5 rozdział.pdf

(151 KB) Pobierz
415865164 UNPDF
5 Koszmarny dzień
Tej nocy miałam koszmary... Jeszcze raz przeżywałam
to wszystko, co mnie spotkało. Znów widziałam Bena... Jego
twarz. On był największym potworem, jakiego spotkałam w
życiu. Nigdy go nie zapomnę, nie będę potrafiła. Niestety to
nie był koniec koszmaru. Śniły mi się też wszystkie tragedię
415865164.001.png
mojego przyszywanego rodzeństwa... Widziałam Bellę, która
sama błąkała się po ulicach, która musiała stać pod latarnią
żeby zarobić, no i to jak później prawie zginęła potrącona
przez samochód. Widziałam też małego Edwarda, który
wypadł z samochodu rodziców, w który później uderzył inny.
Na tym się nie skończyło. Potem widziałam jeszcze słodziutką
Małą Rosalie, która brała udział w jakimś konkursie
piękności, a potem jak zabrał ją tamten facet i co jakiś czas
przychodził do niej i gwałcił ją... Śnił mi się jeszcze Emmet,
który uciekał przed swoim psychicznym ojcem i znalazł swoją
martwą siostrzyczkę...
W końcu się obudziłam cała zalana potem. Cieszyłam się,
że nie musiałam dużej tego wszystkiego oglądać. Była godzina
pierwsza w nocy. Chciałam już nie zasypiać. Bałam się
kolejnych koszmarów. Nie chciałam znów oglądać tego
wszystkiego, ale niestety zasnęłam...
Tym razem już nie śniło mi się nic, co już było, ale to, co
mnie czekało. Widziałam pogrzeb rodziców, na którym byłam
razem z Bellą. Na szczęście na nim nic się nie wydarzyło.
Dopiero później... Byłam gdzieś z Jasperem, a on chciał mi
coś zrobić. Cholera! To była wina Belli, to ona powiedziała, że
on może być... Niebezpieczny. Przez nią zaczęłam się go bać.
Miałam jednak nadzieję, że w rzeczywistości okaże się
całkiem normalnym facetem. Niestety w tym śnie nim nie był.
Tak bardzo chciałam się obudzić. Mimo, że to był tylko sen
tak bardzo się bałam, uciekałam. Biegłam przez jakieś miasto,
ale nikogo w nim nie było albo po prostu nie chcieli mi pomóc.
Moim jedynym marzeniem było się obudzić i odetchnąć z
ulgą, że to tylko sen. Niestety to się nie zdarzyło, a Jasper
mnie dogonił. Przewrócił mnie na ziemię i zaczął się śmiać.
- Czego chcesz?! – krzyknęłam do niego.
- Ty już dobrze wiesz... – Kucnął przy mnie, a ja zaczęłam
krzyczeć...
- Alice obudź się!!! – Usłyszałam głos Belli i otworzyłam oczy.
A jednak to był tylko sen.
- Co się stało? – Spytałam zaspana.
- Krzyczałaś jak opętana. Wystraszyłam się, a tak w ogóle o
godzinie dziewiątej jest pogrzeb twoich rodziców prawda?
Musisz się przygotować. – Po tych słowach oblała mnie zimną
wodą żebym szybciej się obudziła. Dopiero teraz zobaczyłam,
że ona już jest gotowa. Spojrzałam na zegarek. Była 7.55.
- No dobra ubieram się. – Zgodziłam się i wstałam z łóżka.
- A powiesz mi, co ci się śniło? – Spytała.
- Nie pamiętam. – Skłamałam, nie chciałam jej urazić.
- Albo nie chcesz mi powiedzieć. Spoko jak nie chcesz to cię
przecież nie zmuszę. – Uśmiechnęła się. Czasami miałam
wrażenie, że czyta mi w myślach...
Przeczesałam włosy, które odstawały w różne strony i
chciałam iść do pokoju Belli żeby dała mi jakieś ciuchy, ale
ona mnie zatrzymała.
- Chyba nie chcesz się tak ludziom pokazać? – Spojrzała na
mnie.
- O co ci chodzi? – Zdziwiłam się.
- Masz straszne worki pod oczami. Z tym już się, co prawda
nic nie zrobi, ale możesz przynajmniej wytuszować rzęsy. –
Podała mi maskarę.
Wzięłam ją od niej i zrobiłam to, o co mnie poprosiła.
- Jest wodoodporny. – Uśmiechnęła się, kiedy oddałam jej
tuż.
- To dobrze, bo inaczej wyglądałabym jeszcze gorzej niż
wyglądam. – Postarałam, chociaż udawać, że się uśmiecham,
ale chyba mi to nie wyszło.
Wyszłyśmy z mojego pokoju i zeszły po schodach. Było
wcześnie, więc wszyscy jeszcze słodko spali. Weszłyśmy do
jej pokoju. Bella od razu podeszła do szafy i zaczęła szukać
dla mnie ciuchów, a ja cichutko stanęłam na środku i
czekałam aż coś znajdzie... Nie chciałam obudzić ani Edwarda
ani Renesmee. Razem tak słodko wyglądali. Edward z
poczochranymi włosami tulił czule małą do siebie. On był po
prostu ideałem faceta! Chyba nigdy się nie pogodzę z
faktem, że Bella ma kogoś tak wspaniałego, a ja nie... To
boli... Jeszcze raz spojrzałam na słodko śpiących Edwarda i
Nessie... W dalszych rozważaniach przerwała mi Bella.
- Oto ciuchy. – Podała mi czarną bluzkę i spodnie.
Skoro Edward jeszcze spał przebrałam się w pokoju Belli. Po
kilku minutach byłam już gotowa i wtedy usłyszałam płacz
Renesmee. Edward od razu się obudził i znów przytulił do
siebie małą jeszcze mocniej niż przed chwilą.
- Zajmę się nią. Możesz iść. – Powiedział zaspanym głosem do
Belli.
- Dobrze. Co ja bym bez ciebie zrobiła? – Uśmiechnęła się do
niego i dała mu buzi. Zanim Bella zamknęła drzwi obejrzałam
się jeszcze raz za siebie żeby zapamiętać te śliczną scenę.
Ojciec tulący czule swoje dziecko i śpiewający mu jakieś
kołysanki... Ciekawe czy mój tata też ze mną kiedyś tak spał.
Niestety już się tego nie dowiem... Miałam nadzieję, że jeśli
kiedyś znajdę swoją miłość będzie on taki ja Edward...
Wyszłyśmy z domu i zaczęłyśmy iść przed siebie. Zapadła
cisza.
- Trzymaj się. – Przerwała ją Bella.
- Próbuję, ale jakoś mi to nie wychodzi. Wiesz? – To była
prawda i chodź chciałam znów żyć jak kiedyś, nie potrafiłam.
- Obiecuję ci, że poczujesz się lepiej po tym pogrzebie. Na
pewno będziesz jeszcze nie raz płakać, ale od tego momentu
będzie już tylko lepiej. Chodź spróbuj mi w to uwierzyć.
Dobrze? – Poprosiła mnie.
- Postaram się. – Zgodziłam się.
Resztę drogi pokonałyśmy w ciszy. Kościół na szczęście
nie był zbyt daleko i już po kilkudziesięciu minutach
znalazłyśmy się na miejscu. Od razu weszłyśmy do środka. Ja
chciałam usiąść z tyłu, ale Bella zaciągnęła mnie do pierwszej
ławki. Moim oczom ukazały się dwie trumny. Na szczęście
były zamknięte... Całe szczęście, bo gdyby było inaczej chyba
po prostu wybiegłabym z kościoła.
Ludzi nie było dużo i prawie nikogo nie znałam. Zjawili się
tylko znajomi mojego taty z pracy, kilka koleżanek mojej
mamy i tamta para, której pilnowałam wtedy dzieci... Oprócz
nich było kilkunastu starszych kompletnie nieznanych mi
osób.
Po chwili zaczęła się msza. Udało mi się nie płakać, ale
niestety na kazaniu już nie wytrzymałam.
- ... Byli dobrymi ludźmi, którzy wychowali wspaniałą córkę.
Bardzo ją kochali i nigdy nie przestaną, nawet teraz, kiedy
to życie tak się potoczyło... Musimy wierzyć, że są teraz w
lepszym świecie i zapamiętać, że na zawsze pozostaną wśród
nas. W naszych sercach... – Te słowa wypowiedziane przez
księdza zapamiętam do końca życia. Może wcale ich nie znał,
ale powiedział samą prawdę. Teraz już nie potrafiłam
powstrzymać łez. Moich rodziców już nie było ze mną. Już
nie mogłam ich przytulić ani powiedzieć, że ich kocham. To
tak bardzo bolało! Miałam ochotę wstać i krzyczeć, ale to by
nic nie dało. Wzięliby mnie tylko za wariatkę, którą może
rzeczywiście się stałam.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin