Dwa królestwa.docx

(22 KB) Pobierz

 

„Dwa królestwa”

Gdzieś bardzo daleko stąd, za dziesięcioma morzami i szesnastoma górami było królestwo, którym rządzili król Teofil i królowa Lilianna. Kiedy wiele lat temu miał miejsce ich wspaniały ślub, o którym  długo wędrowni trubadurzy śpiewali pieśni, wszyscy wiedzieli, że tych dwoje pobiera się z wielkiej miłości. Największym królewskim skarbem był królewicz Dominik, który niedawno skończył sześć lat.

Królestwo było duże, pięknie położone wśród dolin i strumyków, a jego mieszkańcom nie brakowało nawet przysłowiowego ptasiego mleczka. Zapewne ich życie toczyłoby się spokojnie i bezpiecznie, gdyby nie jeden malusieńki problem.

Kłopot w tym, że zarówno król jak i królowa chcieli królestwem rządzić po swojemu. Królowa Liliana, która uwielbiała kwiaty, a szczególnie róże rozkazała swoim poddanym gdzie tylko się da urządzać rabaty kwiatowe, sprowadzała z dalekich krajów nasiona rzadkich roślin, a królestwu nadała nazwę „Królestwa herbacianej róży”. Król Teofil natomiast, miłośnik napojów herbacianych uważał, że państwo, którym rządzi musi nosić nazwę „Królestwo różanej herbaty”, wysyłał statki do zamorskich krain po coraz to nowe odmiany tego specyfiku, pragnął też aby jego poddani sami różne gatunki herbaty, a karczmy i zajazdy zamieniali w herbaciarnie.  Zarówno król, jak i królowa polecili, aby nadworni geografowie sporządzali mapy z ich nazwą królestwa, każde z osobna zażądało wykonania swojej własnej pieczęci do zatwierdzania państwowych dokumentów: Lilianna – z wizerunkiem rozwijającego się pączka róży, Teofil – z symbolem liści herbacianych.

Mieszkańcy czasami sami już nie wiedzieli, w jakim królestwie mieszkają i co mają robić, aby zadowolić zarówno swego władcę, jak i jego małżonkę.

Różnica zdań królewskiej pary widoczna była na każdym kroku: codziennie rano król zlecał swoim kucharzom, aby podawali na śniadanie pieczonego łososia i dzbanuszek z parującą herbatą. Królowej absolutnie nie odpowiadał taki jadłospis i żądała natychmiastowego podania pieczywa z masłem i dżemem z dzikiej róży i soku owocowego. Biedni kucharze – zupełnie nie wiedzieli kogo mają słuchać, więc na wszelki wypadek przygotowywali dania, które lubi król i takie, które uwielbia królowa.

Również jeśli chodzi o wychowanie królewicza król i królowa mieli odmienne zdania. Królowa Lilianna zauważyła, że Dominik ma piękny głos, lubi śpiewać, więc wynajęła najznamienitszych nauczycieli śpiewu, aby kształcili królewskiego syna w tym kierunku. Król Teofil uważał, że takie wychowanie nie przystoi królewskiemu synowi, nie pozwoli Dominikowi stawać się silnym, dzielnym mężczyzną, który w przyszłości ma przejąć królewską władzę. Jego zdaniem Dominik powinien uczyć się jazdy konnej i władania mieczem. Tego z kolei obawiała się królowa . Jej zdaniem królewicz będzie tylko narażony na nieszczęśliwy wypadek, a do rządzenia królestwem wcale nie jest potrzebna siła, lecz mądrość i wdzięk. Dominik, mimo, że bardzo lubił zarówno śpiewanie, jak i jazdę konną, nie wiedział już kogo ma słuchać. Bardzo kochał oboje rodziców i nie chciał, żeby kłócili się przez niego. Dlatego najchętniej spędzał czas, spacerując w królewskim ogrodzie i obserwując ptaki, które tam przylatywały.

Pewnego dnia, kiedy po raz kolejny król sprzeczał się z królową o to, jak ma przebiegać najważniejsze święto w ich królestwie, bo każde z nich miało zupełnie inny pomysł na organizację tego dnia, Teofil westchnął ciężko:

- Tak dalej być nie może!              Wciąż się kłócimy, o byle głupstwo. Wyruszam na daleką wyprawę. Może po drodze zabiję jakiegoś smoka, albo znajdę zagubiony skarb.

Jak powiedział, tak zrobił. Kazał swej drużynie – a było to kilkudziesięciu silnych, dzielnych rycerzy, gotowych oddać życie w obronie swego władcy – przygotować się do podróży.

Królowa ze smutkiem pożegnała swego małżonka, wiedząc, że jakikolwiek sprzeciw z jej strony nie odniesie żadnego skutku. Zaraz jednak zajęła się przygotowywaniem rabatek z sadzonkami nowej odmiany róż, które właśnie przywieziono z Dalekiego Wschodu.

- Tatusiu, nie jedź! – prosił Dominik ze łzami w oczach – Będę za tobą bardzo tęsknił…

Król Teofil przytulił syna do siebie, a nie chcąc okazać wzruszenia  zwichrzył mu tylko czuprynę i obiecał:

- Będę przesyłał ci wiadomości z mojej podróży. Raz w tygodniu otrzymasz ode mnie prezent, żebyś przez cały czas wiedział, że myślę o tobie i niebawem się spotkamy.

Kiedy król wyjechał, w królestwie zrobiło się jakoś dziwnie smętnie. Poddani przyzwyczajeni do wiecznych utarczek pomiędzy małżonkami poczuli się jakoś nieswojo. Wkrótce jednak kolejne rozporządzenia królowej Lilianny sprawiły, że wszyscy zajęli się pracą w ogrodach, hodowano nowe odmiany kwiatów, które niebawem stały się znane na całym świecie, a różom z Królestwa Herbacianych Róż nie było równych! Królewicz Dominik szlifował zaś swój warsztat wokalny, a wieczory spędzał na wysłuchiwaniu koncertów pieśniarzy, których królowa zapraszała na królewski dwór. Młody królewicz bardzo jednak tęsknił za swym tatą i niecierpliwie czekał na jakąkolwiek wiadomość z podróży.

Król dotrzymał słowa. Raz w tygodniu pojawiał się w zamku posłaniec z prezentem dla Dominika i listem od jego ojca. Król Teofil opowiadał o przygodach, jakie go spotkały podczas wyprawy, o złoczyńcach, z którymi walczył, o smokach, które pokonał, o dzikiej zwierzynie, na którą polował. Na dowód, ze opowieści te były prawdziwe Dominik otrzymywał pazur smoka, kieł dzika albo sakiewkę ze szmaragdem, którą król odebrał zbójcom z Mrocznych Gór.

Pewnego jesiennego poranka na Dominika czekała niespodzianka. Jego ojciec przysłał kilku rycerzy, aby zabrali Dominika do królestwa, w którym król Teofil postanowił zostać na dłużej. Jego drużyna pokonała złego czarnoksiężnika, który bezprawnie rządził państwem. Wdzięczni mieszkańcy obwołali Teofila swoim królem i prosili, aby został z nimi na zawsze. Kiedy okazało się, że królestwo słynie z plantacji herbaty, a napój ten jest narodowym napojem mieszkańców, król Teofil podjął natychmiastową decyzję – zostaje! Wysłał więc swoich zaufanych wojów, aby przywieźli królewicza Dominika w odwiedziny do nowego Królestwa Różanej Herbaty. Wiedział doskonale, że królowa Lilianna świetnie poradzi sobie z rządzeniem Królestwem Herbacianej Róży.

Dominikowi bardzo spodobało się w nowym królestwie taty, ale nie mógł zrozumieć, dlaczego ojciec nie chce wrócić do domu. Król Teofil kazał podać gorącą herbatę malinową i cierpliwie tłumaczył synkowi:

- Będziemy się nawzajem często odwiedzać, ale w końcu przestaniemy się z mamą kłócić. Ona ma swoje Królestwo Herbacianej Róży, którym morze rządzić według swego upodobania, a ja mam Królestwo Różanej Herbaty, w którym wreszcie będę jedynym władcą. A ty w przyszłości odziedziczysz oba królestwa i wierzę w to, że wyrośniesz na wspaniałego króla!

Tak też się stało. Od tej pory Dominik spędzał kilka miesięcy w królestwie swego taty. Tam uczył się jazdy konnej, brał udział w polowaniach, doskonalił się we władaniu mieczem, no i rozkoszował się smakiem najróżniejszych odmian herbaty. Przez pozostałą część roku mieszkał ze swoją mamą i wtedy uczył się śpiewu, oglądał występy trubadurów i magików oraz razem z królową Lilianną pielęgnował nowe gatunki kwiatów w królewskich oranżeriach. Od czasu do czasu król Teofil spotykał się z królową Lilianną na królewskich balach i wtedy długo rozmawiali ze sobą jak dwoje najlepszych przyjaciół.

A kiedy królewicz Dominik skończył osiemnaście lat został władcą Królestwa Herbacianej Róży i Różanej Herbaty, ale to już zupełnie inna bajka…

 

 

 

 

 

 

3

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin