Oblicza astrologii.doc

(161 KB) Pobierz
Oblicza astrologii

Oblicza astrologii

 

Wprowadzenie

 

Napisał O. ALEKSANDER POSACKI

 

Według statystyk z 1994 roku, dwanaście milionów Włochów było zaangażowanych w magię czy okultyzm. W USA oraz w krajach Europy Zachodniej działa wielu astrologów i wróżbitów, których liczba w każdym z tych krajów wynosi przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy. W Niemczech jeszcze w roku 1988 pracowało 90 tysięcy wróżbitów, astrologów i jasnowidzów, w tym samym czasie zaś działało jedynie 35 tysięcy duchownych katolickich i ewangelickich. Każdy z tych kilkudziesięciu tysięcy okultystów obsługuje setki i tysiące osób w różnych krajach świata: otrzymujemy więc w sumie miliony ludzi, którzy zetknęli się blisko z okultyzmem i w jakiś sposób, intelektualny lub duchowy, otarli się o jego wpływy bezpośrednio[1]. Popularność wróżbiarskich przepowiedni oraz horoskopów jest tak wielka, że dziś prawie każda gazeta ma swoją stałą rubrykę astrologiczną. Daje to w sumie miliony ludzi, którzy mogą czytać te rzeczy i sugerować się nimi. Jak widać, nie jest to problem marginalny, wręcz przeciwnie, mamy do czynienia ze swego rodzaju masową epidemią, która zatacza coraz szersze kręgi[2].

 

Te i inne statystyki – wciąż narastające – spowodowały słuszną reakcję wielu naukowców, a także Kościołów chrześcijańskich (także protestanckich i Kościoła prawosławnego), duszpasterzy oraz wiernych, zaangażowanych w chrześcijaństwo. Reakcja pochodzi także od zwykłych, uczciwych, zdrowo i trzeźwo myślących ludzi. Stanowcza reakcja wielu naukowców (w tym wielu laureatów nagrody Nobla) spowodowała, że niektóre gazety amerykańskie, umieszczając horoskopy, zaznaczają, iż nie mają one uzasadnienia naukowego. To wszystko jednak wydaje się za mało: przeciwdziałanie w formie kompetentnej, a zwłaszcza w formie zorganizowanej, ciągle jest niewystarczające, ciągle bardzo niedoskonałe. W odpowiedzi na tę zawinioną stagnację komercyjny napęd (jakby dodatkowo pomnożony przez zachłanność, powierzchowność, nieuczciwość lub po prostu „złą” ciekawość) sprawia, iż coraz to nowe zjawiska ezoteryczne przybierają postać pewnych struktur, organizacji, a także specjalnych wydawnictw i księgarń. Można stwierdzić narastającą organizację oraz instytucjonalizację tego rodzaju zjawisk. Można nawet mówić o „supermarkecie okultyzmu” lub „przemyśle magii”.

 

„Zorganizowany okultyzm” ma miejsce także w Polsce. Publikowane są książki i czasopisma o tematyce okultystycznej, organizuje się targi tego rodzaju wydawnictw. Ale to jeszcze nie wszystko. Powstają nawet szkoły „ezoteryczne” (w formie studium pomaturalnego), a w Ministerstwie Pracy (dane z 1995 r.) astrologia zostaje zarejestrowana jako zawód i do tego w kontekście „doradcy życiowego” (sic!) Trzeba więc działać i… przeciwdziałać! Należy zatem cieszyć się z niniejszej pracy mgr. inż. Jarosława Olszewskiego. Doświadczył on na własnej skórze skutków astrologicznego okultyzmu. Istnieją bowiem ofiary okultyzmu, niekiedy nawet śmiertelne, kiedy indziej są to wraki psychiczne, wegetujące w szponach śmierci za życia. Mało kto, zajmując się tematem okultyzmu (jeżeli w ogóle się nim zajmuje), zwraca uwagę na ten aspekt. W pracy Jarosława Olszewskiego mamy przykład poważnego ujęcia tematu-zjawiska, którego doświadczył we własnym życiu.

 

Ofiary okultyzmu to ofiary demagogii intelektualnej, opartej na sugestiach pseudonauki, ale też ofiary „zwodzenia duchowego”. Taka „«wiedza» [czy raczej pseudowiedza] wbija w pychę” (1 Kor 8,1). To najczęściej pycha oraz idolatria oparta na proklamującym okultystyczne oświecenie Aniele Światłości (2 Kor 11,14) powoduje spustoszenie wśród tych, którzy zajmują się okultyzmem, w tym także astrologią. Ph. Madre oraz F. Sanchez ostrzegają przed tego rodzaju okultystycznymi poszukiwaniami zarówno jako ludzie wywodzący się ze środowisk medycznych, jak i duszpasterze. Stwierdzają oni, że „istnieje wspólna istotna cecha takich poszukiwań: wszystkie one powodują głęboką ranę, ujawniającą się często dopiero po długim czasie. Rana ta dotyka samej tożsamości człowieka jako «istoty duchowej». Naruszona zostaje jego wolność, dynamizm, nadzieja, wizja jego ostatecznego celu. Zachwiana zostaje równowaga ciała, duszy i umysłu. W następstwie tego powstają dolegliwości fizyczne i zaburzenia psychiczne: niepokój, depresja, utrata wiary w siebie, upadek wartości. Ponadto mogą się pojawić trudności duchowe: niezdolność do istnienia oraz utrata sensu ofiary (daru siebie z miłości, do którego zdolny jest tylko człowiek), utrata radości, powstanie oschłości, a często w wyniku tego, zaprzestanie modlitwy”[3].

 

Aby wykazać duchowe i intelektualne błędy, na których bazuje astrologia, Madre i Sanchez powołują się nie tylko na swoje doświadczenie duszpastersko-terapeutyczne, ale także na Biblię oraz Tradycję. Wspominają oprócz biblijnych ksiąg mądrościowych także opinie Ojców takich, jak św. Augustyn, Orygenes czy św. Bazyli z Cezarei. Zaprzeczenie wolności człowieka oraz deformacja obrazu Boga to najważniejsze skutki astrologicznego myślenia[4]. Autorzy podkreślają, że „Kościół oficjalnie zawsze wypowiadał się stanowczo przeciwko tego rodzaju błędom. Ujawnia on w nich podstęp, przy pomocy którego szatan pragnie zdobyć ludzi prostych lub działających w dobrej wierze”[5]. Na I Synodzie w Orleanie w 511 roku lub IV Synodzie w Toledo w 633 roku Kościół musiał przywoływać do porządku nawet niektórych zakonników czy księży, którzy sięgali po narzędzia magii, wróżbiarstwa czy astrologii[6]. Argumenty naukowe przeciwko astrologii są wspomniane przez obu autorów i ujęte trafnie, aczkolwiek skrótowo i pobieżnie. Stąd też praca Jarosława Olszewskiego jest na polskim rynku publikacji, dotyczących krytyki okultyzmu, doskonałym uzupełnieniem dotychczasowych argumentów przeciwko astrologii, zwłaszcza ich racjonalno-naukowego aspektu.

 

Interpretacja astrologii, którą prezentuje Jarosław Olszewski, nosi cechy dwóch nurtów poznawczych: zewnętrznej, intelektualnej erudycji, pozwalającej demaskować astrologię jako pseudonaukę, oraz wewnętrznego, egzystencjalnego doświadczenia duchowego, które pozwala mu bardzo dobrze rozumieć chociażby teksty objawione, które demaskują astrologię jako zwodniczą ścieżkę ducha, jako duchowe, czasami wręcz demoniczne zwodzenie. Podobnie uczynił Charles Strohmer, który jako były astrolog przeanalizował swoją drogę i, z jednej strony, ujawnił pseudoracjonalne założenia astrologii, z drugiej natomiast, bazując na głębokim rozumieniu Objawienia, przedstawił piękny wykład duchowego rozeznania czy wręcz rozeznania duchów w kontekście zjawiska astrologii[7]. Ma więc Jarosław Olszewski wkład w owo demaskowanie pseudonauki, a jednocześnie w proste i użyteczne uporządkowanie tematu teologii-demonologii w kontekście poruszanego zagadnienia[8]. Powołując się na przekonujące intelektualnie argumenty Tradycji, w tym także św. Tomasza, rozumie on także wewnętrznie stare zawołanie św. Augustyna, który podejrzewał uczonych mężów sporządzających tajemne astrologiczne wykresy o to, iż są kierowani przez moce duchowe wrogie człowiekowi i jego zbawieniu[9].

 

Podstawa do takiej oceny i rozeznania to zatem coś więcej niż niewystarczalność argumentacji wyrafinowanych pseudoracjonalnych konstrukcji, które to szczegółowo i przystępnie demaskuje Jarosław Olszewski. Kłamstwo astrologii sięga o wiele głębiej i dotyczy spraw najwyższej wagi. W koncepcji astrologii wróżbiarskiej (przeciwko której już w okresie Renesansu występował nie tylko G. Savonarola, określający ją jako „kłamliwą spekulację podtrzymywaną przez szarlatanów”[10], ale i co bardziej wnikliwi renesansowi obrońcy godności człowieka, jak Pico della Mirandola) widzimy pewien zamach na słuszną chrześcijańską naukę o Bogu oraz naukę o człowieku. To zakłamanie prawd najważniejszych jest groźne dla zbawienia człowieka, dla jego wymiaru duchowego. Stąd też wielu Ojców Kościoła (tak jak wcześniej Proroków) oprócz grzechów pychy i idolatrii z pasją „świętego gniewu” podejrzewało w astrologicznych systemach jakby „kosmiczny podstęp” odwiecznego wroga zbawienia, szatana.

 

Ale nie tylko prorocy, jak Jeremiasz (Jr 8,8-12; 14,14-15; 23,11-16.21-29), Tertulian czy Savonarola, ale uczciwi i rozsądni humaniści, tacy jak Giovanni Pico della Mirandola, krytykując astrologię wróżbiarską, stwierdzają, że przywłaszczywszy sobie nazwę i pozór matematycznej nauki o ruchach niebieskich, utrzymuje ona, iż odczytuje ludzkie przypadki w zwierciadle nieba[11]. Tymczasem szata nieba astrologów „jest wyszywana w potworne obrazy nie zaś niebiańskie, gwiazdy zostały przemienione w zwierzęta, a całe niebo zapełniło się bajkami, i nie jest prawdziwym niebem, stworzonym przez Boga, lecz niebem fałszywym stworzonym przez astrologów”[12]. To dlatego astrologia wróżebna „psuje filozofię, kazi medycynę, osłabia religię, rodzi i umacnia przesądy, ożywia bałwochwalstwo, niszczy roztropność, brudzi obyczaje, hańbi niebo, czyni ludzi nikczemnymi, cierpiącymi, niepewnymi, z ludzi wolnych robi niewolników i sprawia, że wniwecz obraca się niemal wszystko, co usiłują czynić”[13]. Jak stwierdza bodajże najwybitniejszy na świecie znawca problematyki renesansowej magii i astrologii E. Garin, argumenty Pico della Mirandolli były tak silne, że co rusz wywoływały wściekłą reakcję przeciwników. Stąd też ogromne znaczenie jego prac dla kultury zachodniej i chrześcijańskiej[14]. Już w Renesansie demaskowano zatem i pseudonaukowość wróżbiarskiej astrologii, i jej idolatryczno-spirytystyczny aspekt, gdyż była ona zawsze mniej lub bardziej zakamuflowanym kultem astralnym i wynikającym z niego stosunkiem do rzeczywistości, czyli zdeformowanym obrazem świata: Boga, człowieka i kosmosu.

 

Oczywiście, nawet w Średniowieczu czy Renesansie nie było to nic nowego. Kulty astralne sięgają czasów Starego Izraela, o czym świadczy Pismo Święte, które poprzez swoich proroków konkretnie oskarża poszczególne kulty. Mimo że w Izraelu wróżbiarstwo było zakazane, a praktyka astrologii surowo karana (Jr 8,1n), wielu Żydów zwracało się ku astrologii, np. przed wyborem imienia własnych synów. O fałszywym i zakazanym kulcie słońca, księżyca i gwiazd wspomina 2 Księga Królewska (17,16; 21,3-5) oraz Księga Ezechiela (8,16). W sposób szczególny składano ofiary „Bogini Nieba”, Asztarte, utożsamianej potem z planetą Wenus (Jr 7,18; 44,17n). Piętnowanie tych bałwochwalczych kultów spotykało się naturalnie z zajadłym oporem i nienawiścią, co stało się niemal zasadą. Tego rodzaju opór, który odradza się w różnych czasach i różnych sytuacjach, świadczy o tym, iż pokusa idolatrii jest głęboko wpisana w naturę ludzką i nie należy się dziwić, jeśli jej demaskowanie spotyka się ze sprzeciwem. Jest to powszechna zasada, wręcz paradygmat.

 

Oczywiście, niekiedy pełne pasji zainteresowanie niewłaściwie pojętym doświadczaniem natury może także wskazywać, iż gdzieś tam w historii nastąpiły pewne deformacje kulturowe w stosunku do rzeczywistości stworzonej. Takie zainteresowanie jest pewnym znakiem i wołaniem o reformę czy też odnowę właściwie pojętej „teologii stworzenia”. Bóg jest Stwórcą nieba i ziemi, i chociaż ziemia znajduje się w pewien, uzasadniony teologicznie, sposób w centrum stworzenia kosmicznego, to jednak także niebo i wszystko, co je napełnia, jest miłe Bogu, jest ontologicznie dobre i znajduje się pod skrzydłami Jego opatrzności. To gwiazdy służą Bogu, a także w pewien sposób człowiekowi, a nie odwrotnie. Wyrażają one chwałę Boga (Ps 19,5; Mdr 7,18) oraz objawiają Boga (Mdr 13,5). Bóg jest Stwórcą całego kosmosu i tylko On może być adorowany. Jeśli gwiazdy świecą na niebie dniem i nocą, to tylko z woli Bożej (Rdz 1,15n; Ba 3,33n). Gwiazdy nie są bogami, jak twierdziły antyczne teksty babilońskie, ale służą Bogu.

 

Praca Jarosława Olszewskiego, chociaż koncentruje się bardziej na aspekcie analityczno-krytycznym w temacie astrologii, czyni to z pewnością w imię obrony i odnowy pozytywnego podejścia do natury oraz kultu Boga Stwórcy, tak bardzo zagrożonego dzisiaj ekspansją naturalistycznych synkretyzmów oraz idolatrycznych światopoglądów magicznych. Życzę więc w powyższym kontekście Jarosławowi Olszewskiemu, aby jego cenna i kompetentna praca, łącząca precyzję ujęcia z przystępną przejrzystością, okazała się w czasach ekspansji okultyzmu i nakładającego się nań zamętu doktrynalnego, cennym kulturowym wkładem oraz profetycznym głosem, które nawet jeśli spotkają się z reakcją oporu i sprzeciwu (a nie będzie to nic nowego), przypomną o sprawach najwyższej wagi.

 

o. dr Aleksander POSACKI SJ

----------------------------------------------------------

[1] W wielu przypadkach bliski lub bezpośredni kontakt był w praktyce okultystyczną inicjacją, wyrażoną np. poprzez nałożenie rąk lub inny bezpośredni kontakt fizyczny. Inicjacja taka w wielu sytuacjach mogła oznaczać jakieś szczególne włączenie w świat okultyzmu-spirytyzmu.

[2] Nie chodzi tu więc o problem marginalny, nie tylko z powodów ilościowych, ale również z przyczyn jakościowych. Okultyzm, w tym także astrologia wróżbiarska (wróżbiarstwo), należą do grzechów przeciwko I przykazaniu (a więc do najcięższych grzechów), o czym przypomina Katechizm Kościoła katolickiego (KKK) 2115-2116. Nauka Kościoła wyrażona w Katechizmie ma podstawy biblijne, wykrystalizowane wiele tysięcy lat przed Chrystusem w nauce Starego Testamentu, która do dziś zachowała swoją aktualność. (por. np.: A. Posacki SJ, Krótka historia bałwochwalstwa, [w:] tenże, Niebezpieczeństwa okultyzmu, Wyd. M, Kraków, 1997, s. 173-178. Można dostrzec, że Bóg poprzez Proroków nieustannie udziela ludziom surowych napomnień z powodu grzechów okultyzmu (w tym także astrologicznej idolatrii i wróżbiarstwa), obwarowując je karami najcięższymi z możliwych (nieszczęściami, chorobami itp.) Praktyka pastoralna stwierdza, od strony doświadczenia, istnienie tzw. obciążenia okultystycznego charakteryzującego się obecnością nie tylko tzw. darów paranormalnych, ale również różnych nieszczęść, tragedii i chorób w życiu tak obciążonych jednostek oraz ich rodzin (Wj 20,5).

[3] Ph. Madre, F. Sanchez, Astrologia a życie chrześcijańskie, Kraków 1993, s. 9. Piszą o tego rodzaju spustoszeniach duchowych liczni egzorcyści-praktycy, tacy chociażby jak G. Amorth. Grzech przeciwko I przykazaniu, idolatria (a taką jest wróżbiarstwo okultystyczne, w tym również astrologiczne), w sposób szczególny przyciąga rozmaite ingerencje demoniczne. Tak ciężkie grzechy stają się doskonałą warownią szatana, który zyskuje jakby swoiste prawo do nękania człowieka, prawo do szczególnej bliskości z nim (która zawsze skończy się tragicznie), gdyż człowiek sam, świadomie i dobrowolnie, wyszedł spod ochronnego płaszcza Boga i wszedł na teren przeciwnika. (Por. G. Amorth, Wyznania egzorcysty, Wyd. Św. Pawła, Częstochowa, 1997).

[4] Por. A. Posacki SJ, Okultyzm, magia, demonologia, Wyd. M., Kraków 1996, s. 92n.

[5] Ph. Madre, F. Sanchez, dz. cyt., s. 51-52.

[6] Tamże.

[7] Por. CH. Strohmer, Czego nie powie ci horoskop, Charyzma, Warszawa 1993. Autor wychodząc od swoich własnych duchowych doświadczeń, odkrywa interesujący fakt, iż wykres astrologiczny (horoskop) jest jedynie rodzajem „materiału kontaktowego”, który potrzebuje medium, aby uzyskać kontakt ze światem duchów (demonów). Jest to zdaniem Strohmera ogólna zasada działania oraz źródło realnej mocy każdego rodzaju okultyzmu. W innych sytuacjach „materiałem kontaktowym” może być kryształ, ludzka dłoń, przedmiot należący do kogoś, różdżka lub wahadło (por. s. 82-84).

[8] Por. też popularną próbę ujęcia tego tematu w: J. Olszewski, Pułapka fałszywej nadziei, Fundacja „Głos dla Życia”, Poznań 1996.

[9] Por. A. Posacki SJ, Okultyzm, dz. cyt., s. 92. Należy też przypomnieć pełną profetycznej pasji argumentację wypowiadających się przeciwko astrologom Ojców Kościoła, takich jak Tacjan, Hipolit czy Tertulian, na których powołuje się Nota duszpasterska biskupów toskańskich (por. A. Posacki SJ, dz. cyt., s. 141-142).

[10] E. Garin, Zodiak życia. Astrologia w okresie Renesansu, Polska Akademia Nauk Instytut Filozofii i Socjologii, Warszawa 1997, s. 73. Chodzi o fragmenty słynnego dzieła Savonaroli, Trattato contra gli astrologi. Tam również stwierdza się w końcowej tezie (pod którą podpisałby się i Giovanni Pico della Mirandola): „astrologia tedy spekulatywna jest prawdziwą nauką ponieważ usiłuje poznać skutki przez prawdziwe przyczyny […], ale astrologia wróżebna, która cała zasadza się na skutkach nieodmiennie wywodzących się z przyczyn, przede wszystkim w sprawach ludzkich, pochodzących z wolnej woli, i na skutkach rzadko kiedy wywodzących się ze swych przyczyn, jest całkowicie czcza i pusta i nie może być nazywana ani sztuką ani nauką”. Otrzymujemy tutaj jakby mimochodem jedną z definicji pseudonauki oraz zwrócenie uwagi na to, iż refleksja dotycząca zjawiska astrologii może, w uzasadnionych racjonalnie granicach, posiadać znaczenie poznawcze.

[11] Tamże, s. 71.

[12] Tamże.

[13] Tamże.

[14] Tamże, s. 72.

 

 

Wizyta

 

Jest późny zimowy wieczór. W świetle ulicznych lamp wąskiego zaułka próbuję dojrzeć numer na ścianie dwupiętrowej kamienicy. Podchodzę do jasno oświetlonej bramy, wyjmuję z kieszeni pognieciony kawałek papieru i jeszcze raz sprawdzam adres. Tak, to tutaj. Numer się zgadza. Przy bramie odnajduję wzrokiem tabliczkę. „Dyplomowany astrolog, I piętro. Gabinet czynny w godzinach 16.00-20.00”.

 

Drzwi otwiera szpakowaty mężczyzna w średnim wieku pan Stanisław i zaprasza do środka. W pokoju, do którego wchodzimy, zwraca uwagę eleganckie biurko i stylowa szafa gdańska. Przyćmione światło stwarza atmosferę ciepła, a z głośników sączy się dyskretnie jakaś melodia skłaniająca do relaksu. Na ścianie widzę pięknie oprawiony dyplom. Przyglądam się z bliska budzącej respekt pieczęci w języku angielskim. Mój wzrok zatrzymuje się na słowie Astrology, wybitym grubszą czcionką. Gospodarz jest więc dyplomowanym astrologiem! Przyznam się, że mam tremę, ale pan Stanisław wygląda całkiem przeciętnie, nie ma szklanej kuli czy czarnego kota, a na zabytkowym biurku tuż obok antycznej mosiężnej lampy połyskuje monitor komputera. Przez chwilę prowadzimy zdawkową rozmowę o pogodzie, aż zbieram się na odwagę i wyjawiam mu cel mojej wizyty. Chcę zamówić horoskop, taki sam, jak pokazywali mi moi znajomi, od których mam jego adres. Byli wręcz zachwyceni, ale o tym nie mogę powiedzieć, zanim nie ustalimy ceny.

 

Nie bardzo rozumiem, o co pyta gospodarz, w końcu, na wszelki wypadek, wybieram wersję standardową, za cenę niższą, niż można by oczekiwać.

 

Podaję datę urodzin. Mam jednak pewien problem z określeniem godziny urodzenia, która, jak słyszę, jest szczególnie istotna. Pamiętam ze wspomnień mojej babki, że było to po południu i akurat biły dzwony na Anioł Pański. Przyjmujemy godzinę 18.00. Gospodarz częstuje mnie herbatą. Bardzo szybko na ekranie monitora pojawia się barwny wykres na planie koła, a po chwili trzymam w ręku gotowy wydruk.

 

– Teraz, dzięki komputerom, horoskop, nazywany bardziej nowocześnie kosmogramem powstaje błyskawicznie. Jeszcze na początku naszego stulecia astrolog musiał poświęcić wiele godzin na dokładne obliczenia – mówi pan Stanisław.

 

– Już kilka razy moją uwagę przyciągały horoskopy w prasie sobotnio-niedzielnej – mówię. – Żaden z nich jednak nawet nie przypominał tak skomplikowanego wykresu!

 

Na rysunku widać dwanaście znaków zodiaku i jakieś dziwne znaczki z drobnymi cyferkami obok nich. Okrąg podzielony jest jeszcze na jakieś niejednakowe sektory. Nic z tego nie rozumiem.

 

– To nie jest tak skomplikowane, jeśli tylko zna się symbolikę astrologiczną – słyszę.

 

Mamy przed sobą mapę nieba z pozycjami planet, wyliczonymi dla chwili urodzin. Na tle dwunastu znaków zodiaku wrysowano Słońce, Księżyc, Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza, Saturna, Urana, Neptuna i Plutona, tak jak wówczas można je było widzieć z Ziemi. Pozycje planet mają dla astrologa kluczowe znaczenie, bowiem z ich usytuowania daje się określić nasze charakterystyczne reakcje zapisane symbolicznie w kosmogramie. Innymi słowy jest to swoista mapa potencjalnych uzdolnień, z którymi przychodzimy na świat. Od niepamiętnych czasów pozycja Merkurego pozwala przewidzieć, czy będziemy umieli komunikować się z naszym otoczeniem, a przykładowo Jowisz wskazuje, jak realizowana jest nasza ekspansja życiowa. Te energie są modyfikowane przez znak zodiaku, w którym planeta się znajduje i jednocześnie mogą być wzmacniane lub osłabiane przez inną planetę.

 

– A skąd wiadomo, przez którą?

 

– Astrologia wyróżnia pewne określone odległości kątowe między planetami. Np. dwa ciała oddalone o 120° na tle znaków zodiaku będą na siebie oddziaływały harmonijnie, natomiast odległość 90° świadczyć będzie o dysharmonii. Planety rozmieszczone są w dwunastu niejednakowych sektorach, z których każdy odpowiada za określoną dziedzinę życia i nosi nazwę domu horoskopowego. Jeśli jakiś „dom” jest silniej obsadzony przez planety, to ta sfera życia będzie szczególnie istotna dla mojego klienta. Na tym wykresie, z punktu widzenia obserwatora umieszczonego na Ziemi, Słońce znajduje się w znaku Byka, czyli klient urodził się pod znakiem Byka. Natomiast Księżyc w znaku Raka wskazuje na to, że w charakterze klienta będą również obecne zachowania typowe dla tego właśnie znaku. Mars znajduje się w Wadze, w nieharmonijnej odległości kątowej do Księżyca umieszczonego w domie trzecim, co może świadczyć o trudnościach w porozumieniu między klientem a jego matką. Tym bardziej, że ascendent wypada w znaku Ryb.

 

Faktycznie nasze stosunki nie układały się najlepiej. Zaczynam trochę mówić na ten temat, a pan Stanisław umiejętnie zadaje mi pytania, pod wpływem których wracają wspomnienia wydarzeń z dzieciństwa.

 

– Nie rozumiem, ascendent?

 

– To znaczy znak zodiaku, który akurat wschodził nad horyzontem miejscowości urodzenia w konkretnej godzinie narodzin, podanej z dokładnością do minut. Mówi się, że zasadnicze cechy charakteru człowieka są określane przez trzy czynniki: znak zodiaku na ascendencie, znak, w którym przebywa Słońce i znak związany z pozycją Księżyca. Inaczej mówiąc, oprócz cech charakterystycznych dla Byka, w zachowaniach mojego klienta powinny się uwidocznić cechy typowe dla Ryb i dla Raka. Są to jednak ogólne ramy, które trzeba rozpatrywać indywidualnie dla każdego kosmogramu, z uwzględnieniem odległości kątowych między wszystkimi planetami. Tę fotografię nieba, którą mam przed sobą, możemy traktować jako mapę zasadniczych cech osobowości, które człowiek w sprzyjających okolicznościach może w sobie rozwinąć. Kosmogram w jakimś sensie zapowiada nasze przyszłe charakterystyczne modele zachowań i w ten sposób pozwala klientowi lepiej zrozumieć siebie. Warto dodać, że każda taka mapa potencjałów jest unikalna i charakteryzuje konkretnego człowieka urodzonego w danej chwili w ściśle określonym miejscu na kuli ziemskiej. Nie ma dwóch identycznych kosmogramów, tak jak nie ma na świecie dwóch zupełnie identycznych ludzi. Horoskopy gazetowe interesują się wyłącznie pozycją Słońca, które może się znaleźć w harmonijnych bądź nieharmonijnych odległościach do innych planet. Jednak nieuwzględnienie ascendentu oraz konfiguracji pozostałych planet w sektorach kosmogramu nie pozwala na odniesienie wpływów planetarnych do losów konkretnego człowieka i sfery życia, w jakiej te wpływy się uwidocznią. Z punktu widzenia zasad astrologii horoskopy gazetowe są zupełnie bezwartościowe i z prawdziwą kosmobiologią nie mają nic wspólnego.

 

– Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego przepowiednie z gazet w zasadzie nigdy do mnie nie pasowały.

 

– Owszem, bo to jedynie czysta fantazja dziennikarzy, którzy je zwyczajnie sami wymyślają – uśmiecha się pan Stanisław. Nie można ich traktować poważnie, bo zaliczane są do tzw. astrologii jarmarcznej i dlatego żaden szanujący się profesjonalista nie będzie się nimi zajmował. Nie brak jednak naiwnych, którzy gotowi są przysiąc, że horoskopy przeczytane w sobotnim wydaniu gazety sprawdzają się w życiu. Dlatego używam pojęcia kosmogram, dla wyraźnego odróżnienia od horoskopu gazetowego pełnego niedorzecznych ogólników. Dobra interpretacja symbolicznego zapisu kosmogramu jest swego rodzaju sztuką i wymaga od astrologa sporej wiedzy oraz wielkiego doświadczenia, by z tej masy informacji wydobyć cechy najistotniejsze dla klienta. Komputer może jedynie technicznie obliczyć kosmogram, ale nigdy nie jest w stanie dokonać jego interpretacji. Ta jest już zarezerwowana dla doświadczonego astrologa z dużą intuicją.

 

Pan Stanisław kolejno omawia poszczególne planety, ich wzajemne relacje, i na tej podstawie stara się podać cechy mojego charakteru, pewne zdolności i predyspozycje. W wielu wypadkach ma rację, choć muszę przyznać, że słucham z pewnym roztargnieniem. Pan Stanisław zadaje mi coraz więcej pytań zmierzających do uściślenia informacji wyczytanych w moim kosmogramie. W pewnym momencie wraca wątek nieporozumień z matką.

 

– Wasze relacje pogorszyły się zdecydowanie, kiedy matka powtórnie wyszła za mąż i wyjechała za granicę.

 

Przez moment nie wiem co odpowiedzieć. Skąd on to wie?! Przecież o tym fakcie zupełnie nie rozmawialiśmy! Od tej chwili zaczynam słuchać słów pana Stanisława znacznie uważniej i z większym szacunkiem. Dopytuję się o swoją przyszłość, zwłaszcza że niebawem mam w planie zmianę pracy.

 

– To wymaga osobnego opracowania słyszę. Ponieważ planety nadal krążą po swoich orbitach, można wyrysować „fotografię” nieba z jakiegoś konkretnego dnia w przyszłości i porównać z obrazem planet w chwili urodzin. Na tej podstawie daje się przewidzieć pewne tendencje i charakter wydarzeń, które mają dopiero nadejść.

 

W przedpokoju słyszę dzwonek. To znak, że czeka już kolejna osoba. Powoli kończymy nasze spotkanie. Gospodarz inkasuje należność, wręcza mi na pamiątkę mój kosmogram i zaprasza na następną wizytę. Radzi jednak umówić się telefonicznie, bo przygotowanie prognozy na przyszłość może mu zająć więcej czasu. Ściskam dłoń pana Stanisława i obiecuję zadzwonić. Wychodzę pod wrażeniem szczególnie kilku usłyszanych dziś informacji. Ten człowiek chyba jest jasnowidzem!

 

 

Moja niedawna wizyta u astrologa nie daje mi spokoju. Zaczynam mieć coraz więcej wątpliwości i próbuję szukać literatury dostępnej na ten temat. Na szczęście, zaraz następnego dnia w tramwaju dosłownie wpadam na Marcina, z którym kiedyś działaliśmy wspólnie w ruchu oazowym. Kiedy wspominam o astrologii, okazuje się, że Marcin wie sporo na ten temat, więc czym prędzej umawiamy się na spotkanie.

 

Od seansu u pana Stanisława mija już tydzień. Wykres z naniesionymi pozycjami planet nadal prowokuje do rozważań. Czyżby na tym kawałku papieru został zapisany mój nieodwołalny los? Teraz, kiedy emocje opadły, uświadamiam sobie, że część wypowiedzi pana Stanisława zupełnie mnie zaskoczyła. Przecież o pewnych faktach ten człowiek zwyczajnie nie mógł wiedzieć! A jednak! Trzeba to było zanotować! Minęło tylko kilka dni, a ja właściwie nie pamiętam szczegółów naszej rozmowy, z wyjątkiem kilku zdań, które wywarły na mnie największe wrażenie. Muszę zapytać Marcina.

 

 

Astronomia kontra astrologia

 

Kiedy zziębnięty Marcin dociera wreszcie do mnie, czekam na niego z gorącą herbatą i konfiturami. Mój gość szybko rozkłada przyniesione ze sobą książki i bierze do ręki wykres z wypisaną datą moich urodzin.

 

– Był czas, kiedy sam liczyłem takie kosmogramy – mówi Marcin. Wtedy bardzo mi to imponowało, a w towarzystwie nie potrafiłem rozmawiać o niczym innym. Astrologia była moją pasją! Dziś po wielu latach potrafię na te sprawy spojrzeć z większym dystansem. Każda wizyta u astrologa rozpoczyna się od przygotowania skomplikowanego wykresu zawierającego obraz nieba w chwili narodzin. Patrząc na ten właśnie kosmogram, pan Stanisław mówił o twoim życiu, analizując położenie planet na tle znaków zodiaku oraz ich wzajemne relacje między sobą. Pozornie sprawiał wrażenie, że odczytuje z wykresu rzeczywiste informacje zapisane za pomocą zagadkowego „alfabetu kosmicznego”, zrozumiałego tylko dla wtajemniczonych. Osoby korzystające z usług astrologa zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z pewnej istotnej manipulacji, której nieświadomie ulegają. Otóż ów „kosmiczny alfabet” używa pojęć bardzo nieprecyzyjnych i wieloznacznych, pozwalając w konsekwencji na dość dowolną interpretację znaczenia tej samej konfiguracji planet przez różnych astrologów. W zapisie stosuje się chętnie tradycyjne znaki astrologiczne, symbolizujące oddziaływanie hipotetycznych „energii” kosmicznych, w których istnienie głęboko wierzy także współczesna astrologia. Osoba próbująca rozszyfrować elementy składowe kosmogramu usiłuje przeniknąć znaczenie symbolicznie zapisanych „energii astrologicznych” i przełożyć ów zapis na język konkretnych wydarzeń życiowych. Cały proces „przekładu” bardzo trudno zweryfikować przy pomocy naukowych, a więc obiektywnych metod badawczych, bowiem podstawowym kryterium prawdy jest w tym wypadku intuicja astrologa i jego przekonanie o własnej nieomylności. Proces tworzenia sylwetki psychofizycznej klienta wraz z zasadniczymi cechami jego charakteru, modelami zachowań w konkretnych sytuacjach życiowych i przewidywanymi wydarzeniami przyszłymi zachodzi na styku ludzkiej wiedzy, wiary i fantazji. Jednocześnie działaniom astrologa towarzyszy szczególna dbałość o zachowanie pozorów naukowości, które mają zwiększyć wiarygodność wypowiadanych przez niego opinii.

 

– Czy to znaczy, że astrologia nie jest dyscypliną naukową?

 

– Dotykasz właśnie bardzo istotnego zagadnienia, a mianowicie wiarygodności samej astrologii – mówi Marcin. – W moim przekonaniu każda dyscyplina naukowa powinna się charakteryzować jakąś spójną teorią badanych zjawisk i powtarzalnością otrzymywanych wyników. Chodzi o to, aby inny badacz mógł sprawdzić hipotezę doświadczalnie i aby w podobnych warunkach eksperymentalnych otrzymywał podobne rezultaty jak jego poprzednicy. Dlatego właśnie w klinikach skuteczność leku bada się na kontrolnej grupie pacjentów i porównuje otrzymane wyniki. W przypadku astrologii nie jest to możliwe, skoro dwóch różnych astrologów potrafi podać zasadniczo różne od siebie interpretacje tego samego kosmogramu. Uczciwy naukowiec badający jakieś zjawisko będzie usilnie dążył do stworzenia jego teoretycznego modelu, dzięki czemu uporządkuje pewne pojęcia i uzyska bardziej zrozumiały, logiczny obraz analizowanego fragmentu rzeczywistości. Sformułowana hipoteza nie może być wewnętrznie sprzeczna i jednocześnie musi się odwoływać do wyjaśnionych już i sprawdzonych osiągnięć wiedzy. Jak na razie jednak, astrologia nie zaproponowała jakiegoś przekonującego modelu, próbującego uzasadnić sposób, w jaki pozycje planet mają wpływać na zachowania człowieka. Termin „planeta” oznacza we współczesnej astronomii ciało niebieskie o określonej strukturze, masie, gęstości, grawitacji, poruszające się wokół gwiazdy, po sobie właściwej orbicie i świecące światłem odbitym. Dzisiejszy astrolog bez jakiegoś głębszego zastanowienia powołuje się na tradycyjne wierzenia astrologii, powtarzane niezmiennie od wielu pokoleń. Mimo absolutnego braku naukowych podstaw nadal twierdzi, że pozycje poszczególnych planet w kosmogramie widziane na tle odpowiednich znaków zodiaku świadczą o naszych predyspozycjach i podstawowych modelach zachowań. Z kolei klient, który zazwyczaj nie zdaje sobie sprawy z istnienia fundamentalnych braków w teoriach próbujących tłumaczyć działanie astrologii, podświadomie zakłada, że skoro planety faktycznie istnieją i można je dostrzec za pomocą lunety, to prawdopodobnie muszą również wysyłać jakieś „fluidy”, które bezpośrednio wpływają na charakter i konstrukcję psychofizyczną człowieka. Mechanizm astrologicznego oddziaływania, za pomocą którego planeta ma wpływać na nasze losy, nie jest związany z żadną znaną współcześnie formą energii. W istnienie takich sił wierzą wyłącznie astrologowie, mimo że nie potrafią ich natury wyjaśnić nawet w sposób przybliżony. Tę hipotetyczną „energię” o nieznanej naturze, niezbędną do uzasadnienia twierdzeń astrologicznych będziemy w naszych rozważaniach określać mianem „fluidów”.

 

Jeśli z astrologii wyłuskać wszelkie racjonalne ziarna wiedzy astronomicznej, których jest z resztą bardzo niewiele, to pozostanie nam dość skostniały twór pełen nieprecyzyjnych pojęć ukształtowanych w dość zamierzchłych czasach. Niestety, pewniki uznawane przez tradycję astrologiczną zupełnie nie pasują do współczesnego modelu wszechświata. Słownik PWN określa astrologię mianem pseudonauki, co znaczy, że jej wiarygodność stoi pod znakiem zapytania. Dopóki sami astrologowie nie udowodnią, że jest inaczej, mamy prawo, a nawet obowiązek traktować astrologię z dystansem.

 

Pseudonaukowe podstawy astrologii winny nas skłaniać do traktowania jej pewników ze sceptycyzmem. Mam również poważne wątpliwości, czy sam pan Stanisław jest osobą wiarygodną.

 

– Nie bardzo rozumiem. Swoim zachowaniem raczej wzbudzał zaufanie. Pamiętam również wiszący na ścianie dyplom z jego nazwiskiem. To chyba o czymś świadczy? – oponuję nieśmiało.

 

– Popatrz na to – mówi Marcin i ze stosu przyniesionych papierów wyciąga bardzo podobny druczek ze swoim nazwiskiem. – Wysłałem do Londynu pięć funtów na adres z ogłoszenia i dostałem go pocztą razem z kilkoma broszurami na temat astrologii. Pan Stanisław może być zupełnym amatorem, samoukiem. Nic przecież nie wiesz o jego doświadczeniu w interpretowaniu informacji zawartej w symbolicznym zapisie kosmogramu. Czy rozsądny człowiek zaryzykuje wizytę u dentysty-amatora, który swą wiedzę zdobył z samouczków? Wielu ludzi nie zastanawia się nad realnymi możliwościami edukacji w tej dziedzinie. Przecież na żadnej wyższej uczelni na świecie nie oferuje się wykładów z astrologii w ramach kilkuletnich studiów uniwersyteckich kończących się dyplomem. Wtedy mielibyśmy jakąś gwarancję, że kandydat uczęszczał na wykłady pod okiem profesorów, wykonał wszystkie ćwiczenia przewidziane w programie i zdał pomyślnie egzaminy. Większość astrologów zdobywała wiedzę na własną rękę lub korzystała z podejrzanych kursów, których poziom nie gwarantuje rzetelnej wiedzy. W czasach kiedy pasjonowała mnie astrologia, miałem olbrzymie trudności ze zdobyciem kompetentnej literatury z tego zakresu.

 

– Jak to? Przecież wszyscy wiedzą, że astrologia istniała od zawsze! – protestuję mniej pewnie. Już starożytni Rzymianie…

 

– Nie tylko Rzymianie. Na królewskich dworach Sumerów, Akadów, Asyryjczyków, Chaldejczyków, Persów, Egipcjan i plemion arabskich przebywali magowie-astrologowie – słyszę w odpowiedzi. – Astrologia w takiej postaci, pod jaką znamy ją dzisiaj, rozwinęła się głównie na terenie Mezopotamii, czyli mniej więcej w okolicach dzisiejszego Iraku. Od samego początku związana była z wierzeniami religijnymi i z wypatrywaniem na niebie znaków czy omenów, mających wpływ na pomyślność państwa. Najstarsze źródła pisane, odwołujące się do wierzeń astralnych Mezopotamii, pochodzą z roku 650 przed Chr. Część tabliczek stanowi jednak kopię jeszcze starszych przekazów utrwalonych pismem klinowym. Dlatego fachowcy datują rzeczywiste początki astrologii na ok. 2000 lat przed Chr. lub nawet jeszcze wcześniej [20]. W historycznych przekazach kultury Majów można znaleźć udokumentowaną notatkę o zaćmieniu Księżyca, jakie miało miejsce 15 lutego roku 3379 przed Chr. [1, s. 61]. Współcześni historycy nie bardzo mogą ustalić, czy starożytne kulty astralne od samego początku stosowały astrologię w sposób praktyczny. Bez wątpienia, musiały się tam kształtować pierwsze pojęcia, które początkowo stanowiły unikalny zlepek religii, wierzeń ludowych, mitów, przesądów i całej masy pojęć związanych z magicznym stosunkiem do otaczającej nas przyrody. Planety i gwiazdy miały wówczas znaczenie sakralne. Święci bogowie, utożsamiani z tajemniczymi światełkami planet, mogli obdarzać ludzi życiem i fortuną, mogli też człowieka ukarać śmiercią. Wyznawcy religii obserwowali również zjawiska o charakterze ściśle astronomicznym. Nierzadko też szamani bądź kapłani funkcjonujący w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin