Duriez Colin - Anno Domini 33 rok, który odmienił świat.doc

(1111 KB) Pobierz

 

ANNO DOMINI 33

ROK, KTÓRY ODMIENIŁ ŚWIAT

COLIN DURIEZ

 

Przekład MAREK PĄKCIŃSKI

Redakcja stylistyczna Elżbieta Novak

Redakcja techniczna Andrzej Witkowski

Korekta

Jolanta Kucharska

Katarzyna Pietruszka

Ilustracja na okładce O Wydawnictwo Amber

Opracowanie graficzne okładki Wydawnictwo Amber

Skład Wydawnictwo Amber

Druk

Łódzka Drukarnia Dziełowa, Łódź

Tytuł oryginału

AD 33. The Year that Changed the World

First published in the United Kingdom in 2006 by Sutton Publishing Limited

under the title: AD 33: The Year that Changed the World.

Copyright © Colin Duriez, 2006.

The Author asserts the morał right to be identified as the Author of this Work.

By arrangement with Helfa Literary Agency.

All rights reserved.

For the Polish edition

Copyright © 2006 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-2806-8 Warszawa 2007. Wydanie I

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27 tel.620 40 13,620 81 62

www.wydawnictwoamber.pl

Dla Cindy

SPIS TREŚCI

PRZEDMOWA.......................9

PROLOG: DWAJ KRÓLOWIE, DWA KRÓLESTWA..........23

1. PAPIRUSY I REBUSY..................32

WSCHÓD

2. TYBERIUSZ I WSCHÓD IMPERIUM...........41

WOKÓŁ JEROZOLIMY

3. DROGA MĘSTWA: JEZUS Z NAZARETU,

WCZESNA WIOSNA ANNO DOMINI 33.........68

RZYM

4. TYBERIUSZ I CIEŃ SEJANA..............75

JEROZOLIMA

5. CIEMNOŚĆ W POŁUDNIE

(28 MARCA - 3 KWIETNIA)................86

6. CHWAŁA ŚWIĄTYNI................114

7. PIĘĆDZIESIĄT DNI: POCZĄTEK NOWEGO ŚWIATA

(5 KWIETNIA - 23 MAJA)................123

W SZEROKIM ŚWIECIE

8. IMPERIUM RZYMSKIE NA ZACHODZIE......  .  134

9. ZA GRANICAMI CESARSTWA............143

10. POZA KRAŃCAMI ZIEMI..............  150

JEROZOLIMA

11. SZYMON PIOTR: NARODZINY KOŚCIOŁA PIĘĆDZIESIĄTNICA,24MAJA).............154

RZYM

12. AGRYPINA: NIEDZIELA, 18 PAŹDZIERNIKA ,  . JEROZOLIMA

13. NOWY KONFLIKT: SZCZEPAN I SZAWEŁ   .   .  . TWORZENIE ŚWIATA

14. CO BYŁO DALEJ?...............

CHRONOLOGIA

DATOWANIE ANNO DOMINI 33............

CHRONOLOGIA: 44 p.n.e. - 70 n.e..............

CHRONOLOGIA: 33 n.e...................

PRZYPISY..........................

BIBLIOGRAFIA........................

PODZIĘKOWANIA.......................

INDEKS.......

.   164

173

181

192 199 205

209 219 225 227

 

PRZEDMOWA

Anno Domini 33 - był to rok ze wszech miar niezwykły, w którym historię świata zdominowała działalność dwóch ludzi: Rzymianina i Żyda. Panowanie cesarza zbliżało się ku końcowi, starał się naprawić szkody wyrządzone przez swojego zarządcę Sejana, a równocześnie utrzymywać w ryzach administrowanie imperium w całej jego różnorodności. Nie istniał jednak żaden gotowy scenariusz działania w takich przypadkach. Drugi z najważniejszych wówczas ludzi, Jezus, został zgładzony przez Poncjusza Piłata, jednego z pomniejszych namiestników Tyberiusza. Wiara w zmartwychwstanie Jezusa po trzech dniach w grobie dodała sił jego wątpiącym już zwolennikom. W ciągu zaledwie paru tygodni doprowadziła do powstania chrześcijaństwa i ostatecznie do pokojowego „przejęcia kontroli" nad potężnym Imperium Rzymskim przez ten ruch religijny. Dokonała się nieodwołalna przemiana porządku świata. Podczas gdy w życiu Tyberiusza i Jezusa - władcy świeckiego i władcy duchowego - zachodziły niezmiernie ważne wydarzenia, miliony innych ludzi wykonywało, jak zwykle, swoje obowiązki, wstając o świcie, by zmagać się z codziennością, o zmierzchu zaś kładąc się na zasłużony spoczynek.

Usiłowałem w tej książce przedstawić takich właśnie ludzi - i skromnych, i potężnych - którzy w tym ważnym roku odegrali dziejową rolę, a także rzucić okiem na świat w jego ówczesnym kształcie. Tak jak w przypadku innych historycznych okresów, prawie wszystkie dokumenty z epoki, którymi obecnie dysponujemy, dotrwały do naszych czasów tylko dzięki zbiegom okoliczności, a wiele świadectw o pierwszorzędnym znaczeniu dla jej zrozumienia bezpowrotnie zaginęło. Antyczne teksty zachowały się dzięki wysiłkom anonimowych kopistów, pieczołowicie przechowujących pamięć o dawnych czasach. Z równą uwagą traktuję wszystkie dostępne świadectwa: te, które opowiadają o ówczesnych wydarzeniach, oraz te, w których są jedynie wzmianki, pamiętając o tym, że należy je interpretować przez

pryzmat mentalności ludzi epoki - o ile jesteśmy w stanie odtworzyć ich sposób pojmowania i doświadczania świata.

Pisząc tę książkę, próbowałem cofnąć się w odległą przeszłość. Rzeczywistość ta jest dla nas daleka nie tylko w czasie, lecz także, a może przede wszystkim, pod względem sposobu, w jaki postrzegali ją ówcześni ludzie. Ich świadomość różniła się od naszej, była bardziej spójna, zarówno w doświadczaniu zjawisk duchowych, jak i naturalnych. Usiłowałem wczuć się w nią, uważnie słuchając jej głosów i obserwując jej przejawy, by otworzyć bramy ówczesnego świata przed czytelnikami z naszej epoki.

Zakończyłem swoją pracę z poczuciem, że o tym przełomowym roku, który zapłodnił moją wyobraźnię i na długi czas przykuł moją uwagę, roku wciąż wymykającym się naszym poznawczym wysiłkom, można by powiedzieć znacznie więcej. Ofiarowuję tę książkę czytelnikom z nadzieją, że jest przynajmniej wstępem do zrozumienia roku 33. Ten rok okazał się kluczowy dla wielu późniejszych historycznych zdarzeń i także dziś, w XXI wieku, wywiera wciąż istotny wpływ na kulturę, politykę, literaturę i na nasz sposób pojmowania świata. Właściwa ocena wizji świata ówczesnych ludzi, którzy nadal kształtują nasze obecne życie, jest więc spłatą zaciągniętego u nich długu.                 

Colin Duriez Keswick, 2006

PROLOG DWAJ KRÓLOWIE, DWA KRÓLESTWA

Grudzień Anno Domini 32: Capri

Starszy już, lecz wciąż krzepki mężczyzna idzie ciężkim krokiem wzdłuż szerokiego balkonu, spoglądając jak zwykle w lewo, na wysoką Monte Solaro połyskującą w promieniach porannego słońca. Potem w zasięgu wzroku Tyberiusza pojawia się położona niżej ciemnoniebieska płaszczyzna morza. W ciągu kilku minut cesarz dociera do końca balkonu. Stąd może już ujrzeć całą Zatokę Neapolitańską, wyspy Aenarię i Prochytę sąsiadujące z cesarską bazą w Misenum, usiane willami zakole wybrzeża i potężną piramidę Wezuwiusza, i dokładnie po drugiej stronie widnokręgu przylądek na wybrzeżu Kampanii, oddzielony od Capri wąską cieśniną. Jego spojrzenie zataczając półkole, wraca do punktu na horyzoncie, dokładnie na północy, gdzie skryta w chłodnej mgiełce między dwiema innymi wyspami leży maleńka wysepka Pandateria. Tyberiuszowi sprawia satysfakcję świadomość, że Agrypina, wnuczka samego Augusta, musi znosić tam cierpienie wygnania. Jeśli jest królową, to tylko na niewielkim skrawku ziemi, na którym pozwolił jej osiąść. Być może w tym właśnie momencie patrzy z nienawiścią w kierunku Capri. Na myśl o tym cesarz uśmiecha się: jeśli Agrypina rzeczywiście spogląda w jego stronę, to tylko jednym okiem - to skutek ciężkiego pobicia, którego doświadczyła za jego sprawą.

Oczywiście nawet o tak wczesnej porze Tyberiusz nie jest sam; towarzyszy mu nieodłączne tło w postaci licznych niewolników, zachowujących należyty dystans, lecz wciąż oczekujących na każdy jego rozkaz. Cesarz nie powtarza niczego dwa razy; jeśli ktoś nie dosłyszy jego słów, może ściągnąć na siebie niebezpieczny wybuch gniewu. Służących Tyberiusza prześladują także inne lęki. Ci, którzy są młodzi - kobiety i mężczyźni - żyją w ciągłym strachu, pamiętając opowieści o plugawym dotyku pożądliwych rąk

23

władcy i o tym, co może nastąpić później, w odosobnionym miejscu, z dala od osądzających oczu. Zaledwie wczoraj jeden z niewolników, napełniając czarę winem, nieostrożnie rozlał je na togę imperatora. Plama na materiale przypominała barwą krew, a na twarzy przesądnego cesarza pojawił się błysk paniki. Po torturach - „porcji wybornych tortur", jak zwykł mawiać Tyberiusz - drżącego niewolnika zrzucono w przepaść ze skały, na której stoi willa. Wszyscy służący wiedzą, że cesarz lubuje się w obserwowaniu upadku, szczególnie zainteresowany tym, jak długo ciało będzie spadać swobodnym lotem, zanim zawadzi o ścianę skalnego klifu, by potem odbić się od niej. Zmiana trajektorii lotu najczęściej ucisza krzyk ofiary. Jeśli nie, Tyberiusz jest w siódmym niebie.

Cesarz uwielbiał cieszyć się tak długo, jak tylko mógł, tą pierwszą godziną dnia, właśnie tu, na osłoniętej dachem promenadzie willi, nawet gdy - tak jak dzisiaj - w powietrzu zimowego poranka wciąż trwał nocny chłód. Z dala od jarzma narzucanego przez Rzym imperator mógł rozkoszować się ideą tego miasta, którego porządek i doczesne prawa obejmowały niemal cały świat. Powierzchnia morza przed oczyma Tyberiusza była niczym szeroka droga prowadząca do wszystkich królestw. Należały do niego; jedynie ktoś, kto był niemal ziemskim bogiem, mógł posiadać tak wiele. W ciszy poprzedzającej zgiełk dnia przemierzał myślą wszystkie prowincje, od Hiszpanii i Galii na zachodzie, po Judeę i Syrię na wschodzie, od lesistej Germanii na północnych rubieżach imperium - dobrze znanej mu z czasów, gdy był żołnierzem - po gorące krainy Afryki na jego południowych krańcach. Cesarz mógł też obserwować rzymski statek, który codziennie przepływał obok willi u stóp klifu. W niektóre dni wiosła połyskiwały w słońcu, kiedy indziej żagiel wzdymał się na wietrze, a biały ślad wzburzonej wody za rufą stawał się coraz szerszy, gdy statek zmierzał w stronę niewielkiego portu na Capri. Dzisiejszy dzień nie był pod tym względem wyjątkiem: okręt płynął szybko w morskiej bryzie. Mógł wieźć na pokładzie kolejny raport od przyjaciela cesarza, Awiliusza Flakkusa, który z entuzjazmem piastował objęte niedawno stanowisko namiestnika Egiptu. W ostatnim liście Awiliusz wspomniał o pogłoskach, jakoby w krainie nad Nilem znów pojawił się Feniks, słynny ptak słońca symbolizujący życie w jego wiecznym, nieśmiertelnym aspekcie. Natomiast odpowiedzi od Poncjusza Piłata, wysłanej z miasta Caesarea Maritima, Tyberiusz jeszcze nie oczekiwał. Ze względu na ciężkie zimowe warunki jego rozkaz usunięcia z Jerozolimy obraźliwych tarcz wotywnych zapewne dopiero dotarł do Piłata; podróż lądowa trwała długo i stanowiła trudne zadanie dla kuriera. Cesarz zżymał się w myśli: który to już raz jego namiestnik obrażał uczucia tych upartych Żydów! Dobrze, że on, cezar, jest przynajmniej informowany o powtarzających się błędach Piłata.

24

Rozważania Tyberiusza zostały przerwane; pozdrawiał go lVasullus, jego osobisty astrolog. Tyberiusz - wielki amator wróżb - zawsze niecierpliwie oczekiwał aktualnej przepowiedni. Trasullus kurczowo ściskał w dłoniach pergamin. Usiedli na ławie i astrolog rozwinął dokument. Był pokryty zawiłymi wzorami, odnoszącymi się do ruchów ciał niebieskich.

-  Zeszłej nocy ukazał się dobry znak - zaczął Trasullus. - Schodziłem, jak zwykle, do Specularium. Na ścieżce przede mną pojawił się wąż. Przez kilka chwil pełzł przede mną, jakby wskazując mi drogę, po czym zniknął w zaroślach. Znak potwierdza to, co zobaczyłem ostatniej nocy w niebiosach. Moje wykresy wskazują, że czeka nas dobry rok dla całego świata. Wkrótce, cezarze, wyznaczysz swojego następcę, a on poprowadzi Rzym niczym wąż.

-  Znakomicie! - odrzekł Tyberiusz. - Mam wrażenie, że cień Sejana opuści nas już niedługo, a stanie się to, gdy jeszcze więcej jego byłych przyjaciół przepłynie dzięki mnie przez Styks. Zeszłej nocy śniłem o Sejanie i twoje słowa uśmierzyły niepokój, jaki zasiał we mnie ów sen.

-  Cóż to za sen? - spytał szybko Trasullus.

-  Śniło mi się, że mam wszystkie królestwa świata, a moja władza rozciąga się aż poza granice imperium: Brytanię, Partię, Baktrię i dalej na wschód. Jednak mroczna postać, przypominająca Sejana, oznajmiła drwiąco, że posiadam je tylko dzięki niemu. Sejan, jeśli to był on, zaprowadził mnie do skalnego urwiska w pobliżu willi i powiedział, że jestem bogiem. Jeśli rzucę się ze skały w przepaść, dobre duchy uniosą mnie i sprawią, że wyląduję cały i zdrowy. Potem podniósł z ziemi duży kamień i zaczął go gryźć, łapczywie, jakby przymierał głodem.

-  Ciężar Sejana był zaiste ogromny - orzekł astrolog. - Ale on już odszedł, cezarze. Wciąż jeszcze łaknie twojej duszy. Śmiej się z niego, bo cierpi teraz katusze w piekielnej otchłani. A dla Rzymu nastaną lepsze czasy1.

Taki nieprzychylny wizerunek Tyberiusza mógł zostać częściowo stworzony przez historyków z II wieku: Tacyta i Swetoniusza. Także Dion Ka-sjusz maluje negatywny obraz życia cesarza na Capri, pozostając zapewne pod wpływem właśnie tych wcześniejszych historiografów. Niewykluczone, że nie doceniali oni tego, jak dalece Tyberiusz potrafił oddzielić swoje życie prywatne od pełnionej funkcji publicznej. Współczesny mu Filon z Aleksandrii pozostawił znacznie bardziej przychylny portret Tyberiusza, być może świadomie skontrastowany z niegodziwością jego następcy na cesarskim tronie, Gajusza Kaliguli. Jednak Filon miał ograniczony dostęp do oficjalnych dokumentów. Pewne jest, że Tyberiusz, który naśladował pod tym względem cesarza Augusta, starał się powściągać niesprawiedliwości,

25

wyrządzane przez władze w prowincjach, formułując na przykład takie oto, charakterystyczne zalecenie dla jednego ze swoich zarządców (poprzedniego namiestnika Egiptu, Emiliusza Rektusa): „Chcę, by moje owce strzyżono, nie obdzierano ze skóry". Mógł także postrzegać samego siebie w roli dobrotliwego Księcia Pasterzy i jako taki ochraniał społeczności Żydów, żyjących w granicach imperium, zarówno w Palestynie, jak i w diasporze. Raczej nieprawdopodobne wydaje się to, by był świadom silnego, antyżydowskiego nastawienia swojego zastępcy Sejana, który w efekcie przez wiele lat pełnił funkcję administratora imperium, zanim Tyberiusz zdał sobie sprawę z jego knowań i pośpiesznie usunął go ze stanowiska w roku 31.

Cesarz opuścił Rzym i zamieszkał na Capri w 27 roku. Astrologowie przepowiedzieli mu, że już nigdy nie postawi stopy w Wiecznym Mieście i Tyberiusz rzeczywiście tego nie uczynił z obawy, że mogłoby to skończyć się jego śmiercią. Miał zresztą skłonność do dobrowolnego udawania się na wygnanie. Zanim został następcą cesarskiego tronu, spędził wiele lat na wyspie Rodos. Spotkał tam Trasullusa, który zapoznał go z chaldejską odmianą astrologii. Tyberiusz nie był bynajmniej amatorem w tej dziedzinie; według rzymskich historyków mógł on przewidzieć krótkotrwałe panowanie Galby w roku 69 - „roku czterech cesarzy".

Jego imponująca Villa Iovis (Willa Jowisza) na Capri, nazwana tak od najważniejszego rzymskiego bóstwa, stała się w efekcie czymś w rodzaju cesarskiego pałacu z licznym dworem. Tyberiusz żył bowiem nie tylko wśród obsługujących go tysięcy niewolników, lecz także otaczał się greckimi uczonymi (od dawna już miał taki zwyczaj), utrzymując na dworze również osobistego astrologa (który powściągał jego ekscesy). Jednym z greckich uczonych był gramatyk Seleucis2. Tyberiusz miał zwyczaj zadawać przy kolacji pytania, odnoszące się do tekstów, które przeczytał w ciągu dnia. Seleucis wpadł na błyskotliwy pomysł zasięgania u służących informacji na temat autorów, których cesarz aktualnie czytał. Pozwalało mu to przygotowywać się zawczasu na pytania Tyberiusza. Gdy potężnie zbudowany imperator dowiedział się o tym, wpadł w szał, rzucił się na Seleucisa, a następnie usunął go ze swojego dworu. Wprawdzie Tyberiusz poświęcał się lekturom z wielu różnych dziedzin, szczególnie pasjonowały go retoryka oraz filozofia.

Wydaje się, że ekscesy cesarza wzmagały się z wiekiem, a jego seksualna energia stopniowo słabła. Mimo rozwiązłych drapieżnych obyczajów w życiu erotycznym (jeśli relacje na ten temat zawierają ziarno prawdy, co wydaje się prawdopodobne) Tyberiusz starał się unikać komplikacji, dzierżąc ster ogólnoświatowej polityki Rzymu za pośrednictwem lokalnych zarządców prowincji, których zachęcał do pozostawania na

 

stanowisku przez długi czas, pozwalając im wykazywać się inicjatywą i swobodą w podejmowaniu decyzji. Ze szczególną uwagą śledził pracę cesarskich nominatów, będących zarządcami prowincji granicznych, takich jak Judea i Syria. Byli to legati lub też procuratores, administratorzy niższej rangi, zależnie od tego, jak ważna dla Rzymu była dana prowincja. Urzędnicy ci mieli dużą władzę, dającą im swobodę we wprowadzaniu w życie rzymskich praw na podległych im terytoriach, jakkolwiek legati mogli liczyć na znacznie potężniejsze wsparcie militarne. Na skutek błędnej oceny sytuacji prowincji Judea przydzielono tylko prefekta, nie zaś urzędnika w wyższej randze ambasadora. Poncjusz Piłat został mianowany w roku 26 i niemal na pewno wybrał go Sejan, była prawa ręka Tyberiusza, czyniąc to w imieniu cesarza. Teraz jednak - w 33 roku - wszyscy dawniejsi przyjaciele Sejana bardzo obawiali się imperatora. Wszczęta przez Tyberiusza okrutna rzeź sojuszników byłego cesarskiego współpracownika trwała nadal, chociaż może nie na tak wielką skalę, jak piszą rzymscy historycy3.

18 grudnia, Anno Domini 32 (25 dzień miesiąca Kislew)

Charyzmatyczny rabbi z Galilei znów jest w Jerozolimie. Mieszkańcy miasta, którzy zaczynają właśnie obchodzić radosne dni święta Chanuka, z pewnością o tym nie wiedzą, ale będzie to już ostatni, pożegnalny okres jego publicznego nauczania. Tego zimowego dnia przyszedł do Jerozolimy, pokonując ponad 3 kilometry, z położonej na zachód od miasta, za górami, niewielkiej osady Betania, w której zatrzymywał się zwykle podczas swoich odwiedzin świętego miasta.

Rabbi w ciągu ostatnich dni zajmował uwagę zgromadzonego tu tłumu żywymi, barwnymi, pouczającymi opowieściami. Jak zwykle nauczał pod szeroką kolumnadą otaczającą niższy dziedziniec świątyni, nazywany Dziedzińcem Pogan. Masywne filary zapewniały osłonę przed chłodnym wiatrem w zimie, a przez resztę roku - cień chroniący przed słońcem. Chociaż Jezusowi z Nazaretu brakowało właściwego oficjalnym religijnym mentorom judejskiego akcentu ludzi uczonych, cieszył się autorytetem wśród tłumu. Jak zawsze, chętnie słuchali go zwykli prości ludzie. Dziś jednak każde jego słowo odmierzano na szali, ponieważ, tak jak się spodziewał, w tłumie była pewna liczba znawców spraw religijnych - kapłanów wysokiej rangi, skrybów i innych przedstawicieli zamożnej jerozolimskiej elity. Mówił o dobrym pasterzu, który jest troskliwym stróżem i opiekunem

swoich owiec. I o tym, jak pasterz zbiera stado i gotów jest oddać za nie życie. Ten fragment nauczania był zrozumiały dla tłumu - wszyscy wiedzieli, że owce to Żydzi, ludzie wybrani przez Boga, którzy określają swoją religijną przynależność poprzez sposób życia i uczestnictwo w rytuałach judejskiej świątyni. Nieuchronnym efektem słów Jezusa był jednak podział wśród słuchaczy. Niektórzy z nich twierdzili, że mówca jest szalony, że opętał go demon.

Kiedy Jezus skończył przemawiać, powędrował długą kolumnadą portyku Salomona, biegnącego wzdłuż krawędzi wielkiego sztucznego pla-teau, na którym zbudowano świątynię. W środku dziedzińca, ponad balustradami, widział zapewne kolosalną świątynię właściwą - sanktuarium, do którego wstęp mieli jedynie Żydzi. Kamienne tabliczki ostrzegały gojów, by tam nie wchodzili. Idąc wczesnym rankiem do Jerozolimy, o pierwszej godzinie dnia, widział, jak słoneczne promienie odbijają się od złotych płyt na murach wyższej części świątyni. Wyglądała wówczas jak przykryta śniegiem góra - płomienny blask był tak intensywny, że gdy Jezus odwrócił wzrok, wciąż widział ślad tego obrazu.

Świątynia, wraz ze swoim rozległym, niższym dziedzińcem i wysokimi kolumnadami, była potężną budowlą; zajmowała 1/6 powierzchni miasta. Kolumnada portyku Salomona rozciągała się wzdłuż wschodniej granicy sakralnego kompleksu.

Jezus nie miał zbyt wiele czasu na to, by radować się spokojem wędrówki, ani też, by okiem fachowca podziwiać cedrowe belkowanie sklepienia nad głową. Niektórzy z religijnych przywódców, poruszeni jego nauką o tym, iż jest jedynym pasterzem narodu żydowskiego, szli za nim i chcieli jak najszybciej z nim podyskutować. Wielu już było przed nim pośród Izraela takich, którzy podawali się za mesjasza.

-  Jak długo będziesz nas trzymał w niepewności? - pytali. - Kryjesz sens swoich słów w przypowieściach i alegorycznych obrazach... Odpowiedz nam jasno: Czy Ty jesteś Mesjaszem, obiecanym nam od stuleci? (Ewangelia według świętego Jana, 10,24).

Jezus odpowiedział w sposób przemyślany, z rozwagą:

-  Już wam to powiedziałem, lecz wy nie wierzycie. Dzieła, których dokonuję w imieniu mojego Ojca, świadczą o Mnie (Ewangelia według świętego Jana, 10,25-26). - (Jezus odnosił się w tym momencie do swego szeroko komentowanego wówczas nauczania, uzdrowień, a także innych nadprzyrodzonych znaków). -Ale wy mi nie wierzycie, bo nie należycie do moich owiec (Ewangelia według świętego Jana, 10,27-30).

Mówiąc o „swoich owcach", wskazał gestem grupę mężczyzn i kobiet, stojących w pobliżu i przysłuchujących się temu, znanych jako jego

uczniowie. Byli wśród nich ludzie, z pewnością niemile widziani przez pobożnych Żydów.

Jezus mówił dalej sugestywnie, wśród pomruków niezadowolenia i oznak sprzeciwu pytających:

-  Moje owce słuchają głosu mojego. Ja znam je, a one idą za Mną. Ja daję im życie wieczne, a one nigdy nie zginą i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Mój ojciec, który Mi je dał, jest większy od wszystkich i nikt nie może ich wyrwać z ręki mojego Ojca.

Zawiesiwszy głos przed puentą, spojrzał wprost na swoich adwersarzy, wiedząc, iż wypowiedzenie tych słów skazuje go na śmierć:

-  Ja i Ojciec jedno jesteśmy4.

Ewangelia według świętego Jana stwierdza, że wtedy przeciwnicy Jezusa wydobyli kamienie, które mogli przynieść ze sobą. Rozdrażniło ich jego bluźnierstwo - podawał się za współistotnego z Bogiem, Stworzycielem nieba i ziemi. Jezus znany był współczesnym mu historykom - Tacytowi, Józefowi Flawiuszowi - jako Chrystus lub jako ktoś, kto rości sobie prawo do bycia Chrystusem (z greki: Christos - Mesjasz). Roszczenie sobie pretensji do odgrywania roli mesjasza samo w sobie nie musiało być bluźnierstwem. Wierzenia Żydów w owym czasie były w tej kwestii różne. Jedni oczekiwali mesjasza, który wyzwoli naród siłą jako przywódca powstania. Inni pokładali swoje nadzieje w świętym mężu lub kapłanie, który zstąpi na ziemię wśród apokaliptycznych zdarzeń, gdy wypełni się czas. Żadna z tych koncepcji postaci mesjasza nie dopuszczała jego roszczenia do boskości.

Do tego momentu grupa otaczających Jezusa adwersarzy zdążyła już albo wybiec poza teren świątyni przez jedno z wielkich wejść, przed którym, na obszarze Doliny Cedronu, łatwo było znaleźć fragmenty skał, lub też ludzie ci uzbroili się wcześniej w zgromadzone w murach materiały budowlane (niemal 50 lat po ufundowaniu świątyni przez Heroda Wielkiego pewne jej części były wciąż nieukończone).

Gdyby niewielka grupa gawiedzi ukamienowała go tam wtedy, dzieje potoczyłyby się zupełnie inaczej. Przeciwnicy Jezusa mogli wówczas zepchnąć go ze stromej krawędzi Doliny Cedronu, a potem dokończyć dzieła za pomocą skalnych odłamków - zmiażdżyć jego głowę i całe ciało, zanim żołnierze rzymscy zdążyliby przybyć z twierdzy Antonia. Jego szalejący z rozpaczy zwolennicy zapewne odciągnęliby ciało z miejsca kaźni, pochowali je, a następnie przez jakiś czas otaczali czcią grób, oddając Jezusowi hołd jako jednemu z wielu mesjaszy, którym się nie powiodło, i potencjalnych zbawicieli, postaci zapamiętanej zapewne nieco lepiej od Teudasza5,

29

bądź Judasza Galilejczyka i jego synów: Jakuba oraz Szymona6; nie zdołaliby jednak uczynić wiele więcej. Ale Jezus nie przerwał dialogu z adwersarzami, w sposób charakterystyczny dla rabinicznej egzegezy rozpoczynając wywód od tego miejsca w tekście Tory, w którym ludzie, twory boskiej mocy, określani są jako „synowie Boży", co z oczywistych względów nie może być bluźnierstwem. Takie wyjaśnienie spowodowało, że tłum pozostał grupą słuchaczy, a nie ogarniętą emocjami tłuszczą. Adwersarze mogli także obawiać się dużej liczby zwolenników Jezusa, znajdujących się wokół i będących we wzniosłym świątecznym nastroju. Zmienili zatem zdanie: zamiast ukamienować nauczyciela, postanowili podjąć próbę jego aresztowania. W ewangelii mówi się zwięźle, że Jezus uniknął schwytania; opiiścił Jerozolimę i uciekł przed prześladowcami za rzekę Jordan.

Nie przez przypadek wybrał właśnie Chanukę na swój ostatni, pożegnalny okres publicznego nauczania. To zimowe święto było brzemienne w symboliczne znaczenia. Miało ono upamiętniać rocznicę ponownego poświęcenia świątyni po jej sprofanowaniu w okresie dominacji syryjsko--hellenistycznej. Uroczystość ta - nazywana przez Józefa Flawiusza Świętem Świateł - została ustanowiona przez Judę Machabeusza w 164 roku p.n.e.7 Zaczynała się 25 dnia miesiąca kislew (grudzień) i trwała przez osiem dni. Każdego dnia odśpiewywany był „Halki", a ludzie w radosnym nastroju nieśli gałązki palm i innych roślin. Świątynia była wspaniale oświetlona, podobnie jak prywatne domy Żydów. Osoba będąca głową rodziny mogła zapalić jedną lampkę za wszystkich jej członków lub też po jednej za każdego z nich. Ludzie szczególnie pobożni codziennie zwiększali liczbę zapalonych lampek, a zatem jeśli domownicy pierwszego dnia święta mieli ich na przykład 10, to pod koniec uroczystości liczba ta mogła wzrosnąć do 808.

Poprzez swoją obecność na święcie Chanuka Jezus oznajmiał niejako, że w tym właśnie roku sakralny wymiar świątyni został przywrócony, i to w sposób bardziej radykalny, niż stało się to w roku 164 p.n.e. Nie chodziło zatem jedynie o przypomnienie tego wielkiego wydarzenia. W tym przypadku, zgodnie z przekazem Nowego Testamentu, sam Jezus stawał się nową świątynią. Uzasadniała to jego tożsamość - stanowił on, jak twierdził, jedność z Bogiem (swoim ojcem). W optyce chrześcijańskiej oznaczało to, że Jezus zastępował istniejącą świątynię jako miejsce, gdzie wierni powinni udawać się po odpuszczenie grzechów oraz na spotkanie z Bogiem9. Był on zarazem ostateczną ofiarą, jak i „miejscem" oddawania Mu czci. Gdy w roku 70 świątynia została zburzona, chrześcijaństwo i rabiniczna wersja judaizmu zaczęły stopniowo oddalać się od siebie - dla chrześcijan sam Jezus zastępował kult świątyni oraz sakramenty; dla Żydów, wyznających

30

rabiniczny judaizm, synagoga i Tora wypełniać miały od tej pory tę bolesną próżnię10.

Znaczące wydaje się również to, że Jezus podał się za współistotnego z Bogiem właśnie na Dziedzińcu Pogan, nie zaś w wyższym sanktuarium ani też w samej świątyni, gdzie nie-Żydom wstęp był wzbroniony. Tak jak było to w przypadku wszystkich czynów Jezusa, również i tu rolę odegrała żywa ikonografia. Później apostołowie zrozumieli jego czyny w ten sposób: oznaczały nastanie w świecie tak często wspominanego przezeń Królestwa Bożego, przekraczającego granice między narodami, państwami i cywilizacjami. Współistotność z Bogiem wykraczała nawet poza samą świątynię narodu wybranego, która w tej perspektywie okazywała się jedynie kopią eschatologicznego oryginału. Twierdzenie Jezusa o współistotności z Bogiem oznaczać miało, iż to on sam jest Oryginałem świątyni11.

Zarówno Rzym, jak i Jerozolima były w tych czasach miastami stanowiącymi realne miejsca i symbole. Imperium Rzymskie pod rządami Augusta i Tyberiusza zaprowadziło w świecie ład cywilizacyjny, znany jako Pax Romana, sama zaś nazwa Jerozolima może oznaczać: „ustanowienie pokoju". Od tej pory te dwa miasta zdominowały w symbolicznym wymiarze historię całego zachodniego świata. Rzym reprezentował zasadę cywilizowanego prawa - ideę, która wykraczała poza czyny ludzi złych, takich jak Kaligula i Neron. Jerozolima, a w szczególności Świątynia Jerozolimska, symbolizowała monoteizm, wierność Torze i moralnej czystości starożytnej wiary Żydów. Zakorzeniony w tej właśnie starożytnej wierze nowy typ wierności Jezusowi mógł odtąd zawierać w swej istocie zasadniczy rys żydowskiego monoteizmu, niezależnie od tego, jak dużą ignorancją jeśli chodzi o świadomość tego dziedzictwa odznaczała się potem część chrześcijan. Ironią losu okazało się to, że idea „nowego Jeruzalem", związana z przywództwem Chrystusa, w pokojowy sposób zwyciężyła potężne imperium w ciągu niecałych 300 lat. W rezultacie doszło do wzajemnego wzbogacenia się obu tych idei, a także twórczego napięcia między nimi, które George Steiner nazywa obecnością „dwóch zasadniczych prądów determinujących świadomość Zachodu: tego, który związany jest ze starożytnością klasyczną, i tego, który wypływa ze spuścizny Pisma oraz chrześcijaństwa"12.

PAPIRUSY I REBUSY

Gdybyśmy w roku 33 weszli do prywatnej biblioteki jakiegoś Rzymianina - a było ich wówczas wiele, tak jakby ich posiadanie stanowiło szczyt dobrego smaku - zdziwilibyśmy się, że jest tak nieduża, choć najprawdopodobniej pomieszczenie to byłoby gustownie umeblowane i bogato zdobione. Prostując ramiona, można było dotknąć obu ścian. A jednak pokój o tak niewielkich rozmiarach mógł pomieścić do 1700 zwojów, z których każdy stanowił odpowiednik dzisiejszej małej książki. W typowej bibliotece zwoje te znajdowały się w ponumerowanych skrzynkach ustawionych pod ścianami, a pośrodku pokoju stała jeszcze jedna, prostokątna, wypełniona nimi skrzynia.

Zwoje z manuskryptami - oczywiście wszystkie dzieła literackie przepisywano wówczas ręcznie - składały się ze zszytych ze sobą końcami arkuszy papirusu (którego nazwa dała początek słowu „papier"). Rozwinięte rolki mogły mieć długość około 20, a nawet 40 metrów. Wiele antycznych źródeł (lub też ich części), z których korzystałem, pisząc tę książkę, miało zapewne określoną długość, uzależnioną od fizycznego rozmiaru zwojów będących ich nośnikami.

Oprócz licznych prywatnych bibliotek w starożytności istniały także wielkie księgozbiory, takie jak na przykład wspaniała biblioteka w Aleksandrii w Egipcie, być może zawierająca aż 500 000 zwojów, lub też inna, w Pergamonie, która mogła poszczycić się 200 000 rolek. Wytwarzanie zapisywanych w zwojach dzieł stanowiło wówczas potężną gałąź rzemiosła. Autor dyktował zapewne tekst grupie zapisujących go skrybów. Kopię dzieła można było wypożyczyć, by dalej powielał ją jeden skryba lub cały ich zespół, piszący pod dyktando jednego człowieka. Nawet we współczesnym przemyśle wydawniczym, w którym najlepsi redaktorzy posługują się niezwykle precyzyjnymi metodami sczytywania i podwójnego wykonywania korekt książek, zanim znajdą się one w drukarni, do finalnego produktu

mogą się wkraść błędy. W systemie powielania, stosowanym przez wydawców z I wieku, kopiści mogli źle usłyszeć poszczególne słowa, a dyktujący mógł je błędnie odczytać z oryginału. Pomyłki, raz wprowadzone do tekstu, mogły rozprzestrzeniać się, jeśli wadliwa kopia stawała się bazą następnych, dokładnie tak jak w zabawie w „głuchy telefon". Nie powinno zatem nikogo dziwić, że uczeni, którzy starają się zrozumieć sens antycznych tekstów, zarówno w przypadku ewangelii, jak i prac autorów greckich lub rzymskich, mają często trudności z określeniem rzeczywistego znaczenia niektórych szczegółów.

W drugiej połowie I stulecia naszej ery nastąpił istotny rozwój formy kodeksu w znacznie większym stopniu przypominającej współczesną koncepcję książki. Kartki kodeksu zszywano bokami i były one zapisane po obu stronach. Możliwe że rozwój metody wytwarzania kodeksów przyśpieszyło dążenie chrześcijańskich kościołów w Imperium Rzymskim do scalenia świętych tekstów nowej religii. Pewne jest, że około połowy II wieku, a być może jeszcze wcześniej, wszystkie cztery ewangelie zostały w ten sposób zebrane; były to relacje na temat życia i nauczania Jezusa, które znamy dzisiaj jako ewangelie Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Jeden z ich najwcześniejszych fragmentów, będący częścią kodeksu, datowany jest mniej więcej na 130 rok i pochodzi z Ewangelii według świętego Jana. Interesujące jest to, że około 42 fragmentów ewangelii, zapisanych jeszcze na papirusie, które dotychczas odkryto, pochodzi właśnie z kodeksów. T.C. Skeat zwraca uwagę na duże znaczenie tego ustalenia: „To zadziwiająca statystyka - stwierdza - biorąc pod uwagę fakt, że wśród papirusów pochodzenia niechrześcijańskiego forma zwoju dominowała jeszcze przez całe wieki, kodeks zaś uzyskał parytet ze zwojem pod względem częstości występowania dopiero około 300 roku. Musiały minąć jeszcze dwa lub trzy stulecia, zanim zwój jako forma przekazu tekstów literackich całkowicie zaniknął"1.

Graham Stanton, wybitny brytyjski badacz Nowego Testamentu, zgadza się z twierdzeniem T.C. Skeata, że chrześcijanie zaadaptowali kodeks, ponieważ mógł on zawierać wszystkie cztery ewangelie. (Pojedyncza ewangelia mieściła się na zwoju). Miało to daleko idące konsekwencje dla całej problematyki formowania kanonu (czyli tego, w jaki sposób wczesny Kościół chrześcijański ustalał, które teksty można uznać za godne włączenia do Pisma Świętego).

Relacje ewangelistów są oczywiście ważnym źródłem wiedzy podczas odtwarzania rzeczywistego przebiegu wydarzeń w roku 33. Uczeni przez całe stulecia toczyli debatę dotyczącą natury tych zapisów. Czy mamy tu do czynienia z relacją historyczną? (Jak jednak, w takim przypadku,

mielibyśmy określić faktograficzną wartość fragmentów, które wydają się historycznie nieprawdopodobne, jak na przykład czynienie cudów?). Może są to biografie (a jeśli tak, to dlaczego tak bardzo różnią się od współczesnych wyobrażeń o biografii jako gatunku literackim)? A może są one tekstami religijnymi (czy zatem ich autorzy mogli mieć na względzie zupełnie inny cel, niż ten, który stawia sobie historyk)? Istotne są także relacje rzymskich historyków: Tacyta, Swetoniusza i Diona Kasjusza, z których każdy pisał o wydarzeniach roku 33 lub też poprzedzających oraz następujących po nich faktach, ważnych dla zrozumienia tego okresu. Najbardziej pomocny wydaje się Tacyt i jego Roczniki, dzieło - jak wskazuje tytuł - przytaczające, rok po roku, wszystkie ważne zdarzenia. Dysponujemy ponadto relacjami dotyczącymi historii Żydów autorstwa Józefa Flawiusza. Reszta literatury z tego okresu rzuca czasem tylko światło na życie, sposób myślenia oraz wierzenia ludzi zamieszkujących Imperium. Poza granicami świata Rzymian i Żydów starannie przechowywaną dokumentację zdarzeń tej epoki można odnaleźć w Chinach, w których cywilizacja kwitła wtedy już od wielu stuleci. Gdy badałem te starożytne teksty, ogarniało mnie przemożne uczucie zadowolenia z liczby dokumentów, które przetrwały do naszych czasów, dzięki czemu są dziś bardzo łatwo dostępne w tanich wydaniach broszurowych oraz Internecie, lecz jednocześnie czułem żal z powodu sporej liczby tych, które zaginęły. Jestem pełen podziwu dla filologów, historyków, tłumaczy i archeologów, zajmujących się tym okresem dziejów.

Włączając do tej książki relacje pochodzące z czterech ewangełii, uczyniłem takie samo założenie jak to, które towarzyszyło wykorzystaniu przeze mnie faktów, dotyczących cesarza Tyberiusza, zaczerpniętych z dzieł rzymskich historyków - Tacyta, Swetoniusza i Diona Kasjusza. Opierając się na nich, można zbudować dość spójny obraz wydarzeń, uzupełniony każdym innym źródłem z epoki (na przykład znaleziskami archeologicznymi). Skupiłem się raczej na tym rozległym obrazie, nie zaś na szczegółowych różnicach pomiędzy konkretnymi relacjami, które stanowią właściwą domenę badań filologicznych. Uczyniłem tak, ponieważ skoncentrowałem się na próbie przedstawienia zwartego wizerunku wydarzeń roku 33, jakby tkaniny, której różne nici, zwłaszcza wywodzące się z historii Rzymian i Żydów, splatają się ze sobą. Można rozważać szczególne cele każdej z ewangelii, podobnie jak oszacować antypatię każdego z trzech wymienionych rzymskich autorów wobec julijsko-klaudyjskiego okresu rządów cesarza Tyberiusza, nie odrzucając ich historycznej wiarygodności. Problem wierności dostępnych relacji wobec rzeczywistych zdarzeń jest oczywiście ważnym zagadnieniem. Współcześni badacze sądzą, że historycy rzymscy

czerpali z jeszcze starszych dokumentów (przy czym stopień ich wierności tym źródłom jest różny). Analogicznie wielu naukowców uważa, że autorzy ewangelii opierali się na dawniejszych źródłach lub też sami byli świadkami opisywanych zdarzeń bądź wreszcie odwoływali się do bezpośrednich relacji naocznych świadków. Część uczonych twierdzi jednak, że relacje ewangelistów za bardzo odbiegają od rzeczywistych wydarzeń, a zatem wierzenia chrześcijan zbyt radykalnie rozwinęły i zmodyfikowały prawdziwe opowieści o Jezusie, by ewangelie można było rozumieć dosłownie w sensie historycznym. Należy je zdekonstruować, aby odsłonić prawdziwe oblicze Jezusa, poprzedzające jego mocno wyretuszowany obraz w tradycji chrześcijańskiej - Jezusa będącego jednym z wielu świętych nauczycieli, których charyzma przyciągała zwolenników, bądź też eschatologicznym prorokiem lub po prostu wędrownym filozofem. Zasadniczy problem, związany z tymi poglądami, polega na tym, że taka postać nie mogłaby wstrząsnąć światem tak, jak uczynił to Jezus - nadrzędną przyczyną gwałtownej ekspansji chrześcijaństwa za czasów pierwszego pokolenia wierzących było ich przekonanie, że powstał on z martwych, co uwiarygodniło jego twierdzenie, że jest Me...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin