Banks Leanne - Księżniczka(1).pdf

(658 KB) Pobierz
Princess In His Bed
Leanne Banks
Księżniczka
1
196678324.004.png 196678324.005.png 196678324.006.png
PROLOG
Mała maskarada odmieni jej życie. Michelina zdjęła diadem. Jeden
zdecydowany ruch i kruczoczarne włosy zniknęły pod peruką. Z odbicia w lustrze
spoglądała na nią niczym się nie wyróżniająca szatynka. Wcześniej już starła
makijaż, nałożyła banalną spódnicę i równie banalną bluzkę: obie kilka miesięcy
wcześniej podkradła bratowej, Tarze York Dumont.
Wszyscy dawno już zauważyli, jak bardzo Tara zmieniła swój styl pod
wpływem Micheliny. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy, że korzyść była
obopólna: Michelina uczyła się bowiem od Tary bycia szarą, niepozorną myszką.
Piękna kobieta natychmiast przyciąga uwagę otoczenia, na myszkę nikt nie spojrzy,
nikt jej nie zapamięta i o to właśnie chodziło. Prawdę powiedziawszy, Tara wcale
nie była myszą, po prostu fatalnie się nosiła, dla niej banalność też była rodzajem
kostiumu, pod którym się ukrywała na przekór własnemu tatusiowi robiącemu
wszystko, by wyswatać córkę. Nicholas, brat Micheliny, nie dał się zwieść pozorom
i młodzi szybko odkryli, że są dla siebie stworzeni.
Urocze, pomyślała Michelina, wznosząc oczy ku niebu. Ona miała zupełnie
inne plany: chciała posmakować życia, zanim matka, księżna władająca małym
wyspiarskim państewkiem Marceau, wyda ją za hrabiego Ferrar.
Michelina skrzywiła się. Siedziała w gotowalni w paryskim mieszkaniu swojej
kuzynki. Z części recepcyjnej apartamentu dochodziły odgłosy muzyki, trwało
przyjęcie. Nałożyła zamówione w Internecie szkła kontaktowe, dzięki którym mogła
zmienić teraz kolor oczu, sprawdziła, czy ma w torebce zdobyty z niemałym trudem
fałszywy paszport; była gotowa. Tak odmieniona, że sama siebie nie poznawała.
Wzięła głęboki oddech, otworzyła drzwi i wmieszała się w tłum gości. Przy
wyjściu stali jej ochroniarze. Mieli za zadanie nie tylko dbać o jej bezpieczeństwo,
ale i pilnować, żeby nie uciekła. Tylko ona wiedziała, ile wysiłku kosztowało ją
wyjednanie u matki zgody na kilkudniowy wyjazd do Paryża.
2
196678324.007.png
Pochyliwszy głowę, dotarła do drzwi frontowych, mruknęła do lokaja, że musi
zaczerpnąć powietrza, i już była na korytarzu. Jeszcze tylko schody; portier na dole
na jej widok wybiegł na ulicę i przywołał taksówkę.
Jeszcze nie była wolna. Na lotnisku z bijącym sercem podsunęła paszport
urzędnikowi. A jeśli zorientuje się, że fałszywy? Jeśli spostrzeże, że Michelina ma
na głowie perukę, i każe jej ją zdjąć?
Przeszła przez kontrolę, nie wzbudzając żadnych podejrzeń, i z westchnieniem
ulgi wsiadła do samolotu. Była wreszcie wolna, radość mąciła tylko myśl, że bracia
Nicholas i Michel będą się o nią martwić. Trudno, niech się martwią, zasłużyli sobie
na to, pomyślała w przypływie irytacji. Nie powinni byli mieć przed nią tajemnic.
Uznali, że wieść o tym, że trzeci brat, od dawna uznany za zmarłego, żyje
sobie szczęśliwie w Stanach Zjednoczonych, będzie dla niej zbyt wielkim szokiem.
Wkrótce przekonają się, jak bardzo się mylili. Okaże się bardziej zaradna niż oni,
odnajdzie marnotrawnego braciszka i sprowadzi do domu. Dowiedzie po raz
kolejny, że nie jest malowaną księżniczką.
Zagrzmiały silniki, samolot zaczął nabierać szybkości i po chwili wzniósł się
w powietrze. Michelinę ogarnęła euforia. Udało się, uciekła, wywiodła wszystkich
w pole.
Myślami była już w Ameryce. Pierwszy przystanek: Wyoming.
3
196678324.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Księżniczka Michelina Dumont kupiła sobie czarnego forda furgonetkę.
Radość z pozyskanej wreszcie wolności przyćmiewał jednakże pewien
niepokój. Znalazła się oto gdzieś w Wyoming, sama nie bardzo wiedziała, gdzie
dokładnie. Powoli zaczynało do niej docierać, że powinna była zaopatrzyć się w
GPS. Wąska droga wiła się pośród tonącego w mroku pejzażu: ciemno, głucho,
pusto, żadnych punktów orientacyjnych. Nie dość, że się zgubiła, to, przy-
zwyczajona do ruchu lewostronnego, musiała cały czas uważać, żeby nie jechać pod
prąd.
Dlaczego Amerykanie uparli się jeździć po prawej? Zupełnie tego nie
rozumiała.
Wzięła zakręt i w świetle reflektorów pojawiła się krowa; stała sobie
spokojnie na środku drogi, niepomna na to, że ani to miejsce, ani czas na wyprawy
krajoznawcze. Michelina spanikowała, ostro skręciła kierownicę w prawo i
staranowała płot. Uniknęła zderzenia z krową, ale straciła panowanie nad wozem i
po chwili wyrosła przed nią solidna ściana z desek. Krzyknęła głośno i z całych sił
nacisnęła na hamulec.
Za późno. Poczuła jeszcze silny wstrząs, po czym straciła przytomność.
- Jakiś wóz uderzył w oborę! Wypadek, wypadek! - Gary Ridenour z
wrzaskiem wpadł do sieni.
Jared McNeil z westchnieniem odłożył gazetę, podniósł się powoli z fotela.
Diabli wzięli spokojny wieczór w domowym zaciszu.
- Co to znaczy: jakiś wóz uderzył w oborę?
Gary wzruszył ramionami.
- No, uderzył. Wyskoczył nie wiadomo skąd i walnął w oborę Romea -
wyjaśnił, z trudem łapiąc oddech.
4
196678324.002.png
Jared chwycił kluczyki i rzucił się ku drzwiom. Tego tylko brakowało,
pomyślał przerażony. Jego ukochany Romeo, byk medalista. Najlepsze zwierzę
rozpłodowe w całym Wyoming.
- Jak to się stało?
Gary ponownie wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Chciałem do niego zajrzeć, ale pomyślałem, że lepiej przybiegnę
po pana.
Jared skinął głową i wsiadł do swojej ciężarówki.
- Niech to szlag. Jeśli coś mu stało, to ten ktoś zaraz zrozumie, co znaczy
określenie „być w opałach".
Gary wskoczył w ostatniej chwili do ciężarówki, usadowił się na miejscu
pasażera i rzucił swojemu pracodawcy niespokojne spojrzenie. Doskonale wiedział,
jaką wartość przedstawia sobą byk medalista.
- Romeo to twarda sztuka, pewnie nawet się nie obudził - bąknął.
- Romeo jest głupi jak cielę - warknął Jared. - Ze strachu gotów roznieść swój
boks.
Do szczęścia brakowało mu tylko kłopotów z bykiem. Jakby mało miał na
głowie. Największe stado w południowo-wschodnim Wyoming, zastępcze
sprawowanie funkcji burmistrza, od chwili gdy ostatni odszedł na emeryturę i
przeniósł się na Florydę, poszukiwanie kogoś, kto zgodziłby się przejąć urząd, do
tego opieka nad dwiema małymi siostrzenicami, których rodzice przechodzili długą
rekonwalescencję po wypadku samochodowym. Dość zajęć jak na jednego
człowieka. Niecierpliwie wziął zakręt i zatrzymał ciężarówkę.
Noc była ciemna, choć oko wykol. Pierwsze, co Jared usłyszał, wyskakując z
szoferki, to ryki Romea. Byk sobie nie żałował, wył niczym ostatni potępieniec,
dokładnie, jak Jared przewidział.
- Dobry znak - mruknął krzywiąc się. - Przynajmniej wiemy, że przeżył.
5
196678324.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin