Wyliczanka do kwadratu10.txt

(10 KB) Pobierz
BELLA I JASPER
Pół godziny póniej Bella wraz z Erickiem i Edwardem oddalała się od obozowiska. Nie była zachwycona towarzystwem, to znaczy nie miała nic przeciwko obecnoci Erica, ale Edward coraz bardziej jš irytował. Mimo iż bardzo go polubiła.
Angela  po wyjanieniu im najważniejszych spraw - pokazaniu, jak się obršczkuje ptaki, jak odczytuje się informacje ukryte w obršczkach tych, które zostały już oznakowane, i wreszcie, jak się to wszystko notuje w laptopie - powiedziała, że muszę się podzielić na dwa zespoły.
Bella, mimo niemych, ale gwałtownych protestów przyjaciółki, która wygrażała na migi, że jš udusi, powiedziała, że chce być z Alice. Angela uznała jednak, że to nie jest najlepszy pomysł, twierdzšc, że lepiej będzie, jeli w każdej z grup będzie chłopak i dziewczyna. Tak lepiej i szybciej wykonajš to co majš w planach na dzisiaj. Dziewczyna nazwała to podziałem ról. 
Bella nie dopytywała się już nawet dlaczego, postanowiła skupić się raczej na tym, żeby nie trafić do jednej grupy z Jasperem.  Modliła się gorliwie, by trafić na Edwarda. Przez chwilę trwały burzliwe dyskusje, kto chce być z kim w parze, w końcu Eric nie wytrzymał i je ucišł.
- Dobra, skoro nie możecie się dogadać, to Bella i Jasper idš ze mnš, a Alice i Edward z Angelš  postanowił ostro.
Bella otworzyła usta, żeby się temu sprzeciwić, ale w końcu nic nie powiedziała. Po pierwsze, Eric wyszedł już z pracowni, a po drugie, zauważyła, że tylko ona chce protestować. Alice i Edwardowi decyzja Erica najwyraniej się spodobała, a Jasper, nawet jeli miał jakie zastrzeżenia, to raczej nie zamierzał ich zgłaszać. Stał i patrzył się na Bellę jakim dziwnym wzrokiem.
Nie mogła już pierwszego dnia zachowywać się jak marionetka, w zwišzku z czym teraz szła szybkim krokiem  obok Erica, a Jasper podšżał za nimi.
- Musimy się tak spieszyć?!  zawołał chłopak  zdyszanym głosem, gdy zaczęli pokonywać dosyć strome wzniesienie.
- Musimy! - odpowiedział mu Eric. Miał doć jego marudzenia.
Dopiero wówczas, gdy się odwrócili, zorientowali się, jak daleko za nimi jest Jasper.
Bella przynajmniej już wiedziała, dlaczego Angela chciała podzielić chłopaków, by był w parze z którš z dziewczyn. Każda grupa musiała brać ze sobš wysokš drabinę, która, choć aluminiowa, swoje ważyła.
Kiedy wychodzili z obozu, Jasper odrzucił propozycję Erica, żeby nieć jš we dwóch. Przy czym zaczšł umiechać się jak głupi i puszczać oczka do Belli co chwila. Teraz już na pewno wolała być na miejscu tej szczęciary Alice! Co wstšpiło z Jaspera? Ona tego nie wiedziała, ale był jaki taki dziwny, że jej teoria, że jest nienormalny potwierdzała się z każdš sekundš.
No  a teraz, sšdzšc po jego niezadowolonym głosie, chyba tego żałował.
- Może ci jednak pomóc? - spytał Eric lekko zmartwiony tym widokiem, ale na jego ustach wykrzywiony był  umiech, gdy Jasper się z nimi zrównał.
- Nie, nie trzeba- odparł dyszšc.
- Jeste pewien?
- Jasne, że jestem pewien - odparł wojowniczo Jasper i żeby wydać się bardziej przekonujšcym, uniósł wyżej drabinę, jakby była lekka niczym piórko. Zacisnšł przy tym zęby.
- W porzšdku - rzekł Eric.  Wiesz sam, co robisz.
- Pewnie.
- Chyba jednak nie wie - powiedział Chuck do Belli, kiedy po paru minutach, przy kolejnym wzniesieniu, chłopak znów pozostał kilkadziesišt metrów z tyłu. - Ale bardzo się stara. Robi, co może, żeby ci zaimponować. - Popatrzył na Bellę i się umiechnšł.
- Co?!
- No i gdzie sš te ciapudraki?! - zawołał z dołu Jasper. Przejšł to od Edwarda, czy jak? Bella na sam dwięk tego słowa zarumieniła się ze wstydu.
- Jezu  westchnęła cicho. - Jeli jeszcze raz usłyszę co o tych ciapudrakach, to go zamorduję!- przysięgła.- To jest słowo Edwarda!- dodała idšc dalej.
Eric, który zaczšł schodzić w dół, żeby jednak pomóc Jasperowi nieć drabinę, zatrzymał się i odwrócił.
- Dziewczyny to jednak strasznie niewdzięczne stworzenia, co? - zauważył filozoficznie. - Zupełnie nie potrafiš docenić starań chłopców. Ty się dla niej tak prężysz i męczysz, a ona, nic, nie widzi! Mówię ci chłopie, masz małe szanse jak na tš osóbkę, a może spróbujesz z jej koleżankš? Hę?- spytał Eric i posłał Jasperowi znaczšce spojrzenie. I pomógł mu nieć drabinę.
We dwóch niosło się drabinę znacznie łatwiej, dzięki czemu cała trójka mogła, ić znacznie szybciej i wkrótce dotarli do celu.
Wokół całego terenu objętego badaniami była rozpostarta i przymocowana do drzew wysoka na cztery metry, gęsta siatka - tak delikatna i niemal przezroczysta, że dla ptaków zupełnie niewidoczna. Wpadały na niš w locie i same nie były w stanie się wyswobodzić.
Dwa razy dziennie - rano i po południu - trzeba było obchodzić cały teren, wyplštywać je z siatki i przed wypuszczeniem na wolnoć sprawdzać, czy zostały zaobršczkowane. Jeli były, odczytywało się z obršczki numer i odnotowywało w laptopie wraz z datš i miejscem, gdzie wpadły w swojš czasowš niewolę. 
Jeli ptak nie był jeszcze oznakowany, trzeba mu było za pomocš specjalnego przyrzšdu, którego działanie objaniła Angela w pracowni, włożyć na nogę obršczkę.
Siatka rozpostarta była w ten sposób, że tworzyła okršg o prawie szesnastokilometrowym obwodzie. Kiedy na obchód wyruszały dwie grupy, każda miała do pokonania omiokilometrowy odcinek, nie liczšc drogi od i do obozowiska.
- Jest siatka - oznajmił Eric.
- No, wreszcie - rzucił Jasper i oddychajšc z ulgš, opucił na ziemię swój koniec drabiny.
- Hej, nie ma czasu na odpoczynek. Idziemy dalej - powiedział Eric i kiedy tylko niekryjšcy rozczarowania Jasper podniósł drabinę, ruszył wzdłuż siatki. - Teraz uważnie patrzeć, żeby nie przegapić jakiego ptaka. Gdyby zaplštał się zaraz po rannym obchodzie, mógłby nie przeżyć do rana. Generalnie chodzi o to, żeby uwalniać je najszybciej jak się da - cišgnšł.  Kiedy byłem studentem, brałem udział w podobnym projekcie na Wschodnim Wybrzeżu. Tam robili obchód tylko raz dziennie i zdarzało się, że znajdowało się w siatce martwe ptaki. My tutaj jeszcze nigdy nie mielimy takiego przypadku. W końcu nasze badania majš służyć temu, żeby chronić ptaki, a nie żeby je męczyć. Mamy je ratować, nie zabijać.
- O, jest ciapudrak! - zawołał nagle Jasper znów zaczynajšc..
Bella wbiła w niego mordercze spojrzenie, które nie umknęło uwagi Erica.
- Spokojnie - powiedział, poklepujšc jš po ramieniu po przyjacielsku. - Nie słyszała, co przed chwilš mówiłem? Jestemy tu, żeby ratować, a nie żeby zabijać. Jeszcze będš z niego ciapudraki, moja droga.
Bella zamiała się razem z Erickiem. Po chwili przestała.
Jasper stał zdezorientowany. Nic dziwnego. Kiedy jako pierwszy dojrzał uwięzionego ptaka, czuł się przez chwilę jak bohater, ale zaraz potem Bella popatrzyła na niego i w jej spojrzeniu było co, czego nie potrafił okrelić. Co do jednego miał jednak pewnoć - nie był to podziw.
A teraz jeszcze Eric mówił do niej tak, jakby chodziło mu o co innego niż to, co powiedział. Sam zaczšł się gubić w tym wszystkim. Co tu było nie tak. Tylko co?! Chciał wiedzieć o co chodziło Ericowi i Belli.
Wcišż się nad tym głowił, kiedy przytrzymywał drabinę, na którš wspinał się Eric, żeby uwolnić ptaka, zaplštanego w siatkę ponad trzy metry nad ziemiš. W pewnym momencie rozlunił ucisk i drabina się zatrzęsła z mężczyznš na górze.
-Jasper, mógłby trzymać, a nie wpatrywać się w uroczš koleżankę- zawołał kpiarskim tonem Eric.
Bella to jednak słyszała, ale udała że słowa nie doleciały do niej.
Dziewczyna  odłożyła na póniej plany zwišzane z zamordowaniem Jaspera. Całš uwagę skupiła na poczynaniach Erica, który bardzo sprawnie - nie zajęło mu to więcej niż dziesięć sekund - oswobodził uwięzionego ptaka i ostrożnie zszedł na dół.
Kiedy wycišgnšł do niej dłoń, w której trzymał stworzenie, cofnęła się o krok.
- Nie bój się - powiedział. - On nie ma jeszcze obršczki. Masz szansę nauczyć się obršczkować. 
Pokręciła głowš. Jeszcze chciała to zobaczyć, jak robi to kto majšcy większe dowiadczenie od niej.
- To naprawdę nie jest takie trudne, uwierz mi - zachęcił jš.- miało.
Bardzo powoli wycišgnęła rękę i dotknęła szamoczšcego się ptaka. Eric pucił go dopiero wtedy, kiedy był pewien, że Bella trzyma na tyle pewnie, że jej nie ucieknie.
- Drozd  powiedziała prawie szeptem. Po raz pierwszy trzymała drozda w dłoni.
Ptak był cały pokryty jasnymi plamkami w kształcie półksiężyców, tylko na dole skrzydeł cišgnęły się czarnobiałe pasy. Nie miała najmniejszych problemów z rozpoznaniem gatunku.
- Drozd pstry  uciliła już głoniejszym głosem. Kiedy poczuła pod palcami szybko bijšce serduszko tej płochliwej istoty, miała wrażenie, że jej serce też zaczęło bić szybciej. To było cudowne uczucie. Westchnęła.
Umiechnęła się  szeroko najpierw do Erica, a potem do Jaspera i nie pamiętała już o tym, że jeszcze przed chwilš chciała go zamordować, za użycie słowa ciapudrak, które należało do Edwarda, chłopaka, który jej się spodobał, a który jest teraz z Alice, jej najlepszš przyjaciółkš.




ALICE I EDWARD
Edward  szedł kilka kroków za Alice i Angelš. Dziewczęta przez całš drogę paplały, a on, choć Alice kilkakrotnie odwracała się do tyłu i próbowała go zagadnšć z umiechem, lecz on  nie miał ochoty włšczyć się do rozmowy. I to nie tylko dlatego, że drabina, którš niósł, nie była najlżejsza, ani też, że obie dziewczyny gadały i ptakach. Bardziej niż one cišżyły mu myli, które nieustannie kršżyły wokół Belli i Jaspera.
Nie miał nic przeciwko towarzystwu Alice, ale kiedy w obozowisku rozstawali się i każda z grup ruszała w innš stronę lasu, poczuł nagle, że wiele by dał, żeby się znaleć na miejscu przyjaciela.  Chciał być teraz przy Belli. Wcišż miał przed oczami wyraz jego twarzy, go Eric zadecydował, że i Jasper i Bella będš w tym samym zespole.
Edwarda okropnie zdenerwował jego triumfujšcy umiech, który zakwitł, gdy już się rozdzielali, a ten wzrok obejmujšcy Bellę... 
Zapiekło go...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin