Angelsen Trine - Córka morza 12 Nocne cienie.pdf

(756 KB) Pobierz
Rozdział 1
TRINE ANGELSEN
NOCNE CIENIE
413813900.002.png
Rozdział 1
Elizabeth spojrzała z rozpaczą na bladą twarz Kristiana. Drżącą ręką pogłaskała go
delikatnie po policzku. Jego skóra była chłodna. Elizabeth instynktownie cofnęła dłoń.
- Musimy wnieść go do domu – powiedział jeden z mężczyzn.
Elizabeth ustąpiła im miejsca. Kątem oka obserwowała służące, które wyszły przed
dom i stanęły obok Ane i Marii. W tej chwili nie miała siły myśleć o tym, jak wytłumaczyć to
wszystko dziewczętom.
- Wnieście go na górę – powiedziała łamiącym się głosem. – Pokażę wam, gdzie/
- O Boże, on krwawi! – zawołała Ane, podbiegając do matki. Elizabeth przytuliła ją do
siebie.
- Zostań teraz z Marią – powiedziała stanowczym tonem i pogłaskała córkę po
policzku.
Gdy tylko Maria zabrała Ane do kuchni, Elizabeth zwróciła się do Olego.
- Myślisz, że on od dawna… nie żyje? Ole spojrzał na nią zaskoczony.
- Kto? Kristian? przecież on żyje! A ty myślałaś, że…?
- O mój Boże! – wyrwało jej się z piersi. Przez chwilę świat wirował jej przed oczami.
- Dobrze się pani czuje? – zaniepokoił się jeden z mężczyzn.
- Tak, tak, wszystko w porządku. Wnieście Kristiana na górę! Szybko! – zawołała i
zaczęła biec po schodach. Była w takim szoku, że na przemian śmiała się i płakała.
- Musisz mi pomóc – zwróciła się do Olego, gdy w końcu położono Kristiana w ich
małżeńskim łożu. – Sama nie dam rady go rozebrać – wyjaśniła, a do pozostałych mężczyzn
powiedziała: - Idźcie do kuchni i poproście o kawę i coś do jedzenia, a służącej przekażcie,
żeby przyniosła torf i dzban ciepłej wody.
Potem podziękowała Olemu, który pomógł jej zdjąć ubranie z rannego.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś zmęczony, ale musisz sprowadzić doktora. Nie
wiem, czy Kristian nie ma jakichś wewnętrznych obrażeń.
Ole był już w drodze do drzwi. Doskonale wiedział, co należy zrobić. Elizabeth otarła
łzy fartuchem i pochyliła się nad mężem.
- Najważniejsze, że żyjesz! – załkała. – To tak, jakbym znowu cię odzyskała…
Jakbym… - musiała odchrząknąć żeby oczyścić gardło. – Bogu dzięki! Bogu niech będą
dzięki! Już nigdy więcej nie padną między mną a Kristianem złe sowa. Nigdy!
Helene nie kazała na siebie długo czekać.
- Przyniosłam wodę do mycia – powiedziała, stawiając dzban na stole. – Co z nim?
413813900.003.png
Elizabeth poczuła, że znowu zbiera jej się na płacz.
- Nie wiem… Ma mnóstwo ran i siniaków, a poza tym jest wyziębiony i do tej pory
nie odzyskał przytomności. Strasznie się o niego boję.
Helene spojrzała na Kristiana.
- Zaraz będzie tu doktor. On mu pomoże.
Elizabeth odgarnęła czarną grzywkę z czoła męża. Jego włosy były brudne i mokre.
- To prawdziwy cud – powiedziała. – W pierwszej chwili pomyślałam, że on nie
żyje… ale na szczęście się myliłam! Wiesz, gdzie go znaleźli i czy był wtedy przytomny? –
zapytała.
- Nie jestem pewna.
- Później się tego dowiem. Najważniejsze, że jest już w domu.
- Przyniosę więcej torfu – powiedziała Helene i wybiegła z pokoju.
Elizabeth namoczyła ściereczkę i delikatnie przetarła mu twarz, szyję i ręce. Dotykała
go lekko i ostrożnie, jakby bała się go obudzić, równocześnie miała nadzieję, ze Kristian
otworzy oczy. Potem wzięła lniany ręcznik i wytarła go do sucha.
Jego ręka była zimna i wiotka. Elizabeth próbowała ogrzać ją swoimi dłońmi.
- Aż tak zmarzłeś? – wyszeptała ze ściśniętym gardłem, chuchając na jego rękę.
Zwykle robiła tak, gdy Ane od mrozu szczypały palce. Gdy okazało się, że i to nie pomaga,
rozpięła bluzkę przy szyi i przyciągnęła jego dłoń do ciepłej skóry. – teraz już będzie dobrze.
wszystko się ułoży. Już nigdy nie będziemy siebie nawzajem ranić ani obrażać.
Pochyliła się nad mężem, przyłożyła policzek do jego piersi i zaszlochała. Dałaby
wszystko, by móc się do niego przytulić, przywrzeć do jego ciała, poczuć ciepło jego silnych
ramion.
Później to sobie odbijemy, pomyślała. Później, kiedy wszystko się ułoży.
Nagle cicho otworzyły się drzwi za jej plecami, potem coś stuknęło lekko o podłogę, a
po chwili ktoś na palcach opuścił pokój. Elizabeth nie musiała się odwracać. I bez tego
wiedziała, że to Helene postawiła na ziemi koszyk z torfem.
Elizabeth podniosła się z wyraźną niechęcią i otarła twarz rękawem. Marzła o tym,
żeby się umyć, ale nie miała czystej wody. Trudno. Nawet jeśli ktoś zauważy, że płakałam,
nie ma w tym przecież nic złego, pomyślała. Swoją drogą, jakie to dziwne, że człowiek
zawsze próbuje ukryć to, co naprawdę czuje. Wiedziała, że dotyczy to szczególnie smutku i
łez.
Chwilę później usłyszała rozmowę dobiegającą z korytarza.
Cienki głos Helene mieszał się z głębokim męskim głosem. Elizabeth domyśliła się, że
413813900.004.png
to doktor. Szybko pocałowała Kristiana w czoło i wyszeptała:
- Nie bój się. Zaraz wracam. Już po chwili była na dole.
- Dzień dobry – powiedziała, podając doktorowi dłoń na powitanie. – Dziękuję, że pan
przyjechał.
- Nie ma za co dziękować. W końcu to mój obowiązek. Pani parobek opowiedział mi,
co się stało – odparł doktor i ściągnął płaszcz.
Elizabeth powiesiła ubranie na wieszaku i ruszyła schodami na górę.
- Proszę za mną. Gdy znaleźli się w sypialni, doktor osłuchał Kristiana, po czym
przyłożył dłoń do jego
czoła. Otwierając torbę lekarską, zerknął ukradkiem na Elizabeth.
- Pani mąż zaczyna się robić cieplejszy. To dobry znak. Elizabeth dopiero teraz
uświadomiła sobie, że przez cały czas wstrzymywała oddech.
Powoli wypuściła powietrze. Doktor musiał to zauważyć, bo uśmiechnął się z
pobłażaniem i dodał:
- Nie musi pani być obecna przy badaniu. Pani mąż jest w dobrych rękach. Elizabeth
zawahała się przez moment, ale w końcu posłuchała rady doktora i zeszła na
dół do kuchni.
Mężczyźni nadal siedzieli przy stole i żywo o czymś dyskutowali, lecz gdy tylko
Elizabeth weszła do środka, natychmiast umilkli. Zmęczona opadła na krzesło i wzięła do
filiżanki kawy, która podała jej Lina.
- Wiadomo już coś?
To był głos Olego. Zastanawiając się nad odpowiedzią, Elizabeth wypiła kilka łyków
ciepłego napoju.
- Musimy zaczekać, aż doktor skończy badanie. Najbardziej martwi mnie jednak to, że
Kristian wciąż nie odzyskał przytomności. Niewykluczone, że doszło do urazu
wewnętrznego, o którym jeszcze nie wiemy.
- Naprawdę myślałaś, że nie żyje? – zapytała Ane.
- Tak – Elizabeth pogłaskała córkę po policzku. – Bałam się, że umarł. Gdzie go
znaleźliście? – zwróciła się z pytaniem do Olego.
- Pod Brattflage. Elizabeth zamarła bez ruchu.
- Co on tam robił?
- Tam jest taka wąska ścieżka – wyjaśnił Ole. – Kiedyś ludzie chodzili tamtędy na
polowanie. – Przypuszczam, że się poślizgnął. Zresztą sam nie wiem… nie mieliśmy czasu,
żeby dokładnie się przyjrzeć. Chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do domu.
413813900.005.png
- Od razu wiedzieliśmy, że żyje – wtrącił jeden z mężczyzn. – Gdy go znaleźliśmy, był
przytomny, ale nic nie mówił. W drodze do domu zaczął tracić przytomność. Skarżył się na
ból głowy i dygotał z zimna.
- Co ja bym bez was zrobiła – powiedziała Elizabeth, siląc się na uśmiech. –
Uratowaliście mu życie.
Jeden z mężczyzn zakaszlał, chcąc pokryć zmieszanie, po czym wymamrotał.
- Eee, jeszcze nic nie wiadomo… To znaczy, jeszcze nie wiemy, czy jest za co
dziękować… - mówiąc to, zrobił się czerwony jak piwonia. Wyglądał tak, jakby ze wstydu
chciał się zapaść pod ziemię.
Elizabeth nie mogła powstrzymać od śmiechu.
- Wiem, co masz na myśli. Ale i tak zrobiliście coś wspaniałego i będę waz za to
wdzięczna do końca życia – dopiła kawę i wstała od stołu. – Najedzcie się do syta. Lina
dopilnuje, żeby niczego wam nie zabrakło. Jak tymczasem pójdę na górę i sprawdzę, czy
doktor skończył badać Kristiana.
Drzwi do sypialni były nadal zamknięte, więc weszła do tkalni i zaczęła krążyć
niespokojnie po pokoju. Obrzuciła spojrzeniem wszystkie motki wełny, które wisiały na
ścianie: czerwone, żółte, niebieskie i zielone. W koszyku leżało kilka kłębków szarej, białej i
czarnej przędzy. Podniosła jeden z nich i ścisnęła w dłoni. Miały z nich powstać rękawice do
pracy na morzu i grube skarpety dla Kristiana. Białe rękawice z czarnym kciukiem, które
chroniły przed potworem morskim. Miała zamiar obciąć trochę włosów i wpleść je w
dzianinę, żeby rękawice były jeszcze mocniejsze.
Nagle poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Zrozpaczona usiadła przy krosnach.
- Dobry Boże, oszczędź go! – wyszeptała. Głos zaczął jej się łamać, wiec zamilkła.
Nieraz słyszała o ludziach, którzy po uderzeniu w głowę zmieniali się nie do poznania.
Niektórych zamykano nawet w zakładach psychiatrycznych. Oczy Elizabeth zaszły łzami.
Gdyby Kristianowi przydarzyło się coś takiego, nigdy by sobie tego nie wybaczyła! Nie
wyobrażała sobie, jak miałaby dalej żyć, gdyby dotknęło ich takie nieszczęście. Dopiero
kiedy kłębek wełny zrobił się wilgotny, uświadomiła sobie, że z jej oczu płyną łzy. Szybko
otarła twarz i wrzuciła kłębek z powrotem do koszyka.
Podeszła do okna i lekko je uchyliła. Wiatr owiał jej twarz i szyje. Zaczęła oddychać
gwałtownie, wciągając powietrze głęboko do płuc. Nagle drzwi do sypialni otworzyły się i
stanął w nich doktor. Elizabeth pospiesznie wybiegła z tkalni.
- Co z nim? – zapytała, wpatrując się w szczupła twarz lekarza. Mężczyzna
uśmiechnął się łagodnie.
413813900.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin