ biały kołnierzyk teraz był
ciemnoszary z brudu.
W k Ģ cie izby le Ň ał gospodarz. Jego zdrowe oko Ļ ledziło j Ģ ze zło Ļ ci Ģ , ale on te Ň nie
powiedział ani słowa. Elizabeth odniosła wra Ň enie, jakby cała izba wstrzymała oddech.
Wzi ħ ła Ļ ciereczk ħ i zanurzyła j Ģ w wiadrze wody stoj Ģ cym na ławie. Ostro Ň nie otarła
czoło Christena i zdj ħ ła z niego wełniany koc. W piersiach chłopca Ļ wiszczało i gulgotało za
ka Ň dym razem, gdy wci Ģ gał powietrze.
Zmoczyła Ļ ciereczk ħ na nowo.
- Zapalenie płuc – szepn ħ ła do siebie i zadr Ň ała. Zapalenie płuc… Ka Ň dy wiedział, jak
bardzo jest niebezpieczne i jak małe s Ģ szanse wyzdrowienia, je Ļ li potrwa dłu Ň ej. Zwróciła si ħ
do najstarszej dziewczynki:
- Biegnij do Dalsrud i popro Ļ Mari ħ , Ň eby poszukała moich ziół. Powiedz jej, Ň e to
zapalenie płuc. Ona b ħ dzie wiedziała, które ci da ę . Zapami ħ tasz?
Dziewczynka skin ħ ła głow Ģ , wło Ň yła płaszcz i wybiegła. Do izby wtargn Ģ ł podmuch
zimnego powietrza, a wraz z nim kł Ģ b Ļ niegu, który osiadł cienk Ģ warstw Ģ zaraz przy
drzwiach. Płacz niemowl ħ cia ucichł. Elizabeth zwróciła si ħ do matki:
- Jak to si ħ stało?
- Christem wsz ħ dzie biegał – odpowiedziała kobieta z rezygnacja. – Szukał pracy i
prosił o jedzenie. Mówił, Ň e szedł przez gł ħ boki Ļ nieg i wpadł do rzeki. Nast ħ pnego dnia
zachorował.
Zamilkła i zapatrzyła si ħ przed siebie pustym wzrokiem.
- Czy Christem niedługo umrze? – odezwał si ħ cienki głosik.
Elizabeth zerkn ħ ła na chud Ģ dziewczynk ħ , która wcze Ļ niej otworzyła jej drzwi. Oczy
w wymizerowanej twarzyczce patrzyły na ni Ģ z błaganiem.
- Zrobi ħ wszystko, co w mojej mocy, Ň eby nadal mógł by ę z wami – odparła.
Przypomniała sobie o zapasach, które przyniosła. – Zajrzycie do skrzynki i cz ħ stujcie si ħ tym,
co przyniosłam.
Usłyszała d Ņ wi ħ k otwieranego wieka skrzyni. Dzieci nie wydawały si ħ tak
zainteresowane darami jak ostatnim razem, mimo Ň e z pewno Ļ ci Ģ były równie Ň głodne.
Zapewne rozumiały powag ħ sytuacji.
1
Najwa Ň niejsze, Ň eby miały jedzenie i ciepłe ubrania, pomy Ļ lała Elizabeth. Spojrzała
na Christena. Była mocno zaniepokojona. Gor Ģ czka nie spadała pomimo cz ħ sto zmienianych
okładów na czole chłopca.
Czas wlókł si ħ niemiłosiernie.
Nagle dosłyszała, co mruczy pod nosem matka dzieci:
- … niech si ħ zaopiekuje naszym Christenem… Lepiej mu b ħ dzie u Boga Ojca w
niebie…
Elizabeth nie chciała dalej słucha ę . Chocia Ň wielu ludzi pocieszało si ħ , Ň e ich chorym
dzieciom b ħ dzie lepiej w Królestwie Niebieskim, jej wydawało si ħ to niesprawiedliwe.
Dlaczego Bóg nie pozwalał niewinnym istotom Ň y ę razem z rodzicami? Jaki jest sens dawa ę
Ň ycie, Ň eby zaraz je odebra ę ?
Zimny powiew znów wpadł do izby. Elizabeth wstała.
- Czy te s Ģ dobre? – spytała zdyszana najstarsza dziewczynka, wyci Ģ gaj Ģ c w jej stron ħ
dwa płócienne woreczki. Musiała biec, pomy Ļ lała Elizabeth i szybko zerkn ħ ła do Ļ rodka.
- Tak, dzi ħ kuje ci.
U Ļ miechn ħ ła si ħ przelotnie do dziewczynki i wstawiła wod ħ na napar. Płacz Ļ ciskał jej
gardło: czuła, Ň e gdyby dała mu uj Ļ cie, nie potrafiłaby przesta ę . A gdyby si ħ teraz poddała,
straciłaby wszelk Ģ nadziej ħ , my Ļ lała, sypi Ģ c suszone zioła na wod ħ . Niektóre poszły od razu
na dno, inne pływały przez jaki Ļ czas na powierzchni, zanim wystarczaj Ģ co nasi Ģ kły płynem.
Wymieszała i czekała, a Ň napar ostygnie. Potrz Ģ sn ħ ła lekko chłopce,
- Słyszysz mnie, Christianie? Masz tu lekarstwo. Wypij, to ci szybko pomo Ň e.
Chłopiec zamrugał powiekami i blady u Ļ miech przebiegł mu po twarzy. Poruszył
wargami, jakby chciał co Ļ powiedzie ę , ale mu si ħ nie udało.
- Połknij – poprosiła Elizabeth, podsuwaj Ģ c mu ły Ň k ħ z naparem.
Posłusznie wypił wszystko. i nagle dostał ostrego ataku kaszlu, który dobywał si ħ z
ħ bi jego chudego ciała, niemal je rozrywaj Ģ c. Gdy napad min Ģ ł, wym ħ czony Christem opadł
na posłanie. Elizabeth dostrzegła przybrudzony pled u Ň ywany na łodzi. Gospodarzowi pewnie
i tak si ħ teraz nie przyda. Zwin ħ ła go w rulon i podło Ň yła pod poduszk ħ . Poczuła na sobie
pytaj Ģ ce spojrzenie kobiety, wi ħ c wyja Ļ niła:
- Tak b ħ dzie łatwiej oddycha ę i mniej kaszlał.
Kobieta pokiwała głow Ģ . odło Ň yła niemowl ħ i siedziała ze splecionymi dło ı mi.
Elizabeth nagle rozpoznała psalm, który tamta nuciła. Był to psalm cz ħ sto Ļ piewny na
pogrzebach. Przeszedł j Ģ dreszcz.
Po upływie godziny lub dwóch Elizabeth westchn ħ ła i odwróciła si ħ do kobiety.
- Gor Ģ czka nie spada, przynajmniej ja tego nie czuj ħ . Trzeba sprowadzi ę lekarza.
Kobieta za Ļ miała si ħ ponuro.
- Czy Ň by tu doktor przyjechał! Chyba wierzy pani w cuda…
Elizabeth wiedziała, Ň e kobieta ma racj ħ , ale postanowiła si ħ nie poddawa ę . Spojrzała
na najstarsz Ģ dziewczynk ħ .
- Zmieniaj okłady na czole brata dawaj mu napar do picia. Ja id ħ po doktora.
Po Ļ piesznie wło Ň yła płaszcz u wyszła na zewn Ģ trz. Ko ı nadstawił uszu i zar Ň ał cicho,
gdy j Ģ poznał. Wydawało si ħ , Ň e rozumie, czego od niego oczekuje, bo zarzucił niecierpliwie
głow Ģ .
- Biedaku, musisz tak tu sta ę i marzn Ģ c – powiedziała pieszczotliwie. – No, ale teraz
poka Ň , co potrafisz!
Ko ı ruszył szybkim kłusem przez wie Ļ . ĺ nieg nadal sypał. Ludzie schodzili jej z
drogi, niektórzy j Ģ pozdrawiali, lecz ona nie miała czasu odpowiada ę . O Ļ lepiały j Ģ łzy. Nie
wiedziała, czy wyciska je wiatr i Ļ nieg, czy my Ļ li o Christenie. Otarła je szybko.
2
Zaskoczyła j Ģ choroba chłopca. Nie zd ĢŇ yła powiedzie ę jego matce, Ň e zamierzała
wzi Ģę go ze sob Ģ do Dalsrud. No có Ň , musi z tym poczeka ę , a Ň chłopiec wyzdrowieje.
W domu lekarza Ļ wieciło si ħ w wielu oknach. Elizabeth zeskoczyła z sa ı . Zauwa Ň yła,
Ň e ko ı ma pian ħ na pysku. Biegł tak szybko, jakby rozumiał, Ň e mały chłopiec potrzebuje
pomocy – pomy Ļ lała, id Ģ c w stron ħ drzwi wej Ļ ciowych.
Zapukała. Otworzyła jej słu ŇĢ ca.
- Doktor w domu? – spytała niecierpliwie.
- Nie, nie ma go. Wyjechał, nie wiedziała pani?
Elizabeth zmartwiła si ħ .
- Wyjechał? – powtórzyła zdumiona. – Dok Ģ d? Przecie Ň nie mógł tak po prostu
wyjecha ę . Ludzie choruj Ģ i potrzebuj Ģ go! – Zamilkła, a słu ŇĢ ca chciała si ħ wycofa ę . –
Poczekaj! Daleko wyjechał? Kiedy wróci?
- jest w Danii. – Dziewczyna zerkn ħ ła szybko przez rami ħ , jakby chciała sprawdzi ę ,
czy nikt ich nie podsłuchuje. – Mog ħ spyta ę , czy to kto Ļ z pani bliskich jest chory?
Powietrze uszło z Elizabeth.
- Nie, to jedno z dzieci komorników, Christem. – Elizabeth czuła na sobie uwa Ň ne
spojrzenie słu ŇĢ cej. – Kiedy wróci? – spytała ponownie.
- Nie wiem. Mówi Ģ , Ň e mo Ň e nie wróci w ogóle i przyjedzie kto Ļ nowy.
Elizabeth nie wierzyła własnym uszom. Chciała, Ň eby dziewczyna powtórzyła, Ň e
lekarz naprawd ħ wyjechał, ale si ħ powstrzymała. Podzi ħ kowała, odwróciła si ħ i ci ħŇ kimi
krokami zeszła ze schodów. Doktor wyjechał i pewnie nie wróci. Co ma teraz pocz Ģę ?
Dopiero gdy wsiadła do sa ı , usłyszała odgłos zamykanych drzwi. Cmokn ħ ła na konia.
Pozwoliła mu teraz i Ļę st ħ pa, bo ju Ň nie miała po co si ħ spieszy ę . Okropna prawda, Ň e doktor
wyjechał, poraziła j Ģ . Był dla niej ostatni Ģ desk Ģ ratunku. Liczyła, Ň e da Christenowi
lekarstwo, które go uzdrowi.
Nagle przypomniała sobie, jak jej matka le Ň ała chora. Jakob zapłacił lekarzowi, ale nic
si ħ ju Ň nie dało zrobi ę . A wi ħ c bywa i tak, Ň e trzeba zło Ň y ę los w r ħ kach Boga. To On
decyduje o Ň yciu i Ļ mierci. I o tym, komu si ħ uda, a kto przegra.
Klasn ħ ła lejcami i ko ı przeszedł w kłus. Lekarstwo doktora z pewno Ļ ci Ģ było lepsze
od jej ziół, ale ona si ħ nie podda. Poczuła, Ň e wracaj Ģ jej siły. Zrobi wszystko, Ň eby Christem
wyzdrowiał. Miała zioła i odzyskan Ģ nadziej ħ .
Wróciła do chaty, gdzie sytuacja wydawała si ħ niewiele zmieniona. Najstarsza
dziewczynka wstała.
- Robiłam tak, jak pani kazała. Chyba jest mu troch ħ lepiej – powiedziała.
- A wi ħ c uczony pan nie chciał przyjecha ę – stwierdziła matka cierpko. Wiedziała, Ň e
dziecko biednych komorników nic nie znaczy dla lekarza, i to było dla niej tylko
potwierdzeniem.
- Doktor jest w Danii – odparła Elizabeth ostrym tonem.
- Ani doktor, ani pani nic tu nie pomo Ň ecie – odparła kobieta z rezygnacj Ģ . – To On,
tam na górze, decyduje o Ň yciu i Ļ mierci – kobieta niemal dokładnie powtórzyła to, co
my Ļ lała wcze Ļ niej Elizabeth. – Wszystko w r ħ kach Boga.
Elizabeth nie miała sił na rozmow ħ . Zreszt Ģ Ň mogłaby powiedzie ę ? Je Ļ li Bóg
zdecyduje si ħ zabra ę do siebie dziecko, po prosto to robi. Nie pyta nikogo, a ju Ň na pewno nie
zrozpaczon Ģ matk ħ .
Z oci Ģ ganiem podeszła do łó Ň ka Christena i dotkn ħ ła jego czoła i policzków.
Dziewczynka miała racj ħ : gor Ģ czka chyba rzeczywi Ļ cie nieco opadła. Elizabeth odetchn ħ ła z
ulg Ģ . To mógł by ę dobry znak.
W izbie zapadła cisza. Elizabeth zajmowała si ħ Christenem, matka mamrotała swój
psalm, a dzieci szeptały ostro Ň nie mi ħ dzy sob Ģ . Wreszcie Elizabeth sko ı czyła i z trudem
3
wyprostowała plecy. Czuła ból w karku, jakby usadowił si ħ tam smutek, który wzbudzał w
niej widok chorego chłopca.
- Musze jecha ę do domu – oznajmiła. – Wygl Ģ da na to, ze jest lekka poprawa. Dbaj o
niego tak, jak ci mówiłam, a b ħ dzie dobrze – poleciła najstarszej dziewczynce.
Nikt si ħ nie odezwał, wszyscy tylko na ni Ģ patrzyli. Uderzyło j Ģ , Ň eby były to
spojrzenia puste, bez nadziei czy wiary. Pewnie uwa Ň ali, Ň e jej słowa s Ģ nieszczere; Ň e to, co
mówi, to jedynie czcze pocieszenie. Zastanowiła si ħ , co jeszcze mogłaby im powiedzie ę , ale
nic nie przyszło jej do głowy. Owin ħ ła si ħ szalem, wło Ň yła r ħ kawiczki i po Ň egnała si ħ cicho.
Na zewn Ģ trz było ju Ň ciemno. mórz kłuł j Ģ w nos, gdy jechała do domu. Ko ı nadstawił
uszu i przyspieszył, gdy w oddali dostrzegł zarysy gospodarstwa.
Na niebie pojawiła si ħ zorza polarna – Ļ wietliste Ň ółte, zielone i niebieskie pasma.
Zupełnie, jakby Bóg malował je szerokimi poci Ģ gni ħ ciami p ħ dzla, pomy Ļ lała Elizabeth.
Rozdział 2
Lampy naftowe rzucały przez okna zło Ļ ci Ģ po Ļ wiat ħ na ciche podwórze. Elizabeth
zerkn ħ ła do Ļ rodka. Helene Ļ miała si ħ z czego Ļ , co opowiadał Lars, Ane za Ļ siedziała,
pochylona nad ksi ĢŇ k Ģ . Ň adne z nich nie zauwa Ň yło jej powrotu. Zeskoczyła z sa ı i zacz ħ ła
wyprz ħ ga ę konia. Uprz ĢŇ była zmro Ň ona, wi ħ c musiała chuchn Ģę w dłonie, Ň eby sobie
poradzi ę . Przez chwil ħ miała ochot ħ zawoła ę o pomoc, ale zmieniła zdanie. Chciała jeszcze
przez chwil ħ by ę sama. musiała zebra ę siły, Ň eby przekaza ę im, co si ħ stało, jak bardzo si ħ
tym martwi, i odpowiedzie ę na ich pytania.
Ko ı zar Ň ał cicho do stoj Ģ cych w oborze zwierz Ģ t i pieszczotliwie szturchn Ģ ł pyskiem
klacz. Elizabeth za Ļ miała si ħ , wło Ň yła mu do Ň łobu spore nar ħ cze siana, po czym wzi ħ ła si ħ
do szorowania go wiechciem słomy i czyszczenia kopyt z lodu i Ļ niegu. Jej ruchy były
zdecydowane, niemal gwałtowne. Wreszcie zatrzymała si ħ , obj ħ ła konia za szyj ħ i przytuliła
do niego policzek. Jego znajomy zapach działał na ni Ģ koj Ģ co. Jak si ħ teraz czuje Christem?
Czy gor Ģ czka nadal opada? Czy kaszle? Czy siostra pami ħ ta, Ň eby da ę mu reszt ħ naparu?
Podmuch zimnego powietrza przebiegł po ziemi i ogier przesun Ģ ł si ħ nieco. Elizabeth
podniosła oczy i u Ļ miechn ħ ła si ħ na widok Kirstiana.
- Zauwa Ň yłem, Ň e przyjechała Ļ . Podniosłem letni Ģ wod ħ dla konia – powiedział i podał
jej wiadro.
- Dzi ħ kuj ħ .
- Wiem od Marii, Ň e było tu jedno z dzieci komorników po zioła, bo zachorował
Christem.
- Tak, to zapalenie płuc. – Nawin ħ ła na palec pasmo sztywnej, czarnej grzywy konia,
zanim znów spojrzała na m ħŇ a, który patrzył na ni Ģ wyczekuj Ģ co. – Dałam mu napar na
obni Ň anie gor Ģ czki.
- Chod Ņ do mnie. – Wyci Ģ gn Ģ ł do niej ramiona. Miał rozpi ħ t Ģ kurtk ħ i na policzku
poczuła szorstko Ļę wełnianego swetra. – To musiało by ę dla ciebie trudne – stwierdził,
obejmuj Ģ c j Ģ mocniej.
Co Ļ Ļ cisn ħ ło j Ģ za gardło. Nie mogła wykrztusi ę słowa. Wreszcie zebrała si ħ w sobie i
uwolniła si ħ z obj ħę .
- Idziemy do domu? Marzn ħ – powiedziała.
Weszli do kuchni, gdy domownicy ko ı czyli wła Ļ nie kolacje. Oczy wszystkich zawisły
na Elizabeth. Pierwsza odezwała si ħ Ane:
- Ale ci ħ długo nie było! Co z Christianem?
- Zapalenie płuc. – Miała ju Ň do Ļę powtarzania tego samego, ale wiedziała, Ň e musi to
zrobi ę . – Troch ħ mu było lepiej, gdy odje Ň d Ň ałam.
4
Opadła ci ħŇ ko na krzesło i zacz ħ ła rozsznurowywa ę buty. Lina zaraz zabrała je razem
z płaszczem. Elizabeth chciała zaprotestowa ę , powiedzie ę , Ň e sama to zrobi, ale nagle
opu Ļ ciły j Ģ siły. Najch ħ tniej poło Ň yłaby si ħ i zasn ħ ła, Ň eby odsun Ģę od siebie zmartwienie i
pami ħę brzydkiego kaszlu Christena. Jego odgłos wci ĢŇ tkwił w jej głowie.
- No, to niedługo wyzdrowieje – orzekła Ane stanowczo, kiwaj Ģ c głow Ģ .
- Miejmy nadziej ħ – westchn ħ ła Elizabeth.
- A co z doktorem? – spytała Lina od drzwi, gdy zawiesiła ju Ň płaszcz w sieni.
- Wyjechał do Danii.
Elizabeth zauwa Ň yła, Ň e Lina i Helene wymieniły spojrzenia.
- Czy ja czego Ļ nie wiem? – zapytała.
- Małe garnki te Ň maj Ģ uszy – mrukn ħ ła Helene, wyci Ģ gaj Ģ c talerz.
- To o mnie mowa! – zirytowała si ħ Ane. – Nigdy nie zdradzacie mi Ň adnych
tajemnic!
- Prosz ħ ! – Helene postawiła na stole talerz z owsiank Ģ . Elizabeth spojrzała na
jedzenie i stwierdziła, Ň e wcale nie jest głodna. Mimo to wzi ħ ła ły Ň k ħ i zacz ħ ła je Ļę . W
połowie posiłku zerkn ħ ła na Ane, która niemal zasypiała, z głow Ģ na stole.
- Mario, połó Ň j Ģ , prosz ħ .
Nikt nie zadawał jej pyta ı , póki jadła, i była im za to wdzi ħ czna. Po chwili Lars
wyszedł do swojej chaty parobka. Elizabeth spojrzała za nim przez okno. Tam miał te Ň
sypia ę Christem. Przygotowała mu ju Ň nawet baranic ħ na posłanie i poszewk ħ , które czekały
w tkalni.
Kristian wstał.
- Chod Ņ , przejdziemy do salonu.
Elizabeth posłuchała. W kominku płon Ģ ł ogie ı . Odsun ħ ła si ħ na le ŇĢ c Ģ przed nim
nied Ņ wiedzi Ģ skór ħ i oparła głow ħ o por ħ cz fotela. Słyszała, Ň e Kristian co Ļ przygotowuje za
jej plecami, ale nie miała siły sprawdzi ę , co to takiego.
- Prosz ħ – powiedział, podaj Ģ c jej kieliszek czerwonego wina.
- No, nie wiem – mrukn ħ ła, ale przyj ħ ła trunek.
- Dobrze ci zrobi – zapewnił m ĢŇ zdecydowanie i usiadł obok niej. – Pij.
Wypiła kilka łyków.
- No, na pewno za Ļ niesz – stwierdził z u Ļ miechem.
Chwil ħ siedzieli w milczeniu, wreszcie odezwała si ħ Elizabeth:
- Powiniene Ļ tam pojecha ę i sam zobaczy ę , jak oni Ň yj Ģ . Matka chłopca siedziała
tylko, kołysała najmłodsze dziecko i mamrotała psalmy. Jedno z rodze ı stwa powiedziało, Ň e
Christem niedługo pójdzie do nieba. Jakby to było co Ļ zupełnie zwyczajnego i oczywistego…
M ĢŇ przysun Ģ ł si ħ i otoczył j Ģ ramionami. Elizabeth oparła si ħ o niego z
wdzi ħ czno Ļ ci Ģ . Dobrze było tak siedzie ę , czuj Ģ c ciepło jego ciała, ciepło ognia i
rozgrzewaj Ģ ce działanie wina. Kristian ponownie napełnił jej kieliszek i wypiła jeszcze kilka
łyków.
- Tam jest tak brudno i… - Szukała wła Ļ ciwych słów na odmalowanie tego, co
widziała, ale to było za trudne. Jakby słowa spi ħ trzyły si ħ nagle i czekały, Ň eby je spokojnie
poukładała.
Pocałował j Ģ we włosy.
- Gdy Christem wyzdrowieje, przyjdzie tu do nas. nie b ħ dzie ju Ň tak Ň ył.
- A co z pozostałymi dzie ę mi?
- Nie mo Ň emy wzi Ģę wszystkich do siebie. B ħ dziemy im pomaga ę tam, na miejscu.
Nic nie odparła. Czuła si ħ niewypowiedzianie zm ħ czona. Nagle przypomniała sobie
spojrzenia, które wymieniły Lina i Helene.
- Wiesz, dlaczego doktor wyjechał?
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin