Nowy5.txt

(36 KB) Pobierz
Rozdział 5
      
      Wczesnym rankiem Jens siedział w eleganckim, ascetycznym holu oddziału lubelskiego i czytał gazetę. Monika spała z głowš opartš na jego ramieniu. Kolorowe kwiaty wpięte w jej włosy powoli więdły. Na kolanach rusałki spał, wykończony tak samo jak i ona, lipiak. Spały nawet żaby lipiaka, które ten uparł się zabrać ze sobš razem z wiaderkiem. Kiedy skończył się korowód, Monika chwiała się na nogach, wodnik był półprzytomny, a ludzie z kempingów zasypiali w miejscu, w którym się zatrzymali i tam też padali twarzami w błoto. Wokół jeziora rozlegało się melodyjne chrapanie. Tylko Jens był w dobrej formie. Na tyle dobrej, by przeteleportować całe towarzystwo do macierzystego Urzędu.
      Do poczekalni wszedł Łukasz. Nie tylko był nieogolony, ale nawet zapucił bródkę a la młoda koza. W cišgu tych kilku dni, kiedy go nie widzieli, schudł ładnych parę kilo, zmizerniał i stracił gdzie swój image młodego yuppie. Rozparł się w fotelu naprzeciwko Jensa. Na stoliku postawił dwa kubki z kawš.
      - Przeżyłem oczyszczenie duchowe - oznajmił, wycišgajšc z kieszeni piersiówkę. Hojnie zaprawił swojš kawę alkoholem. - Już mnie nic nie ruszy.
      Jens przyglšdał mu się z twarzš zastygłš w wyrazie uprzejmego zainteresowania. W taki sam sposób, w jaki patrzyłby na więtego Mikołaja, który nagle oznajmia, że przechodzi na dietę, zmienia płeć i jedzie uprawiać marychę w rodkowej Afryce. Kompletnie ogłuszony.
      - Musiałem co zrobić ze swoim życiem - wyjaniał Łukasz w taki sposób z kolei, że nietrudno było zgadnšć, iż wyjanień tych udziela każdemu, kto akurat zechce posłuchać. - Inaczej skończyłbym u czubków, jak dziadek. Albo na szczycie, jak moi kumple z liceum. - Westchnšł ciężko. - Tak czy siak, nie byłoby ze mnš dobrze. A tak, luzik totalny, kole. - Wypił duszkiem kawę. - Nie wiem, co z wami zrobić - dodał szczerze. - Niele załatwilicie tego suma, ale wraca sprawa ksišżki. Wcale nie przycichła. Okazało się, że to był jaki super ważny zbiór zaklęć albo praw czy przepisów magicznych. Każdy mag dałby sobie za niego co ucišć. I do tego ten zbiór im w tym całym zamieszaniu zaginšł. Prawie od tego zwariowali. Ale wczoraj, wyobracie sobie, to sumisko zdšżyło napisać jeszcze jeden pozew. Dołšczyło etykietkę. Sšd powołał jakiego eksperta i nie zgadniecie, co on powiedział. Papierek zaczarowano zaklęciem bardzo rzadkiego typu, a do tego wyjštkowo starym. Takich zaklęć używali starożytni, a jak wszyscy wiemy, wiedza starożytnych to potęga. Ci wariaci, rzecz jasna, dodali jeden do jednego i wyszło im dwa. Cała banda magów przeszukuje teraz jezioro. Gdyby nie oczyszczenie duchowe, jakie przeszedłem, posłałbym was tam w cholerę, żeby was rozerwali na strzępy, bo już i tak narobilicie doć kłopotów. Ale po wewnętrznej przemianie jestem nowym człowiekiem, który z pewnociš tego nie zrobi. Pracujcie sobie dalej i uważajcie na siebie. Ciao! - Nie czekajšc nawet na odpowied, warszawiak wyteleportował się z fotela. Z niejakim zmieszaniem Jens pomylał, że ten nowy, wewnętrznie przemieniony Łukasz nie jest nawet taki zły. Nie mógł się zdecydować, czy ta myl go cieszy, czy nie.
      - Powiesz, że to wszystko moja wina? - Monika otworzyła oczy i stłumiła ziewnięcie.
      - Nie mam nawet zamiaru zastanawiać się, czyja to wina - zapewnił jš Niemiec. - Mamy masę większych problemów. Bardziej mnie interesuje, jak unikniemy bandy magów. Prędzej czy póniej nas dopadnš, a wtedy rzeczywicie mogš nas rozerwać na strzępy.
      lipiak otworzył jedno błękitne oko.
      - Usuńcie wiadków - mruknšł. - W filmach zawsze tak robiš.
      Monika zmarszczyła czoło.
      - Pomysł trochę niemoralny, ale obiektywnie niezły - stwierdziła. - Tylko że przecież nie będziemy nikogo mordować.
      - Nie trzeba od razu mordować, wystarczy usunšć pamięć - skorygował Jens, pomysł wodnika wyranie padł na podatny grunt.
      - Nie odtworzš im jej? - Miała jeszcze wštpliwoci, ale już w jej oczach pojawił się błysk zdecydowania, jak zawsze, gdy przychodziło do konkretnych działań.
      - Użyjemy starożytnych zaklęć, twoich uroków i czego jeszcze się da. Wyjdzie mieszanka wybuchowa. - Niemiec umiechnšł się złoliwie. Nie ufał magom. Więcej nawet. Jako ich, psiakrew, nie lubił.
      Monika sięgnęła po firmowy papier i ołówek.
      - Ten mag, to raz. Plus mag, czarownica i subkulturowiec z Tulipanowej to już razem cztery. Trzeba sprawdzić, czy w hipermarkecie nie sfilmowały nas jakie kamery. I musimy uważać na magów. Łatwo nie będzie - stwierdziła tonem, z którego jasno wynikało, że bynajmniej jej to nie martwi.
      - Dzisiaj hipermarket, jutro mag, pojutrze Tulipanowa, weekend będziemy mieli wolny - zarzšdził Jens. - Tylko musimy gdzie ulokować te żaby.

*
      
      Żabom spodobała się wanna Moniki. Radonie pluskały się w wodzie, ochlapujšc zielone kafelki. Zieleń na poły z błękitem były dominujšcymi barwami w niewielkim mieszkanku rusałki. Jednš cianę pokoju zdobiły wymalowane na szmaragdowym tle kolorowe kwiaty. Dywan był błękitny, kanapa zielona. Meble wyranie zostały przemalowane na bardziej stosowny kolor.
      - Jako mnie ostatnio wzięło - wyjaniła Monika nieproszona, wpychajšc plecaki w kšt. - Nie mogłam znieć białych cian. Doprowadzały mnie do szału.
      lipiak usadowił się na rodku stołu (zielonego w nierówne niebieskie pasy) i rozejrzał z zachwytem.
      - Jak tu domowo.
      - Od razu widać, że tu mieszka rusałka - stwierdził Jens. Nie potrafił wyjanić dlaczego, ale i on w mieszkaniu Moniki poczuł się jak u siebie. - Ładnie tu - pochwalił.
      Monika zajrzała do lodówki, na której drzwiach wymalowano staw z lićmi lilii wodnych.
      - W kwestii niadania, to mam pastę z tuńczyka i pieczywo niskokaloryczne. Nie wiem, co damy żabom. Much sobie nie nałapiš, bo w oknach mam zamontowane siatki.
      - Bardzo dobrze - wybełkotał lipiak, zajęty wyżeraniem płatków niadaniowych z pudełka. - Sš za grube. Powinny przejć na dietę. Ledwo sobie wodnika znalazły, a już się roztyły. A ja muszę dbać o image. Z takimi purchawami nikt mnie nie może zobaczyć.
      Monika zamarła przy otwartych drzwiach lodówki.
      - A ja mylałam, że żaby majš proste życie - zdumiała się.

*
      
      Kilka minut po otwarciu hipermarket zaczynał wypełniać się ludmi. Monika i Jens nie wmieszali się w tłum, bo tłumu jeszcze nie było. Stanęli na rodku galerii i w miarę dyskretnie starali się obejrzeć sufit.
      Oboje byli w okularach przeciwsłonecznych, Jens miał klasyczne czarne, rusałka różowe. Z uwagi na zadanie, jakie mieli wykonać, Monika ograniczyła się do maleńkiej stokrotki, niemalże niewidocznej wród bršzowych pukli. Za to eksmag wyglšdał, jakby obejrzał o jeden film o agentach za dużo. Stanowił jedynš absolutnie czarnš plamę w kolorowym wnętrzu. lipiak zakamuflował się w szumišcej dyskretnie fontannie.
      Jens spokojnym krokiem ruszył w stronę koszyków. Monika z udanym zainteresowaniem obejrzała wystawę jubilera, zerknęła na witrynę sklepu z meblami i zupełnie przypadkiem znalazła się tuż przy schodach prowadzšcych do biur.
      W tym samym momencie na sali zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Koszyki nagle zaczęły się ruszać, zrywać łańcuszki, którymi były sczepione, i w szybkim tempie przemieszczać się po sklepie. Spomiędzy półek rozległy się krzyki potršcanych klientów. Ochroniarze rzucili się na ratunek.
      Jens oparł się o barierkę i obserwował to wszystko z ciekawociš przypadkowego widza. Za Monika, korzystajšc z tego, że nikt na niš nie patrzy, wbiegła po schodach do biur. Dzięki eleganckim mosiężnym tabliczkom na drzwiach szybko znalazła właciwe, wlizgnęła się do rodka i spojrzała na półki pełne kaset wideo. Przez chwilę miała poczucie, że trochę jš wszystko przerosło, ale szybko wzięła się w garć i zaczęła recytować formuły. W cišgu dziesięciu minut zawartoć wszystkich kaset wyparowała. Rusałka wyszła z pomieszczenia, cichutko zamknęła za sobš drzwi i straciła grunt pod nogami.

*
      
      Jensowi niewiele brakowało, by dostać rozbieżnego zeza. Jednym okiem patrzył na salę, a drugim zerkał, czy Monika nie wraca. Kiedy jš w końcu zobaczył, osłupiał tak, że wózki, pozbawione nagle woli, która nimi kierowała, rozsypały się na kawałki.
      Monika wracała, ale nie sama. Prowadziło jš dwóch rosłych, krótko ostrzyżonych typów, którzy wyglšdali, jakby obejrzeli jeszcze więcej filmów o agentach niż on sam. Ponadto słowo prowadziło było nieprecyzyjnym okreleniem, ponieważ miłonicy kina szpiegowskiego trzymali rusałkę pod ramiona tak, że jej stopy znajdowały się kilka centymetrów nad podłogš. Na twarzy Moniki malował się wyraz całkowitego osłupienia.
      Jens już niemal zrobił krok w ich stronę, ale w tej samej chwili zauważył pozostałych. Po galerii kręciło się ze dwudziestu takich ostrzyżonych i w ciemnych garniturach. Poza Jensem nikt nie zwracał na nich większej uwagi. Niemiec bez namysłu złapał za kark lipiaka, który rzucał się na ratunek rusałce i wepchnšł go z powrotem do fontanny. Pucił go dopiero, kiedy ostatni typek w garniturze zniknšł w wejciu na parking.
      Wciekły wodnik wypluł sztuczne wodorosty.
      - Co ty robisz?! - prychnšł. - Trzeba jš ratować.
      - Przecież wiem. - Eksmag, nie bawišc się w zbędne dyskusje, wycišgnšł go z wody i wepchnšł pod połę kurtki. - Ale było ich za dużo. Poza tym, to nie zwykłoludzie.
      - A kto? - sapnšł zduszony lipiak, daleko bardziej zmartwiony niebezpieczeństwem grożšcym Monice niż własnš niewygodš.
      - Nie wiem. Może magowie. - Jens schował się za wieszakiem z płaszczami i wyteleportował do mieszkania Moniki.
      Jako dziwnie było wród tych błękitnozielonych cian bez rusałki. Jens wycišgnšł z kieszeni komórkę i zadzwonił do Łukasza. A potem pozostało mu tylko siedzieć i czekać. Nie lubił tego.

*
   ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin