17.Taja siedemnasta - ZERYWANIE W KOLIBIE.docx

(636 KB) Pobierz

 

 

TAJA SIEDEMNASTA

 

 

 

 

ZERYWANIE W KOLIBIE

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ZERYWANIE W KOLIBIE



- ZWIERZOWIE I ZROSTOWIE POMAGAJĄ LUDZIOM

 

o upadku z Weli do ziemskiej Koliby Zerywanie zupełnie nie wiedzieli co z sobą począć. Nie umieli znaleźć ani okrycia, ani pokarmu. W pierwszym roku od śmierci głodowej uratował ich Bożebóg, a właściwie on i Sim. Obaj bogowie dali ludziom miód i brusowe jaja. Dwanaście siedmiożółtkowych jaj zostało jednak zjedzonych, a sam miód to było za mało, żeby przeżyć. Ponieważ trwał okres, kiedy Wiłowie-Kienowie wciąż zazdrośnie strzegli skarbów lasu i z nikim nie chcieli się dzielić. Zerywanom powtórnie zaczął zaglądać głód w oczy. Na szczęście pozostali bogowie byli rozeźleni na Kienów. Zwrócili się do starszyzny zerywańskiej, by wybrała młodego woja, który pokona Wilca, syna Leszy-Borany. Znalazł się taki i rzeczywiście zwyciężył leśnego boga. Był nim woj Cisz, którego nawiedzała i darzyła swoimi względami sama bogini Rosza. Zwierzowie i Zróstowie odzyskali wolność i rozeszli się po całej Kolibie. Cisz musiał uchodzić przed zemstą Kienów. Zamieniony w bociana, znalazł schronienie w tynie Bożeboga. Bogini Rosza, tracąc tak wspaniałego miłośnika, popadła w czarną rozpacz.

 

Zerywanie nadal cierpieli głód, bo nie wiedzieli nic o uprawie czy hodowaniu zwierząt, nie umieli polować, nie wiedzieli także, co można zbierać, która roślina jest pożywna, a która trująca.

 

Wtedy Zwierzowie i Zróstowie, wdzięczni Zerywanom za wyzwolenie z ciemnych borów, zebrali się w Wysokich Górach i zaczęli radzić, w jaki sposób pomóc ludziom. Na tej Wielkiej Radzie Zwierzów i Zróstów postanowiono, że zwierzęta i rośliny same wykarmią ludzi, dopóki ci nie będą potrafili sobie poradzić, a ludzie odwdzięczą się im, kiedy już twardo staną na nogach. Z tym posłaniem przybyli do Zerywanów brunatny niedźwiedź, biała łabędzica i czarny wilk. W Gaju Jodłowym, w Gaju Wiązowym i w Gaju Jesionowym spisano umowę na brzozowych zwojach - bieriostach. Oddano ją na przechowanie leśnym boginkom Wiłom, służkom Leszy—Borany, która w głębi ducha sprzyjała ludziom.

 

Każda ze stron zobowiązała się dotrzymać umowy, a która by ją złamała, ściągnęłaby na siebie gniew samego Świętowita. Od tamtego czasu wiele leśnych zwierząt i wiele dzikich roślin stało się pokarmem ludzi oraz ich okryciem. Głód przestał dręczyć Zerywanów, chłód już im nie doskwierał. Ludzie polowali na zwierzynę tylko na tyle, na ile to było niezbędne, i zbierali z borów i łąk tylko tyle, by się nasycić. Działo się tak, dopóki dobrzy bogowie nie nauczyli Zerywanów uprawiać ziemi, hodować zwierzyny, wyrabiać gospodarskich przedmiotów i przetwarzać oraz przechowywać jadło.

 

Zwierzowie i Zróstowie wywiązali się ze swojej części umowy, ludzie jednak nie odwdzięczyli im się tak, jak się do tego zobowiązali. Nawet kiedy już umieli uprawiać ziemię i hodować domowy przychówek, nie zaprzestali polowań i niszczenia coraz nowych połaci boru. Rasa ludzka poczęła się mnożyć i rozrastać kosztem Zwierzów i Zróstów, zdając się zapominać o dawnym poświęceniu wykazanym przez owe rody i o dawnym braterstwie, a także wspólnym pochodzeniu od Wiechy. Rozpoczęła się zwykła grabież boru, tępienie roślinności ogniem i wyrębem, bezmyślne mordowanie oraz zadawanie męczarni zwierzętom. Tym sposobem wybito, nieraz dla próżnej uciechy, wiele rodów Zwierzów i Zróstów. Choć pamięć o zawartej niegdyś umowie została przez ludzi zagubiona, to zwoje brzozowe z jej treścią są nadal przechowywane przez Władców Boru, którzy dobrze wiedzą, co tam było zapisane. Jeśli ludzie nie zmienią swojego postępowania i sami nie oddadzą tego, co kiedyś zostało im z dobrej woli darowane, nadejdzie dzień zapłaty i wyrównania krzywd.

 

Dzień Wyrównania zawsze nadchodzi — takie są Prawa Świata. Przekonali się o tym nie tylko bogowie, kiedy usiłowali zabrać dla siebie wszystko, co było, ale i Zerywanie, gdy chcieli zawładnąć dziedzinami bogów. Wiedzą też o tym światli ludzie, których powinnością jest zmuszenie wszystkich innych do wywiązania się z dawnej umowy.

 

 

DARY BOGÓW DLA ZERYWANÓW

 

Bogowie długo radzili, czy pomóc Zerywanom, czy nie. Nie przyszło między nimi w tej sprawie do zgody. Niektórzy do dzisiaj są zajadłymi wrogami rasy ludzkiej, którą uważają za wrażą. Wielu jednak, zwłaszcza po tym, jak ludzie wsparli ich przeciw Wiłom-Kienom, zdecydowało się dłużej nie czekać. Nie godziło się, ich zdaniem, pozostawić Zerywanów w tak ciężkim położeniu, któremu wcale sami nie zawinili. Postanowiono więc ich wspomóc, udzielając im wiedzy o niektórych okrytych tajami rzeczach. Te działania nie przebiegały gładko, bo przeciwnicy owego pomysłu nie zamierzali ustępować. Im więcej jedni bogowie dawali ludziom, tym więcej inni stwarzali przeciwności. Tak jest do dzisiaj i tak na zawsze pozostanie.

 

O BOGINIACH DAWCZYNIACH

 

Pierwsza wystąpiła z darami, zupełnie niespodziewanie dla wszystkich, Borana, która dała ludziom Leśne Jagody, Grzyby i Sosnowe Szyszki. Zaraz potem wsparła ją Perperuna, która darowała Zerywanom Dąb, a właściwie Żołędzie z niego. Nie był to za dobry pokarm, więc niektórzy śmiali się, że Perperuna jak zwykle okazała się skąpa i do tego złośliwa. Jednak przyznać trzeba, że dała, co miała najlepszego. Podobno Perun namówił ją ku temu, choć sam na głos nie przyznawał się, że sprzyja ludziom. Później przez dłuższy czas nikt się nie kwapił z pomocą. Wreszcie wystąpiła inna bogini, Żywia-Siwa, która wykradła Śliwki, Jabłka i Gruszki z niwy Welesa i z ogrodów Spora, a potem rzuciła pestki w Kolibę. Wyrosły z nich wspaniałe drzewa, których gałęzie uginały się od soczystych owoców. Żywia nauczyła Zerywanów, jak postępować, by owe drzewa mnożyły się szybko i zawsze dawały tak pełny plon. Rgłowi i Reży zrobiło się od razu trochę nieswojo. że dopuścili, by ich córka działała sama i narażała się Simowi, Welesowi, Plątom oraz Morom. Postanowili także coś od siebie ludziom dać. Również jej brat Rgiełc dołączył się do owych darów. Rgłowie przysłali Zerywanom białą Krowę i Jajko. Nie było to jednak takie jajko jak to, które dał kiedyś ludziom Sim. Nie nadawało się ono do zjedzenia. Miało siedem zarodków i wylęgło się z niego siedem Kur - trzy koguty (kury) i cztery kury (kwoki). Krowa w tym samym czasie wydała na świat siedem cieląt - cztery jałówki i trzy byki. Jednakże krowa i jej przychówek oraz kurczęta nie miały co jeść.

 

W tamtych chwilach Mor ze swoją świtą Morawek i Dusiołów, bardzo już rozeźlony coraz mniejszą liczbą chorób pośród ludzi i coraz mniejszym żniwem, a także Weles z synami i bogunami Nawi otoczyli Welę ścisłym wieńcem i ani na chwilę nie przerywali baczenia. A kogo uwidzieli, że z jakąś rzeczą się wybiera do Koliby, zaraz chwytali i więzili w zamyku Nyi w Otchłani. Pierwszą ich ofiarą padła Osidła, która chciała dać ludziom Dom, ale została złapana w Sieć Przepląta i zamknięta w zamyku nad Martwicą. Siedziała tam długo, zanim Podag się nie połapał, że mu córka gdzieś zniknęła. Wtedy poprosił Swaroga, żeby ją odbił, tak jak niegdyś wydobył swego syna. Swarog zrobił to bez wahania, bo po pierwsze Podag pomógł mu wtedy znaleźć kryjówkę Dabogi, po drugie Weles zawsze działał przeciw niemu rozsnuwając Ciemności, a po trzecie nie wiadomo jakim prawem uprowadził boginię, skoro już miał żonę. Jednak, z powodu owego zamętu, ludzie dłuższy czas nie mieli jeszcze dachu nad głową, spali po wykrotach, norach i jamach albo w ziemiankach i jaskiniach. Musieli też wędrować nieustannie, bo nie mogli nigdzie osiąść.

 

Rgłowie, nie chcąc się narażać na starcie z trzema rodami bogów Ciemności, poprosili o pomoc Dabogę. Ta dała im Sokoła, który w dziobie ukrył ziarna trawy i lnu oraz grudkę gleby2. Niektórzy mówią, że Rudź brała w tym udział i najpierw, dla ostrożności oraz wzmożenia sił żywotnych owych podarunków, trzymała je w jednym ze swoich zdrojów żywej wody. Dopiero nasączone ową wodą ziarna otulił ziemią i zabrał Sokół. Ukrywszy je w dziobie, pofrunął na Wierch Weli. Tu siadł na wierzchołku Drzewa Drzew, doczekał właściwej chwili i pikując z tej największej możliwej wysokości, przeniósł podarunek na ziemie. Miał taki rozpęd, dzięki swemu wysokiemu położeniu, że pogoń Welesów go nie doścignęła. W Górach Wysokich, widząc wędrujących ludzi, wypluł im pod stopy owe dary.

 

Zerywanów poszukujących korzonków po turniach prowadził wtedy mądry Kołb, który nie zlekceważył owego dziwnego zachowania boskiego ptaka. Skwapliwie podjął ziarna z ziemi i zaniósł w doliny Koliby. Z ziaren osadzonych w grudce gleby wyrosty gęsto len i trawa. Tym sposobem zarówno krowy, jak i kury miały co jeść. Pierwsze zajadały się soczystą zieloną trawą, a drugie siemieniem lnianym, które długo było jedynym ich pożywieniem.

 

Zachęcone przykładem Rgłów Cztery Boginie zebrały się w Dodolinie, by się zastanowić, czym też tu obdarzyć Zerywanów od siebie. Postanowiły dać ludziom Zboże, najważniejszy po krowie dar, który miał spowodować, że ludzie nigdy nie zaznają głodu. Uradzono, by cztery zboża: Jęczmień, Proso, Pszenicę i Żyto zamknąć w Żołędziach, które się im rzuci w Kolibę. Rada-Zboża, Chorsina, Obiła i Rudź poszły do Perperuny, która dała im cztery Złote Żołędzie z dębów w swoim ogrodzie. Boginie ukryły po ziarnku w każdym z nich i rzuciły na Ziemię. Morowie nie zaciekawili się owymi żołędziami, bo wszak nie było to nic nowego, czego by jeszcze Zerywanie nie posiadali. Tymczasem z czterech żołędzi, które upadły w grudę przyniesioną niegdyś przez sokoła, wyrosły złote łany czterech zbóż.

 

Jednak ludzie nie mieli narzędzi do uprawy ani nie umieli postępować z ziemią. Czas zaś biegł szybko, zjedli prawie wszystko i znów głód zajrzał im w oczy.

 

Tymczasem nadeszła jesień i Zerywanom zaczęło doskwierać zimno. Nie pomagały nawet futra darowane przez Zwierzów na okrycia. Obawiali się, że z wielkiego chłodu nie uda im się zasnąć przed zimą, a mieli we zwyczaju przesypiać w jamach cały ciężki czas głodu, tak samo jak to czynią niedźwiedzie. Dwie boginie zastanawiały się jednocześnie, jak temu zaradzić - Watra i Chorzyca. Pierwsza uwinęła się Chorzyca. Uwarzyła z welańskich traw i ziół napój, który choć sam był zimny, dawał temu, kto go wypił, wielkie gorąco. Chorzyca wypróbowała ów napój na Morawkach stojących na straży Weli. Kiedy nie chciały jej przepuścić, dała im po łyku. Najpierw zrobiło im się gorąco, potem puściły się w dziki tan, a chwilę później zasnęły. Chorzyca-Gorzyca dała bukłak z Ognistą Wodą Zerywanom, a oni wypili i rozgrzali się bardzo dobrze. Następnego dnia nie mogli jednak ani wstać, ani nic robić. Poczuli się bardzo chorzy.

 

Watra umyśliła dać ludziom Iskrę, z której mogliby wyhodować Płomień Ogniska i przy nim oddawać jej wieczystą cześć. Nie wiedziała, jak minąć Morowe zasieki. Wzięła więc pod rękę Księżyca i udawała, że idą na schadzkę w ziemskie krainy. Poprosiła też Podagżyka, by okrył Kolibę mgłą, kiedy tam z kochankiem będzie. Tak się stało. Watra zbliżyła się owej nocy z Księżycem i zażgnęli swoją córkę Żagwię.

 

Żagwia miała wygląd kobiety o krowiej głowie i krowich piersiach, a okryta była cała krótką sierścią ognistej maści. Jako wyprawę Watra dała jej Wrzeciono z miękkiego drewna i kłębek Waty, a Księżyc Kijek-Świder. Mor i Weles połapali się nagle, co się święci. Spadli na Kolibę bardzo rozgniewani. Podagżyk osłonił Żagwię swoją opończą i mimo usilnych starań bogowie Ciemności nie odnaleźli ognistej, możnej córki Księżyca. Żagwia zeszła w dolinę. Tu rozpaliła ogień, który wszystkich ogrzał. Stała się jego pierwszą strażniczką, czuwała, by wzrastał, mnożył się i nigdy nie zagasi. Trzy inne boginie: Dodola, Wodyca i Śląkwa, postanowiły do daru Chorzycy dorzucić swoje wody. Śląkwa dała Wodę Deszczową, Dodola Wodę Żywą, a Wodyca Wodę Czystą. Tym sposobem ludzie posiedli Cztery Wody i przestali czuć ciągłe pragnienie.

 

Druga Zima w Kolibie była bardzo ciężka. Zerywanie marli jak muchy. Nikt nie wiedział, jak należy postępować z ciałem zmarłego. Nie znano żadnych sposobów grzebania, nie wiedziano, jak umożliwić duszom wstąpienie w Zaświaty, jak spowodować, by po niegodnej śmierci nie błąkały się w dolinach i borach. Nie odprawiano tryzny, bdyny ni modłów, więc dusze padały ofiarą Zduszów. Zdusze mnożyli się przez to łatwo, a ich liczba wzrosła w zastraszający sposób. Sowi postanowił położyć temu kres. Trzeba było nauczyć ludzi, co powinni robić ze zmarłymi. Całą swoją wiedzę przekazał Sowi trzem synom. Z nich Kościej zaniósł owe wiadomości Zerywanom i tym sposobem bogowie zaradzili i temu złu3.

 

ZRZUCENIE Z NIEBA

ZŁOTEJ SIEKIERY, JARZMA, RADŁA I DZBANA

 

Na samym początku Zerywanami nikt nie rządził. Był to jednak okres, w którym dola ludzi była najcięższa. Zrzuceni na Ziemię po złotym czasie welańskim ludzie prędko i łatwo umierali. Kiedy więc pojawiła się Żagwia przynosząc ogień, wszyscy Zerywanie bardzo się cieszyli i obdarzyli ją wielkimi względami. Nie chciała zamieszkać razem z nimi, lecz osiadła w Jaworowym Gaju opodal ich leża i tam trzymała swój ogień. Przychodzili do niej po radę i składali dary. Tak więc stała się pierwszą królową-kapłanką Zerywanów. Przez jakiś czas wszystko było dobrze, ale któregoś razu Żagwia zażądała, jako zapłaty za dar ognia i za dawane rady, najpiękniejszego młodzieńca, jakiego wydało zerywańskie plemię. Kiedy go jej dano, rozszarpała go na sztuki i pożarła. Od tej chwili każdego dnia żądała jednego młodzieńca. Straszna groźba zawisła nad Zerywanami, bo gdyby jej ulegli, już następnego roku nie byłoby pomiędzy nimi młodych mężczyzn. Starzy Zerywanie zebrali się na naradę i postanowili przegnać Żagwię precz. Żeby zaś przypadkiem nie ściągnąć gniewu bogów na młode pokolenia, uradzili, że starcy sami przepłoszą inożycę. Zakradli się do niej nocą i czyniąc wielką wrzawę, zasypali kamieniami leże, w którym chrapała tak mocno, że pomian niosło po gajach. Rozespana i zaskoczona Żagwia rzuciła się do ucieczki, a oni pędzili ją kamiennym deszczem aż za góry.

 

Zerywanie mieli wreszcie spokój od Żagwi, ale Watra oburzona dolą, jaką zgotowali jej córce, zagasiła ognisko w Kolibie. Znowu zaczęło się gorzej dziać, chociaż szła już wiosna i brak ognia tak bardzo im nie doskwierał. Teraz ludzkiemu plemieniu zaczęła przewodzić Rada Starców, w której ręce, po owym udanym przepędzeniu, złożono byt plemienia. Żagwia błąkała się po górach, przeraźliwie wyjąc i ciskając ku ludziom góry kamieni. Od czasu do czasu podchodziła blisko pod zerywańskie sadyby, a kilka razy udało się jej porwać w borze młodzieńców. Spośród starców najbardziej ceniono Kołbia, który umiał wróżyć z lotu ptaków, kręgów na wodzie i pęczków włosów, a także udzielał wielu mądrych rad, oraz Mroka, który potrafił ulżyć ludziom w niejednym cierpieniu. Kołb miał żonę Baubę i dwóch z nią synów, Pirsta oraz Druga. Kobietą Mroka była Zołza, a ich jedyny syn nosił miano Ł albo, jak mawiają inni, Ług. Któregoś dnia Kołb wywróżył, że w czasie najbliższej pełni księżyca spadną z nieba na zerywańską polanę złote przedmioty - dary bogów. W wyznaczonym dniu Zerywanie zebrali się w miejscu, do którego ich Kołb przyprowadził. Oczekiwano długo, lecz nic się nie działo. Niebo było czyste i gwieździste, księżyc świecił tak mocno, że było jasno jak w dzień. Ludzie byli zawiedzeni. Mrok szydził z Kołbia, a jego syn śmiał się najgłośniej ze wszystkich. Nad ranem rozległ się nagle straszny grzmot w niebiesiech i spadły zapowiadane cztery przedmioty: Złote Jarzmo, Złote Radło, Złoty Dzban i Złota Siekiera. Kiedy struchleli ludzie oderwali od ziemi twarze, by spojrzeć na niebiańskie dary, zobaczyli je całe w ogniu, a grzmiący głos oświadczył im, że kto podniesie owe rzeczy z ziemi, ten ma zostać królem. Po kolei różni śmiałkowie podchodzili do Jarzma, Siekierki, Radła i Dzbana, a między nimi Kołb, Mrok, Drug i Ł. Nikt jednak nie mógł nawet o kawalątko przesunąć żadnego z nich. Łeżug) uniósł nieco nad ziemię Dzban, ale zaraz go upuścił, a inne rzeczy nie drgnęły nawet w jego ręku. Dopiero kiedy Pirst chwycił za Radło, wyrwało się ono z ziemi lekko jak piórko.

 

Pirst zebrał wszystkie dary boskie. A kiedy unosił Jarzmo, poznali Zerywanie Prawo Świata, a gdy wyjmował Radło, poznali Uprawę Świata, a kiedy wyrywał Dzban, poznali Ognisko Domowe, a kiedy uniósł Siekierkę, poznali Pracę i Narzędzia. Tak Pirst został królem, a Ł mocno mu zazdrościł i knuł spisek w umie.

 

Urządzono wielką uroczystość, w czasie której osadzono Pirsta na królewskim stolcu, uczynionym z dębowego pnia. Obmyto go i ubrano w białe giezło, uczyniono dla niego piękny złoty pas i upleciono złote buty ze słomy jarzęcej pszenicy, dopiero co zebranej z kolibańskiego Pola. W dłoniach dzierżył Pirst znaki swej władzy. W prawicy trzymał Złote Radło, w lewicy zaś Kołacz, wypieczony z ziarna zboża, które posłużyło do wyrobu pasa i butów. Dano mu także Ser ukształcony z krowiego mleka w postać serca. Nowy władca obdarował każdego ze swoich współplemieńców kęsem kołacza i kawalątkiem sera. Później Pirst z Drugiem wzięli białą krowę oraz czarnego byka i złączyli ich Złotym Jarzmem. Zaprzągłszy ową karmicielską parę do Złotego Radła, powiedli ją w koło. Idąc wyorali Wielki Krąg wokół Świętego Dębu i Trzech Jaworów. Tym sposobem wyznaczyli Ziemicę Zerywanów. Potem ścięli Jawory i zbudowali z nich Dom4.

 

Swarog przyglądał się temu wszystkiemu z welańskiej oddali i pomyślał, że Zerywanie nie mogą żyć bez ognia. Posłał do nich Podagżyka z Płomieniem, a do tego dołożył Młot i Kleszcze. Wielka radość zapanowała znów wśród ludzi. Pirst ogłosił święto. Złożono ofiary, odprawiono modły, umajono sadyby ludzkie zielonymi gałęziami jodły. Zebrano się wokół ognia i raczono Wodą Chorzycy oraz miodem. Żagwia tak była zła o ów nowy ogień, że poprzysięgła Zerywanom zemstę. Z żadnej strony nie mogła jednak przejść przez zaorane pole. Pirst postawił kilku mężczyzn na czatach, nie po to by bronili kręgu, bo złe go nie mogło przejść żadną miarą, ale żeby baczyli, co się dzieje dookoła. Tymczasem Ł, który cały czas miał w sercu zadrę z powodu swojej porażki, rzucił Żagwi czerwoną nitkę nad świętym kręgiem. Nikt tego nie zauważył. Po tej nitce o świtaniu, kiedy wszyscy posnęli, dostała się inożyca do zerywańskiego sioła. Porwała ogień i poczęła z nim uciekać. Czujki spostrzegły jednak Żagwię i podniosły wielki krzyk. Żagwia walczyła z zastępami Zerywanów i wielu z nich raniła. Cały czas tocząc bój zbliżała się do owej czerwonej czarownej nici. Widząc co się dzieje, rozgniewany Swarog zdzielił ją z niebiosów swoim boskim młotem. Jednym uderzeniem roztrzaskał głowę i pół tułowia swojej własnej wnuczki. Z reszty ciała kazał zedrzeć skórę i ustanowić strażników ognia, którzy by byli uzbrojeni w jego narzędzia. Drug wykonał całą tę robotę. Wybrał trzy kobiety i trzech mężczyzn na strażników-kapłanów Wiecznego Ziemskiego Ognia. Dla przebłagania Watry i ku pamięci Żagwi ubrano ich w suknie z Żagwinej krowiej skóry.

 

Niedługo potem Gogołada i jej bogunowie Chochołdy-Kowalisy nauczyli owych mężczyzn odnajdywać w ziemi rudę i wykuwać z niej w ogniu różne przedmioty i narzędzia. Gogołada uczyła się tej sztuki u Swaroga, który jak wiadomo wykuł Sklepienie Niebieskie, Tarczę Swarożyca - Słońce, Srebrny Okręt - Pirogę (Knysz) Księżyca, Zbroję Łada, Strzały i Łuk Łady-Łagody, Włócznię Ładziwa, Radło - Lemiesze Rgła, Siekierkę Ciosny, Miecz Perunica, Srebrną Błyskawicę Peru...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin