R597. Winters Rebecca - Bez chwili namysłu.pdf

(630 KB) Pobierz
The billionaire and the baby
REBECCA WINTERS
Bez chwili namysłu
1
155138417.242.png 155138417.253.png 155138417.264.png 155138417.275.png 155138417.001.png 155138417.012.png 155138417.023.png 155138417.034.png 155138417.045.png 155138417.056.png 155138417.067.png 155138417.078.png 155138417.089.png 155138417.100.png 155138417.111.png 155138417.122.png 155138417.133.png 155138417.144.png 155138417.155.png 155138417.166.png 155138417.177.png 155138417.188.png 155138417.199.png 155138417.210.png 155138417.212.png 155138417.213.png 155138417.214.png 155138417.215.png 155138417.216.png 155138417.217.png 155138417.218.png 155138417.219.png 155138417.220.png 155138417.221.png 155138417.222.png 155138417.223.png 155138417.224.png 155138417.225.png 155138417.226.png 155138417.227.png 155138417.228.png 155138417.229.png 155138417.230.png 155138417.231.png 155138417.232.png 155138417.233.png 155138417.234.png 155138417.235.png 155138417.236.png 155138417.237.png 155138417.238.png 155138417.239.png 155138417.240.png 155138417.241.png 155138417.243.png 155138417.244.png 155138417.245.png 155138417.246.png 155138417.247.png 155138417.248.png 155138417.249.png 155138417.250.png 155138417.251.png 155138417.252.png 155138417.254.png 155138417.255.png 155138417.256.png 155138417.257.png 155138417.258.png 155138417.259.png 155138417.260.png 155138417.261.png 155138417.262.png 155138417.263.png 155138417.265.png 155138417.266.png 155138417.267.png 155138417.268.png 155138417.269.png 155138417.270.png 155138417.271.png 155138417.272.png 155138417.273.png 155138417.274.png 155138417.276.png 155138417.277.png 155138417.278.png 155138417.279.png 155138417.280.png 155138417.281.png 155138417.282.png 155138417.283.png 155138417.284.png 155138417.285.png 155138417.002.png 155138417.003.png 155138417.004.png 155138417.005.png 155138417.006.png 155138417.007.png 155138417.008.png 155138417.009.png 155138417.010.png 155138417.011.png 155138417.013.png 155138417.014.png 155138417.015.png 155138417.016.png 155138417.017.png 155138417.018.png 155138417.019.png 155138417.020.png 155138417.021.png 155138417.022.png 155138417.024.png 155138417.025.png 155138417.026.png 155138417.027.png 155138417.028.png 155138417.029.png 155138417.030.png 155138417.031.png 155138417.032.png 155138417.033.png 155138417.035.png 155138417.036.png 155138417.037.png 155138417.038.png 155138417.039.png 155138417.040.png 155138417.041.png 155138417.042.png 155138417.043.png 155138417.044.png 155138417.046.png 155138417.047.png 155138417.048.png 155138417.049.png 155138417.050.png 155138417.051.png 155138417.052.png 155138417.053.png 155138417.054.png 155138417.055.png 155138417.057.png 155138417.058.png 155138417.059.png 155138417.060.png 155138417.061.png 155138417.062.png 155138417.063.png 155138417.064.png 155138417.065.png 155138417.066.png 155138417.068.png 155138417.069.png 155138417.070.png 155138417.071.png 155138417.072.png 155138417.073.png 155138417.074.png 155138417.075.png 155138417.076.png 155138417.077.png 155138417.079.png 155138417.080.png 155138417.081.png 155138417.082.png 155138417.083.png 155138417.084.png 155138417.085.png 155138417.086.png 155138417.087.png 155138417.088.png 155138417.090.png 155138417.091.png 155138417.092.png 155138417.093.png 155138417.094.png 155138417.095.png 155138417.096.png 155138417.097.png 155138417.098.png 155138417.099.png 155138417.101.png 155138417.102.png 155138417.103.png 155138417.104.png 155138417.105.png 155138417.106.png 155138417.107.png 155138417.108.png 155138417.109.png 155138417.110.png 155138417.112.png 155138417.113.png 155138417.114.png 155138417.115.png 155138417.116.png 155138417.117.png 155138417.118.png 155138417.119.png 155138417.120.png 155138417.121.png 155138417.123.png 155138417.124.png 155138417.125.png 155138417.126.png 155138417.127.png 155138417.128.png 155138417.129.png 155138417.130.png 155138417.131.png 155138417.132.png 155138417.134.png 155138417.135.png 155138417.136.png 155138417.137.png 155138417.138.png 155138417.139.png 155138417.140.png 155138417.141.png 155138417.142.png 155138417.143.png 155138417.145.png 155138417.146.png 155138417.147.png 155138417.148.png 155138417.149.png 155138417.150.png 155138417.151.png 155138417.152.png 155138417.153.png 155138417.154.png 155138417.156.png 155138417.157.png 155138417.158.png 155138417.159.png 155138417.160.png 155138417.161.png 155138417.162.png 155138417.163.png 155138417.164.png 155138417.165.png 155138417.167.png 155138417.168.png 155138417.169.png 155138417.170.png 155138417.171.png 155138417.172.png 155138417.173.png 155138417.174.png 155138417.175.png 155138417.176.png 155138417.178.png 155138417.179.png 155138417.180.png 155138417.181.png 155138417.182.png 155138417.183.png 155138417.184.png 155138417.185.png 155138417.186.png 155138417.187.png 155138417.189.png 155138417.190.png 155138417.191.png 155138417.192.png 155138417.193.png 155138417.194.png 155138417.195.png 155138417.196.png 155138417.197.png 155138417.198.png 155138417.200.png 155138417.201.png 155138417.202.png 155138417.203.png 155138417.204.png 155138417.205.png 155138417.206.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
uzeum historyczne znajdowało się około dwudziestu kilo-
metrów od Laramie. Dominik Giraud wjechał na parking
tuż za autokarem, stanął obok, ale nie wysiadł.
- No, wreszcie jestem na miejscu - mruknął, wyłączając silnik.
Zdawało mu się, że przybył na inną planetę. Krajobraz w niczym nie
przypominał ani Nowego Jorku, gdzie obecnie mieszkał, ani Vence we
Francji, skąd pochodził.
Urodzony w krainie pomarańczy, jaśminu i lawendy, natychmiast
rozpoznał zapach szałwii.
Przyjechał, aby złożyć właścicielowi tego skrawka ziemi korzystną,
jego zdaniem, propozycję. Postanowił najpierw obejrzeć posesję, a
potem poprosić o rozmowę. Potrzebował tej parceli, by zrealizować
pewne przedsięwzięcie zakrojone na wielką skalę.
Od dawna bowiem marzył o tym, by połączyć wschodnie i zachodnie
wybrzeża Stanów Zjednoczonych supernowoczesną linią kolejową. A
wszystko zaczęło się na sympozjum poświęconym tunelowi pod
kanałem La Manche.
Ludzie pozbawieni wyobraźni długo obstawali przy twierdzeniu, że
budowa takiego tunelu jest zadaniem niewykonalnym, lecz mylili się.
Według Dominika taki sam błąd popełniali sceptycy, nie wierzący w
powodzenie jego przedsięwzięcia.
Na konferencję w Londynie przyjechało również dwóch Amerykanów:
Alik Jarman, geolog z Nowego Jorku, oraz Zane Broderick, inżynier z San
Francisco. Wszystkich połączyło wspólne marzenie.
Niezwykle zapracowani, mieli zamiar spędzić w Londynie tylko jeden
dzień, ale gdy Dominik wyjawił swe dalekosiężne plany, Alik i Zane bez
namysłu odwołali najbliższe spotkania.
Przez trzy tygodnie prawie nie wychodzili z hotelu i od rana do nocy
2
M
155138417.207.png
opracowywali szczegóły ambitnego projektu. Nie potrafili ani myśleć,
ani mówić o niczym innym.
Dominik podziwiał genialne umysły geologa i inżyniera.
Zaimponowało mu tempo, z jakim ich wiedza materializowała się w
formie wykresów i obliczeń. Uradowany, że znalazł takich wspólników,
podjął się zebrania funduszy i wykupu ziemi.
Teraz przybył do Wyomingu, by rozpocząć realizację śmiałych
zamierzeń. Jechał powoli, ciekawie rozglądając się po okolicy. Na prawo
stała stara stodoła, przed nią staroświecki powóz, a z lewej strony
niebieski samochód. Za ogrodzeniem osiodłana kasztanka leniwie
skubała trawę. Dalej, jak okiem sięgnąć, rosła trawa, szałwia i
różnobarwne polne kwiaty.
Dominik uznał okolicę za nieciekawe odludzie, a mimo to czuł, że
pustka do niego przemawia, porusza jakąś nieznaną strunę w duszy. Nie
lubił analizowania uczuć. Praca była dla niego najważniejsza, poza nią
nic się nie liczyło.
Ruszył w stronę urwiska nad rzeką. Pogrążony w myślach, nie od razu
spostrzegł, że samochód zaczyna wymykać się spod kontroli. Aby nie
uderzyć w olbrzymi głaz, gwałtownie skręcił w lewo. Zaklął siarczyście,
gdy tylnym kołem zawadził o kamień. Przez chwilę świat wirował wokół
niego, po czym zapadła ciemność.
Hannah Carr odetchnęła z ulgą, gdy ostatni turyści wyszli z muzeum.
Po odjeździe autokaru usłyszała przeraźliwy ryk klaksonu. Skrzywiła się
niezadowolona i wyszła za próg, aby zobaczyć, skąd nadjeżdża kolejna
wycieczka. Popatrzyła na lewo i prawo, ale szosa była pusta.
Uświadomiła sobie, że hałas dochodzi zza muzeum.
Dziwne, ponieważ nad rzeką nie było żadnej drogi. Kto i jak
przedostał się tam, gdzie można jeździć jedynie konno lub samochodem
terenowym? Nie milknący klakson mógł oznaczać, że kierowca zasłabł.
Przez moment zastanawiała się, czy wezwać pogotowie. Nie. Karetka
przyjedzie najwcześniej za kwadrans, a konno można dojechać do rzeki
w kilka minut.
- Trzeba działać - mruknęła pod nosem.
3
155138417.208.png
Wbiegła do środka, pospiesznie włożyła siostrzenicę do kojca i
wsunęła jej do rączki zabawkę.
- Posłuchaj, Lizzy - rzekła cicho. - Nigdy nie zostawiam cię bez
opieki, ale teraz chyba stało się coś złego i ktoś potrzebuje pomocy.
Muszę to sprawdzić, ale zaraz wrócę. Proszę cię, nie bój się i nie płacz.
Będziesz grzeczna?
Wolałaby nie zostawiać dziecka bez opieki, lecz nie miała wyboru.
Wiedziała, że jeśli jej obawy okażą się słuszne i zdarzył się wypadek,
trzeba działać błyskawicznie.
Zamknęła okna i drzwi, aby nikt nie mógł wejść do środka.
Podbiegła do swojej ulubionej klaczy, Cinnamon. Na koniu czuła się
znacznie pewniej niż za kierownicą.
Gdy dojechała na miejsce, aż krzyknęła z przerażenia. Na dole
zobaczyła wywrócony samochód, kilka metrów dalej leżał człowiek. Był
upiornie blady i chyba nieprzytomny.
Ostrożnie zjechała na dno urwiska, zeskoczyła z konia i podbiegła do
leżącego. Był wysoki i dobrze zbudowany. Mimo zdenerwowania
pomyślała, że pierwszy raz widzi takiego przystojnego mężczyznę.
Przyklęknęła i schwyciła go za rękę, aby zbadać puls. Niefortunny
kierowca jęknął, otworzył oczy i nawet próbował usiąść, ale mu nie
pozwoliła.
- Proszę leżeć spokojnie. Po takim wypadku można mieć
wstrząśnienie mózgu.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem. Po kilku próbach udało mu się
wreszcie wstać. Zachwiał się i byłby upadł, gdyby go nie podtrzymała.
- Nie może pan tu zostać. Niech pan oprze się o mnie i spróbuje
wsiąść na konia.
Nieznajomy miał prawie dwa metry wzrostu, a ona zaledwie metr
sześćdziesiąt, lecz była wysportowana i niedawno ukończyła kursy dla
strażaków i ratowników.
Cicho gwizdnęła na Cinnamon, poprawiła strzemiona i pomogła
nieznajomemu wsiąść na konia. Gdy usiadła za nim i objęła go w pasie,
poczuła zapach dobrego mydła i wody toaletowej. Jej myśli pobiegły
4
155138417.209.png
niewłaściwym torem... Zawstydziła się, cmoknęła, i klacz ruszyła w
stronę muzeum.
Mężczyzna bezwładnie kiwał się na boki, więc objęła go jeszcze
mocniej.
- Cierpliwości, to niedaleko - szepnęła. - Musi pan wytrzymać kilka
minut.
Mężczyzna mruknął coś niewyraźnie, ale tym razem zorientowała się,
że mówił po francusku.
Przed muzeum Hannah zwinnie zeskoczyła z konia, pomogła zsiąść
rannemu i podtrzymując go, doprowadziła do domu. Mężczyzna padł na
łóżko jak kłoda. Miał zamknięte oczy, zaciśnięte usta i zroszone potem
czoło.
Dziecko spokojnie spało, toteż Hannah zajęła się ofiarą wypadku.
Ostrożnie obmacała głowę mężczyzny; wyczuła dwa guzy, ale na
szczęście ani jednej otwartej rany. Nie mogła jednak wykluczyć
wewnętrznego krwotoku. Delikatnie położyła jego bezwładne nogi na
materacu i podwinęła lewą nogawkę. Kostka była tak mocno
opuchnięta, że nie sposób było stwierdzić, czy jest złamana, czy jedynie
zwichnięta.
Ponownie zajrzała do dziecka, a potem przyniosła podręczną
apteczkę. Szybko, z wprawą, obandażowała kostkę. Potem rozejrzała się
po izbie i przyniosła zwinięty koc, który wsunęła pod chorą nogę. W
takich sytuacjach żałowała, że w zabytkowej chacie nie ma prądu, a
wobec tego i lodu.
Mężczyzna jęknął, lecz nie odzyskał przytomności.
- To nawet lepiej - szepnęła do siebie.
Wzięła telefon komórkowy, na palcach wyszła na dwór i wybrała
numer pogotowia. Zawiadomiła o wypadku i poprosiła, aby ze względu
na śpiące dziecko ambulans podjechał bez sygnału.
Zadzwoniła też do warsztatu samochodowego w Laramie. Właściciel,
Jim Thornton, obiecał, że zajmie się dżipem z samego rana.
Po skończeniu rozmów odprowadziła Cinnamon do stodoły.
- Należy ci się nagroda, bo dobrze się spisałaś - pochwaliła klacz,
5
155138417.211.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin