297. Barton Beverly - Włóczęga.pdf

(880 KB) Pobierz
The wanderer
BEVERLY BARTON
Włóczęga
96637660.078.png 96637660.089.png 96637660.100.png 96637660.111.png 96637660.001.png 96637660.012.png 96637660.023.png 96637660.031.png 96637660.032.png 96637660.033.png 96637660.034.png 96637660.035.png 96637660.036.png 96637660.037.png 96637660.038.png 96637660.039.png 96637660.040.png 96637660.041.png 96637660.042.png 96637660.043.png 96637660.044.png 96637660.045.png 96637660.046.png 96637660.047.png 96637660.048.png 96637660.049.png 96637660.050.png 96637660.051.png 96637660.052.png 96637660.053.png 96637660.054.png 96637660.055.png 96637660.056.png 96637660.057.png 96637660.058.png 96637660.059.png 96637660.060.png 96637660.061.png 96637660.062.png 96637660.063.png 96637660.064.png 96637660.065.png 96637660.066.png 96637660.067.png 96637660.068.png 96637660.069.png 96637660.070.png 96637660.071.png 96637660.072.png 96637660.073.png 96637660.074.png 96637660.075.png 96637660.076.png 96637660.077.png 96637660.079.png 96637660.080.png 96637660.081.png 96637660.082.png 96637660.083.png 96637660.084.png 96637660.085.png 96637660.086.png 96637660.087.png 96637660.088.png 96637660.090.png 96637660.091.png 96637660.092.png 96637660.093.png 96637660.094.png 96637660.095.png 96637660.096.png 96637660.097.png 96637660.098.png 96637660.099.png 96637660.101.png 96637660.102.png 96637660.103.png 96637660.104.png 96637660.105.png 96637660.106.png 96637660.107.png 96637660.108.png 96637660.109.png 96637660.110.png 96637660.112.png 96637660.113.png 96637660.114.png 96637660.115.png 96637660.116.png 96637660.117.png 96637660.118.png 96637660.119.png 96637660.120.png 96637660.121.png 96637660.002.png 96637660.003.png 96637660.004.png 96637660.005.png 96637660.006.png 96637660.007.png 96637660.008.png 96637660.009.png 96637660.010.png 96637660.011.png 96637660.013.png 96637660.014.png 96637660.015.png 96637660.016.png 96637660.017.png 96637660.018.png 96637660.019.png 96637660.020.png 96637660.021.png 96637660.022.png 96637660.024.png 96637660.025.png 96637660.026.png 96637660.027.png 96637660.028.png 96637660.029.png 96637660.030.png
1
PROLOG
Przy bramie cmentarza Memphis Memoriał pozostała
tylko jedna limuzyna. Długi orszak pogrzebowy już dawno
zniknął, jednakże Judd Barnett nadal nie mógł zmusić się do
odejścia. Choć właśnie pochował swoje jedyne dziecko, z
jego ciemnych oczu nie spłynęła nawet jedna łza i mimo że
czuł ból, ukrył go głęboko pod maską opanowania człowieka,
który szczycił się swoją żelazną wolą. Z trudem jednak
stawił czoło dręczącemu go poczuciu winy, absolutnej
pewności, że to on odpowiada za śmierć syna.
Jared Barnett podszedł niepostrzeżenie i objął ramieniem
starszego brata.
- Nie powinieneś tu tkwić - rzekł. - Dla Stevena nic już nie
możesz zrobić.
- Niewiele dla niego zrobiłem, kiedy jeszcze żył. - Judd
spuścił wzrok na otwarty grób i małą trumnę, kryjącą w
sobie ciało jego sześcioletniego synka. W piersi czuł tępy ból
tęsknoty, pragnienie, aby cofnąć czas i przeżyć wszystko raz
jeszcze; beznadziejny żal, że nie okazał się lepszym ojcem.
Na szczęście otoczka towarzyszącego wstrząsowi otępienia
chroniła go przed cierpieniem, które - jak wiedział - miało
dopiero nadejść.
- Dałeś Stevenowi wszystko - stwierdził Jared. - Nie
brakowało mu niczego.
- Owszem, kupowałem mu każdą rzecz, jaką można dostać
za pieniądze. - Judd odsunął się od brata. - Steven miał
wszystko, oprócz czasu i uwagi, które powinni poświęcać mu
rodzice.
- Nie torturuj się tak. Carolyn nic tu nie zawiniła i ty
także. To był wypadek. - Jared otarł pot z twarzy.
- Powinienem zażądać prawa do opieki nad Stevenem,
kiedy tylko dostaliśmy rozwód. Wiedziałem przecież, jak
nieodpowiedzialna jest Carolyn. - Judd odwrócił się od
2
grobu. Jego szczupła twarz zastygła niczym maska. - Byłem
jednak zbyt zajęty budową imperium, by znaleźć czas dla
syna.
- Któregoś dnia Southlandinns należałoby do Stevena.
Budowałeś imperium także dla niego.
- To nieprawda. - Judd skierował się w stronę limuzyny. -
Robiłem to wyłącznie dla siebie. Pieniądze i władza. Tylko to
się liczy. Czy nie tego nauczył nas stary? Jeśli nie da się
czegoś kupić, nie warto o to zabiegać.
Jared podążył za nim, wsuwając się obok brata na tylne
siedzenie limuzyny.
- Któregoś dnia znów się ożenisz i będziesz miał dzieci.
Mój Boże, skończyłeś dopiero trzydzieści siedem lat.
- Nie chcę już mieć dzieci. - Judd gestem polecił szoferowi,
aby ruszył - i nie pragnę już mojego imperium.
- Co ty mówisz?
- Mówię, że wyjeżdżam, gdy tylko załatwię wszystkie
sprawy związane z przejęciem przez ciebie Southlandinns.
- Dokąd? i na jak długo?
- Nie wiem - odparł Judd. - Może na parę miesięcy, parę
lat, a może na resztę życia.
3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Z całą pewnością nie chciałabym, aby Stanley Woolton
został ojcem mojego dziecka - oznajmiła Myrtle Mae Der-
ryberry, zwracając się do swej siostrzenicy, która powoli
manewrowała pojazdem na zatłoczonej wieczorem jezdni.
- Chyba wspominałam ci już, że nie życzę sobie dalszych
dyskusji na ten temat.
Leah mocniej zacisnęła r ce na kierownicy
dwunastoletniej furgonetki marki Chevrolet. Miała za sobą
męczący dzień w sklepie.
Teraz czuła zbliżającą się migrenę, zaś gadanina ciotki
Myrt na temat Stanleya dodatkowo pogarszała jej
samopoczucie.
- Ale ja mam jeszcze wiele do powiedzenia. - Myrt
przechyliła głowę, a jej jaskrawo-rude włosy musnęły
pulchne ramię.
- Zdaję sobie sprawę, że przeżywasz kryzys wieku
średniego. Jednakże fakt, iż zbliżasz się do trzydziestych
dziewiątych urodzin i nadal jesteś samotna, nie stanowi
wystarczającego powodu, abyś miała wychodzić za mąż za
takiego kretyna jak Stanley.
- Stanley nie jest kretynem. To bardzo ceniony księgowy.
- Leah skręciła z głównej drogi w boczną uliczkę,
prowadzącą do Hamburgerowego Raju. Musiały się
zadowolić jedzeniem na wynos, gdyż nie czuła się na siłach,
aby przyrządzić kolację.
- Poza tym na razie ani słowem nie wspomniał o
małżeństwie.
- Na razie?
Głos Myrt był głęboki i lekko chrapliwy, która to cecha,
jak często powtarzała siostrzenicy, podniecała mężczyzn.
4
Leah wiedziała, że jej własny głos brzmi podobnie, nie
sądziła jednak, by zdołało to kogokolwiek podniecić.
- Czy mogłybyśmy odłożyć tę dyskusję na kiedy indziej?
- Zawsze byłaś świętoszkowata, moja droga, nie wątpię
jednak, że pragniesz czegoś więcej niż odrobiny
zainteresowania ze strony mężczyzny. Wiem, że nigdy nie
doświadczyłaś szaleństwa uczuć, w przeciwnym razie nie
zadowoliłabyś się nędzną namiastką.
Leah zręcznie kierowała samochodem. Kątem oka
dostrzegła grupkę włóczęgów, skupionych wokół ognia,
płonącego wewnątrz metalowej beczki. Pomarańczowe
płomienie strzelały w nocne niebo, oświetlając ciemne
sylwetki.
- Chcę jedynie wyjść za mąż za miłego mężczyznę i urodzić
dziecko, zanim będę na to za stara. Wiele razy powtarzałaś
mi, jak bardzo żałujesz, że nie masz własnych dzieci.
- Ty jesteś moim dzieckiem. No, prawie. - Myrt roześmiała
się pogodnie. - I nie musiałam przespać się z nie kochanym
mężczyzną, żeby cię mieć.
Mimo lekkiego bólu głowy i rozdrażnienia, Leah nie
potrafiła powstrzymać się od śmiechu.
- Cóż, jeśli wkrótce nie zakocham się jak wariatka, nie
będę czekała na księcia z bajki. Zmarnowałam już zbyt wiele
czasu.
- Odkąd skończyłaś dwadzieścia jeden lat, wychowywałaś
rodzeństwo i opiekowałaś się nieco ekscentryczną ciotką...
W tym momencie rozległ się donośny łoskot, od którego
zawibrowały ściany pojazdu. Seria podskoków zwiastowała
nadciągające kłopoty. Leah pospiesznie zjechała na pobocze.
- Chyba złapałyśmy gumę - mruknęła, wyłączając silnik. -
Zostań w samochodzie, ja obejrzę przednie koła.
Zanim Myrt zdążyła odpowiedzieć, Leah otworzyła drzwi,
wysiadła i obejrzała przód furgonetki. Jęknęła, ujrzawszy
oklapła oponę. Tylko tego mi trzeba, pomyślała. Ponieważ
Zgłoś jeśli naruszono regulamin