Jestesmy snem - LE GUIN URSULA K_.txt

(336 KB) Pobierz
LE GUIN URSULA K.





Jestesmy snem





URSULA K. LE GUIN





Przelozyla: Agnieszka Sylwanowicz





PHANTOM PRESS INTERNATIONALGDANSK 1991





Tytul oryginalu: The Lat he ofHccwenRedaktor: Wiktor Bukato

Ilustracja: Radoslaw Dylis

Opracowanie graficzne: Maria Dylis

Copyright (c) by Ursula K. Le Guin 1971 (c) Copyright for the Polish edition

by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL





GDANSK 1991

PRINTED IN GREAT BRITAIN





Wydanie IISBN 83-7075-210-1 ISBN 83-900214-1-2





ROZDZIAL PIERWSZY





My z toba, obaj jestesmy snem. I ja, kiedy mowie, ze jestem snem, snem tez jestem. Takie slowa nazywa sie paradoksami Jesli po setkach wiekow ma sie znalezc medrzec umiejacy je rozwiazac, to juz by to bylo, jakbysmy sie mieli z nim spotkac w ciagu dnia.





Zhuangzi: II





Unoszona pradem, rzucana falami, wleczona cala potega oceanu meduza dryfuje w otchlani przyplywow. Przeswieca przez nia swiatlo, wnika w nia ciemnosc. Unoszona, rzucana, wleczona znikad donikad, bo na otwartym morzu nie istnieje kompas, lecz tylko blizej i dalej, wyzej i nizej, meduza wisi i chwieje sie, w jej wnetrzu bije delikatny i szybki puls, tak jak potezne dzienne pulsy bija w morzu niesionym ksiezycem. Wiszac, chwiejac sie, pulsujac najbezbronniejsze i najbardziej bezcielesne stworzenie ma ku obronie wscieklosc i potege calego oceanu, ktoremu powierzylo swe istnienie, swe dazenia i wole.Ale oto z wody wznosza sie uparte kontynenty. Polacie zwiru i skaliste urwiska wyskakuja zuchwale w powietrze, w te sucha, straszliwa przestrzen swiatlosci i niestalosci, gdzie nie ma warunkow do zycia. Wtedy prady bladza, a fale zdradzaja, wylamuja sie ze swego nieskonczonego kregu, aby wystrzelic glosna piana w skale, w powietrze i zalamac sie...

Co pocznie na suchym piasku swiatla dziennego stworzenie, ktorego cala istota jest unoszenie sie na falach; co pocznie umysl, budzac sie co ranka?

Powieki mial wypalone, wiec nie mogl zamknac oczu; swiatlo wdzieralo mu sie do mozgu. Nie mogl odwrocic glowy, bo przygniataly go zwalone betonowe bloki, a wystajace z nich stalowe prety trzymaly mu glowe jak imadlo. Kiedy zniknely, mogl sie znow poruszyc. Usiadl. Lezal na cementowych schodach; obok jego dloni kwitl mlecz, ktory wyrastal z malej szczeliny w stopniach. Po chwili wstal, ale natychmiast poczul straszliwe mdlosci; wiedzial, ze to choroba popromienna. Drzwi znajdowaly sie zaledwie pol metra od niego, bo nadmuchiwane lozko wypelnialo pokoj w polowie. Podszedl do nich, otworzyl i przestapil prog. Przed nim rozciagal sie bez konca korytarz wylozony linoleum, calymi kilometrami wznoszac sie i nieznacznie opadajac, a gdzies w oddali, bardzo daleko, znajdowala sie meska toaleta. Ruszyl ku niej, usilujac trzymac sie sciany, ale nie bylo tam nic, czego moglby sie trzymac, a sciana zmienila sie w podloge.

-Teraz powoli. Ostroznie.

Twarz windziarza wisiala nad nim jak papierowy lampion, blada, obramowana siwiejacymi wlosami.

-To promieniowanie - odezwal sie, ale Mannie chyba nie zrozumial i powtarzal tylko: - Ostroznie.

Byl znow we wlasnym lozku w swoim pokoju.

-Spiles sie?

-Nie.

-Cpales cos?

-Niedobrze mi.

-Co brales?

-Nie moglem znalezc wlasciwego klucza - powiedzial, myslac o probie zamkniecia drzwi, ktorymi przychodzily sny, ale zaden z kluczy nie pasowal do zamka. 6

-Z pietnastego pietra idzie medyk - powiedzial Mannie, iedwo slyszalny przez huk rozbijajacych sie fal.

Szedl na dno i usilowal zaczerpnac powietrza. Na jego lozku siedzial jakis obcy, ktory trzymal strzykawke i patrzyl na niego.

-Pomoglo - rzekl. - Przychodzi do siebie. Czujesz sie fatalnie? Spokojnie. Powinienes czuc sie fatalnie. Zazyles to wszystko na raz? - Wskazal siedem nieduzych plastykowych kopert z autowydzielacza lekarstw. - Parszywa mieszanka, barbiturany i dexedryna. Co chciales sobie zrobic?

Trudno bylo oddychac, ale mdlosci zniknely, pozostawiajac tylko straszna slabosc.

-Wszystkie maja daty z tego tygodnia - ciagnal medyk, mlody mezczyzna z brazowym konskim ogonem i popsutymi zebami. - Co znaczy, ze nie wszystkie pochodza z twojej Karty Lekow, musze wiec zameldowac, ze pozyczasz. Nie mam ochoty tego robic, ale rozumiesz, wezwano mnie i nie mam wyboru. Ale nie martw sie, przy tych lekarstwach to nie przestepstwo, dostaniesz tylko zawiadomienie, zeby zglosic sie na posterunek policji, a oni wysla cie do Medszkoly albo Kliniki Rejonowej na badanie i zostaniesz skierowany do internisty albo psychiatry na DT - Dobrowolna Terapie. Juz ci wypelnilem formularz, dane wzialem z twojego DO; musisz mi tylko jeszcze powiedziec, jak dlugo bierzesz srodki spoza osobistego przydzialu?

-Pare miesiecy.

Medyk zanotowal cos na kartce, ktora trzymal na kolanie.

-A od kogo pozyczales Karty Lekow?

-Od przyjaciol.

-Musze miec ich nazwiska. - Po chwili medyk odezwal sie:





7





-W kazdym razie jedno nazwisko. To tylko formalnosc. Nie beda przez to mieli klopotow. Wiesz, dostana tylko policyjne upomnienie, a Kontrola ZOOS bedzie przez rok sprawdzac ich Karty Lekow. To tylko formalnosc. Jedno nazwisko.-Nie moge. Oni chcieli mi pomoc.

-Sluchaj, jesli nie podasz tych nazwisk, bedzie to stawianie oporu i albo pojdziesz do wiezienia, albo wsadze cie do psychiatryka na Przymusowa Terapie. A tak czy owak moga dotrzec do kart przez dane w autowydzielaczach, jesli zechca, ale to po prostu zaoszczedzi im czasu. No, podaj mi jedno nazwisko.

Zakryl twarz rekami przed nieznosnym swiatlem i powiedzial:

-Nie moge. Nie moge tego zrobic. Potrzebuje pomocy.

-Pozyczyl karte ode mnie - odezwal sie windziarz. - Tak. Mannie Ahrens. 247-602-6023.

Dlugopis medyka pobiegl po papierze.

-Nigdy nie uzywalem twojej karty.

-No to wykoluj ich troche. Nie beda sprawdzac. Ludzie stale uzywaja cudzych Kart Lekow, nie da sie tego sprawdzic. Ja ciagle pozyczam swoja, uzywam czyjejs innej. Mam cala kolekcje tych upomnien. Oni nie wiedza. Bralem rzeczy, o ktorych w ZOOS nawet nie slyszeli. Za nic jeszcze u nich nie wisisz. Nie przejmuj sie, George.

-Nie moge - rzekl, majac na mysli to, ze nie moze pozwolic Manniemu klamac dla siebie, nie moze mu zabronic klamac dla siebie, nie moze sie nie przejmowac, nie moze juz tak dalej.

-Za dwie, trzy godziny poczujesz sie lepiej - odezwal sie medyk. - Ale dzisiaj lez. Tak czy owak srodmiescie jest kom-8

pietnie zatkane, kierowcy GPRT probuja kolejnego strajku, a Straz Narodowa usiluje prowadzic metro. W wiadomosciach podaja, ze balagan jest jak diabli. Zostan tu. Musze isc piechota do pracy, cholera, dziesiec minut drogi stad, to ten Panstwowy Kompleks Mieszkaniowy przy Asfaltowce. - Lozko podskoczylo, kiedy wstal. - Wiesz, ze w tym jednym kompleksie jest dwiescie szescdziesiat dzieciakow chorych na kwashiorkor? Wszystkie z rodzin o niskich dochodach albo na Zasilku Podstawowym, wiec nie dostaja protein. I co ja mam do diabla z tym zrobic? Zlozylem piec roznych zapotrzebowan na Minimalna Dawke Protein dla tych malcow i wcale ich nie przysylaja. Ci urzednicy to tylko biurokracja i usprawiedliwienia. Ciagle mi powtarzaja, ze ludzi na Zasilku Podstawowym stac na kupno odpowiedniej zywnosci. Jasne, ale jesli nie mozna kupic tej zywnosci? Och, do diabla z tym. Dam im zastrzyki z witaminy C i bede udawal, ze niedozywienie to tylko szkorbut.

Drzwi zamknely sie. Lozko podskoczylo, kiedy Mannie usiadl na nim tam, gdzie przedtem siedzial medyk. Czuc bylo delikatny, slodkawy zapach jakby swiezo skoszonej trawy. Z ciemnosci zamknietych oczu, z podnoszacej sie wszedzie wokol mgly glos Manniego dobiegal niewyraznie:

-Czy to nie wspaniale: zyc?





ROZDZIAL DRUGI





Brama Niebios nie jest bytem.

Zhuangzi: XXIII





Gabinet doktora Williama Habera nie mial widoku na gore Hood. Byl to wewnetrzny Apartament Funkcjonalny na szescdziesiatym trzecim pietrze Wschodniego Wiezowca Willamette, ktory nie mial widoku na nic. Ale na jednej z pozbawionych okien scian widniala ogromna fotografia gory Hood i rozmawiajac przez interkom ze swoja recepcjonistka doktor Haber patrzyl wlasnie na nia.-Kto to jest ten Orr, Penny? To ten histeryk z objawami tradu?

Siedziala zaledwie o metr przez sciane, ale interkom, podobnie jak dyplom na scianie, wzbudzaja zaufanie u pacjenta w rownym stopniu, co pewnosc siebie u lekarza. A nie wypada, zeby psychiatra otwieral drzwi i wolal: "Nastepny!"

-Nie, panie doktorze, to pan Greene jutro o dziesiatej. Ten ma skierowanie od doktora Waltersa z Wydzialu Medycznego na Uniwersytecie, na DT.

-Naduzywanie lekow. Doskonale. Mam tu jego karte. Dobra, wpusc go, jak przyjdzie.

Jeszcze kiedy mowil, uslyszal, jak nadjezdza z jekiem winda, zatrzymuje sie, drzwi otwieraja sie z syknieciem; potem kroki, wahanie, otwarcie zewnetrznych drzwi. Skoro juz nasluchiwal, slyszal takze skrzypienie drzwi, maszyny do pisania, glosy, spuszczanie wody w pomieszczeniach wzdluz korytarza oraz tych nad i pod nim. Chodzilo o to, zeby nauczyc 10

sie ich nie slyszec; jedyne solidne scianki dzialowe istnialy juz tylko w umysle.

Teraz Penny zalatwiala z pacjentem formalnosci zwiazane z pierwsza wizyta; czekajac doktor Haber znow spojrzal na zdjecie i zastanawial sie, kiedy je zrobiono. Blekitne niebo, snieg od otaczajacych wzgorz po szczyt. Niewatpliwie dawno, w latach szescdziesiatych lub siedemdziesiatych. Efekt cieplarniany postepowal dosc powoli i Haber urodzony w 1962 roku wyraznie pamietal blekitne niebo swego dziecinstwa. Teraz nieliczne sniegi zniknely ze wszystkich gor swiata, nawet z Everestu, nawet z Erebusu o ognistym gardle na jalowym wybrzezu Antarktydy. Ale oczywiscie mogli podkolorowac wspolczesna fotografie, sfalszowac blekit nieba i bialy szczyt; tego nie da sie stwierdzic.

-Dzien dobry, panie Orr! - rzekl wstajac, usmiechajac sie,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin