13.Taja trzynasta - WOJNA O KRĄG.docx

(3710 KB) Pobierz

 

 

TAJA TRZYNASTA

 

 

 

 

WOJNA O KRĄG

- CZTERY BITWY POCZĄTKU;

PIERWSZA – BITWA O MIEJSCE,

DRUGA – BITWA O MIESIĄCÓW,

TRZECIA – BITWA O MAŚCI,

CZWARTA – BITWA O MIANA

 

 

 

 

 

 

 

WEDŁUG KĄCIN ZACHODU, CZYLI ŻERCÓW Z WINETY, SIERADZA I LęŻNA

ORAZ WSCHODU, CZYLI WOŁCHWÓW Z GLENIA, BIAŁOZIERA I ŚWITAŻA

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

POCZĄTEK WOJNY O KRĄG



- WEDŁUG KĄTYN WSCHODU I ZACHODU

 

rzechowane przez wiele kół wieków ustne podania spadkobierców kącin Winety (nazywanych też kącinami Zachodu) oraz dziedziców kapiszt Glenia (zwanych kapisztami Wschodu) różnią się w głoszonej wiedzy o poczęciu ludzi oraz o początku Wojny o Krąg.

 

Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że według obydwu przekazów poczęcie ludzi przypada po Trzecim Dziale, kiedy Bóg Bogów rozsądził już wszelkie spory, wynikłe z podziału Buły-Byty miedzy Żywiołów i Mogtów. Obydwie tradycje zgadzają się także co do czasu, kiedy się to stało - był to 29 Dzień Pierwszy, po czym przez całą noc welańską ludzie się lęgli, a narodzili się rankiem Dnia Trzydziestego1. Cały ten dzień, będący dniem Wielkiego Święta, spędzili na Weli, po czym zostali strąceni na Ziemię, do Koliby.

 

Według kocin Zachodu poczęcie ludzi miało miejsce na sam koniec Wojny o Krąg, kiedy stoczono aż trzy bitwy. Ten właśnie dzień jest przez nich uznawany za Dwudziesty Dziewiąty Dzień Pierwszy.

 

Według kapiszt Wschodu, ludzie narodzili się zaraz po Trzecim Dziale - w Święto, czyli zostali poczęci Dwudziestego Dziewiątego Dnia Pierwszego. Jednakże działo się to, zanim w ogóle wybuchła Wojna o Krąg. Według nich, ta zakończona drugim wyjściem Świętowita z Kłódzi wojna trwała całych siedem dni po Święcie - nie były to więc już Dni Pierwsze.

 

Według kącin Zachodu Wojna trwała tyleż samo, siedem dni, składała się z Siedmiu Bitew, ale było to ostatnich Siedem Dni Pierwszych, przed Świętem. Był to więc Czwarty Dział i Czwarte Dzieło Swąta. Tym Czwartym Dziełem byli Zerywanie, Zróstowie, Zwierzowie i Zgłęzowie--Gałęzowie, a działem - powierzenie opieki nad żywymi bytami ziemskimi Mogtom.

 

By opowiedzieć o tej wojnie, musimy przyjąć jakiś porządek. Niech zatem nasza opowieść potoczy się według Prawdy Wschodu, a Prawda Zachodu uzupełni ją kilkoma Słowami na sam koniec tej boskiej Trzynastej Tai.

 

Przyczyna wybuchu Wojny o Krąg

 

Pod sam koniec Święta związanego z zakończeniem Trzeciego Działu i Wojny o Bułę, kiedy Świętowit począł już Gałęzów, a z Wiechci narodzili się także Zerywanie, po trwającej trzy dni uczcie, która toczyła się wokół rozpalonego ręką Boga Bogów Ognia Ogni, wybuchła niespodzianie Wojna o Krąg. A było to tak.

 

Rankiem po Święcie, gdy Pan Panów odszedł był do Kłódzi, bogowie po raz kolejny chcieli się zebrać przy Ogniu Ogni. Miał to być ich pierwszy Zbór, w trakcie którego Żywiołowie i Mogtowie postanowili rozdzielić między siebie szczegółowo wszystkie najdrobniejsze „rzeczy”. Przy Ogniu Ogni siedzieli już poprzednio, przez całe trzy dni i trzy noce ucztowania. Na polecenie Boga Bogów Swarog zajął się owym ogniskiem, stale dokładał do niego gałęzi jasnożywiu, by należycie podniecić płomień, żeby wszystkim było jednakowo jasno i ciepło. Podczas uczty, w obecności Boga Bogów, Kauków i Kirów, a także wszych boskich pomocników z pobocznych rodów, panował porządek, który wynikał sam z siebie. Teraz jednak, gdy zabrakło Najwyższego, a Dzielni Kaukowie odeszli do swoich trzemów, Kirowie zaś rozbiegli się po niebieskich tronach, każdy chciał być jak najbliżej tego, co zostało po Święcie. Żywiołowie nie mogli jednak pogodzić się z Mogtami, i tak początkowa kłótnia przerodziła się w bitwę, a bitwa w wielodniową wielką wojnę.

 

 

 

 

Słowo o Ogniu Ogni

 

Zniczjusowie istyjskiego chromu Swary-Gabii z jaćwięzkich Szurpiłów i tobolarowie Swaroga ze Swarzyna powiadają, że Ogień Ogni jest cząstką Boga Bogów, że zapłonął w miejscu, gdzie Światowit zebrał po raz pierwszy bogów, by rozsądzić spory wynikłe z Trzeciego Działu.

 

Tam gdzie Swąt stał, wygłaszając do zgromadzonych w kręgu swoją mowę, buchnął z iskry płomień, a z płomienia Ogień Ogni. Piecza nad nim, mocą Swąta, została powierzona Swarogowi. Odtąd jest on Panem Ognia Ogni, podsyca go oraz wykuwa w nim swoje przedmioty, które rozdziela między bogów i po wszym świecie. Swara, żona-siostra Swaroga, jest Panią Żaru, Gorąca i Suszy. Jego syn, Swarożyc, jest Panem Ognia Niebieskiego - Słońca, które ma za swoją tarczę i które jego ojciec wykuł w Ogniu Ogni razem ze Zwierciadłem Nieba. Swarożyc jest także Panem Ognia Ofiarnego. Córka Swaroga, Watra, została Panią Ognia Ziemskiego i Podziemnego, Władczynią Ogniska i Płomienia. Niektórzy przypisują jednak władanie pojedynczym płomieniem Dendze, która ma przy jego pomocy malować barwy Świata, okrywać jaskrawymi maściami wsze rzeczy ziemskie, welańskie i niebieskie.

 

Ogień Ogni do dzisiaj płonie na Równi Welańskiej, a kilka świętych głowni wykradzionych Swarogowi zostało rękami bogów i rozniesionych w różne zakątki Świata. Tak zapłonął Ogień Piekielny w Nawi Smoczej, tak rozniecono Ogniska Niebiańskiej Drogi Ptasiej, tak wreszcie zapłonęły święte stosy na Ziemi - od ognia, darowanego Zerywanom przez Pąćdażgwika-Posłańca. Według Ostatniej Tai Ogień Ogni będzie płonął do końca, stanowiąc ostatnią latarnię dla odpływającej z tego świata Łodzi Osta. Kiedy łódź owa skryje się w czeluściach Bramy Bram, ten ogień także zagaśnie, a wtedy wsze byty zapadną się w Nicę.

 

Bitwa o Miejsce

 

Kiedy Swąt rozdzielał zwaśnionych, po jego lewej ręce zasiadał Czarnogłów, a po prawej Białoboga. Za nimi, po czterech kirach Świata, rozłożyli się bogowie Stron i Pór. W trzecim kręgu siedzieli Starsi Żywiołowie. Teraz, gdy zabrakło bogów z trzech najwyższych kręgów, pozostawały one puste. Prowe oświadczył, że krąg po Kirach należy się Mogtom. Wsparli go od razu Weles i Nyja - tych dwoje było najbardziej niezadowolonych z tego, co otrzymali od Swąta. Dażbóg począł dowodzić, że skoro Mogtowie mogą zająć krąg Kirów, to Żywiołowie winni posiadać krąg Kauków. Siemia rzekła jednak, że nie godzi się w ogóle zajmować miejsc rodzicieli ani tych, co podług przyrodzenia stoją wyżej. Mor zgodził się z jej słowami, ale stwierdził od razu, że Mogtowie są równi Żywiołom, w niczym nie gorsi, i że godzi się co drugi raz zamieniać miejscem w Czwartym Kręgu. Ten krąg, zdaniem Mora, winien przypadać na zmianę Starszym Mogtom i Żywiołom. Barana zaczęła na to dowodzić, że każdy krąg bliżej ognia jest mniejszy, stąd osiem par Żywiołów winno zająć miejsca bliżej ognia, a dwanaście par Mogtów kolejny, niższy krąg - piąty. Perun rozparł się pod boki i dobył swego oręża, gotów bronić do upadłego miejsc Żywiołów. Wezwał też na pomoc swoich synów. Ci pociągnęli za sobą innych młodych Jednogłowych z tynu Sołów i Żgwiów: Dengę, Zorzę, Watrę, Swarożyca, Bodnyjaka i Płona. Weles nie czekał dłużej. Widząc, że żadne przemowy nie przyniosą skutku, uderzył niespodzianie na Wodów i przedarł się do samego środka kręgu pociągając za sobą Nyję. Przez wyrąbane przejście ruszyli za nimi Mor z Marzanną, Rodżana i Rod oraz Podag z Pogodą. Uderzył też w owo miejsce Dziwień z synem Dziewanny, Diwem-Ładziwcem. Jednak Perunowie runęli hurmem na pomoc Wodom, Swarożyc zaś osłaniał ich swoją słoneczną tarczą przed atakiem szaleńczo siekącego ośmiu orężami Diwa. Tak więc ostatnimi, którym się udało wedrzeć w szeregi Żywiołów, byli postępujący szusem za plecami Rodów Starsi Weniowie. Tym sposobem Runowie utworzyli mur odcinający cztery pary Mogtów wewnątrz Kręgu Kręgów. Przepląt, z całym swoim rodem, próbował jeszcze rozerwać pierścień od drugiej strony, ale i tu atak się nie powiódł, albowiem Daboga rozpostarła swoje Zwierciadło, a po jej bokach wyrośli jak skały Sim ze Skalnikiem-Jamieniem.

 

Wiłowie i Wodowie z Dażbogiem oraz Swarą ruszyli rozprawić się z Mogtami warującymi kołem u ognia. Mor i Marzanna ścięli jednak całą ziemię dookoła mrozem i okryli ją lodem. Bitwa, która miała się rozstrzygnąć łatwo, okazała się nieprosta. Miast wielkiego natarcia Żywiołowie postępowali ku przeciwnikom nad wyraz niepewnie i atakowali słabo. Doszło do walki wręcz i przepychania. Weles z Rodem złapali za włosy Swarę i wciągnęli między siebie. Ta wszczęła wrzawę, a ratowała ją Borana z mężem. Ku kotłowaninie pospieszyła także Rodżana, by wspomóc Roda. Wszyscy oni skłębili się w zaciekłym starciu. Kotłowanina posunęła ich na skraj ogniska i Swara broniąc się przed upadkiem wepchnęła do Ognia Ogni Rodżanę. Rodżana poczęła płonąć. Rod pospieszał do niej, ale Dażbóg uchwycił go mocno i nie chciał puścić. Widząc co się dzieje i słysząc straszny krzyk matki, Rudź i Radorada rzuciły się ku środkowi kręgu. Lęk o życie Rodżany dodał im niezwykłej siły, a wspomożone przez Pąćdażgwika i Usłudę-Osidłę oraz przez Dyja-Poświściela, który się skrycie kochał w Rudzi, przebiły się przez szeregi Żywiołów. Za nimi, jak wąż, wślizgnął się Wid-Wij, a za nim Zmora oraz Chorsowie. Zupełnie inną drogą przedarła się do środka Kręgu korzystająca z niewidzialności Licho. Tak to przez zdradę Dyja Żywiołowie utracili dobrą pozycję. Rudź i Radorada wyciągnęły matkę z ognia. Rozpoczął się straszny zamęt.

 

Swarog do tej pory w ogóle nie zajmował się tym, co dookoła, bo zbyt był pochłonięty sprawowaniem pieczy nad powierzonym mu dobrem. Teraz też nie zamierzał niczego przedsiębrać ale to, co się działo, groziło Świętemu Ognisku. Widząc coraz większą liczbę stóp tratujących płomienie i coraz liczniej przetaczające się po świętym miejscu ciała splecionych z sobą przeciwników, chwycił za swój Młot i za Kleszcze. Począł z okropnym rykiem wywijać owymi strasznymi narzędziami. Kto żyw uchodził przed rozwścieczonym Swarogiem i wkrótce wszyscy się rozpierzchli, kryjąc się za pobliskimi skałami. Ktokolwiek próbował wychylić spoza nich choćby czubek nosa, natychmiast narażał się na miażdżące uderzenie albo utratę części ciała uchwyconej kleszczami. Pod Skałą Grum Chorzyca opatrzyła poparzoną Rodżanę. Skóra bogini zrobiła się całkiem czarna, białe pozostały jedynie wnętrza jej dłoni, stopy oraz lewa pierś. Od tego czasu Rodżanę nazywa się Czarną Boginią, choć podobnym mianem niektórzy określają i Obiłę-Kalę. Pierwsza bitwa, Bitwa o Miejsce w Kręgu, nie przyniosła żadnego rozstrzygnięcia. Jednak jeszcze dobrze nie ucichł jej zgiełk, gdy już zaczęła się następna. Po niej zaś przyszły kolejne, a wszystkie wprowadzały w świat coraz większy zamęt. Weles i Chors walczyli szczególnie zaciekle, uważając się za pokrzywdzonych, u ich boku zaś stanął Mor z żoną i Przepląt z Przepigołą. Kiedy Młodzi Jednogłowi wystąpili przeciw Starszym, również dzieci tych czworga działały szczególnie niszczycielsko i biły się nieustępliwie. Rod po zakończonej Bitwie o Miejsce nie mógł przeboleć tego, co wyrządzono jego żonie. Pragnął zemsty i zadośćuczynienia, miał prawo do wróżdy na Żywiołach i dokonał jej.

 

Słowo o Braciach Miesiącach

 

Braci Miesięcy było trzynastu. Wszyscy oni zrodzili się z bogów Stron i Pór. Kirowie nie mieli potomstwa w pełni boskiego, bowiem nigdy żadne z nich nie połączyło się z innym bogiem, a kiedy próbowali się łączyć między sobą, nic się im nie rodziło. Każde z nich miało za to inożne potomstwo z boskimi pomocnikami: Gałęzami, Ażdahami, Światłogońcami czy wreszcie Stworzami. Mieli też synów i córki z Ludźmi, zarówno spośród Zerywanów, jak i późniejszych plemion Ziemi.

 

Miesiące urodzili się jako pierwsi z ich potomstwa. Każdy miał inną matkę lub ojca z Kirów, a po drugiej stronie ich rodzicielami były Światłogońce.

 

Ludzie różnie nazywali Miesiące. Przez wieki zastępowali ich prawdziwe miana innymi, które by można bez obawy wypowiadać, jak zwykle, gdy się ma do czynienia z bytami świętymi.

 

Ich pradawne imiona to: Traw, Kwet, Roś, Kres, Lipok, Zarzyk, Werszyń, Pązdr, Graż, Grud, Prosiń, Sekel i Marżyk.

 

Gruda i Prosinia spłodziła Kostroma, oddając się kostrogońcom (Zimoszowi i Siwierzowi) w swoim Lodowym Tumie. Tym sposobem została matką i tam też ich porodziła na Niwie Welańskiej. Graża zaś spłodził Kostrub (Kostroma) jako ojciec, a jego matką została jeszgonica-bożoptica - Zapadła. Sekel został powity przez jedną z jargonic - Misinszę oraz Kostruba. Tym sposobem Kostrub został po dwakroć ojcem. Ostrogonica Kosta powiła Marżyka. Spłodzony był z bogiem Jaryłą-Jarowitem, czyli męskim obliczem Jaryły-Jaruny.

 

Traw i Kwiet urodzili się z lędźwi Janiny, a spłodzeni zostali przez jargońców: Świtdarza i Jarcza. Rosia począł Jaryło z rujgonicą Połdeną w Kwietnym Tumie Rujewita.

 

Kres i Lipok poczęci zostali przez Kira Rujwita z dwóch rujgonic - Gody i Gajowity, zaś Zarzyk urodził się przez żeńskie oblicze owego boga, Ruję, a jego ojcem został rujgoniec Jużyn.

 

Wreszcie dwóch ostatnich Braci Miesięcy urodziła Jessa, a ich ojcami zostali na Złotych Wzgórach Jeszy dwaj jeszgońce: Zorłun i Osin.

 

Bracia Miesiące tak różny mają wygląd, jak różne jest ich przyrodzenie.
 

Traw jest blady i umorusany, jako że lubi się grzebać w ziemi, posturę ma wiotką, a nastroje zmienne. Potrafi być miękki i twardy, uległy i nieustępliwy. Zawsze prze naprzód, lecz jak to czyni, nikt tego nie wie, bo nim się spostrzeżesz, już osiągnął swoje. O takim zwykło się mówić. że jest giętki i sprytny.

 

Kwet skórę ma białą, szorstką, a oczy zielone - nad wyraz żywe. Włosy ma zielonobrunatne, rzadkie. Jest niski, krępy i bardzo silny. Przy tym pewny siebie i bardzo przebiegły. W słońcu łatwo pokazuje inne, ciepłe oblicze, które skrywa starannie pod pozorem gruboskórności. Wtedy potrafi być strojny i rozbuchany, niemal tak samo jak Roś. Z tego powodu niektórzy nazywali go nawet Małym Rosiem, albo Rosia zwali Wielkim Kwietem. Roś jest strojny, piękny, orujony ziołem, zdobny barwnym kwieciem. Lekki z przyrodzenia i suty w wiele maści, lubi się przybierać w złoto i czerwień, okrywać przepychem. Kres jest gorący, pełen namiętności i świeżego żaru. Jest krwisty i krewki, bardzo pogodnego usposobienia, ale nierzadko wybucha gniewem. Jest jak świeża miłość - żarliwy i gwałtowny, zazdrosny, prędki do kłótni, ale i do zgody.

 

Lipok jest senny, leniwy, rozgorączkowany, stale pogrążony w rozmyślaniach i gniewliwy. Jest lepki, wręcz miękki, skórę ma złotą jak miód i twarz słoneczną.

 

Zarzyk, odwrotnie niż Lipok bardzo pracowity, nigdy nie spocznie, jest stały i przychylny wszystkiemu, co żywe. Włosy ma jasnozłote jak kłosy żyta i całą skórę ma złotą, a twarz pełną. Werszyń ma czuprynę węźlastą, zmierzwioną a gęstą, jakby usnutą z wrzosowej krzewiny. Nosi szaty złote i liliowe, posturę ma ciężką i jest nierychliwy. O takim prawią - powolny a nieustępliwy.

 

Pązdr, lnianej barwy włosów, jest znów robotny, szybki, dwoi się i troi, a skórę ma pstrą - rabą. Wąsaty jest i brodaty, okryty brodawkami, przykurzony pyłem rzuconym z pól i dróg. Szatę ma burą, schodzoną, połataną różnymi materiami, z dziurami tu i ówdzie, a także cerami tkanymi barwną niecią. Ten miota się od skrajności w skrajność, od soczystej zieleni, przez wszystkie barwy tęczy, po zwiędłość. Brak mu wytrwałości i sił nigdy nie starcza. Łatwo ustępuje przed nadchodzącym bratem, który z kolei jest zaborczy, gwałtowny, bezwzględny. Zwą go Grażem. I nie bez powodu, bo grozę budzi swoją bezwzględnością. Jest odpychający i stroni od wszelkiego towarzystwa. Potrafi dmuchnąć chłodem, szarpnąć gałęziami, odrzeć ze wszystkiego, ogołocić do samych kości. Oko ma puste, na dnie widać zagładę, którą niesie wszystkiemu, co żywe. Włos rozwichrzony, skóra sina, postura strzępiasta i chuda.

 

Grud jest twardy, węźlasty i ciemny. Milczący, groźnego wejrzenia, o włosach okrytych szronem siwizny. Twarz ma pobrużdżoną, przez co wydaje się starcem. Nosi czarną gunię i nigdy się nie uśmiecha. Jest zgarbiony, jakby go coś smuciło albo gnębiło.

 

Prosiń znów, który przychodzi po Grudzie, jest gładki, rumiany, czerstwy, krągły na gębie, otulony zwierzęcymi futry, zawadiacki, cięty, z wejrzeniem skrzącym, oddechem mroźnym, białym wąsem nastroszonym ku górze. Choć jest spokojny, to jednak srogi, nie lubi ludzi ni zioła, ni zwierzyny, najwyżej sośninę, bory i jałowce, w których kępach sypia.

 

Sekel znowu wrażenie starego czyni, okryty jest długimi włosami i równie długie ma wąsy (do ziemi) i ciągnące się brodzisko, a wszystko to zastygłe, zakrzepie i przejrzyste. Każdy jego oddech ścina w lód, co ma w swym zasięgu, każde jego spojrzenie obraca w kamień to, na czym spocznie. Ten dzierży bat w ręku i siecze nim, a co się rusza, to zaraz przytnie, a baciskiem owym rozpruwa brzuchy chmurom tak, że się z nich śnieg bez przestanku sypie.

 

Wreszcie ostatnim z braci, trzynastym, jest Marżyk. Taki on jest dokładnie, jak się nazywa - marny, mały, krzywy i kusy. Zmienny przy tym wielce, a szybki. że ledwie - myślisz - się zaczął, a on już się skończył. Mimo tego wesoły jest i skoczny, zwinny, radosny na przekór wszystkim przeciwnościom. Ma onże Marżyk wewnętrzną siłę tak potężną, że sam by sprostał przeciw pozostałym dwunastu braciom i za nich całą robotę wykonał, a samo jego spojrzenie potrafi ożywić umarłego, rozświetlić niezwyciężoną ciemność i rozgrzać do czerwoności. Żal, że taki on kusy i prędko się przerzuca spojrzeniem z miejsca w miejsce, a znika jeszcze szybciej, niż przybył.

 

O POGODZIE ZWANEJ TEŻ MATKĄ PTICĄ,

KTÓRA WEDŁUG MILICZÓW POŁABSKICH I WOŁCHWÓW

BUDYNOWSKICH JEST MATKĄ MIESIĄCÓW

 

Milicze ze światliszcza Podaga w Płoni mówią, że Miesiące mają inne imiona. To znaczy są one według nich te same, ale wszystkie noszą końcówkę -weń.

 

Jest według nich miesiąc Traweń zwany na równi Brzeźweniem, Kwietweń nazywany Małym...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin