Autor: Kate Wilhelm
Tytul: Byłaś wspaniała, dziecinko
(Baby, You Were Great)
Z "NF" 3/95
John Lewison pomyślał, że jeżeli trzasną jeszcze jedne
drzwi lub zadzwoni kolejny telefon, a następna osoba zapyta
go "Jak się miewasz?", jego głowa eksploduje. Opuszczając
laboratoria, przeszedł wyłożonym wykładziną korytarzem w
stronę windy, której drzwi rozsunęły się szeroko, aby w
absolutnej ciszy przyjąć go do środka. Zjechał łagodnie dwa
piętra w dół, gdzie znowu był korytarz i wykładzina. Na
drzwiach, które otworzył pchnięciem, widniał prosty napis:
studio prób. Znajdujące się wewnątrz trzy dziewczyny dobrze
wiedziały, że lepiej się nie odzywać, zanim on nie uczyni
tego pierwszy. Wskazały mu gestem, by przeszedł przez
poczekalnię. Były zdziwione widząc go pierwszy raz od
siedmiu czy nawet ośmiu miesięcy. Pomieszczenie, do którego
wszedł, było ciemniejsze i na pierwszy rzut oka wydawało się
puste, dopiero kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do
przyćmionego światła, dostrzegł, że jest tam ktoś jeszcze.
John usiadł na krześle obok Herba Javitsa, nadal nic nie
mówiąc. Herb miał na głowie hełm i wpatrywał się w szeroki
ekran, który tak naprawdę był jednostronną szybą pozwalającą
oglądać próbę w sąsiednim pokoju. John założył leżący obok
hełm. Pasował idealnie i natychmiast nawiązany został
kontakt z ośmioma przygotowanymi na jego czaszce miejscami.
W chwili kiedy włączył urządzenie, zapomniał, że ma je na
głowie.
Do sąsiedniego pomieszczenia weszła dziewczyna. Była tak
śliczna, że aż zapierało dech; długonoga, miodowa blondynka
o skośnych, zielonych oczach i brzoskwiniowej cerze.
Umeblowanie pomieszczenia imitującego salon stanowiły dwie
kanapy, parę krzeseł, stoliczki i stolik do kawy, wszystko
gustowne, ale bez stylu, jak reklama w katalogu mebli.
Dziewczyna stanęła w drzwiach i John poczuł jej
niezdecydowanie mocno wymieszane ze zdenerwowaniem i lękiem.
Na pozór wyglądała na zrównoważoną i zaciekawioną, jej
gładka twarz nie zdradzała wewnętrznych emocji. Kiedy
zrobiła niepewny krok w kierunku kanapy, można było zobaczyć
ciągnący się za nią, umocowany do głowy przewód. Wtem
otworzyły się drugie drzwi. Do środka wpadł młody człowiek i
zatrzasnął je za sobą. Wyglądał na szalonego. Dziewczyna
zareagowała zdziwieniem, zwiększoną nerwowością, szukała za
sobą klamki, znalazła ją i starała się otworzyć drzwi. Były
zamknięte. John nie mógł usłyszeć tego, co działo się w
drugim pokoju; czuł tylko reakcję dziewczyny. Mężczyzna o
szalonych oczach zbliżał się do niej, wymachując rękami w
powietrzu i rozglądając się niespokojnie wokoło. Nagle
rzucił się na nią, przyciągnął do siebie, gwałtownie całując
jej twarz i szyję. Dziewczynę przez kilka sekund zdawał się
paraliżować strach, potem pojawiło się jeszcze coś, uczucie
towarzyszące zazwyczaj nudzie czy zbytniej pewności siebie.
Kiedy ręce mężczyzny chwyciły z tyłu za bluzkę zdzierając
ją, dziewczyna zarzuciła napastnikowi ramiona na szyję, a na
jej twarzy malowała się namiętność, której nie czuło ani
serce, ani ciało.
- Cięcie! - spokojnie powiedział Herb Javits.
Mężczyzna odsunął się od dziewczyny i opuścił ją bez
słowa. Rozglądała się wokół bezmyślnie, z porwaną bluzką
zwisającą wokół bioder i zerwanym jednym ramiączkiem. Była
bardzo piękna. Wszedł szef prób, za nim podążał garderobiany
ze szlafrokiem, który zarzucił na ramiona dziewczyny. Fale
gniewu ogarniającego ją teraz przechodziły w furię, kiedy
wyprowadzano ją z opustoszałego pokoju. Obaj przyglądający
się temu mężczyźni zdjęli swoje hełmy.
- Jak dotąd czterdzieści jeden - mruknął Herb. - Wczoraj
szesnaście, przedwczoraj dwadzieścia... wszystko na nic. -
Rzucił Johnowi zaciekawione spojrzenie. - Co wyciągnęło cię z
laboratorium?
- Anna - powiedział John. - Telefonowała przez całą noc i
rano.
- O co tym razem chodzi?
- Te cholerne rekiny! Mówiłem ci, że to będzie za dużo
zaraz po wypadku samolotowym w zeszłym tygodniu. Ona ma już
dość.
- Poczekaj, Johnny - powiedział Herb. - Skończymy z tym,
jeszcze trzy dziewczyny i porozmawiamy. - Nacisnął guzik na
oparciu krzesła i znowu skierowali uwagę na pokój za
ekranem.
Tym razem dziewczyna nie była tak piękna; niższa, typ
rumianej brunetki ze śmiejącymi się niebieskimi oczami i
zadartym noskiem. Johnowi podobała się. Wyregulował hełm
i odczuwał razem z nią.
Była podniecona; próby zawsze je podniecały. Trochę lęku
i nerwowości, nie za dużo. Prawdopodobnie trochę ciekawości,
jak wypadnie próba. Kiedy szalony mężczyzna wbiegł do
pokoju, dziewczyna zbladła. Nic więcej się nie zmieniło.
Nerwowość nieznacznie wzrosła. Kiedy ją złapał, jedyną
emocją, którą emitowała, było zdenerwowanie.
- Cięcie - powiedział Herb.
Kolejna dziewczyna była brunetką, ze wspaniałymi,
długimi nogami. Bardzo spokojna, prawdziwa profesjonalistka.
Jej żywa twarz odbijała całą gamę emocji, których należało
się spodziewać w czasie toczącej się od nowa akcji, ale
wewnątrz nie czuła nic. Była setki kilometrów stąd.
Następną John poczuł jak uderzenie. Weszła powoli do
pokoju, rozglądając się naokoło zaciekawiona i zdenerwowana
jak inne. Była młodsza od pozostałych dziewcząt, mniej
zrównoważona. Miała jasnozłote włosy ułożone w skomplikowany
kopiec fal na czubku głowy, oczy piwne, a skórę ładnie
opaloną. Kiedy wszedł mężczyzna, jej uczucia szybko przeszły
w strach, a potem w przerażenie. John nie wiedział, kiedy
zacisnął powieki. On był tą dziewczyną, przepełnioną
niewypowiedzianym przerażeniem; jego serce waliło, poziom
adrenaliny podnosił się; chciał krzyczeć, ale nie mógł. Z
mętnych, niedostępnych głębi jego psychiki napływało falami
jeszcze coś, tak wymieszane z przerażeniem, że oba uczucia
połączyły się i stały jednym, pulsującym, tętniącym i
pożądającym. W nagłym odruchu otworzył oczy i spojrzał przez
szybę. Dziewczyna leżała rzucona na jedną z kanap, mężczyzna
klęczał na ziemi obok, pieszcząc jej nagie ciało i
przyciskając do niej twarz.
- Cięcie! - powiedział Herb. Jego głos trząsł się. -
Zaangażować ją - dodał. Aktor podniósł się spoglądając
na płaczącą teraz dziewczynę, potem szybko nachylił się i
pocałował ją w policzek. Jej łkania wzmogły się. Złote włosy
opadły w dół okalając twarz; wyglądała jak dziecko. John
zerwał hełm. Twarz miał mokrą od potu.
Herb wstał, zapalił światła w pokoju, okno zlało się ze
ścianą. Nie patrzył na Johna. Kiedy ocierał twarz, ręka mu
drżała; wepchnął ją do kieszeni.
- Kiedy zacząłeś te próby? - zapytał John, przerywając
trwającą dłuższy czas ciszę.
- Parę miesięcy temu. Mówiłem ci o tym. Do diabła,
musieliśmy, Johnny. To jest sześćset dziewiętnasta
dziewczyna, którą próbowaliśmy. Sześćset dziewiętnaście!
Wszystkie sztuczne, poza tą jedną! Martwe od stóp do głów.
Czy masz pojęcie, ile czasu nam to zabrało? Z początku
godziny na każdą. Teraz jest to kwestia minut.
John Lewison westchnął. Wiedział. Prawdę mówiąc, sam to
zasugerował, kiedy oznajmił: "Znaleźć jako test bazową
sytuację wywołującą niepokój". A jednocześnie nie chciał
wiedzieć, z czym Herb wyskoczy.
- No dobrze, ale to tylko dziecko. Co z jej rodzicami,
stroną prawną, tymi wszystkimi rzeczami? - spytał.
- Załatwimy to. Nie przejmuj się. Co z Anną?
- Od wczoraj dzwoniła do mnie pięć razy. Rekiny, to było
zbyt wiele. Chce nas widzieć, obu, dziś po południu.
- Żartujesz! Nie mogę teraz tego zostawić!
- To nie żarty. Mówi, że nie ma mowy o żadnym
podłączeniu, jeżeli się nie pokażemy. Będzie brała pigułki i
spała, póki się tam nie zjawimy.
- Dobry Boże! Nie ośmieliłaby się!
- Zarezerwowałem miejsca. Lecimy o dwunastej trzydzieści
pięć. - Patrzyli przez chwilę na siebie w milczeniu, po czym
Herb wzruszył ramionami. Był niskim mężczyzną, nie ciężkim,
ale mocnym. John miał powyżej sześciu stóp, był muskularny i
posiadał temperament, który - o czym dobrze wiedział -
musiał mocno trzymać na wodzy. Inni podejrzewali, że gdyby mu
pofolgował, przedmioty fruwałyby wokół, ale panował nad sobą.
Kiedyś dochodził do tego poprzez fizyczny akt wysiłku
ciała i woli, obecnie działo się to tak automatycznie, że
nie mógł przypomnieć sobie sytuacji, kiedy jego emocje groziły
wybuchem.
- Wiesz, Johnny, kiedy spotkamy się z Anną, pozwól mi to
rozegrać. Dobrze? - zapytał Herb. - Ja załatwię to
szybciej.
- Co zamierzasz zrobić?
- Natrzeć jej uszu. Jeżeli zechce wyładowywać się na
mnie, oberwie tak, że przez tydzień się nie podniesie. -
Uśmiechnął się wesoło. - Dotąd wszystko było, jak ona
chciała. Wiedziała, że nie ma zastępstwa i mogła zgrywać
primabalerinę. Niech teraz spróbuje. Niech tylko spróbuje. -
Herb przemierzał pokój swoimi krótkimi, nerwowymi krokami.
John wstrząśnięty uświadomił sobie, że nienawidzi tego
krępego mężczyzny o czerwonej twarzy. To uczucie było nowe,
wydawało mu się, że czuje smak tej nienawiści i nie jest on
ani nieznany, ani nieprzyjemny.
Herb zatrzymał się i patrzył przez chwilę na Johna.
- Dlaczego dzwoniła do ciebie? Dlaczego chciała, żebyś
też tam był? Wie przecież, że to nie twoja działka.
- Wie, że tak czy owak jestem pełnoprawnym partnerem -
powiedział John.
- Taaa, ale to nie powód. - Twarz Herba rozciągnęła się w
uśmiechu. - Ona myśli, że ciągle na nią lecisz, prawda? Wie,
że raz na początku wpadłeś, kiedy pracowałeś z nią, żeby
gadżet dobrze działał. - Jego uśmiech nie był już odbiciem
radości. - Czy ona ma rację, Johnny, chłopcze? Czy o to
chodzi?
- Zawarliśmy umowę - powiedział John zimno. - Ty
prowadzisz swoją działkę, ja swoją. Chce, żebym tam był, bo
tobie nie ufa albo nie wierzy już w nic, co jej mówisz.
Chce mieć świadka.
- Taaa, Johnny. Ale ty na pewno pamiętasz naszą umowę.-
Nagle Herb roześmiał się. - Wiesz, jak to jest, kiedy się
widzi ją i ciebie? Płomień, który chce dosięgnąć sopla lodu.
O trzeciej trzydzieści byli w apartamencie Anny w hotelu
Skyline na Bahama. Herb zarezerwował powrotny lot do
Nowego Jorku na szóstą po południu. Anna miała wrócić
dopiero o czwartej, czekali więc na nią spokojnie. Herb
włączył telewizor, zaproponował Johnowi hełm, lecz ten
odmówił potrząśnięciem głowy i obaj usiedli. John patrzył na
ekran przez kilka minut, potem także sięgnął po hełm.
Anna przyglądała się długim, zielonym, łagodnym morskim
falom, toczącym się z dala od brzegu; potem przeniosła wzrok
bliżej, gdzie morze było niebieskozielone, fale krótsze i
wreszcie tam, gdzie rozbijały się o piasek, spadając nań
pianą, która wyglądała na tak mocną, że można by po niej
chodzić. Była spokojna, ruchy łodzi kołysały ją, słońce
mocno grzało w plecy, wędka ciążyła w rękach. Jak leniwe
zwierzę w zgodzie z całym światem, w jedności z nim. Po paru
sekundach odłożyła wędkę i odwróciła się, spoglądając na
wysokiego, uśmiechniętego mężczyznę w kąpielówkach.
Wyciągnął rękę, a ona podała swoją. Weszli do kabiny, gdzie
czekały na nich napoje. Wypełniający ją spokój i szczęście
nagle prysnęły, a na ich miejsce pojawiło się przerażenie
połączone z niedowierzaniem i rodzącym się lękiem.
- Co u diabła...? - zamruczał John nastawiając głos.
Rzadko był on potrzebny z Anną na wizji.
- Kapitan Brothers musiał ich wypuścić. Przecież mimo
wszystko nic jeszcze nie zrobili - mówił ze śmiertelną
powagą mężczyzna.
- Ale dlaczego myślisz, że to mnie będą chcieli okraść?
- Kto jeszcze tutaj ma klejnoty warte milion dolarów?
John odwrócił się do Herba:
- Jesteś głupcem. Nie możesz wyskoczyć z czymś takim!
Herb podniósł się, przemierzył pokój, by stanąć przed
przeszkloną ścianą otwartą na obszar lśniącego, błękitnego
oceanu za oślepiająco jasnymi plażami.
- Czy wiesz, czego pragnie każda kobieta? Posiadać coś, co
warte jest kradzieży. - Parsknął śmiechem wydając niski
gardłowy dźwięk, w którym nie było radości. - Poza innymi
rzeczami, których potrzebuje również. Chce być od czasu do czasu
szorsto traktowana i zmuszana do uległości... Nasz nowy
psycholog jest całkiem niezły, wiesz? Jeszcze nigdy się nie
pomylił. Anna może się trochę buntować, ale wszystko pójdzie
jak z płatka.
- Nie zniesie rzeczywistego napadu. - Podkreślił to
dodając głośniej. - Ja tego nie zniosę.
- Może to zrobić dublerka - powiedział Herb. - Musimy
tylko rzucić pomysł, potem dublerzy zrobią resztę.
John patrzył na jego plecy. Chciał w to wierzyć. Pragnął
w to uwierzyć. W jego głosie nie było cienia emocji, kiedy
powiedział:
- Nie tak to się zaczęło, Herb. Co się stało?
Wtedy Herb odwrócił się. Jego twarz odcinała się ciemną
plamą na tle jasnego światła.
- Masz rację, John, nie tak to się zaczęło. Sprawy
podlegają przyspieszeniu, to wszystko. Ty myślisz o gadżecie
w taki sposób, jak to zaplanowaliśmy. Wydawało się, że
będzie wspaniale, ale nic nie trwa wiecznie. Dzięki nam
poznali uczucie hazardu i jak to jest, gdy się śmiga na
nartach, czy bierze udział w wyścigach samochodowych.
Daliśmy im wszystko, co tylko mogli zamarzyć, ale to
było za mało. Ile razy możesz po raz pierwszy w życiu skakać
na nartach? Po chwili potrzebujesz nowych podniet, no nie?
Dla ciebie to było wspaniałe, tak? Kupiłeś sobie lśniące
nowością laboratorium i spuściłeś zasłonę na resztę świata.
Kupiłeś sobie czas i wyposażenie, i kiedy coś ci nie
wychodziło, wyrzucałeś to i zaczynałeś od nowa. Nikomu to
nie przeszkadzało. Pomyśl, jak to było ze mną, chłopcze.
Cały czas musiałem wyskakiwać z czymś nowym, czymś, co
wstrząsnęłoby Anną, a poprzez nią tymi wszystkimi miłymi
ludźmi, którzy zwyczajnie nie żyją, jeżeli się do niej nie
podłączą. Myślisz, że to było łatwe? Anna okazała się
wspaniałym dzieciakiem. Dla niej wszystko było nowe i
ekscytujące, ale teraz już tak nie jest, chłopcze. Lepiej w
to uwierz, że teraz już tak nie jest. Wiesz, co mi
powiedziała miesiąc temu? Że jest znudzona mężczyznami,
zmęczona nimi. Nasza mała, gorąca Anna. Ma dość mężczyzn!
John podszedł do niego i odwrócił go w swoją stronę.
- Dlaczego mi tego nie mówiłeś?
- Dlaczego, Johnny? A co ty byś zrobił, czego ja nie
potrafię? Jeszcze usilniej szukałem faceta odpowiedniego dla
niej. Jaką nową podnietę ty byś wymyślił? Ja nad tym
pracowałem, chłopcze. Na samym początku powiedziałeś, bym
cię zostawił w spokoju. W porządku. Zostawiłem. Czytałeś
kiedykolwiek papiery, które ci wysyłałem? Podpisywałeś je,
chłopczyku. Wszystko, co zostało zrobione, podpisaliśmy
obaj. Więc daj sobie spokój z tym dlaczego-mi-nie-mówiłeś!
To na nic! - Jego twarz była obrzydliwie czerwona, żyły
wystąpiły mu na karku. John zastanawiał się, czy Herb nie ma
wysokiego ciśnienia i czy nie umrze kiedyś na zawał.
Tak, czytał papiery. I jego wspólnik wiedział o tym. Ale
Herb trafił w sedno, rzeczywiście chciał tylko jednego: żeby
go zostawili w spokoju. To był jego pomysł; po dwudziestu
latach pracy w laboratorium nad prototypami pokazał swój...
gadżet Herbowi Javitsowi. Wtedy Javits był jednym z
największych producentów w telewizji; teraz stał się
największym producentem na świecie.
Gadżet był całkiem prosty. Osoba z elektrodami
doprowadzonymi do mózgu nadawała emocje, które poprzez
hełmy przekazywała publiczności. Nie chodziło o słowa
ani o myśli, tylko o podstawowe emocje... strach, miłość,
gniew, nienawiść... W połączeniu z kamerą pokazującą to, co
dana osoba widzi, z podłożonym głosem jesteś po prostu tą,
która przeżywa emocje. Z jedną ważną różnicą: możesz zawsze
wyłączyć się, jeżeli masz dość. "Aktor" nie może. Prosty
gadżet. Właściwie nie potrzeba kamery ani ścieżki
dźwiękowej, wielu użytkowników nigdy ich nawet nie włącza,
pozwalając swojej wyobraźni uzupełniać przekaz emocjonalny.
Hełmy nie były sprzedawane, tylko wypożyczane po szybkim
i łatwym dopasowaniu. Dolar za wynajęcie wpłacało się
pierwszego dnia każdego miesiąca, a dorobili się trzydziestu
siedmiu milionów subskrybentów. Herb kupił własną sieć
telewizyjną po dwóch miesiącach, kiedy żądania zwiększenia
czasu antenowego odgrodziły go od zwykłej telewizji. Z
jednej godziny tygodniowo przeszli do godziny co wieczór, a
teraz program nadawany był przez osiem godzin codziennie na
żywo i przez następne osiem z taśmy.
To, co zaczęło się jako Dzień z Życia Anny Beaumont,
stało się teraz życiem z życia Anny Beaumont, a widownia
wciąż była nienasycona.
W tym momencie weszła Anna w otoczeniu swego stałego
orszaku - fryzjerka, masażyści, trenerzy, scenarzyści...
Wyglądała na zmęczoną. Na widok Johna i Herba odprawiła tłum
skinieniem ręki.
- Witaj, John - powiedziała.- I ty, Herb.
- Anno, dziecinko, wyglądasz wspaniale! - wykrzyknął
Herb. Wziął ją w ramiona i mocno pocałował. Stała nieruchomo
z opuszczonymi rękami.
Była wysoka, bardzo szczupła, o włosach koloru zboża i
szarych oczach. Szeroko rozstawione, wystające kości
policzkowe, stanowcze i prawie zbyt duże usta. W kontraście
do jej mocno opalonej brązowozłotej skóry zęby wydawały się
jeszcze bielsze niż John pamiętał. Chociaż zbyt silnie
zbudowana, by można było o niej powiedzieć, że jest śliczna,
była naprawdę piękną kobietą. Kiedy Herb wypuścił ją z objęć,
odwróciła się w stronę Johna, zawahała tylko przez moment,
po czym wyciągnęła wąską, brązową od słońca rękę. Jej dłoń w
dotyku była chłodna i sucha.
- Co u ciebie, John? Dawno cię nie widziałam.
Był bardzo zadowolony, że nie pocałowała go ani nie
powiedziała do niego "kochanie". Uśmiechnęła się tylko lekko
i łagodnie uwolniła rękę. Ruszył w stronę baru, kiedy
odwróciła się do Herba.
- Mam dość - powiedziała. Jej głos był bardzo cichy.
Wzięła whisky od Johna, ale nie spuszczała wzroku z Herba.
- Co się dzieje, kochanie? Właśnie cię oglądałem,
dziecino. Byłaś dzisiaj wspaniała, jak zawsze. Nadal to
masz, mała. Wciąż nadajesz.
- O co chodzi z tym napadem? Musiałeś stracić rozum...
- Aaaa, więc o to chodzi. Posłuchaj, dziecinko,
przysięgam ci, że nic nie wiem. Laughton musiał po
prostu mówić to, co mu właśnie przyszło do głowy. Przecież
zgodziliśmy się, że przez resztę tego tygodnia będziesz się
po prostu dobrze bawiła, pamiętasz? To także si...
magda123x