Angelsen_Trine_-_CĂłrka_morza_13_-_Pod_polarnÄ…_zorzÄ….pdf
(
693 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - Angelsen Trine - C\363rka morza 13 - Pod polarn\271 zorz\271)
TRINE ANGELSEN
POD POLARN
ġ
ZORZ
ġ
SAGA CÓRKA MORZA XIII
Rozdział 1
Najmłodsze dziecko obudziło si
ħ
, gdy skrzynka stukn
ħ
ła o podłog
ħ
. Elizabeth
zauwa
Ň
yła k
Ģ
tem oka,
Ň
e matka usiłuje uciszy
ę
płacz
Ģ
ce niemowl
ħ
. Sama po
Ļ
pieszyła do
łó
Ň
ka, w którym le
Ň
ał Christem. Poło
Ň
yła mu chłodn
Ģ
dło
ı
na czole.
- Bo
Ň
e jedyny, jaki
Ň
on rozpalony! – szepn
ħ
ła, spogl
Ģ
daj
Ģ
c na matk
ħ
.
Kobieta nic nie odrzekła, tylko kołysała dziecko i nuciła psalm. Elizabeth nie mogła
odró
Ň
ni
ę
słów, które zlewały si
ħ
w jednio.
L
ħ
k
Ļ
cisn
Ģ
ł j
Ģ
za serce. Rozejrzała si
ħ
dyskretnie. Pozostałe dzieci stały dokoła i z
powa
Ň
nymi minami wpatrywały si
ħ
w ni
Ģ
ciekawie. Buzie miały brudne, włosy spl
Ģ
tane. Na
jednej z dziewczynek rozpoznała dawn
Ģ
sukienk
ħ
Marii. Niegdy
Ļ
biały kołnierzyk teraz był
ciemnoszary z brudu.
W k
Ģ
cie izby le
Ň
ał gospodarz. Jego zdrowe oko
Ļ
ledziło j
Ģ
ze zło
Ļ
ci
Ģ
, ale on te
Ň
nie
powiedział ani słowa. Elizabeth odniosła wra
Ň
enie, jakby cała izba wstrzymała oddech.
Wzi
ħ
ła
Ļ
ciereczk
ħ
i zanurzyła j
Ģ
w wiadrze wody stoj
Ģ
cym na ławie. Ostro
Ň
nie otarła
czoło Christena i zdj
ħ
ła z niego wełniany koc. W piersiach chłopca
Ļ
wiszczało i gulgotało za
ka
Ň
dym razem, gdy wci
Ģ
gał powietrze.
Zmoczyła
Ļ
ciereczk
ħ
na nowo.
- Zapalenie płuc – szepn
ħ
ła do siebie i zadr
Ň
ała. Zapalenie płuc… Ka
Ň
dy wiedział, jak
bardzo jest niebezpieczne i jak małe s
Ģ
szanse wyzdrowienia, je
Ļ
li potrwa dłu
Ň
ej. Zwróciła si
ħ
do najstarszej dziewczynki:
- Biegnij do Dalsrud i popro
Ļ
Mari
ħ
,
Ň
eby poszukała moich ziół. Powiedz jej,
Ň
e to
zapalenie płuc. Ona b
ħ
dzie wiedziała, które ci da
ę
. Zapami
ħ
tasz?
Dziewczynka skin
ħ
ła głow
Ģ
, wło
Ň
yła płaszcz i wybiegła. Do izby wtargn
Ģ
ł podmuch
zimnego powietrza, a wraz z nim kł
Ģ
b
Ļ
niegu, który osiadł cienk
Ģ
warstw
Ģ
zaraz przy
drzwiach. Płacz niemowl
ħ
cia ucichł. Elizabeth zwróciła si
ħ
do matki:
- Jak to si
ħ
stało?
- Christem wsz
ħ
dzie biegał – odpowiedziała kobieta z rezygnacja. – Szukał pracy i
prosił o jedzenie. Mówił,
Ň
e szedł przez gł
ħ
boki
Ļ
nieg i wpadł do rzeki. Nast
ħ
pnego dnia
zachorował.
Zamilkła i zapatrzyła si
ħ
przed siebie pustym wzrokiem.
- Czy Christem niedługo umrze? – odezwał si
ħ
cienki głosik.
Elizabeth zerkn
ħ
ła na chud
Ģ
dziewczynk
ħ
, która wcze
Ļ
niej otworzyła jej drzwi. Oczy
w wymizerowanej twarzyczce patrzyły na ni
Ģ
z błaganiem.
- Zrobi
ħ
wszystko, co w mojej mocy,
Ň
eby nadal mógł by
ę
z wami – odparła.
Przypomniała sobie o zapasach, które przyniosła. – Zajrzycie do skrzynki i cz
ħ
stujcie si
ħ
tym,
co przyniosłam.
Usłyszała d
Ņ
wi
ħ
k otwieranego wieka skrzyni. Dzieci nie wydawały si
ħ
tak
zainteresowane darami jak ostatnim razem, mimo
Ň
e z pewno
Ļ
ci
Ģ
były równie
Ň
głodne.
Zapewne rozumiały powag
ħ
sytuacji.
1
Najwa
Ň
niejsze,
Ň
eby miały jedzenie i ciepłe ubrania, pomy
Ļ
lała Elizabeth. Spojrzała
na Christena. Była mocno zaniepokojona. Gor
Ģ
czka nie spadała pomimo cz
ħ
sto zmienianych
okładów na czole chłopca.
Czas wlókł si
ħ
niemiłosiernie.
Nagle dosłyszała, co mruczy pod nosem matka dzieci:
- …
niech si
ħ
zaopiekuje naszym Christenem… Lepiej mu b
ħ
dzie u Boga Ojca w
niebie…
Elizabeth nie chciała dalej słucha
ę
. Chocia
Ň
wielu ludzi pocieszało si
ħ
,
Ň
e ich chorym
dzieciom b
ħ
dzie lepiej w Królestwie Niebieskim, jej wydawało si
ħ
to niesprawiedliwe.
Dlaczego Bóg nie pozwalał niewinnym istotom
Ň
y
ę
razem z rodzicami? Jaki jest sens dawa
ę
Ň
ycie,
Ň
eby zaraz je odebra
ę
?
Zimny powiew znów wpadł do izby. Elizabeth wstała.
- Czy te s
Ģ
dobre? – spytała zdyszana najstarsza dziewczynka, wyci
Ģ
gaj
Ģ
c w jej stron
ħ
dwa płócienne woreczki. Musiała biec, pomy
Ļ
lała Elizabeth i szybko zerkn
ħ
ła do
Ļ
rodka.
- Tak, dzi
ħ
kuje ci.
U
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
przelotnie do dziewczynki i wstawiła wod
ħ
na napar. Płacz
Ļ
ciskał jej
gardło: czuła,
Ň
e gdyby dała mu uj
Ļ
cie, nie potrafiłaby przesta
ę
. A gdyby si
ħ
teraz poddała,
straciłaby wszelk
Ģ
nadziej
ħ
, my
Ļ
lała, sypi
Ģ
c suszone zioła na wod
ħ
. Niektóre poszły od razu
na dno, inne pływały przez jaki
Ļ
czas na powierzchni, zanim wystarczaj
Ģ
co nasi
Ģ
kły płynem.
Wymieszała i czekała, a
Ň
napar ostygnie. Potrz
Ģ
sn
ħ
ła lekko chłopce,
- Słyszysz mnie, Christianie? Masz tu lekarstwo. Wypij, to ci szybko pomo
Ň
e.
Chłopiec zamrugał powiekami i blady u
Ļ
miech przebiegł mu po twarzy. Poruszył
wargami, jakby chciał co
Ļ
powiedzie
ę
, ale mu si
ħ
nie udało.
- Połknij – poprosiła Elizabeth, podsuwaj
Ģ
c mu ły
Ň
k
ħ
z naparem.
Posłusznie wypił wszystko. i nagle dostał ostrego ataku kaszlu, który dobywał si
ħ
z
gł
ħ
bi jego chudego ciała, niemal je rozrywaj
Ģ
c. Gdy napad min
Ģ
ł, wym
ħ
czony Christem opadł
na posłanie. Elizabeth dostrzegła przybrudzony pled u
Ň
ywany na łodzi. Gospodarzowi pewnie
i tak si
ħ
teraz nie przyda. Zwin
ħ
ła go w rulon i podło
Ň
yła pod poduszk
ħ
. Poczuła na sobie
pytaj
Ģ
ce spojrzenie kobiety, wi
ħ
c wyja
Ļ
niła:
- Tak b
ħ
dzie łatwiej oddycha
ę
i mniej kaszlał.
Kobieta pokiwała głow
Ģ
. odło
Ň
yła niemowl
ħ
i siedziała ze splecionymi dło
ı
mi.
Elizabeth nagle rozpoznała psalm, który tamta nuciła. Był to psalm cz
ħ
sto
Ļ
piewny na
pogrzebach. Przeszedł j
Ģ
dreszcz.
Po upływie godziny lub dwóch Elizabeth westchn
ħ
ła i odwróciła si
ħ
do kobiety.
- Gor
Ģ
czka nie spada, przynajmniej ja tego nie czuj
ħ
. Trzeba sprowadzi
ę
lekarza.
Kobieta za
Ļ
miała si
ħ
ponuro.
- Czy
Ň
by tu doktor przyjechał! Chyba wierzy pani w cuda…
Elizabeth wiedziała,
Ň
e kobieta ma racj
ħ
, ale postanowiła si
ħ
nie poddawa
ę
. Spojrzała
na najstarsz
Ģ
dziewczynk
ħ
.
- Zmieniaj okłady na czole brata dawaj mu napar do picia. Ja id
ħ
po doktora.
Po
Ļ
piesznie wło
Ň
yła płaszcz u wyszła na zewn
Ģ
trz. Ko
ı
nadstawił uszu i zar
Ň
ał cicho,
gdy j
Ģ
poznał. Wydawało si
ħ
,
Ň
e rozumie, czego od niego oczekuje, bo zarzucił niecierpliwie
głow
Ģ
.
- Biedaku, musisz tak tu sta
ę
i marzn
Ģ
c – powiedziała pieszczotliwie. – No, ale teraz
poka
Ň
, co potrafisz!
Ko
ı
ruszył szybkim kłusem przez wie
Ļ
.
ĺ
nieg nadal sypał. Ludzie schodzili jej z
drogi, niektórzy j
Ģ
pozdrawiali, lecz ona nie miała czasu odpowiada
ę
. O
Ļ
lepiały j
Ģ
łzy. Nie
wiedziała, czy wyciska je wiatr i
Ļ
nieg, czy my
Ļ
li o Christenie. Otarła je szybko.
2
Zaskoczyła j
Ģ
choroba chłopca. Nie zd
ĢŇ
yła powiedzie
ę
jego matce,
Ň
e zamierzała
wzi
Ģę
go ze sob
Ģ
do Dalsrud. No có
Ň
, musi z tym poczeka
ę
, a
Ň
chłopiec wyzdrowieje.
W domu lekarza
Ļ
wieciło si
ħ
w wielu oknach. Elizabeth zeskoczyła z sa
ı
. Zauwa
Ň
yła,
Ň
e ko
ı
ma pian
ħ
na pysku. Biegł tak szybko, jakby rozumiał,
Ň
e mały chłopiec potrzebuje
pomocy – pomy
Ļ
lała, id
Ģ
c w stron
ħ
drzwi wej
Ļ
ciowych.
Zapukała. Otworzyła jej słu
ŇĢ
ca.
- Doktor w domu? – spytała niecierpliwie.
- Nie, nie ma go. Wyjechał, nie wiedziała pani?
Elizabeth zmartwiła si
ħ
.
- Wyjechał? – powtórzyła zdumiona. – Dok
Ģ
d? Przecie
Ň
nie mógł tak po prostu
wyjecha
ę
. Ludzie choruj
Ģ
i potrzebuj
Ģ
go! – Zamilkła, a słu
ŇĢ
ca chciała si
ħ
wycofa
ę
. –
Poczekaj! Daleko wyjechał? Kiedy wróci?
- jest w Danii. – Dziewczyna zerkn
ħ
ła szybko przez rami
ħ
, jakby chciała sprawdzi
ę
,
czy nikt ich nie podsłuchuje. – Mog
ħ
spyta
ę
, czy to kto
Ļ
z pani bliskich jest chory?
Powietrze uszło z Elizabeth.
- Nie, to jedno z dzieci komorników, Christem. – Elizabeth czuła na sobie uwa
Ň
ne
spojrzenie słu
ŇĢ
cej. – Kiedy wróci? – spytała ponownie.
- Nie wiem. Mówi
Ģ
,
Ň
e mo
Ň
e nie wróci w ogóle i przyjedzie kto
Ļ
nowy.
Elizabeth nie wierzyła własnym uszom. Chciała,
Ň
eby dziewczyna powtórzyła,
Ň
e
lekarz naprawd
ħ
wyjechał, ale si
ħ
powstrzymała. Podzi
ħ
kowała, odwróciła si
ħ
i ci
ħŇ
kimi
krokami zeszła ze schodów. Doktor wyjechał i pewnie nie wróci. Co ma teraz pocz
Ģę
?
Dopiero gdy wsiadła do sa
ı
, usłyszała odgłos zamykanych drzwi. Cmokn
ħ
ła na konia.
Pozwoliła mu teraz i
Ļę
st
ħ
pa, bo ju
Ň
nie miała po co si
ħ
spieszy
ę
. Okropna prawda,
Ň
e doktor
wyjechał, poraziła j
Ģ
. Był dla niej ostatni
Ģ
desk
Ģ
ratunku. Liczyła,
Ň
e da Christenowi
lekarstwo, które go uzdrowi.
Nagle przypomniała sobie, jak jej matka le
Ň
ała chora. Jakob zapłacił lekarzowi, ale nic
si
ħ
ju
Ň
nie dało zrobi
ę
. A wi
ħ
c bywa i tak,
Ň
e trzeba zło
Ň
y
ę
los w r
ħ
kach Boga. To On
decyduje o
Ň
yciu i
Ļ
mierci. I o tym, komu si
ħ
uda, a kto przegra.
Klasn
ħ
ła lejcami i ko
ı
przeszedł w kłus. Lekarstwo doktora z pewno
Ļ
ci
Ģ
było lepsze
od jej ziół, ale ona si
ħ
nie podda. Poczuła,
Ň
e wracaj
Ģ
jej siły. Zrobi wszystko,
Ň
eby Christem
wyzdrowiał. Miała zioła i odzyskan
Ģ
nadziej
ħ
.
Wróciła do chaty, gdzie sytuacja wydawała si
ħ
niewiele zmieniona. Najstarsza
dziewczynka wstała.
- Robiłam tak, jak pani kazała. Chyba jest mu troch
ħ
lepiej – powiedziała.
- A wi
ħ
c uczony pan nie chciał przyjecha
ę
– stwierdziła matka cierpko. Wiedziała,
Ň
e
dziecko biednych komorników nic nie znaczy dla lekarza, i to było dla niej tylko
potwierdzeniem.
- Doktor jest w Danii – odparła Elizabeth ostrym tonem.
- Ani doktor, ani pani nic tu nie pomo
Ň
ecie – odparła kobieta z rezygnacj
Ģ
. – To On,
tam na górze, decyduje o
Ň
yciu i
Ļ
mierci – kobieta niemal dokładnie powtórzyła to, co
my
Ļ
lała wcze
Ļ
niej Elizabeth. – Wszystko w r
ħ
kach Boga.
Elizabeth nie miała sił na rozmow
ħ
. Zreszt
Ģ
có
Ň
mogłaby powiedzie
ę
? Je
Ļ
li Bóg
zdecyduje si
ħ
zabra
ę
do siebie dziecko, po prosto to robi. Nie pyta nikogo, a ju
Ň
na pewno nie
zrozpaczon
Ģ
matk
ħ
.
Z oci
Ģ
ganiem podeszła do łó
Ň
ka Christena i dotkn
ħ
ła jego czoła i policzków.
Dziewczynka miała racj
ħ
: gor
Ģ
czka chyba rzeczywi
Ļ
cie nieco opadła. Elizabeth odetchn
ħ
ła z
ulg
Ģ
. To mógł by
ę
dobry znak.
W izbie zapadła cisza. Elizabeth zajmowała si
ħ
Christenem, matka mamrotała swój
psalm, a dzieci szeptały ostro
Ň
nie mi
ħ
dzy sob
Ģ
. Wreszcie Elizabeth sko
ı
czyła i z trudem
3
wyprostowała plecy. Czuła ból w karku, jakby usadowił si
ħ
tam smutek, który wzbudzał w
niej widok chorego chłopca.
- Musze jecha
ę
do domu – oznajmiła. – Wygl
Ģ
da na to, ze jest lekka poprawa. Dbaj o
niego tak, jak ci mówiłam, a b
ħ
dzie dobrze – poleciła najstarszej dziewczynce.
Nikt si
ħ
nie odezwał, wszyscy tylko na ni
Ģ
patrzyli. Uderzyło j
Ģ
,
Ň
eby były to
spojrzenia puste, bez nadziei czy wiary. Pewnie uwa
Ň
ali,
Ň
e jej słowa s
Ģ
nieszczere;
Ň
e to, co
mówi, to jedynie czcze pocieszenie. Zastanowiła si
ħ
, co jeszcze mogłaby im powiedzie
ę
, ale
nic nie przyszło jej do głowy. Owin
ħ
ła si
ħ
szalem, wło
Ň
yła r
ħ
kawiczki i po
Ň
egnała si
ħ
cicho.
Na zewn
Ģ
trz było ju
Ň
ciemno. mórz kłuł j
Ģ
w nos, gdy jechała do domu. Ko
ı
nadstawił
uszu i przyspieszył, gdy w oddali dostrzegł zarysy gospodarstwa.
Na niebie pojawiła si
ħ
zorza polarna –
Ļ
wietliste
Ň
ółte, zielone i niebieskie pasma.
Zupełnie, jakby Bóg malował je szerokimi poci
Ģ
gni
ħ
ciami p
ħ
dzla, pomy
Ļ
lała Elizabeth.
Rozdział 2
Lampy naftowe rzucały przez okna zło
Ļ
ci
Ģ
po
Ļ
wiat
ħ
na ciche podwórze. Elizabeth
zerkn
ħ
ła do
Ļ
rodka. Helene
Ļ
miała si
ħ
z czego
Ļ
, co opowiadał Lars, Ane za
Ļ
siedziała,
pochylona nad ksi
ĢŇ
k
Ģ
.
Ň
adne z nich nie zauwa
Ň
yło jej powrotu. Zeskoczyła z sa
ı
i zacz
ħ
ła
wyprz
ħ
ga
ę
konia. Uprz
ĢŇ
była zmro
Ň
ona, wi
ħ
c musiała chuchn
Ģę
w dłonie,
Ň
eby sobie
poradzi
ę
. Przez chwil
ħ
miała ochot
ħ
zawoła
ę
o pomoc, ale zmieniła zdanie. Chciała jeszcze
przez chwil
ħ
by
ę
sama. musiała zebra
ę
siły,
Ň
eby przekaza
ę
im, co si
ħ
stało, jak bardzo si
ħ
tym martwi, i odpowiedzie
ę
na ich pytania.
Ko
ı
zar
Ň
ał cicho do stoj
Ģ
cych w oborze zwierz
Ģ
t i pieszczotliwie szturchn
Ģ
ł pyskiem
klacz. Elizabeth za
Ļ
miała si
ħ
, wło
Ň
yła mu do
Ň
łobu spore nar
ħ
cze siana, po czym wzi
ħ
ła si
ħ
do szorowania go wiechciem słomy i czyszczenia kopyt z lodu i
Ļ
niegu. Jej ruchy były
zdecydowane, niemal gwałtowne. Wreszcie zatrzymała si
ħ
, obj
ħ
ła konia za szyj
ħ
i przytuliła
do niego policzek. Jego znajomy zapach działał na ni
Ģ
koj
Ģ
co. Jak si
ħ
teraz czuje Christem?
Czy gor
Ģ
czka nadal opada? Czy kaszle? Czy siostra pami
ħ
ta,
Ň
eby da
ę
mu reszt
ħ
naparu?
Podmuch zimnego powietrza przebiegł po ziemi i ogier przesun
Ģ
ł si
ħ
nieco. Elizabeth
podniosła oczy i u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
na widok Kirstiana.
- Zauwa
Ň
yłem,
Ň
e przyjechała
Ļ
. Podniosłem letni
Ģ
wod
ħ
dla konia – powiedział i podał
jej wiadro.
- Dzi
ħ
kuj
ħ
.
- Wiem od Marii,
Ň
e było tu jedno z dzieci komorników po zioła, bo zachorował
Christem.
- Tak, to zapalenie płuc. – Nawin
ħ
ła na palec pasmo sztywnej, czarnej grzywy konia,
zanim znów spojrzała na m
ħŇ
a, który patrzył na ni
Ģ
wyczekuj
Ģ
co. – Dałam mu napar na
obni
Ň
anie gor
Ģ
czki.
- Chod
Ņ
do mnie. – Wyci
Ģ
gn
Ģ
ł do niej ramiona. Miał rozpi
ħ
t
Ģ
kurtk
ħ
i na policzku
poczuła szorstko
Ļę
wełnianego swetra. – To musiało by
ę
dla ciebie trudne – stwierdził,
obejmuj
Ģ
c j
Ģ
mocniej.
Co
Ļ
Ļ
cisn
ħ
ło j
Ģ
za gardło. Nie mogła wykrztusi
ę
słowa. Wreszcie zebrała si
ħ
w sobie i
uwolniła si
ħ
z obj
ħę
.
- Idziemy do domu? Marzn
ħ
– powiedziała.
Weszli do kuchni, gdy domownicy ko
ı
czyli wła
Ļ
nie kolacje. Oczy wszystkich zawisły
na Elizabeth. Pierwsza odezwała si
ħ
Ane:
- Ale ci
ħ
długo nie było! Co z Christianem?
- Zapalenie płuc. – Miała ju
Ň
do
Ļę
powtarzania tego samego, ale wiedziała,
Ň
e musi to
zrobi
ę
. – Troch
ħ
mu było lepiej, gdy odje
Ň
d
Ň
ałam.
4
Opadła ci
ħŇ
ko na krzesło i zacz
ħ
ła rozsznurowywa
ę
buty. Lina zaraz zabrała je razem
z płaszczem. Elizabeth chciała zaprotestowa
ę
, powiedzie
ę
,
Ň
e sama to zrobi, ale nagle
opu
Ļ
ciły j
Ģ
siły. Najch
ħ
tniej poło
Ň
yłaby si
ħ
i zasn
ħ
ła,
Ň
eby odsun
Ģę
od siebie zmartwienie i
pami
ħę
brzydkiego kaszlu Christena. Jego odgłos wci
ĢŇ
tkwił w jej głowie.
- No, to niedługo wyzdrowieje – orzekła Ane stanowczo, kiwaj
Ģ
c głow
Ģ
.
- Miejmy nadziej
ħ
– westchn
ħ
ła Elizabeth.
- A co z doktorem? – spytała Lina od drzwi, gdy zawiesiła ju
Ň
płaszcz w sieni.
- Wyjechał do Danii.
Elizabeth zauwa
Ň
yła,
Ň
e Lina i Helene wymieniły spojrzenia.
- Czy ja czego
Ļ
nie wiem? – zapytała.
- Małe garnki te
Ň
maj
Ģ
uszy – mrukn
ħ
ła Helene, wyci
Ģ
gaj
Ģ
c talerz.
- To o mnie mowa! – zirytowała si
ħ
Ane. – Nigdy nie zdradzacie mi
Ň
adnych
tajemnic!
- Prosz
ħ
! – Helene postawiła na stole talerz z owsiank
Ģ
. Elizabeth spojrzała na
jedzenie i stwierdziła,
Ň
e wcale nie jest głodna. Mimo to wzi
ħ
ła ły
Ň
k
ħ
i zacz
ħ
ła je
Ļę
. W
połowie posiłku zerkn
ħ
ła na Ane, która niemal zasypiała, z głow
Ģ
na stole.
- Mario, połó
Ň
j
Ģ
, prosz
ħ
.
Nikt nie zadawał jej pyta
ı
, póki jadła, i była im za to wdzi
ħ
czna. Po chwili Lars
wyszedł do swojej chaty parobka. Elizabeth spojrzała za nim przez okno. Tam miał te
Ň
sypia
ę
Christem. Przygotowała mu ju
Ň
nawet baranic
ħ
na posłanie i poszewk
ħ
, które czekały
w tkalni.
Kristian wstał.
- Chod
Ņ
, przejdziemy do salonu.
Elizabeth posłuchała. W kominku płon
Ģ
ł ogie
ı
. Odsun
ħ
ła si
ħ
na le
ŇĢ
c
Ģ
przed nim
nied
Ņ
wiedzi
Ģ
skór
ħ
i oparła głow
ħ
o por
ħ
cz fotela. Słyszała,
Ň
e Kristian co
Ļ
przygotowuje za
jej plecami, ale nie miała siły sprawdzi
ę
, co to takiego.
- Prosz
ħ
– powiedział, podaj
Ģ
c jej kieliszek czerwonego wina.
- No, nie wiem – mrukn
ħ
ła, ale przyj
ħ
ła trunek.
- Dobrze ci zrobi – zapewnił m
ĢŇ
zdecydowanie i usiadł obok niej. – Pij.
Wypiła kilka łyków.
- No, na pewno za
Ļ
niesz – stwierdził z u
Ļ
miechem.
Chwil
ħ
siedzieli w milczeniu, wreszcie odezwała si
ħ
Elizabeth:
- Powiniene
Ļ
tam pojecha
ę
i sam zobaczy
ę
, jak oni
Ň
yj
Ģ
. Matka chłopca siedziała
tylko, kołysała najmłodsze dziecko i mamrotała psalmy. Jedno z rodze
ı
stwa powiedziało,
Ň
e
Christem niedługo pójdzie do nieba. Jakby to było co
Ļ
zupełnie zwyczajnego i oczywistego…
M
ĢŇ
przysun
Ģ
ł si
ħ
i otoczył j
Ģ
ramionami. Elizabeth oparła si
ħ
o niego z
wdzi
ħ
czno
Ļ
ci
Ģ
. Dobrze było tak siedzie
ę
, czuj
Ģ
c ciepło jego ciała, ciepło ognia i
rozgrzewaj
Ģ
ce działanie wina. Kristian ponownie napełnił jej kieliszek i wypiła jeszcze kilka
łyków.
- Tam jest tak brudno i… - Szukała wła
Ļ
ciwych słów na odmalowanie tego, co
widziała, ale to było za trudne. Jakby słowa spi
ħ
trzyły si
ħ
nagle i czekały,
Ň
eby je spokojnie
poukładała.
Pocałował j
Ģ
we włosy.
- Gdy Christem wyzdrowieje, przyjdzie tu do nas. nie b
ħ
dzie ju
Ň
tak
Ň
ył.
- A co z pozostałymi dzie
ę
mi?
- Nie mo
Ň
emy wzi
Ģę
wszystkich do siebie. B
ħ
dziemy im pomaga
ę
tam, na miejscu.
Nic nie odparła. Czuła si
ħ
niewypowiedzianie zm
ħ
czona. Nagle przypomniała sobie
spojrzenia, które wymieniły Lina i Helene.
- Wiesz, dlaczego doktor wyjechał?
5
Plik z chomika:
ania12131
Inne pliki z tego folderu:
Angelsen_Trine_-_CĂłrka_morza_01_-_Sztorm.pdf
(876 KB)
Angelsen_Trine_-_CĂłrka_morza_02_-_WrĂłg_nieznany.pdf
(776 KB)
Angelsen_Trine_-_CĂłrka_morza_09_-_Niebezpieczne_uczucia.pdf
(682 KB)
Angelsen_Trine_-_CĂłrka_morza_10_-_KĹ‚amstwa.pdf
(574 KB)
Angelsen_Trine_-_CĂłrka_morza_12_-_Nocne_cienie.pdf
(808 KB)
Inne foldery tego chomika:
Anioł, Jastrząb i Kruk
Baby Boom
Baby On Board
Bal Kopciuszka
Batalion Kawalerów
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin