Adam 3-01.pdf

(2407 KB) Pobierz
152841288 UNPDF
3 ' 2 0 0 1
Nr 3 (32)
INDEKS 343781
ISSN 1425-4557
Cena 6,50 z∏
(w tym 7% VAT)
152841288.008.png 152841288.009.png 152841288.010.png 152841288.011.png 152841288.001.png
SASZKA Z PENZY
Saszka by∏ przyjacielem Jurija, na
którego zaproszenie przebywa∏em
w Penzie. By∏ to 27-letni, doÊç atle-
tycznie zbudowany, na pewno hetero
(przynajmniej do mojego przyjazdu)
m´˝czyzna. Mia∏ pi´kne b∏´kitne oczy
i jasnoblond, kr´cone w∏osy. ˚on´
i dwie córeczki.
szeroko jak tylko móg∏. Przysz∏a
kolej na palcówki. Poczàtkowo
by∏o troch´ problemów, ale po
godzinie wierciliÊmy ju˝ swo-
bodnie czterema palcami w je-
go pojemniku, który stawa∏ si´
z minuty na minut´ coraz bar-
dziej elastyczny i goràcy. Zbli˝a∏
si´ decydujàcy moment.
Jurij, jako pierwszy, mia∏ nie
lada k∏opot, bo zwieracz Saszki
w ˝aden sposób nie chcia∏
wpuÊciç jego pokaênego ∏ba,
ale w koƒcu pokona∏ opory i za-
czà∏ dupczyç, chocia˝ nie zanu-
rzy∏ ca∏ego, niezbyt przecie˝
d∏ugiego (20 cm) chuja. Walerij
mia∏ zadanie u∏atwione i jebanie
sz∏o lepiej, chocia˝ jego znacz-
nie pokaêniejsza, d∏u˝sza
Pewnego razu umówiliÊmy si´ na
spotkanie u Jurija: ja, Jurij, Saszka
i jego kolega Walerij. Gdy wszyscy
byliÊmy ju˝ nieco wstawieni, ktoÊ za-
proponowa∏ zabaw´ polegajàcà na
tym, ˝e kto b´dzie mia∏ najmniejsze
jaja, musi daç swojà dup´ do u˝ytku
na ca∏à noc pozosta∏ej trójce. Spraw-
dziliÊmy: najmniejsze mia∏ Saszka
(czego nie da∏o si´ powiedzieç o jego
grubej, pot´˝nej lasze). Musia∏ po∏o-
˝yç si´ na brzuchu i rozszerzyç nogi,
abyÊmy mieli nieskr´powany dost´p
do jego dziury. Mnie jako goÊciowi
z zagranicy przys∏ugiwa∏o pierwszeƒ-
stwo. Rozchyli∏em mi´siste, twarde
poÊladki i naszym oczom ukaza∏a si´
ma∏a, ledwo widoczna bràzowa dziur-
ka, wokó∏ której promieniÊcie rozcho-
dzi∏y si´ zmarszczki. Widaç by∏o, ˝e
by∏a dziewicza, z czym zresztà Sasz-
ka si´ nie kry∏. Zaczà∏em jà lizaç, naj-
pierw powierzchownie, by po jakimÊ
czasie wpierdoliç nieco g∏´biej j´zyk.
Póêniej robili to samo pozostali kole-
dzy. Saszka mrucza∏ i rozk∏ada∏ si´
igrubsza pyta tak˝e mia∏a pro-
blemy. Ja, jako goÊç, wchodzi-
∏em trzeci prawie na gotowe
i jebanie by∏o ju˝ ca∏kiem przy-
jemne, choç tak˝e odczuwa∏em
ciasnot´. PowtarzaliÊmy to kil-
kakrotnie, by po pewnym czasie
zauwa˝yç, ˝e Saszka jest ju˝
ca∏kiem rozpulchniony.
Teraz mo˝na by∏o zabawiaç
si´ lepiej. Jurij, po∏o˝ywszy si´
na pod∏odze, kaza∏ Saszy na-
dziaç si´ na jego kolumn´ i uje˝-
d˝aç, a oprócz chuja wjeba∏ mu
w dup´ jeszcze palce wskazujà-
ce obu ràk. Mia∏o to byç przygo-
towanie na przyj´cie dwóch pyt.
W pozycji, gdy Saszka sta∏ roz-
kraczony, ja od przodu wpako-
wa∏em mu w dup´ gnata, to samo zro-
bi∏ Jurij od ty∏u. Zacz´liÊmy pracowaç,
poczàtkowo bez koordynacji, ale póê-
niej ju˝ miarowo i rytmicznie zgrali-
Êmy si´ w ruchach. Saszka krzycza∏
niemi∏osiernie, ale Walerij, który
w tym czasie by∏ wolny, wpierdala∏ mu
w pysk swojà d∏oƒ. Wytryski nastàpi-
∏y równoczeÊnie, a gdy wyj´liÊmy na-
brzmia∏e ciàgle pyty, Walerij natych-
miast zaczà∏ lizaç ten rozjebany otwór
i wysysa∏ nasze spermy i Êluz dupy
Saszki. Dziura by∏a ogromna i czerwo-
na, nie ró˝ni∏a si´ niczym od mi´sistej
pizdy. Walerij ola∏ jà swojà spermà i na
ten widok nasze chuje zacz´∏y nam
stawaç ponownie. Do rana by∏o jesz-
cze daleko.
B. Marek
11
152841288.002.png 152841288.003.png
ZBLI˚ENIA
Jednostka w L.
ostro˝nie, nie chce si´ zdradziç, ˝e nie Êpi,
bo z zabawy by∏yby nici. Sp∏oszony „Kà-
ciarz“ poszed∏by pewnie dokoƒczyç dzie∏o
do kibla. Dlatego te˝ Êciàgnà∏ tylko skórk´
na palancie i trzema palcami pieÊci∏ na-
pompowanà ˝o∏àdê. Po krótkiej chwili robi
si´ mokra od Êluzu, który zwi´ksza nie tyl-
ko poÊlizg, ale i doznania. Pilnuje si´, ˝eby
nie j´kn´∏y spr´˝yny, le˝y wcià˝ na boku,
delikatnie manipuluje czubkiem lufy. Cu-
downa rozkosz! Zagryza róg poduszki, led-
wie powstrzymuje si´ od dyszenia. Z kàta
dochodzi ju˝ cichy charkot, ∏ó˝ko skrzypi,
spr´˝yny j´czà coraz g∏oÊniej i donoÊniej.
W koƒcu s∏ychaç spazmatyczny haust po-
wietrza i ostatni skrzyp – jakby ktoÊ pieprz-
nà∏ coÊ ci´˝kiego na prycz´. To „Kàciarz“
rzuci∏ si´ w poÊcieli, targni´ty pierwszym
skurczem orgazmu. Ch∏opaczek spod okna
poczu∏ pod palcami, ˝e gnacior pr´˝y mu
si´ rytmicznie. Pierwszy skurcz odbytu,
potem ju˝ ca∏a seria. I pierwszy nabój sper-
my strzeli∏ z lufy prosto na palce, potem
nast´pne, a˝ do ostatnich g´stych kropel,
które Êciek∏y z czuba na przeÊcierad∏o.
Uniós∏ koc i poczu∏ ostry zapach potu,
spermy i nieÊwie˝ej bielizny. Podetknà∏ so-
bie ospermione palce pod nos i wyliza∏ je
do czysta. Wkrótce zamknà∏ oczy smaku-
jàc resztki nasienia. Zasypia∏ wyobra˝ajàc
sobie, ˝e po∏yka mleczko kolegi z kàta sali.
Parszywa dziura w Bieszczadach: dwa ko-
Êcio∏y, jeden monopolowy, Êmierdzàce ki-
no, restauracja „Po∏onina“ – zarzygana
knajpa. Za to pi´kne widoki na góry, jesie-
nià takie z∏ote, ogniste, czerwone... W do-
lince jednostka wojskowa, kilka budynków
z czerwonej ceg∏y pami´tajàcych „cyso-
rza“ Franciszka Józefa. Tro-
ch´ ˝o∏nierzy, garstka tre-
pów i codzienna nuda.
W sypialni skrzypiàce ∏ó˝-
ka, woƒ zm´czenia i zno-
szonej bielizny. Noc. Ciem-
no. Cicho. Pochrapywania
i spokojne oddechy.
Na dwóch pryczach ˝o∏nie-
rzyki nie myÊlà jednak
o Ênie. Ten z kàta myÊli, ˝e
wszyscy ju˝ Êpià, ten spod
okna wie, ˝e KTOÂ nie Êpi
i na to w∏aÊnie czeka. „Kà-
ciarz“ myÊli o cyckach,
„Okniarz“ le˝y na boku
i Êwidruje wzrokiem ciemnoÊç – oczy przy-
zwyczajone do zmroku widzà ∏ó˝ka, wzgór-
ki cia∏, bia∏à Êcian´. I tego na pryczy w ro-
gu: wierci si´, wzdycha, nie mo˝e zasnàç.
Wsuwa r´ce w slipy i zaczyna mi´tosiç
chuja. Kutas bryka mu natychmiast, jest
wyg∏odzony, panienka
daleko, zostaje mu tyl-
ko w∏asna graba. Zsu-
wa ˝o∏nierskie slipy
i wali ostro konia, spr´-
˝yny poj´kujà – naj-
pierw cicho, potem co-
raz g∏oÊniej, w miar´
przyspieszania bicia
konia. Pod oknem ˝o∏-
nierzyk te˝ si´ga po
dràga, obserwuje akcj´
w rogu sali. Podnieca
go metalowy skrzyp
∏ó˝ka i rytmiczne pod-
skakiwanie koca
w okolicy krocza tamte-
go. Branzluje si´ bardzo
teria∏ gaci. Zrywa z siebie strz´py i staje na-
go przed lustrem. Chlapie olejkiem na gru-
baÊny trzon wa∏a i obwis∏y wór. Goràce,
t∏uste krople plynà mu po udach, skapujà
z wora na pod∏og´. Nie bierze t∏oka do r´ki,
o nie! Podchodzi do lustra i ca∏ym cia∏em
przyciska si´ do szklanej tafli, tak ˝e chuj
zadziera si´ do góry i wciska w brzuch.
Czuje na spodzie wa∏a zimno szk∏a. Szoru-
je naoliwionym t∏okiem po g∏adkiej po-
wierzchni, dyszy, poj´kuje, spina mi´Ênie
çwiczonego dupska. W koƒcu jego oddech
skrapla si´ po raz ostatni na lustrze – na
brzuchu czuje goràcy p∏yn: to t∏ok wypom-
powuje z siebie pot´˝nymi porcjami sper-
much´. Pakerek odrywa si´ od lustra – bia-
∏e strumyczki natychmiast sp∏ywajà po
szkle. Kl´ka i zlizuje swojà Êmietank´. Idzie
pod prysznic. Porzàdek zrobi póêniej.
Przed du˝ym
lustrem
w przedpokoju
napakowany koleÊ.
Kulturysta – pr´˝y mi´Ênie, ustawia si´,
podziwia w∏asne cia∏o rzeêbione mozolnie
na si∏owni. Bierze do r´ki buteleczk´ z olej-
kiem i naciera nim szerokà klat´, „kalory-
fer“ na brzuchu. Dra˝ni sutki, które natych-
miast twardniejà. W obcis∏ych kàpielów-
kach drgn´∏a fujara, kutas wznosi si´ pod-
niecony pieszczotami, wystawia g∏ówk´
ponad gumk´ majtek. Kulturysta ∏apie si´
za wypi´te kule pó∏dupków i rozdziera ma-
Stercza∏ w budce
stra˝nika
od kilku godzin.
Ch∏odno, ciemno – wrzeÊniowe noce by-
wajà bardzo zimne i d∏u˝à si´ niemi∏osier-
nie. Jeszcze kilka godzin i zejdzie z bramy,
zmieniony przez kolejnà wacht´. Zdjà∏ kara-
bin i odstawi∏ w kàt drewnianej budki stra˝-
nika. Sam zaszy∏ si´ w jej najciemniejszy
12
152841288.004.png
nych ma∏o-
miasteczko-
wà sennoÊcià
skinów. Po
kolejnym piw-
ku nasz ∏yso-
lek by∏ ju˝ tak
podjarany, ˝e
bez ˝enady
wlepia∏ spra-
gnione ga∏y
w gibkie cia∏a
kolegów. Sy-
ci∏ si´ wido-
kiem moc-
nych dup obciàgni´tych obcis∏ymi d˝insa-
mi, szelki podciàga∏y mocno spodnie, tak
˝e szew na ty∏ku wrzyna∏ si´ w szpar´ mi´-
dzy pó∏dupkami, jeszcze pi´kniej zaryso-
wujàc spr´˝yste skinolskie mi´cho. Dzi´ki
tym samym szelkom z przodu by∏ jeszcze
lepszy widok – kutasy i wory ÊciÊni´te
w kroczach do granic mo˝liwoÊci. Z satys-
fakcjà obserwowa∏ instrumentarium swo-
ich najlepszych kumpli: wa∏y w nogawce –
prawej lub lewej, albo te˝ ca∏kiem odchylo-
ne na bok, jajca przygniecione przez mate-
ria∏ i wybrzuszajàce w okolicach rozporków
wydatne gule. Co chwila ktoÊ odrywa∏ si´
od ferajny, rzuca∏ na alejk´ parkowà kiepa
i laz∏ w krzaki wyszczaç wychlany dopiero
co browar. Niektórym nawet nie chcia∏o si´
odchodziç na bok – stawali w lekkim roz-
kroku, wyjmowali fujary i odlewali si´ przy
wszystkich na trawnik. ¸ysolek z luboÊcià
∏owi∏ kàtem oka obfite strumienie goràcego
moczu opryskujàce trawnik. Wyczu∏ ma∏à
rewolucj´ kroku – fujara zacz´∏a pompo-
waç si´ krwià, wierci∏a si´ i wygina∏a. Do-
pi∏ ostatnie ∏yki z puszki, odrzuci∏ mocnym
ruchem w traw´ i sam poszed∏ w krzaki.
Wyjà∏ na wpó∏ wzwiedzionà pa∏´ i poluêni∏
zwieracze. Na poczàtku mia∏ ma∏e proble-
my z laniem – z∏oty strumieƒ z trudem
przedziera∏ si´ przez zaciÊni´ty mi´sieƒ
u wylotu moczowodu. Za to by∏o to bardzo
przyjemne – prawie jak popierdalanie sper-
mà. Po chwili sika∏ ju˝ pod du˝ym ciÊnie-
niem i na du˝à odleg∏oÊç. Strzepnà∏ ostat-
nie krople moczu i chwyci∏ oburàcz gnata.
Zaczà∏ szybko ruszaç dupà – wje˝d˝a∏ chu-
jem w ciep∏e gniazdko utworzone ze z∏o˝o-
nych d∏oni. Oczami wyobraêni widzia∏ spr´-
˝ynujàcego dupala, którego pompowa∏
swoim wa∏em. Nie musia∏ d∏ugo ruchaç –
polecia∏ po krótkiej chwili waleƒska, sper-
ma chlusn´∏a w d∏onie, jeszcze dwa, trzy
sztosy biodrami. Ulga, b∏ogoÊç, koniec...
kàt – tak aby Êwiat∏o latarni nie liza∏o go
i ˝eby nie by∏o widaç, co robi. Stanà∏ w lek-
kim rozkroku i si´gnà∏ r´kà do krocza. Âci-
snà∏ zawartoÊç i z luboÊcià pomiesza∏ jaj-
cami i wiotkà parówà. Miesi∏ i ugniata∏ gu-
l´ w wojskowych porach, a˝ postawi∏ sobie
pokaêny namiot w kolorze moro. Odsunà∏
suwak rozporka, zsunà∏ gumk´ wojsko-
wych, spranych slipów i wyjà∏ sztywne
mi´cho. Lufa zadynda∏a lekko i stan´∏a
z ∏bem zadartym do góry. Wzià∏ pa∏k´ do
r´ki – tak jak lubi∏: objà∏ goràcy wa∏ palca-
mi lewej r´ki i zaczà∏ rytmicznie szarpaç
skór´. Przymknà∏ oczy, odchyli∏ do ty∏u g∏o-
w´ i wypià∏ lekko do przodu biodra. Taak...
rewelacyjne uczucie... fale rozkoszy rozbie-
ga∏y si´ po ca∏ym ciele... aaah... czub gna-
ta zwilgotnia∏ od Êluzu. Przyspieszy∏ rucha-
nie r´kà – trzepa∏ konia goràczkowo i moc-
no, k∏usem p´dzi∏ do fina∏u. J´knà∏ g∏oÊno,
spià∏ mocno pó∏dupki i strzeli∏ z lufy bia∏ym
budyniem. Po wystrzeleniu ca∏ego maga-
zynku strzepnà∏ z grzyba resztki nasienia
i schowa∏ fiuta do gaci. Nachyli∏ si´ i star∏
r´kawem bia∏e centki z wojskowego bucio-
ra. Roztar∏ nogà sperm´ rozpryÊni´tà na
betonowej pod∏odze budki stra˝nika. Wzià∏
karabin do r´ki...
Szatnia
na basenie w L.
Pusto. Jest
wczeÊnie, tu˝ po
otwarciu, i ani
˝ywej duszy. Ro-
bert klapnà∏ na
∏aweczk´ i zsu-
nà∏ slipki do ko-
lan. Postanowi∏
zrobiç coÊ, cze-
go nigdy tu jesz-
cze nie robi∏ –
wytrzepaç koni-
ka. Podnieca∏a
go myÊl, ˝e ktoÊ
mo˝e wejÊç
iprzy∏apaç go na
masturbacji. By∏ ju˝ tak podjarany, ˝e nie
zwa˝a∏ na niebezpieczeƒstwo. Z∏apa∏ pa∏´
i Êciàgnà∏ skór´ z grzyba. Przebieg∏ go
dreszcz rozkoszy. Zaczà∏ jeêdziç r´kà po
trzonie wa∏a, coraz szybciej, szybciej...
W ciszy przebieralni s∏ychaç by∏o miarowe
plaskanie zmieszane z g∏´bokimi j´kami
iprzyspieszonym oddechem Roberta.
Czu∏, ˝e to ju˝ nied∏ugo, ˝e wzbiera w nim
pot´˝ny ∏adunek orgazmu, ˝e gotuje si´
w jego kroczu pierwszy pocisk spermy –
ten najwi´kszy, najlepszy, najobfitszy, po-
pierdalajàcy nasieniowodem a˝ do wylotu
lufy wraz z pierwszym szarpni´ciem roz-
kosznego spazmu. Robert uniós∏ si´ nad
∏awkà i usiad∏ na podstawionej d∏oni... trze-
ba si´ spieszyç... wymaca∏ palcami mokrà
i goràcà dziur´... wepchnà∏ dwa palce...
potem trzeci... w t´ ciasnà dziur´ prawicz-
ka-koniobija... wsuwa∏ i wysuwa∏... raz,
raz... szybko... nagle poczu∏ zwieracze za-
ciskajàce si´
na palcach
w dupie...
ostatni ruch
r´kà po kuta-
sie i... prze-
ciàg∏y j´k...
z palanta
strzela na-
sienie i roz-
pryskuje si´
na kafelkach
na pod∏odze.
Sta∏ w parku
z grupkà kumpli.
Pili wieczorny bro-
warek – pierwszy,
drugi, trzeci...
Âmiechy, prze-
chwa∏ki, przekleƒ-
stwa – „kurwy“
i „chuje“ lecia∏y
ciurkiem, stosowa-
ne zamiast prze-
cinka; jednym s∏o-
wem, wulgarnoÊç
i p ymityw. Taki
sposób bycia prze-
ci´tnych i znudzo-
mansor
@interia.pl
13
152841288.005.png
Poniedzia∏ek. Zwyk∏y, szary, jak ka˝dy inny.
Jednak od samego rana czu∏em, ˝e wydarzy
si´ coÊ szczególnego. Jak zwykle niemal za-
spa∏em do szko∏y. Kiedy zdyszany dobieg∏em
do przystanku, kumple ju˝ wsiadali do auto-
busu. TworzyliÊmy razem zgranà paczk´
przyjació∏, w której wszyscy wiedzà o sobie
wszystko. Jest nas szeÊciu: Micha∏, Miko∏aj,
Ariel, Jakub, Kamil i ja – Daniel. Razem prze-
szliÊmy przez przedszkole, podstawówk´,
a teraz m´czymy si´ w tym cholernym li-
ceum. Autobus ruszy∏ i pogrà˝yliÊmy si´
w rozmowie na temat nadchodzàcych lekcji,
planów na Sylwestra itd. Miko∏aj powiedzia∏,
˝e dzisiaj przeniosà ca∏à klas´ z zamkni´tego
niedawno prywatnego liceum.
– Mo˝e b´dzie okazja zabawiç si´ z jakimiÊ
szczylami? – powiedzia∏ Kamil.
Nie wiedzia∏em, o co mu chodzi, ale jak si´
póêniej okaza∏o, bardzo mi przypad∏a do gu-
stu ta zabawa. Po siódmej lekcji z kolei, kiedy
w szkole zosta∏a ju˝ tylko nasza klasa, pod-
bieg∏ do mnie Jakub:
– Chodê szybko do kibla na pierwszym
pi´trze!
– Po co? – zapyta∏em
zdziwiony.
– Oj, chodê! Chcesz si´
zabawiç?
– Jasne, ˝e chc´! Ale
z kim?
– Zobaczysz.
Czym pr´dzej poszed∏em
wi´c za Jakubem do kibla.
Kiedy weszliÊmy, Jakub za-
mknà∏ drzwi od wewnàtrz.
Zobaczy∏em dwóch ch∏opa-
ków. Kl´czeli na pod∏odze, a wokó∏ nich stali
moi koledzy.
– A teraz si´ zabawimy, koty. B´dziecie ro-
biç to, co wam powiemy, i nikomu ani s∏o-
wem, bo mo˝e si´ to dla was êle skoƒczyç!
Rozumiecie? – poucza∏ ich Micha∏.
Ch∏opcy tylko kiwn´li g∏owami, potwier-
dzajàc, ˝e wiedzà, o co nam chodzi.
– Zajmiecie si´ naszymi kutasami – mówi∏
Micha∏ i zaczà∏ rozpinaç rozporek.
Reszta nie pozosta∏a oboj´tna. Micha∏ trzy-
ma∏ kutasa w r´ce i g∏adzi∏ go r´kà, aby sta-
nà∏ mu na bacznoÊç.
– No, chodê tu, kocie, weê go do buzi i ssij.
Troch´ wystraszony ch∏opaczek podszed∏
do Micha∏a, ujà∏ jego fiuta w r´k´ i powoli
w∏o˝y∏ sobie do ust.
– O tak – j´cza∏ Micha∏. – Wiesz, jak to ro-
biç.
Jego kutas sta∏ mu ju˝ na maxa, opuÊci∏
wi´c spodnie do kolan. Miko∏aj i Kamil zaj´li
si´ drugim kotem. Kazali mu obciàgaç ich ku-
tasy. Kamil mia∏ najwi´kszego z nas kutasa,
tote˝ obciàgni´cie takiej pa∏y sprawia∏o ch∏o-
paczkowi sporo trudnoÊci.
– A teraz rozbieraç si´, szmaty! B´dziecie
jebani przez nas po kolei. Je˝eli si´ sprawicie,
b´dziecie mieli w szkole dobrze. Je˝eli nie, to
b´dziecie mieli przejebane – zabrzmia∏o to
doÊç ironicznie.
Ch∏opcy poÊpiesznie zrzucili z siebie rze-
czy, nie wiem, czy ze strachu, czy te˝ spra-
wia∏o im to du˝à przyjemnoÊç. Mieli ∏adne
cia∏a, a kutasy sta∏y im jak dràgi. Podszed∏em
do jednego z nich od ty∏u, odszuka∏em palca-
mi dziur´ i powoli wsadzi∏em jeden palec.
Wszed∏ zadziwiajàco ∏atwo. Póêniej drugi
itrzeci. Wszystkie wchodzi∏y ∏atwo. Czy˝by
ch∏opcy byli wyçwiczeni w tym sporcie? Mi-
cha∏ poda∏ mi ˝el. Nasmarowa∏em nim kutasa
i dup´ ch∏opaka, przy∏o˝y∏em ∏eb fiuta do jego
dupy i powoli zaczà∏em pchaç. Kutas wszed∏
doÊç ∏atwo, a˝ po same jaja. Zaczà∏em jebaç
go z du˝à si∏à. To samo z drugim ch∏opakiem
zaczà∏ robiç Micha∏. W tym czasie Kamil i Ja-
kub dawali do obciàgni´cia kutasy pieprzo-
nym przez nas ch∏opakom. Ariel wszed∏ w Êli-
n´ ze mnà, a ja masowa∏em r´kà jego fiuta.
Kiedy czu∏em nadchodzàcy orgazm, wyjà∏em
14
152841288.006.png 152841288.007.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin