Angelsen Trine - Córka morza 09 Niebezpieczne uczucia.pdf

(641 KB) Pobierz
Rozdział 1
TRINE ANGELSEN
NIEBEZPIECZNE
UCZUCIA
412701870.002.png
Rozdział 1
- Chcecie zobaczyć, jak wygląda mój ukochany? – powtarzała Lina, wymachując
obrazkiem, który trzymała w ręce.
- No pewnie – uśmiechnęła się Elizabeth. Wytarła dłonie w fartuch, by na pewno mieć
czyste i suche palce.
Ostrożnie ujęła czarno – biały obrazek i przyglądała się mężczyźnie. Stał obok jakiejś
beczki i patrzył w dal, przed siebie. Fotografia była mała i niewyraźna, nie dało się rozróżnić
rysów, poza tym mężczyzna nosił bujną brodę.
- Wędrowny fotograf je zrobił – wyjaśniła Lina. – I właściwie to się nie nazywa
obrazek, tylko fotografia. On tak mi pisze w liście. Dałabyś wiarę, że można zrobić coś
takiego?
Elizabeth musiała się z nią zgodzić – rzeczywiście trudno uwierzyć. Spojrzała na
Kristiana, który wciąż stał w tym samym miejscu.
- A ty nie przyjedziesz zobaczyć? – spytała zdziwiona. – Widziałeś już przedtem taką
fotografię!
- E tam, nie ma za bardzo czego oglądać – uciął krótko. Elizabeth znowu spojrzała na
obrazek, Helene pochylała się nad nią.
- No nie, przestańcie się już gapić na tego człowieka. Nie możemy tu sterczeć przez
cały dzień! – krzyknął Kristian.
- Co ci się tak nagle zaczęło spieszyć? – zdumiała się Elizabeth, najwyraźniej nie
mając zamiaru wypuścić fotografii z ręki. – Jak to mówiłaś, Lina, jak się ten twój ukochany
nazywa?
- Andreas Sandberg.
- A, no tak – przypomniała sobie Elizabeth, oddając kartonik.
- No, Kristian, ty też chodź zobaczyć – powtórzyła Helene. Wzięła fotografię od Liny i
podsunęła ją Krystianowi. – Może go znasz. Przecież co roku jeździsz do Kabelvaag na
zimowe połowy.
- Nie, nigdy go nie widziałem – odparł pospiesznie.
- A może ty, Ole, wiesz, kto to taki? – dowiadywała się Elizabeth. Parobek studiował
podobiznę ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie, nie wydaje mi się.
- On nie pochodzi z Kabelvaag – wtrąciła Lina. – On… W tej samej chwili Amanda
wypuściła z rąk talerz, który roztrzaskał się na tysiące
412701870.003.png
drobnych kawałków.
- Przepraszam, przepraszam – powtarzała przerażona. Ja nie chciałam. – Pospiesznie
przyniosła szczotkę i zaczęła zmiatać skorupy. – Ja oczywiście zapłacę, potrąćcie mi z pensji.
- Głupie gadanie – zaprotestowała Elizabeth. – Nie będziemy robić sprawy z powodu
jakiegoś talerza. Poza tym był stary, z tego kompletu zostały nam tylko dwie sztuki, po prosto
sprzątnij to i już.
Lina podbiegła, żeby pomóc Amandzie, a kiedy skończyły Kristian wyją z kuchennej
szuflady nóż i kamienną osełkę.
- Mam zajęcia w obejściu – oznajmił.
- Przepraszam, że zapyta – zwróciła się do niego Lina niepewnie. – Ale czy Andreas,
mój ukochany, mógłby przyjechać do mnie z wizytą, może na początku jesieni? On,
oczywiście, nie chce być ciężarem, będzie pracował we dworze na swoje utrzymanie.
Elizabeth uśmiechnęła się.
- No coś ty! Nie będziemy gościa zmuszać do pracy za łóżko i trochę jedzenia.
- Nie będzie tu odwiedzin żadnych ukochanych – uciął Kristian tak gwałtownie, że
Elizabeth podskoczyła.
- Co masz na myśli?
- To, co powiedziałem. Służące nie będą tu przyjmować swoich kawalerów. A poza
tym jedna robota goni drugą, to nie jest czas na wizyty.
Z tymi słowami wybiegł, zatrzaskując za sobą drzwi. Helene i Amanda spojrzały po
sobie spłoszone. Ole chrząknął.
- Chyba ja też wrócę do swoich zajęć – mruknął, po czym i on zniknął.
- Cóż to za dziwne zachowani, pomyślała Elizabeth.
- On nie miał nic złego na myśli, Lina – powiedziała. – Jest po prostu zmęczonym a
zresztą rzeczywiście, tyle tu roboty, że trudno zapraszać gości na dłuższe pobyty. Może
innym razem.
Lina skinęła głową, wpatrując się znowu w fotografię,
- To głupie z mojej strony, że spytałam o coś takiego – szepnęła. – Niedługo zaczną
się wykopki, potem strzyżenie owiec i uboje, i nie wiadomo co jeszcze.
- Może innym razem – powtórzyła Elizabeth i więcej nie poruszały już tego tematu.
Nadszedł październik. Trudna pora roku, kiedy to bóstwa pogody nie mogą się
zdecydować, czy ma być śnieg, czy deszcz. Tego dnia deszcz nieustannie zacinał w szyby, a
drzewa w gwałtownych podmuchach wiatru zgniły się aż do ziemi.
Elizabeth biegła właśnie na strych, gdy na schodach zderzyła się z Ane.
412701870.004.png
- Bądź ostrożniejsza – krzyknęła na córkę, ale złapała ją za rękę, zanim mała zdążyła
spaść. – Nie widziałaś czasem Kristiana?
- Maria jest strasznie głupia – poskarżyła Ane, nie zwracając uwagi na pytanie matki.
– Ona mówi, że ja wyglądam jak królik!
- Nie, w żadnym razie nie wyglądasz jak królik, i nie mów o ludziach, że są głupi –
odparła Elizabeth, zaglądając do kantoru Kristiana.
- Ona mówi, że mam za duże zęby. – Ane pokazała swoje dwa nowe siekacze. W
porównaniu z maleńkimi mlecznymi ząbkami, były rzeczywiście duże. Ale nie na
to Elizabeth zwróciła uwagę przede wszystkim. Jeden z przednich zębów zachodził na
drugi, dokładnie tak samo jak u Kristiana.
Poczuła, że przenika ją zimny dreszcz. Zauważyła to już wcześniej, ale ostatnio
skrzywienie stało się wyraźnie większe. Nigdy przedtem nie przemknęło jej nawet przez
myśl, że Ane mogłaby odziedziczyć jakieś charakterystyczne cechy swojego przyrodniego
brata. Fakt, że oboje są bardzo opiekuńczy wobec zwierząt, to nic szczególnego, ale to
tutaj…!
- Nakrzyczysz na Marię? – spytała Ane. Elizabeth nie mogła wydobyć z siebie słowa,
stała tylko i patrzyła na córkę. Może to
się z wiekiem zmieni, myślała z nadzieją, wiedziała jednak, że chyba nie powinna za
bardzo na to liczyć. Mogła tylko oczekiwać, że nikt nie zauważy rodzinnego podobieństwa.
-Mamo – denerwowała się Ane, tupiąc ze złością nogą. – Tylko patrzysz, a nic nie
mówisz! Masz zamiar nakrzyczeć na Marię, czy nie?
Elizabeth opanowała się i skinęła głową.
- Oczywiście, że z nią porozmawiam. Szukała jakiejś wymówki, żeby zakończyć tę
rozmowę.
- Teraz muszę znaleźć Kristiana – rzekła pospiesznie. – Zanosi się na wichurę,
musimy sprzątnąć to, co jest na dworze.
Ane marudziła coś za jej plecami, ale Elizabeth nie usłyszała, co dziecko mówi. W tej
samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Kiedy otworzyła, na progu stał Sigvard, mąż
Bergette.
- Dzień dobry i szczęść Boże – przywitał się.
- Ach, to ty? Chyba z Bergette nie dzieje się nic niedobrego? – spytała Elizabeth
pośpiesznie, zaniepokojona o ciężarną przyjaciółkę. Do porodu zostały jeszcze cztery
miesiące. Dziecko będzie chyba bardzo duże, zgadywała Elizabeth, bo Bergette już teraz
zrobiła się gruba.
412701870.005.png
- Nie, Bergette ma się świetnie. A gdyby coś szło nie tak, to przecież mamy doktora.
Powiedział to z mdłym uśmiechem, który jednak nie obejmował oczu. W jego głosie
też brzmiała nuta niechęci. Elizabeth przypomniała sobie tamten dzień, kiedy Bergette
zwierzyła jej się, że jest brzemienna. Sigvard stał wtedy za firanką i przysłuchiwał się ich
rozmowie. Co jest w tym mężczyźnie? I czego chce ode mnie?
Nagle zdała sobie sprawę, że Sigvard o coś ją pyta. Opanowała się więc i poprosiła, by
powtórzył.
- Pytałem o Kristiana. Potrzebuję pomocy, by umieścić łódź w szopie, zanim wichura
rozpęta się na dobre. Nie wiesz, gdzie go mogę znaleźć?
- Jest w szopie na łodzie – odparła Ane rezolutnie. – Maria mówi, że jestem podobna
do królika – mówiła na tym samym oddechu. – Popatrz tu! – Uśmiechnęła się tak, żeby
zobaczył jej zęby.
- Ja myślę, że Maria jest zazdrosna – rzekł Sigvard spokojnie i potargał jasne włosy
dziewczynki.
- Jak kto? – spytała Ane, przechylając głowę na bok.
- Bo ty masz takie same zęby jak Kristian. – Wbił spojrzenie w Elizabeth.
A ona zesztywniała. Nagle zaschło jej w gardle. Właśnie o to się przed chwilą tak
martwiła.
- No to mamy z Kristianem już dwa podobieństwa – szczebiotała Ane. – Kochamy
zwierzęta i mamy takie same zęby. Och, jak się cieszę, muszę mu o tym powiedzieć! Tylko ty
mu czasem nic nie mów.
Sigvard nie odpowiedział, ale uśmiech, który posłał Elizabeth, sprawił, że dostała
gęsiej skórki.
- To Kristian tego nie wie? – spytał zanim zamknął za sobą drzwi.
- Myślisz, że on nie powie Krystianowi? – zastanawiała się Ane zaniepokojona.
- Nie, oczywiście, że nie – zapewniła Elizabeth w nadziei, że słowa, które wypowiada
brzmią przekonująco. Ale głos jej lekko drżał i dłonie zrobiły się lepkie. Musiała je więc
wytrzeć o spódnicę.
- Chyba poszukam Marii – oznajmiła Ane. – Poproszę, żeby mi pomogła w pisaniu
liter.
Wyglądało na to, że już wybaczyła ciotce tego królika, bo, podskakując radośnie,
pobiegła do salonu. Elizabeth wypuściła powietrze z płuc i skuliła się. Co powinna
powiedzieć, gdy Kristian wspomniał o podobieństwie jego zębów z zębami Ane? Kurczowo
skrzyżowała ręce na piersi, miała wrażenie, że jeśli je puści, to straci równowagę. Mózg
412701870.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin