Nowy2.txt

(14 KB) Pobierz
Rozdział 2
      
      Czerwcowy dzień był naprawdę upalny. Statek wycieczkowy leniwie sunšł po Dunaju. Jens poprawił ciemne okulary, przecisnšł się pomiędzy wyjštkowo hałaliwymi dziećmi i zatrzymał przy balustradzie.
      - Wykorzystać tę moc na podróże, całkiem niezły pomysł - powiedział.
      Monika spojrzała na niego przelotnie znad różowych szkieł. Potem wróciła do podziwiania krajobrazów.
      - Chyba nie będziesz uciekać? - zapytał. - Masz moc, ale poza tym jeste kompletnš amatorkš. Nie znasz sztuczek profesjonalistów.
      - To mnie naucz - zaproponowała, umiechajšc się kuszšco.
      Nerwowo strzšsnšł z siebie jej zaklęcie jak ohydnego robaka. Ledwo mu się udało. Zaciskał mocno zęby, żeby tylko nie pokazać, jak blisko była sukcesu. Gdyby postarała się troszkę bardziej, już byłby jej.
      - Urocza propozycja, ale może nie skorzystam - powiedział spokojnie. - Kto cię tego nauczył?
      - Nikt. Instynkt.
      - Akurat - zapalił papierosa. Wytršciła mu go z ręki, tak że wpadł do Dunaju.
      - Palenie szkodzi - oznajmiła surowo.
      - Wiem. Studiowałem medycynę. - Zapalił następnego, zacišgnšł się dymem, zakrztusił. Smakowało obrzydliwie jak nigdy. Cisnšł całš paczkę do rzeki.
      - Co to ma znaczyć?
      - Uroki coraz lepiej mi wychodzš. Mam to w genach. Wiesz, że ojciec mojego ojca miał tylko synów, i jego ojciec też, i jego ojciec też i tak do dziewięciu pokoleń wstecz?
      Strasznie zachciało mu się papierosa. Poborcy nie znali się na takich sprawach, ale on kiedy tak marzył, żeby zostać magiem. Zaczytywał się w księgach, zapamiętał parę rzeczy. To wszystko, co było w obficie ilustrowanej ksišżce o demonach, zjawach i żywinach płci żeńskiej, pamiętał doskonale. Chociaż najciekawsze były obrazki.
      - Tam w lesie co się we mnie obudziło. Poczułam... moc, chyba, to nawet trudno opisać. Zaciekawiło mnie, skšd nagle się to wszystko we mnie wzięło, więc poszperałam trochę w genealogii własnej i w ksišżkach. Niezły tupet musiał mieć mój praprapraprapraprapradziadek, że zbałamucił pannę z bagien. Zresztš, może nie o tupet tam chodziło. Rusałka zwišzana ze miertelnikiem ma samych synów. I samych wnuków i samych prawnuków i tak aż do dziewištego pokolenia. A potem rodzi się następna panna z bagien i wszystko zaczyna się od nowa.
      W różowych okularach Moniki odbijała się rzeka. Dziewczyna spoglšdała na fale z zagadkowym wyrazem rozmarzenia na twarzy. Dopiero teraz Jens zauważył, że we włosy wpięła jaki kwiat. Dłonie miała dziwnie smukłe. Odsunšł się od balustrady, powoli, ostrożnie. Gdyby teraz go wypchnęła, nie miałby szans. Wodniki nigdy nie pałały sympatiš do Urzędu Skarbowego i, nawet bez prób rusałki, utopiłyby go radonie.
      - Kim ty właciwie jeste? - zainteresowała się nagle Monika.
      - Takim Poborcš do zadań specjalnych. - Jens postarał się w miarę nonszalancko usišć na ławeczce i dokładnie w tej samej chwili uwiadomił sobie, że robi z siebie głupka. - Właciwie to odrzutem - przyznał szczerze. Nie było sensu ukrywać czego, o czym i tak wszyscy wiedzieli. - Nabroiłem w paru miejscach, więc się mnie pozbywali. W końcu trafiłem do centrali w Warszawie.
      - A co masz zrobić ze mnš? - usiadła obok.
      - Przekazać ci, że urlop się skończył i praca czeka.
      - Szkoda. - Na chwilę zapatrzyła się w błękitne niebo i słońce. - Ale skoro trzeba wracać, to trudno.
      - Wracasz ot tak, bez żadnych problemów? Bez protestów?!
      - A co mam, twoim zdaniem, zrobić? Szaleje bezrobocie - przypomniała trzewo. - Niby mogłabym pójć na bagno, ale chyba nikt jeszcze nie widział rusałki z insektofobiš. Mam tańczyć na uroczysku ze sprayem na komary w każdej ręce? To już zakrawa na parodię. A Poborca to pewne zajęcie, nawet czasami interesujšce. Gdyby nie ta pomyłka w Poborze, nie wiedziałabym o sobie tylu fascynujšcych rzeczy.
      Wstała i pomachawszy wodnikom na pożegnanie, umiechnęła się do Jensa nad wyraz przyjanie, po czym wyteleportowała się ze statku.
      Niemiec siedział jeszcze przez chwilę, patrzšc na przesuwajšcy się powoli brzeg. Jakże ona się umiechała! Nic dziwnego, że tylu szaleńców tonęło na bagnach, szukajšc rozemianych rusałek. Sam też pewnie by utonšł.

*
      
      Teleportacja nie była przyjemna. Na statku powietrze było wieże i krystalicznie czyste, a w Centrali jak zwykle panował zaduch, do tego wszystko zasnuwała siwa mgła tytoniowego dymu. Ledwie Jens pojawił się na korytarzu, a już wpadł na niego posłaniec. Jak się okazało, znajomy.
      - Stary, nie uwierzysz, jaka heca! - Tomek prawie pękał od wiadomoci, którš miał okazję rozpowszechnić. - Szefowie zarejestrowali rusałkę jako maga! I ani rusz nie mogš tego odkręcić!
      Drzwi w głębi korytarza otworzyły się i prawie wybiegł przez nie Łukasz. Na przemian bladł i czerwieniał na twarzy. Za nim wyszła Monika.
      - Może ja z nimi porozmawiam? - zaproponowała uprzejmie.
      - Wykluczone! - Łukasz niemal krzyknšł. Przechodzšc, rzucił Jensowi wciekłe spojrzenie i trzasnšł drzwiami od gabinetu Piotrka. Najwyraniej rozmowa z Centralš nie należała do przyjemnych.
      - To przez tę rusałkę - szepnšł radonie Tomek.
      Monika pokiwała głowš.
      - Dokładnie - powiedziała. W jej głosie dwięczała satysfakcja.
      Tomek dopiero teraz jš zauważył i oczy prawie wylazły mu na wierzch. Monika nie wyglšdała wcale nadzwyczajnie, ubrana w dżinsy i bluzeczkę, no i miała ten idiotyczny kwiat wcišż wpięty we włosy. Ale czar rusałki działał.
      - Przestań - syknšł jej do ucha Jens.
      Monika spojrzała na niego zdziwiona, dopiero kiedy dostrzegła wyraz twarzy Tomka, ze zrozumieniem kiwnęła głowš.
      - Samo się czasami włšcza. - Umiechnęła się przepraszajšco.
      Szturchnięty w ramię Tomek zamrugał, jakby obudził się z głębokiego snu.
      - Co jest? - zapytał nieprzytomnie.
      - Pozwól, że cię przedstawię - powiedział Jens. - Tomek, posłaniec z biura. Monika, rusałka.
      Chłopak najpierw zamarł z wrażenia, a potem rzucił się do całowania Moniki po rękach. W tym momencie na korytarzu pojawił się zbolały Piotrek, ciskajšc naręcze jakich papierów. Zatrzymał się przy nich.
      - Idże stšd - poprosił, popatrujšc na dziewczynę z wyrzutem.
      - Ja tu pracuję - przypomniała.
      - To maszeruj pracować w teren. Pobierz podatki. - Wetknšł jej plik wezwań.
      Monika obejrzała je uważnie.
      - Nie mój rewir - stwierdziła krótko. - Ja pracuję w Lubelskiem.
      Piotrek wyrwał jej kartki i natychmiast wcisnšł inne.
      - Id sobie stšd - powtórzył. - I ty też - spojrzał na Jensa. - Zejdcie mi oboje z oczu!

*
      
      - Zarejestrowanie rusałki jako maga to taka straszna rzecz? - zapytała Monika, kiedy już jedli lody w kawiarnianym ogródku na lubelskim deptaku.
      - Nikt chyba jeszcze niczego takiego nie zrobił. - Jens nerwowo bawił się papierosem. Strasznie chciało mu się palić, ale jednoczenie urok rusałki cišgle działał i na samš myl o zacišgnięciu się dymem robiło mu się niedobrze. - Formalnie magiem może być tylko człowiek, nie zwykłoczłek, rzecz jasna.
      - Moi rodzice sš ludmi, to ja chyba też - zauważyła Monika.
      - Nie chodzi o genetykę. W twoim przypadku to już bardziej o genealogię. I o formalnoci. Formalnie jeste w prostej linii potomkiem rusałki w dziewištym pokoleniu, potomkiem płci żeńskiej, czyli rusałkš. Z formalnego punktu widzenia twoi synowie raczej będš ludmi, chociaż nie wiadomo.
      - Raczej? - obruszyła się dziewczyna.
      - A skšd ja mam wiedzieć, z kim ci strzeli do głowy mieć dzieci? - Jens wzruszył ramionami.
      - No rzeczywicie - zgodziła się. - Tego to nawet ja jeszcze nie wiem. Ale wracajšc do tematu...
      - To taki prosty wywód logiczny. Przesłanka A: rusałki nie sš ludmi. Przesłanka B: tylko ludzie sš magami. Skoro jeste rusałkš, to nie jeste człowiekiem, skoro nie jeste człowiekiem, to nie możesz być magiem.
      Monika pokiwała głowš na poły ze zdziwieniem, na poły ze zrozumieniem.
      - Trochę głupio, że wiat magii trzyma się praw logiki formalnej.
      - A nie głupio, że od magii pobiera się podatek? - Jens zgniótł papierosa. - Nie mogłaby odwrócić wreszcie tego uroku? Czekam i czekam, aż się cholerstwo wyczerpie.
      - Nie mogę. - Umiechnęła się licznie i przepraszajšco. - To byłoby niezgodne z mojš naturš. Potępiam palenie. Chod, pójdziemy po Podatek, to przestaniesz myleć o zgubnym nałogu.

*
      
      Klatka schodowa była brudna i mierdzšca, kolejne piętra prezentowały się jeszcze gorzej. Monika stanęła tak, by przypadkiem nie dotknšć której ze cian. Jens sprawdził adres na wezwaniu.
      - To tutaj.
      - wietne miejsce dla maga. - Dziewczyna prawie podskoczyła, kiedy za którym załomem korytarza trzasnęły drzwi i rozległy przekleństwa. - Takiej wišzanki to jeszcze nie słyszałam - stwierdziła, przysuwajšc się bliżej do swojego towarzysza. - Miejmy to już za sobš, co?
      Jens zapukał z niejakim obrzydzeniem.
      - Jestem Poborcš - powiedział, kierujšc głosem tak, żeby w żadnym razie nie dotarł do niepowołanych uszu. - I zgodnie z Prawami Poboru przyszedłem po Podatek.
      Przez chwilę panowała cisza, a potem zadzwonił zdejmowany łańcuch. Skrzypnęły zawiasy.
      - Widzisz. - Jens umiechnšł się zadowolony, wchodzšc do rodka. - To w gruncie rzeczy banalnie proste.
      Monika ruszyła za nim. Znalazła się w zwykłym, wyłożonym boazeriš przedpokoju. Po jej towarzyszu nie było ladu. Tylko dywanik falował złowrogo, jakby co przełykał.
      - Znowu - westchnęła nieco zrezygnowana.
      Nie szła dalej, wolała nie ryzykować.
      - Jest tu kto? - zawołała.
      Słodki, kuszšcy głos odbił się echem od cian.
      Drzwi do pokoju otworzyły się i pojawił się niewysoki mężczyzna w okularach, na oko około trzydziestki.
      - ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin