Temple.Robert K.G. - Tajemnica Syriusza t1.rtf

(10386 KB) Pobierz

Robert K.G.Temple

Tajemnica Syriusza

Dzieje gnozy

Tom 1

 

Tytuł oryginału

The Sirius Mystery

Poznań 2001


 

 

Mojej Matce, która przetrwała

SPIS TREŚCI

Podziękowania

Uwaga autora

 

Czym jest tajemnica?

 

Przedstawienie problemu Syriusza

1 Wiedza Dogonów

Sudański System Syriusza opisany przez M. Griaule i G. Dieterlen

 

Omówienie problemu Syriusza

Bajka

Święta liczba Pięćdziesiąt

Psy piekła

 

Poza tajemnicą

5 Mit o początku ludzkiej cywilizacji

Siedziby wyroczni

Pochodzenie Dogonów

Wyrastanie „Zęba Węża"

 

DODATKI

I Satelity planet, planety wokół gwiazd oraz obroty i wirowanie ciał w Przestrzeni Kosmicznej - opisane przez neoplatońskiego filozofa Proklosa

II Zachowane fragmenty z Ksiąg Berossosa, w tłumaczeniu angielskim

III Dlaczego sześćdziesiąt lat?

Znaczenie Delfickiego E

V Dlaczego Hetyci byli w Hebronie palestyńskim

VI Etapy wtajemniczenia u Dogonów

Bibliografia

Indeks


PODZIĘKOWANIA

Przede wszystkim chciałbym podziękować mojej żonie, Olivii, która nie szczędziła cennych uwag dotyczących mej pracy i była doskonałą korektorką.

Wdzięczny też jestem dwóm moim kolegom, którzy czytali książkę, gdy tylko ją napisałem i byli bardzo pomocni w jej redagowaniu. Poświęcili wiele czasu na wyjaśnienia i przygotowanie listy własnych sugestii. Są to Adrian Berry z londyńskiego Telegraph i Michael Scott z Tangier. Michael poświęcił dużo czasu na przemyślenie szczegółów, o które zazwyczaj niewiele osób się zatroszczy, jeżeli nie dotyczą ich własnej pracy.

Książka ta nigdy nie zostałaby napisana, gdyby nie Arthur M.Young z Filadelfii, który zwrócił moją uwagę na materiał dotyczący Dogonów. Pomagał i zachęcał mnie, bym dotarł do sedna tajemnicy oraz dostarczał mi wielu cennych materiałów, łącznie z maszynopisem angielskiego tłumaczenia Le Renard Pale autorstwa antropologów Griaule'a i Dieterlen, co umożliwiło mi uaktualnienie moich badań.

Bez sugestii i zachęty Arthura C. Clarke’a z Cejlonu, mógłbym nie znaleźć dość motywacji i siły, by przebrnąć przez wiele wyczerpujących lat badań.

Mój agent, Miss Anne McDermid była doskonałym krytykiem i doradcą w trakcie całej pracy nad książką. Jej entuzjazm i energia dorównują jej intuicji i zdolnościom do negocjacji.

Dziękuję również tym, którzy przeczytali całość albo część książki za cenne uwagi, a więc prof. W. H. McCrea'owi z Wydziału Astronomii w Sussex University, Johnowi Moore'owi z Robinson & Watkins, Brendanowi O'Reaganowi ze Stanford Research Institute, Edwardowi Bakewellowi ze St Louis oraz Anthony'emu Michaelisowi z Weizmann Institute Foundation.

Wdzięczny też jestem Adrianowi i Marinie Berry za skontaktowanie mnie z A. Costa, a A. Costa za dostarczenie licznych zdjęć Dogonów, z których część pojawiła się w tej książce i za skontaktowanie mnie z panią Germanie Dieterlen. Gorąco dziękuję pani Dieterlen za wyrażenie zgody - jej i Societe des Africainistes z Paryża (którego jest sekretarzem generalnym) - na publikację całego artykułu „Un Systeme Soudanais de Sirius", który napisała razem z nieżyjącym już Marcelem Griaule.

Niezwykle pomocni podczas konsultacji pewnych szczególnych problemów okazali się: Geoffrey Watkins, przewodniczący Królewskiego Towarzystwa Geograficznego Bidwell, Robin Baring odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego, James Serpell, Seton Gordon, Herbert Brown oraz Robert i Pauline Matarasso. Wdzięczny jestem za pomoc i różnego rodzaju zachętę Fredowi Clarke'owi, prof. Cyrusowi Gordonowi, Robertowi Gravesowi, Kathleen Raine, Williamowi Gunstonowi, prof. D. M. Langowi, prof. Charlesowi Burney'owi, dr. Irvingowi Lindenbladowi, dr. Paulowi Murdinowi, Hiltonowi Amblerowi, Gillian Hughes, Carolowi MacArthurowi, R. Markhamowi, Richardowi Robinsonowi, dr. Michaelowi Barraclough'owi i Angeli Earll.

Dziękuję też za publikację książki mojemu brytyjskiemu wydawcy, pani Jan Widdows i mojemu amerykańskiemu wydawcy, Thomasowi Dunne'owi, którzy okazali się bardzo pomocni i życzliwi. Kartograf, Daniel Kitts z zapałem przygotowywał mapy i wykresy, zgodnie z wymaganiami, które były czasami uciążliwe. Pani Mary Walsh świetnie potrafiła dobrać rysunki. Stephen du Sautoy okazał się też bardzo pomocny i popisał się duża wyobraźnią przy projektowaniu okładki, stosując się do uwag autora w sprawach, do których zazwyczaj się go nie dopuszcza.

Chciałbym wyrazić swoją wdzięczność afrykańskim kapłanom: Manda'owi, Innekuzu, Yebene i Ongnonlu, bez których ta książka w ogóle by nie zaistniała. Szczególnie dwóch ludzi zasługuje na pamięć: nieżyjący Sir Norman Lockyer, który znalazł sposób, by połączyć dwie uprzednio oddzielne dziedziny: astronomię i archeologię oraz nieżyjący Thomas Taylor z Londynu, który poświęcił swoje życie na tłumaczenie i publikację tekstów, które przetrwały wieki zaniedbania, złośliwości, palenia książek i rzezi, będących przez dwa tysiąclecia losem tych, którzy poświęcili się „Wielkiej Tradycji". Taylorowi nie udało się uniknąć konsekwencji, jakie wynikały z jego poglądów, bólu i cierpienia. Podziękowania należą się też Proklosowi za to, że nawiązywał do tradycji, okrytych tajemnicą, które mógł ukryć.

R. K. G. T.


UWAGA AUTORA

W części drugiej po każdym rozdziale znajduje się jego streszczenie. Już sama ilość materiału powoduje, że aby widzieć wszystko w określonej perspektywie, korzystne będzie przypomnienie sobie pewnych faktów, jeżeli okaże się to konieczne. Autor nie może przepraszać za złożoność materiału, ale może pomóc, dostarczając tej niewielkiej pomocy dla lepszego zrozumienia całości.

Włożono też sporo wysiłku, by odszukać wszystkich właścicieli zamieszczonych ilustracji. Jeżeli ktokolwiek został pominięty, przepraszamy, a odpowiednie poprawki zostaną wydrukowane w następnych wydaniach.


DO CZYTELNIKA

CZYM JEST TAJEMNICA?

Czy w przeszłości Ziemię odwiedzały inteligentne istoty z systemu planetarnego Syriusza? - pytanie to intrygowało mnie przez wiele lat. Gdy w 1967 roku poważnie zabrałem się do pisania tej książki, cały problem dotyczył afrykańskiego plemienia Dogonów mieszkających w Mali, dawniej francuskim Sudanie. Dogoni posiadali tak niewiarygodne informacje o systemie Syriusza, że zdecydowałem się przestudiować ten materiał. Siedem lat później, w 1974 roku mogłem już przedstawić dowody na to, że informacje, które posiadają Dogoni, liczą więcej niż pięć tysięcy lat, a znali je też starożytni Egipcjanie w czasach prehistorycznych, przed rokiem 3200 p.n.e. Z Egiptu zresztą, co udowodnię, wywodzą się sami Dogoni i ich kultura.

Cofnąłem się pięć tysięcy lat, by zebrać jak najwięcej wiadomości dotyczących tego problemu, co spowodowało, iż stał się on jeszcze bardziej intrygujący. Trudniej jest mi teraz udzielić jednoznacznej odpowiedzi na postawione na początku pytanie. Dogoni zachowali tradycję, która wydaje się wykraczać poza świat ziemski.

Odrzućmy niedorzeczne twierdzenie, że inteligentne istoty z pozaziemskiego systemu planetarnego wylądowały w Afryce, przekazały pewne informacje zachodnioafrykańskiemu plemieniu, po czym powróciły w przestrzeń, pozostawiając ludzi na łasce losu. Taka teoria nigdy nie wydawała mi się prawdopodobna. Musiałem jednak posłużyć się nią jako hipotezą wstępną. Nie miałem pojęcia, że Dogoni w swojej kulturze zachowali starożytne misteria egipskie. Nie przypuszczałem też, iż starożytni Egipcjanie posiadali jakąkolwiek wiedzę o Syriuszu. O starożytnym Egipcie miałem takie wyobrażenie, jakie posiada większość przeciętnych ludzi: wiedziałem, że budowali piramidy, mumifikowali zwłoki, mieli faraona imieniem Tutenchamon i pisali hieroglifami. Studiowałem kultury orientalne na uniwersytecie, ale nigdy nie intrygował mnie Egipt, z wyjątkiem okresu islamskiego po roku 600 n.e. O starożytnym Egipcie nie wiedziałem prawie nic. Gdybym posiadał choć skromną wiedzę, zaoszczędziłbym sporo czasu.

Minęło wiele miesięcy, zanim kilka drobnych problemów, zaprzątających przez dłuższy czas moją uwagę, zmusiło mnie do gromadzenia wiedzy o starożytnym Egipcie i wielu innych przedmiotach z nim powiązanych, z którymi nie zetknąłem się do tej pory. Nie wiem nawet, czy zdecydowałbym się na wydatek pięćdziesięciu funtów na niezbędny Egiptian Hieroglifie Dictionary (Słownik hieroglifów egipskich) Wallisa Budge'a, nie drukowany już od pewnego czasu, liczący 1356 stron i tak ciężki, że dziesięcioletnie dziecko nie podniesie go ze stołu. Tak się jednak szczęśliwie złożyło, iż dostałem go w prezencie razem z wieloma innymi książkami dotyczącymi tematu, którym miałem się zająć. Pomogło mi to pokonać moją wrodzoną niechęć do założenia prowizorycznego obozowiska w jakiejś uniwersyteckiej bibliotece, w której musiałbym spędzić kilka następnych lat. Zawdzięczam to mojej drogiej, nieżyjącej już przyjaciółce. Mary Brendzie Hotham-Francklyn, która w dziewięćdziesiątym czwartym roku swojego życia podarowała mi pokaźną liczbę książek, do tego stopnia interesujących, że nie mogłem ich zlekceważyć. W rezultacie powstała ta praca.

Po raz pierwszy zainteresowałem się sprawą tajemnicy Syriusza w 1965 roku. Opracowywałem razem z Arthurem M. Youngiem z Filadelfii - konstruktorem helikoptera Bella, a obecnie (1972 rok) współwydawcą i współautorem książki pt. Consciousness and Reality (Świadomość i rzeczywistość) - pewne naukowe i filozoficzne problemy. Dzięki Arthurowi w trakcie moich studiów uniwersyteckich, które odbyłem w latach 1961-1967, świetnie opanowałem wiedzę w zakresie nauk ścisłych. Gdy przedzierałem się przez zawiłości języka sanskryckiego i innych uciążliwych przedmiotów na uczelni, Arthur wpajał mi i kilku innym kolegom ze studiów wiedzę z zakresu nauk ścisłych. Razem braliśmy udział w bardzo ciekawych seminariach i pracach badawczych, nadzorowanych przez Arthura Younga, które niekiedy wiązały się z działalnością założonej przez niego fundacji o nazwie Fundacja do Badania Świadomości.

Arthur Young pasjonował się mitologiami z całego świata, również tymi, które wydawały się pozornie mało znaczące. Któregoś dnia pokazał mi książkę pt. Ąfrican Worlds (Afrykańskie światy), w której każdy rozdział poświęcony był odrębnemu plemieniu, jego zwyczajom, życiu i wyobrażeniom. Jeden z rozdziałów książki, napisany przez wybitnych antropologów, Marcela Griaule'a i Germanie Dieterlen i przetłumaczony z francuskiego, dotyczył Dogonów.

Arthur dał mi do przeczytania fragment tego rozdziału, w którym antropolodzy omawiali kosmologię Dogonów. Zacytuję go tutaj, gdyż od tego momentu zwróciłem uwagę na ten frapujący problem i chciałbym, aby czytelnik rozpoczął swą wędrówkę z tego samego miejsca. Oto wspomniany fragment:

"Początkiem stworzenia jest gwiazda, która obraca się wokół Syriusza i nazywa się 'gwiazdą Digitaria' Dogoni uważają ją za najmniejszą i jednocześnie najcięższą ze wszystkich gwiazd. Zawiera ona zarodki wszelkich rzeczy. Jej ruch dookoła własnej osi i wokół Syriusza utrzymuje w przestrzeni całe życie. Dowiemy się, iż jej orbita wyznacza kalendarz".

To wszystko. Antropolodzy nie wspominali co prawda o faktycznym istnieniu gwiazdy, która obracałaby się wokół Syriusza. Jednak wtedy i Arthur, i ja wiedzieliśmy o istnieniu białego karła, tzw. Syriusza B, krążącego wokół Syriusza A. Wiedzieliśmy, że był to „najmniejszy i najcięższy" typ gwiazdy, jaki znano. (Nie mówiło się wtedy wiele o gwiazdach neutronowych i czarnych dziurach, a pulsary nie zostały jeszcze odkryte). Obu nam się wydawało, że jest to bardzo dziwne spostrzeżenie, tym bardziej że pochodzi od rzekomo prymitywnego plemienia. W jaki sposób można było to wyjaśnić? Porzuciłem jednak na pewien czas dalsze rozważania, gdyż pochłaniały mnie wówczas inne sprawy.

Dwa lata później w Londynie poczułem nagłą nieodpartą potrzebę zbadania tego problemu. Zachęciła mnie do tego lektura ciekawych, futurystycznych esejów Arthura C. Clarke'a, którego poznałem osobiście. Nie pamiętając jednak nazwy afrykańskiego plemienia, napisałem list do Arthura Younga z prośbą o informacje. Był tak uprzejmy, że wysłał mi fotokopię całego rozdziału książki African Worlds. Wiedząc już, iż chodziło o plemię Dogonów, udałem się do Królewskiego Instytutu Antropologii, by zasięgnąć pełniejszych informacji.

Bibliotekarz przejrzał katalog razem ze mną i okazało się, iż cała literatura na ten temat była po francusku, w języku, którego nie znałem. Uparłem się jednak i wyszukałem artykuł, posiadający w tytule słowo „Syriusz". Wyglądał dość obiecująco (w przeciwieństwie do całej reszty). Poprosiłem o fotokopię. Gdy odebrałem ją po dwóch tygodniach (w listopadzie 1967 roku), nic oczywiście z niej nie zrozumiałem. Musiałem znaleźć kogoś, kto by mi ją za wynagrodzeniem przetłumaczył. Wreszcie miałem materiał po angielsku, był ciekawszy, niż to sobie wyobrażałem. Dotyczył wyłącznie tradycji Dogonów, która była trzymana w ścisłej tajemnicy. Ujawnili ją dopiero po wielu latach wspólnego życia z antropologami, Griaulem i Dieterlen, główni kapłani dogoriscy, po specjalnej naradzie wszystkich kapłanów. Zdecydowali się przekazać swoje tajemnice Marcelowi Griaule'owi, pierwszemu przybyszowi, który wzbudził ich zaufanie.

Największa tajemnica Dogonów dotyczyła gwiazdy, którą nazywali najmniejszym znanym im ziarnem. Jego botaniczna nazwa to Digitaria i jako taka pojawia się w artykule, zamiast nazwy po, którą przyjęli Dogoni. Mimo że cały artykuł poświęcony jest owemu problemowi, Griaule i Dieterlen zaledwie wspominają o istnieniu tej gwiazdy, która istnieje naprawdę i porusza się tak, jak twierdzą Dogoni. Antropolodzy zamieszczają tylko krótką uwagę w przypisie: „Sprawa nie została rozwiązana, nie została nawet zakwestionowana: jak człowiek pozbawiony przyrządów mógł znać ruch i cechy gwiazd, których prawie nie widać". Takie stwierdzenie wskazuje na fakt, iż badacze mieli niewielkie pojęcie o astronomii, gdyż nie można mówić o Syriuszu B krążącym wokół Syriusza jako o „ledwo widocznym". Przecież gołym okiem nie widać go wcale i odkryto go dopiero w tym wieku za pomocą teleskopu. Arthur Clarke, gdy sprawdził pewne fakty, napisał mi w liście z 17 lipca 1968 roku: „Jeżeli chodzi o Syriusza B, to jest on wielkości 8m - zupełnie niewidoczny, nawet gdyby Syriusz A całkowicie go nie zasłaniał". Dopiero w 1970 roku Irvingowi Lindenbladowi z Amerykańskiego Obserwatorium Marynarki Wojennej udało się zrobić zdjęcie Syriusza B. Przedstawia je fotografia 7.

W artykule, który otrzymałem z Królewskiego Instytutu Antropologicznego, Griaule i Dieterlen piszą, iż według Dogonów gwiazda Digitaria okrąża Syriusza co pięćdziesiąt lat. Zacząłem studiować to, co wiadomo o Syriuszu B, i wkrótce odkryłem, iż czas jego obrotu orbitalnego wokół Syriusza A wynosi rzeczywiście pięćdziesiąt lat. Wiedziałem już, że trafiłem na ważny ślad. Od tej chwili całkowicie pochłonęła mnie próba dotarcia do sedna tajemnicy.

Przez kilka następnych miesięcy Arthur C. Clarke okazał mi niezwykłą pomoc. Pisał z Cejlonu, mimo iż dość często przyjeżdżał do Londynu. Udało nam się omówić wiele fascynujących problemów, które zaczęły być głośne dzięki świetnie sprzedającym się książkom autorstwa Ericha von Danikena, takim jak Chariots of the Gods i późniejszym. Zacząłem więc przygotowywać książkę mówiącą o wszystkich tych niezwykłych tajemnicach. (W owym czasie von Daniken nie był jeszcze tak popularny). Arthur Clarke przedstawiał mnie po kolei wielu ciekawym profesorom - każdy z nich hołubił jakąś tajemnicę. Derek Price, profesor historii nauki na Uniwersytecie w Yale, odkrył prawdziwą naturę słynnego mechanicznego komputera z około 100 roku p.n.e., odnalezionego we wraku statku Anti-Kythera na przełomie wieków. Owym komputerem nikt się nie interesował aż do chwili, gdy ktoś w Atenach upuścił go na podłogę i rozbił; dopiero wtedy oceniono jego wartość. Price dostrzegł również ślady babilońskiej matematyki na obszarze Nowej Gwinei i dużo opowiadał o „wraku statku Raffles".

Poznałem również dr. Alana McKaya, krystalografa z Birkbeck College Uniwersytetu Londyńskiego, który interesował się Dyskiem Phaistos z Krety, tajemniczym stopem metali odnalezionym w chińskim grobowcu oraz niezmierzonymi przestrzeniami Rzeki Oxus. Zauważyłem, że ludzie interesujący się różnymi tajemniczymi zjawiskami zaczynają odciągać mnie od celu moich poszukiwań, przedstawiając mi coraz to nowe, bardziej fascynujące zagadki.

Przestałem interesować się tymi wszystkimi tajemnicami i postanowiłem zająć się rozwikłaniem jednego, trudnego i konkretnego zagadnienia, z którym zetknąłem się już wcześniej: skąd Dogoni posiadali tak niezwykłą wiedzę i czy Ziemię odwiedzały istoty pozaziemskie?

Podjęcie poważnych badań, dotyczących kontaktu istot pozaziemskich z Ziemią, stanowiło pewien problem, gdyż wielu naukowców nie chce o tym nawet słyszeć. Z drugiej strony, część tych czytelników, którzy z entuzjazmem przyjmą moje badania, nie będą tymi, z którymi człowiek chciałby się identyfikować. Dlatego podjąłem swoje badania z pewnymi oporami i gdy ktoś w ciągu kilku tych lat zmuszał mnie do powiedzenia, czym się zajmuję, to przyznawałem się, że piszę książkę, lecz nigdy nie mówiłem o czym. Mamrotałem niewyraźnie, że będzie to praca „o starożytnych Egipcjanach" albo „o mitologii pewnego plemienia w Afryce - naprawdę niezbyt interesującej". Przez tę pracę z pewnością zostanę zaliczony do raczej pożałowania godnej kategorii „ludzi, którzy piszą o małych zielonych istotach z przestrzeni kosmicznej", chociaż moim zamiarem są poważne badania. Czasami skłonny byłbym przepraszać za wybrany temat, lecz nie sądzę, aby miało to jakiś sens.

Ważny jest fakt, że szeroki krąg ludzi będzie miał okazję zapoznać się z tym zadziwiającym i frapującym materiałem, który udało mi się zgromadzić. Od czasu gdy nauka została uwolniona od tyranii kilku osób i stała się powszechna dzięki wynalezieniu druku, a obecnie dzięki współczesnym mass mediom i masowym nakładom książek i periodyków (również dzięki „rewolucji paperbacków"), każda myśl ma szansę się przebić i wszędzie zasiać swoje ziarno. Nie potrzebuje przyzwolenia ani szczególnego zainteresowania opinii, opierającej się na powszechnie uznanych poglądach kilku starzejących się umysłów.

Należy jednak pamiętać o tym, iż wcześniej było inaczej. Nie dziwi więc fakt, że zanim osiągnęliśmy obecny poziom upowszechniania wiedzy, przez wieki istniały tajne tradycje kapłańskie przekazu ustnego, pilnie strzeżonego, by nie zniekształciła go żadna cenzura i by nie stracił swojego znaczenia. Obecnie po raz pierwszy można ujawnić wiedzę tajemną bez obawy, że zostanie zniszczona w trakcie przekazu. Czy to możliwe, że Dogoni uświadamiali to sobie dzięki jakiemuś niezwykłemu instynktowi, gdy po wzajemnych konsultacjach wśród najwyższych kapłanów zdecydowali się na bezprecedensowe posunięcie i odsłonili swoje najgłębsze tajemnice? Wiedzieli, iż mogą ufać francuskim antropologom i gdy w 1965 roku zmarł Marcel Griaule, jego pogrzeb w Mali zgromadził około dwieście pięćdziesiąt tysięcy członków plemienia, którzy oddali mu hołd, czcząc go jak wielkiego mędrca i najwyższego kapłana w swoim plemieniu. Taka cześć musiała oznaczać, iż był on niezwykłym człowiekiem i Dogoni mogli mu bez zastrzeżeń zaufać. Dostęp do tajemnej wiedzy Dogonów zawdzięczamy bez wątpienia osobowości Marcela Griaule'a. Dzięki niej mogłem prześledzić tę wiedzę pochodzącą od starożytnego Egiptu. Okazało się, że w zamierzchłej przeszłości istniał związek pomiędzy Ziemią i rozwiniętą rasą inteligentnych istot z innego systemu planetarnego, odległego o kilkanaście lat świetlnych w kosmosie. Jeżeli istnieje inne wyjaśnienie tajemnicy Syriusza, to będzie prawdopodobnie jeszcze bardziej zdumiewające, niż mogłoby się nam obecnie wydawać. Z pewnością jednak będzie istotne dla zrozumienia genezy życia.

Nie powinien zaskakiwać nas fakt, że muszą istnieć inne cywilizacje tak w naszej Galaktyce, jak i w całym Wszechświecie. Nawet gdyby po latach okazało się, że wyjaśnienie tajemnicy Syriusza jest całkowicie odmienne (chociaż trudno mi sobie wyobrazić jakie), musimy pamiętać o tym, że nie jesteśmy w kosmosie sami i rozwiązanie tajemnicy Syriusza będzie pomocne w rozwikłaniu zagadek związanych z funkcjonowaniem wszechświata. Bardziej otworzy też nasze oporne umysły na ważne problemy cywilizacji pozaziemskich, które z całą pewnością istnieją.

Na razie żyjemy wszyscy jak rybki w akwarium, które wyskakują z wody tylko wtedy, gdy kosmonauci wzbijają się w przestrzeń kosmiczną. Ludzie zdążyli się już znudzić badaniami kosmicznymi, zanim przyjęły one właściwy kie- runek. Można zauważyć, że zmęczony krwioobieg kongresmenów potrzebuje stałych zastrzyków w formie haseł „ratowania biosfery" i „zmniejszania dziury ozonowej", jak niezbędnego „uderzenia heroiny", by przebudzili się z okropnego letargu i chcieli głosować na fundusze programów kosmicznych, które dla wielu z nich są nudne, pozbawione podniet i napięcia.

Zdjęcia Ziemi widzianej z kosmosu, gigantycznej i pięknej wiszącej kuli przyozdobionej chmurami i błyszczącej wodami mórz, zaczęły funkcjonować w długich i ospałych korytarzach naszej znarkotyzowanej psychiki. Ludzkość, w niedostrzegalny sposób, zaczyna uświadamiać sobie, iż w tej grze biorą udział wszyscy. Każdy z nas żyje na globie zawieszonym w przestrzeni, która wydaje się być pustką, każdy składa się z atomów, które same w większości są pustką, i co więcej, jesteśmy jedynymi istotami obdarzonymi inteligencją, jakie znamy. Sumując, żyjemy sami ze sobą, z wszelkimi bratobójczymi walkami, charakteryzującymi tę dramatyczną sytuację.

Równocześnie jednak powoli uświadamiamy sobie ten paradoks, oczywisty wniosek zaczyna i do nas docierać.

Wielu wybitnych ludzi (wyjątkowo genialnych lub wyjątkowo szalonych) uświadomiło sobie, że jeżeli siedzimy tu, na tej planecie, walczymy pomiędzy sobą, gdyż brak nam lepszych podniet. Może zatem w całym Wszechświecie jest więcej takich planet, gdzie inteligentne istoty albo siedzą i duszą się we własnym sosie, jak my, albo przebiły się przez swoją skorupę i nawiązały kontakt z inteligentnymi stworzeniami z innych planet. Jeżeli rzeczywiście dzieje się tak w całym Wszechświecie, to może już niedługo odkryjemy, iż powiązani jesteśmy z naszymi braćmi pochodzącymi nie z Ziemi, lecz z istotami żyjącymi obok jakiejś gwiazdy w tej ogromnej pustce, która rodzi planety, słońca i umysły.

Zawsze uważałem, że organizacje, które przeznaczają całe miliony dolarów na utrzymanie „pokoju" i próby ustalenia, jakie zło tkwiące w naturze ludzkiej wyzwala coś tak sprzecznego z istotą życia człowieka jak konflikt, powinny raczej przeznaczyć wszystkie swoje zasoby na programy badań przestrzeni kosmicznej i rozwój astronomii. Zamiast zwoływać seminaria dotyczące „spraw pokoju", powinniśmy skonstruować więcej teleskopów. Odpowiedź na pytanie: „Czy ludzkość zaprzecza swej naturze?" poznamy wówczas, gdy będziemy mogli porównać się z innymi gatunkami obdarzonymi inteligencją i ocenić się według właściwej skali, innej od tej, którą sami dla siebie ustalamy. Na razie walczymy z fikcyjnym przeciwnikiem, ścigamy zjawy... Odpowiedzi należy szukać na innych gwiazdach i w istotach odmiennego gatunku. Możemy pomniejszyć naszą nerwicę tylko wtedy, gdy staniemy się jeszcze bardziej introspektywni i narcystyczni. Musimy zająć się tym, co istnieje na zewnątrz. Równocześnie jednak musimy wytrwale badać naszą przeszłość. Przyszłość, krok do przodu bez żadnej koncepcji na temat tego, gdzie byliśmy, jest bez sensu. Istnieje przecież możliwość, że odkryjemy jakieś tajemnice dotyczące naszego pochodzenia. I tak, na przykład, jeden z wyników moich studiów, które niewinnie zaczęły się od badania plemienia w Afryce, pokazał, iż cywilizacja, którą znamy, została prawdopodobnie przeniesiona z innej gwiazdy. Połączone kultury Egiptu i Sumeru w rejonie śródziemnomorskim wydają się nie mieć swojego początku. Nie znaczy to, że nie było tam przedtem nikogo. Wiemy, że żyło tam mnóstwo ludzi, lecz nie znajdujemy żadnych śladów ich cywilizacji. Ludzie i cywilizacja to dwie odrębne sprawy. Posłuchajmy choćby słów nieżyjącego już profesora W. B. Emery'ego z jego książki pt. Archaic Egypt:

W czasach około 3400 lat przed narodzeniem Chrystusa w Egipcie miała miejsce ogromna zmiana - kraj gwałtownie przeszedł ze stanu rozwiniętej kultury neolitycznej o złożonym plemiennym charakterze w dwie dobrze zorganizowane monarchie. Jedna obejmowała teren Delty, a druga właściwą dolinę Nilu. Równocześnie pojawiła się sztuka pisania, w zadziwiającym stopniu rozwinęła się architektura pomnikowa, sztuka i rzemiosło. Wszelkie dowody wskazują na istnienie dobrze zorganizowanej, a nawet wysoko rozwiniętej cywilizacji. Osiągnięto to wszystko w stosunkowo krótkim czasie, bez widocznych podstaw warunkujących tak zasadnicze zmiany, jakie zaszły w sztuce pisania i architekturze.

Niezależnie od tego, czy będziemy podejrzewać, iż na Egipt nastąpiła inwazja bardziej cywilizacyjnie rozwiniętych ludzi, którzy przynieśli ze sobą własną kulturę, faktem pozostaje, że cofnięcie się do tego okresu w historii stawia nas wobec wielu niewiadomych. Z c...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin