Orzeł i reszka.doc

(27 KB) Pobierz
Orzeł i reszka: Mediokracja

Orzeł i reszka: Mediokracja

Znany osiemnastowieczny filozof Monteskiusz określił klasyczny dziś podział trójwładzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Tym samym został zdefiniowany kanon ustroju republikańskiego, stanowiący istotę współczesnych demokracji. Na początku XIX wieku Thomas Macaulay, amerykański myśliciel, ukuł robiące dziś ogromną karierę pojęcie "IV władza". W ten sposób nazwał wolną prasę, której przypisał trzy podstawowe funkcje: rzetelną informację, tworzenie otwartego forum debaty publicznej oraz - co szczególnie uwydatniał w swych wypowiedziach - funkcję kontrolną. Dla Macaulaya niezależne media, czyli IV władza, pełniły rolę kluczową, gdyż miały strzec przed wypaczeniami władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, by nie koncentrowały - kosztem obywateli - zbyt dużej potęgi w swych rękach i nie sprzeniewierzały się swemu powołaniu.

Współczesne demokracje przynajmniej w teorii opierają się na równowadze czterech władz. Jednakże doświadczenie polskie unaocznia, że w naszym kraju część IV władzy stała się pierwszą oraz najważniejszą władzą. Te media arbitralnie ferują wyroki, a nawet chcą sprawować rząd dusz i decydować o otaczającej nas rzeczywistości, wyręczając parlament, rząd, a niekiedy nawet wymiar sprawiedliwości. Dominująca pozycja mediów w życiu publicznym jest pochodną peerelowskiej przeszłości i patologizacji tak zwanej transformacji po 1989 roku.

O jakości systemu demokratycznego decyduje przejrzystość osób mających wpływ na rzeczywistość. Przedstawiciele władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej są traktowani jako funkcjonariusze publiczni i podlegają odpowiednim procedurom. Składają na przykład oświadczenia lustracyjne i majątkowe, obowiązuje ich cały szereg ograniczeń, nakazów i zakazów, podlegają specjalnym przepisom antykorupcyjnym. Natomiast dziennikarze najbardziej opiniotwórczych środków przekazu, którzy mają olbrzymi wpływ na opinię publiczną i potężną władzę, nie są objęci takimi przepisami, a wszelkie próby uregulowania tych spraw napotykają ogromny sprzeciw. Szermuje się argumentami o wolności prasy, tajemnicy dziennikarskiej, prawie do prowokacji w imię interesu społecznego. Ludzie mediów chcą być traktowani jak święte krowy.

Opór przed lustracją jest ogromny, co widać gołym okiem. A inne kwestie? Gdy jeszcze w tamtej kadencji Sejmu posłowie PO postulowali wprowadzenie rejestru korzyści dla dziennikarzy akredytowanych przy parlamencie, by zminimalizować praktyki lobbingu medialnego przy pracach legislacyjnych, następnego dnia w "Gazecie Wyborczej" ukazał się na pierwszej stronie materiał mający skompromitować lokalnego polityka tej partii, co zostało odebrane jako ostrzeżenie, i pomysł upadł. Właściciele mediów blokowali prace legislacyjne nad wprowadzeniem samorządu dziennikarskiego, który wzmacniałby położenie dziennikarzy wobec pracodawców mających obecnie tak silną pozycję, że swobodnie mogą zmuszać dziennikarzy, by przygotowywali swoje materiały nie w sposób obiektywny, lecz "pod zamówienie". A co się działo z projektami ustaw, które miały przeciwdziałać praktykom monopolizacji rynku mediów w Polsce? Afera Rywina pokazała, że najsilniejsze media w Polsce mają swoje cele i dążenia oraz dysponują zapleczem politycznym. Poza tym, zwłaszcza w segmencie prasowym, dominująca jest pozycja kapitału zagranicznego, który ma realne interesy i bynajmniej nie jest bezstronny w toczących się w Polsce sporach i konfliktach.

Co nam pozostaje? Państwo pogrążone w sieciach układów, korupcji i innych nieprawidłowości, państwo, w którym zwalcza się chcących zmienić ten stan rzeczy, czy mediokracja, czyli rządy sprawowane przez media i ich zaplecza? Byłoby to jednak lekarstwo gorsze od choroby. W interesie Polski i jej obywateli jest harmonia współistnienia władz, o jakiej pisali Monteskiusz i Macaulay, a nie zastępowanie jednej patologii inną.

Jan Maria Jackowski

 

1

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin