Mallery Susan - Nie jesteś sam, kochanie.pdf

(670 KB) Pobierz
Shelter in a soldier's arms
Susan Mallery
Nie jesteś sam, kochanie
131375534.002.png
Rozdział 1
Coś było nie w porządku.
Jeffrey Ritter wyczuł to, zanim spostrzegł lampkę palącą się na konsolce,
zamontowanej w samochodzie. O piątej rano biuro firmy ochroniarskiej
Ritter/Rankin powinno być puste i zamknięte na cztery spusty. Czerwona lampka
sygnalizowała, że ktoś jest w budynku.
Jeff nacisnął kilka guzików na konsolce, aby zebrać informacje. Drzwi
frontowe oraz tylne były zamknięte, ale drzwi wewnętrzne otwarte. Wjeżdżając na
parking, stwierdził, że w budynku pali się światło. Podjechał na puste miejsce, na
lewo od drzwi z podwójnego szkła – przejrzystego, ale będącego w stanie
wytrzymać wybuch małej bomby.
Coś jest nie tak, pomyślał znowu. Zaparkował, wyłączył silnik i odblokował
bagażnik czarnego BMW 740i. Choć nie padało, powietrze było ciężkie i wilgotne
– czuło się, że w każdej chwili z ołowianego nieba nad Seattle może lunąć.
Jeff obszedł samochód. Wyjął broń, następnie sięgnął po czarną pałkę, mogącą
ogłuszyć przeciwnika bez zadawania mu widocznych ran. Nacisnął kilka guzików
w biperze, ustawiając go w pozycji gotowości – wystarczył teraz jeden ruch, aby
zaalarmować wspólnika oraz władze. Zazwyczaj nie wciągał swego kompana do
własnych akcji, ale ich biuro mieściło się w centrum Seattle. Lokalna policja nie
byłaby zachwycona strzelaniną o świcie i z pewnością zażądałaby szczegółowych
wyjaśnień.
" Skierował uwagę na pogrążony w ciszy budynek. Na pierwszy rzut oka
wszystko było w porządku. Wiedział jednak z doświadczenia, że to zupełnie
normalne. Niebezpieczeństwo nie zapowiada się rozjarzonym neonem.
Jeff obszedł kocim krokiem budynek, zmierzając w stronę bocznych drzwi,
które nie miały tradycyjnego zamka. Wejścia strzegł tutaj jedynie elektroniczny
szyfr. Jeff wybrał kod i czekał, aż drzwi się otworzą. Jeżeli ktoś stoi w wąskim
korytarzyku, nie odblokują się. Zamek puścił, rozległ się cichy szczęk. Jeff wszedł
do małego, stanowiącego dodatkowe zabezpieczenie pomieszczenia,
przylegającego do głównego korytarza. Z trzech stron otaczały go szklane ściany,
będące dwustronnymi lustrami. Przykucnął i obrzucił wzrokiem korytarz na całej
jego długości. Raptem jakiś cień mignął we wschodnim korytarzu. Zanim jednak
zorientował się, co to takiego, cień zniknął.
Nie wstając z kucek, nacisnął ukryty przycisk i wślizgnął się do korytarza.
131375534.003.png
Biegł teraz bezszelestnie w kierunku, gdzie mignął mu cień – pochylając się nisko.
Wychynął zza rogu, sięgając jednocześnie po pistolet oraz pałkę – z zamiarem
powstrzymania przeciwnika i ewentualnie obezwładnienia go.
Zaparło mu dech. Kierowany impulsem zerwał się na równe nogi,
zamachnąwszy się jednocześnie w efektowny sposób bronią. Wydawało mu się, że
zrobił to bezdźwięcznie, intruz musiał go jednak usłyszeć, bo odwrócił się i
spojrzał na niego.
– Cicho, bo mamusia śpi.
W ułamku sekundy Jeff powiódł dookoła spojrzeniem, zwracając uwagę na
każdy szczegół. Nie zauważył nic niebezpiecznego, w każdym razie w tradycyjnym
tego słowa znaczeniu.
Jeff Ritter wiedział, jak się zachować w razie zamachu stanu, ataku
terrorystycznego, czy choćby wobec upartego klienta. Nie miał natomiast żadnego
doświadczenia z dziećmi – zwłaszcza małymi dziewczynkami o wielkich,
błękitnych oczach.
Mała sięgała mu ledwie do pasa. Ciemne loczki lśniły w świetle lampy.
Dziewczynka miała na sobie różową piżamkę w kotki oraz puszyste, bawełniane
klapki w landrynkowych kolorach. Tuliła w ramionach pluszowego kotka.
Jeff zamrugał jakby chciał sprawdzić, czy to nie przywidzenie. Dziewczynka
okazała się jednak prawdziwa. Podobnie jak leżąca obok niej na podłodze kobieta.
Jeff zmierzył wzrokiem wózek ze środkami czystości oraz niewyszukany strój
nieznajomej. Na szczęście umiał sobie radzić z dorosłymi. Otaksował szybko jej
twarz – płonące policzki, zamknięte oczy oraz strużkę potu na czole. Nawet z
odległości kilku kroków czuł, że nieznajoma ma wysoką gorączkę.
Prawdopodobnie usiadła, aby chwilkę odpocząć, ale zmożona chorobą, straciła
przytomność.
– Mamusia ciężko pracuje – oznajmiła dziewczynka. – Jest bardzo zmęczona.
Obudziłam się niedawno i chciałam mamusię zapytać, dlaczego śpi na podłodze,
ale pomyślałam sobie, że lepiej dać jej spokój. Niech sobie pośpi.
Mała uśmiechnęła się do niego, jakby oczekiwała pochwały za podjętą decyzję.
Jeff tymczasem przełączył biper ze stanu gotowości na normalny, zabezpieczył
broń, schował pałkę, a potem przykucnął obok kobiety.
– Jak masz na imię?
Zwrócił się do nieznajomej, ale zamiast niej odpowiedziała mu dziewczynka.
– Jestem Maggie. Czy ty tu pracujesz? Tutaj jest strasznie fajnie. Najbardziej
podoba mi się największy pokój. Są w nim takie wielkie, naprawdę olbrzymie
131375534.004.png
okna, przez które widać wszystko dookoła, nawet niebo. Czasem jak się obudzę,
liczę sobie gwiazdy. Umiem liczyć do stu, a czasem nawet i więcej. Chcesz
usłyszeć?
– Nie teraz.
Jeff zignorował paplaninę małej. Dotknął czoła nieznajomej, po czym chwycił
ją za nadgarstek, aby zbadać puls. Serce biło jej mocno i regularnie, ale
zdecydowanie miała gorączkę. Zamierzał unieść jej powiekę, żeby zbadać reakcję
źrenicy, lecz w tym momencie kobieta ocknęła się. Otworzyła szeroko oczy i wbiła
w niego przerażony wzrok, jakby był jakimś potworem.
Mężczyzna! Ashley Churchill pomyślała w pierwszej chwili, że to Damian
zjawił się, żeby znowu ją napastować. Dopiero po jakimś czasie dotarto do niej, że
choć mężczyzna o chłodnym wzroku może równie dobrze uchodzić za
powinowatego diabła, z pewnością nie jest to jej były mąż.
Głowa ciążyła jej tak, jakby ważyła ze trzy tony. Jej wzrok przykuły szare oczy
oraz twarz pozbawiona emocji. Zamrugała i poczuła, że jej mózg zaczyna powoli
pracować. Korytarz wydał jej się znajomy. Firma ochroniarska Ritter/Rankin –
dotarło do niej jak przez mgłę. Pracuje tutaj, to znaczy, powinna pracować.
– Poczułam się zmęczona – wyszeptała, starając się zrobić wrażenie całkiem
przytomnej, ale z mizernym skutkiem. – Usiadłam na chwilę, żeby odpocząć i,
zdaje się, że zasnęłam.
Zamrugała znowu i przeraziła się na dobre, gdy dotarło do niej, kim jest
pochylony nad nią mężczyzna. Minęła się z nim w korytarzu, gdy przyszła na
rozmowę w sprawie pracy. Kierownik biura powiedział, że to Jeffrey Ritter, jego
wspólnik, zawodowy ochroniarz, ekspert nadzwyczajny, dawny żołnierz.
Jej szef.
– Mamusiu, obudziłaś się!
Znajomy głosik, zazwyczaj budzący w jej sercu radość, przeraził Ashley.
Maggie nie śpi? Która to godzina... ? Zerknęła na zegarek i aż jęknęła, gdy
zobaczyła wyświetlone na tarczy cyferki – była piąta dziesięć rano. Powinna
skończyć sprzątać najpóźniej o drugiej i do tej pory zawsze jej się to udawało.
Przypomniała sobie o systemie alarmowym, który włącza się po jej wyjściu.
– Przepraszam, panie Ritter – powiedziała. Zmusiła się, aby wstać, choć ledwo
trzymała się na nogach. – Nie mam w zwyczaju spać w pracy, ale Maggie
przechodziła tydzień temu grypę i, zdaje się, że się od niej zaraziłam.
W gruncie rzeczy była tego pewna. Tyle że z pewnością niewiele to obchodziło
131375534.005.png
surowego mężczyznę stojącego tuż przed nią z grobową miną.
Mężczyzna patrzył teraz w milczeniu na małą. Ashley struchlała. Co prawda nie
zabroniono jej przyprowadzać do pracy córki, ale prawdopodobnie tylko dlatego,
że nikomu nie przyszło do głowy, że to zrobi. Czteroletnie dziecko nie powinno się
tu w ogóle plątać.
– Mamusia mówi, że w przedszkolu pełno jest za... , za... , zagryzków – słodkie
usteczka nie potrafiły wypowiedzieć prawidłowo słowa.
– Zarazków – poprawiła ją odruchowo Ashley. Otarła dłonie o dżinsy i podała
rękę mężczyźnie, który prawdopodobnie zamierzał ją wyrzucić z pracy. – Jestem
Ashley Churchill. Pracuję tu jako sprzątaczka. Zazwyczaj wychodzę z biura przed
drugą w nocy.
– A ja śpię, jak mamusia pracuje – wtrąciła Maggie. – Mamusia przygotowuje
mi zawsze fajne łóżeczko z moją ulubioną pościelą w kotki. Potem mi śpiewa
kołysankę, a ja zamykam oczy – zniżyła głos i zbliżyła się o krok do Jeffa. –
Czasem tylko udaję, że zasnęłam, bo lubię sobie popatrzeć na gwiazdy – dodała w
zaufaniu.
– Ashley przełknęła z trudem ślinę, bo strach ścisnął ją za gardło.
– No tak, wie pan. Nie jest aż tak źle, jak pan sądzi, panie Ritter – zaczęła się
plątać, gdyż wiedziała, że sytuacja jest poważna.
Czuła się kompletnie rozbita, a do tego zanosiło się na to, że straci pracę.
Można powiedzieć, że dzień zaczął się parszywie.
– Czy ma pani jakieś swoje rzeczy w biurze?
Jeff Ritter odezwał się po raz pierwszy. Miał niski głos o idealnej wręcz
modulacji. Ashley nie miała pojęcia, o co mu chodzi, ale spodziewała się
najgorszego.
– Tak, owszem.
– Gdzie przechowywane są środki czystości? – zapytał.
– W pakamerce na końcu korytarza. Jestem prawie gotowa. Pozostał mi do
sprzątnięcia jedynie gabinet pana Rankina.
Jeff ujął ją pod łokieć i poprowadził korytarzem. Miał żelazny uścisk. Nawet
wcale nie taki mocny ani brutalny, ale na tyle zdecydowany, że gdyby Ashley
próbowała ucieczki, pan Ritter mógłby jednym ruchem strzaskać jej rękę w drzazgi
jak wykałaczkę.
Ashley pokiwała głową. Była bardziej chora, niż sądziła. W skołatanej głowie
tłukła się tylko niewyraźna myśl, jak wiele by dała za to, aby znaleźć się w łóżku i
aby to wszystko okazało się jedynie koszmarem nocnym. Niestety, to nie był sen.
131375534.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin