Jessica Hart - Podwójne oświadczyny.pdf

(530 KB) Pobierz
109883460 UNPDF
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Drzwi windy rozsunęły się i wyszła z niej Louisa Den­
nison, jak zwykle idealnie punktualna.
Patrick przyglądał się jej z irytacją. Czy ta kobieta cho­
ciaż raz nie mogłaby się spóźnić bodaj o pięć sekund?
Oczywiście wiedział, że jego reakcja jest irracjonalna, prze­
cież trudno byłoby sobie wymarzyć doskonalszą asystentkę
niż ta, którą odziedziczył po poprzednim prezesie Schola
Systems.
Nosiła szare garsonki, kończące się dokładnie na wy­
sokości kolan, ani jeden ciemny włos nie śmiał wystawać
z jej gładkiej fryzury. Sprawiała wrażenie kompetentnej,
dyskretnej, opanowanej i rzeczywiście taka była. Nigdy
nie przyłapał jej na wykonywaniu prywatnych telefonów
czy plotkowaniu. Nie wykazywała najmniejszego zaintere­
sowania jego sprawami osobistymi. Żeby chociaż raz się
pomyliła, udowadniając, że też jest człowiekiem! Niechby
to była najmniejsza literówka, której mógłby się uczepić.
Niechby miała choć minimalne trudności ze znalezieniem
jakiegoś dokumentu. Niechby rozlała kawę lub porwała
rajstopy.
Nic z tych rzeczy!
W rezultacie Patrick czasem czuł się przy niej nieco
6
Jessica Hart
onieśmielony, co oczywiście wprawiało go w irytację, bo
to on powinien onieśmielać ludzi. Miał opinię bezwzględ­
nego i wielu ludzi się go bało. Ale nie Lou.
Ona tylko patrzyła na niego spokojnie ciemnymi ocza­
mi, a na jej twarzy nieodmiennie malowała się rzeczowość,
lecz jemu zdawało się, że czasem dostrzegał przebłysk lek­
kiej ironii, co go oczywiście złościło.
W odwecie uważał ją za niespecjalnie interesującą. Fakt,
wyglądała całkiem atrakcyjnie, lecz musiała mieć ze czter­
dzieści pięć lat, zdradzały to zmarszczki pod oczami. Zde­
cydowanie wolał kobiety młodsze, bardziej seksowne, bar­
dziej kobiece i nie tak powściągliwe.
-Nie spóźniłam się chyba? - spytała, podchodząc do
niego.
Miał ochotę ostentacyjnie spojrzeć na zegarek i skłamać,
że owszem, o całe piętnaście sekund.
- Oczywiście, że nie.
Zmusił się do uśmiechu. W końcu to nie z jej winy zamk­
nięto tego wieczoru linię kolejową wzdłuż Wschodniego
Wybrzeża. To nie jej wina, że najbliższe lotnisko znajdowa­
ło się zbyt daleko, by warto było na nie jechać, i że chętnie
zjadłby kolację z kimkolwiek innym, byle nie z nią. Cóż,
oboje utknęli w Newcastle, więc grzeczność nakazywała
mu zaprosić ją na kolację.
- Idziemy do restauracji? A może chciałaby pani naj­
pierw pójść na drinka?
Ponieważ dodał to drugie po namyśle, odgadła, że wca­
le nie miał ochoty na przedłużanie wspólnego wieczoru.
Ona też nie miała, bo to był naprawdę ciężki dzień.
Zaczął się o piątej rano. Lou musiała wcześniej niż
zwykle wyprawić z domu dwójkę kłótliwych nasto-
Podwójne oświadczyny
7
latków, a potem jechać z szefem pociągiem do innego
miasta na spotkanie biznesowe. Nie chciała jechać, ale
Patrick Farr nalegał. Spotkanie zakończyło się sukcesem
i podpisaniem kontraktu, lecz trwało długo i przebiegało
dość burzliwie, Lou marzyła więc już tylko o powrocie
do domu. Chciała po raz pierwszy od dłuższego cza­
su spędzić spokojny wieczór, popijając dżin w gorącej
kąpieli, której nikt nie będzie przerywał waleniem pięś­
ciami w drzwi i pytaniami, gdzie są te dżinsy z dziurą na
lewym kolanie!
Właściwie mogłaby odpocząć i w hotelu, jednak szef po­
czuł się zobligowany do zaproszenia jej na kolację, a odmó­
wić nie wypadało, tak więc oboje byli skazani na godzinę
czy dwie sztywnej konwersacji, na którą żadne nie miało
ochoty. W tej sytuacji zdecydowanie potrzebowała kielisz­
ka czegoś mocniejszego.
- Dziękuję, chętnie.
Ściągnął brwi, wyraźnie niezadowolony, lecz nie przeję­
ła się tym. W końcu było po godzinach pracy, a nie musia­
ła mu dogadzać podczas swojego wolnego czasu. Dawno
stało się dla niej jasne, że szef właściwie nie postrzega jej
jako kobiety. Widać była nie dość młoda i nie dość ładna.
Niezbyt się tym przejmowała.
W barze z trudem znaleźli wolny stolik, ponieważ
nie oni jedni nie mogli z powodu złej pogody dostać
się do Londynu. W dodatku w tym dość prowincjonal­
nym mieście wystrój baru hotelowego znacznie odbiegał
od standardów, do jakich Patrick przywykł. Nadmierna
ilość sztucznych roślin i przesadny półmrok raziły jego
poczucie smaku, co też nie poprawiło mu humoru.
- Co dla pani?
8
Jessica Hart
- Poproszę o kieliszek szampana - odparła, wygładza­
jąc spódnicę.
Zaskoczyła go, szampan wydał mu się nazbyt frywol-
nym alkoholem dla tak poważnej i opanowanej osoby.
Spodziewał się raczej, że Lou zamówi albo wodę niegazo-
waną, albo wytrawne martini.
Uniosła brwi.
- Czy to zbytnia ekstrawagancja? - spytała, wiedząc, że
mógłby sobie pozwolić na kupienie najlepszego szampa­
na w ilościach hurtowych. - Firma zdobyła kontrakt, jest
co uczcić.
Zacisnął zęby. Sam powinien był to zaproponować.
- Słusznie.
Kiedy zjawił się kelner, Patrick zamówił całą butelkę
zamiast dwóch kieliszków, by asystentka nie wzięła go za
sknerę. Gdy czekali, Lou siedziała swobodnie oparta, nie
zdradzając śladu zakłopotania panującym między nimi
milczeniem. Również pod tym względem nie przypomi­
nała kobiet, z którymi się spotykał. Wolał dziewczyny, któ­
re umiały się bawić.
Na przykład taka Ariel. Gdyby znalazł się w tym ba­
rze z nią, zabawiałaby go rozmową i w ogóle wychodzi­
łaby z siebie, żeby czuł się z nią jak najlepiej. Tymczasem
Lou po prostu siedziała i milczała. Ciekawe, co trzeba by
zrobić, żeby wywrzeć na niej wrażenie. Przynajmniej raz
komuś się to udało, ponieważ nie była panną, lecz panią
Dennison. Chyba rozwiedzioną, gdyż nie nosiła obrączki
Nic dziwnego. Jej maż zapewne nie dorastał do jej wyso­
kich standardów.
Czuł się coraz bardziej niezręcznie, sięgnął więc po
podstawkę pod kieliszek i machinalnie zaczął stukać nią
Podwójne oświadczyny
9
o blat stołu. Ledwo powstrzymywał się od spoglądania na
zegarek
To stukanie działało Lou na nerwy. Tom robił tak samo,
czym doprowadzał ją do szału. Gdyby to on przed nią sie­
dział, wyrwałaby mu podkładkę z ręki i kazała przestać, ale
Tom miał jedenaście lat i był jej synem.
A jednak palce świerzbiały ją coraz bardziej. Och, gdzie
ten szampan? Czy barman dopiero poszedł zbierać wino­
grona? Ile czasu potrzeba, żeby włożyć butelkę do kubeł­
ka z lodem? Jeśli kelner zaraz się nie zjawi, to ona dłużej
naprawdę nie wytrzyma, odbierze szefowi tę nieszczęsną
podkładkę i...
Przy ich stoliku zmaterializował się kelner, wyłaniając
się z ciemności, a Patrick zastygł w pół gestu.
Do niego Lou nigdy się tak nie uśmiechnęła.
Owszem, uśmiechała się uśmiechem idealnej asystent­
ki, który doskonale pasował do jej garsonek i gładkiej fry­
zury, lecz do kelnera uśmiechała się zupełnie inaczej - cie­
pło, przyjaźnie. Lou na oczach Patricka przemieniła się
w atrakcyjną kobietę, z którą przyjemnie będzie wypić bu­
telkę szampana.
Wyprostował się odruchowo i przyjrzał się jej z zainte­
resowaniem, gdy tymczasem kelner dał prawdziwy popis
otwierania i nalewania szampana, zabawiając przy tym
Lou żartobliwą rozmową. Przecież on z nią flirtuje, pomy­
ślał z dezaprobatą Patrick. Tylko się uśmiechnęła, a on ska­
cze koło niej, chociaż mogłaby być jego matką!
Wreszcie kelner zamaszyście przewiesił sobie białą ście-
reczkę przez ramię, umieścił butelkę z powrotem w wia­
derku i z ukłonem życzył Lou miłego wieczoru, za co po­
dziękowała mu kolejnym pięknym uśmiechem. Patrickowi
Zgłoś jeśli naruszono regulamin