O'Brien Judith - Arystokraci.pdf
(
1233 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - O'Brien Judith - Arystokraci
Judith O’Brien
Arystokraci
Prolog
Richmond, Wirginia, sierpie
ı
1865 roku
Upał był nie do zniesienia. Constance Lloyd raz po raz ocierała skronie chusteczk
Ģ
,
zniszczon
Ģ
i wystrz
ħ
pion
Ģ
, lecz za to
Ļ
wie
Ň
o wypran
Ģ
i wyprasowan
Ģ
. Z przegubu dłoni
zwisała jej
Ļ
ci
Ģ
gana rzemykiem sakiewka, zawieraj
Ģ
ca kilka ostatnich unijnych dolarów, jakie
miała. Constance nie odwa
Ň
yła si
ħ
zostawi
ę
ich w pensjonacie sióstr Smithers, cho
ę
wyszła
tylko na krótko na poczt
ħ
. Starsze panie były urocze, a mieszka
ı
cy pensjonatu wydawali si
ħ
niezwykle szacowni, mimo to Constance nie była na tyle niefrasobliwa, by spu
Ļ
ci
ę
z oczu swe
doczesne dobra. Inaczej nijak nie udałoby jej si
ħ
prze
Ň
y
ę
ostatnich czterech lat.
Po nie brukowanej ulicy toczył si
ħ
wózek. Za nim podnosiły si
ħ
tumany pyłu, wi
ħ
c Constance
przystan
ħ
ła i mocno zacisn
ħ
ła powieki.
Czy kiedykolwiek było w Richmond tak gor
Ģ
co?
- Dzie
ı
dobry, panno Lloyd.
Constance otworzyła oczy i ujrzała pana Bryce’a, m
ħŇ
czyzn
ħ
o ostrych rysach i wychudzonej
twarzy, który uchylał przed ni
Ģ
kapelusza. Pan Bryce, chocia
Ň
był mniej wi
ħ
cej rówie
Ļ
nikiem
jej ojca, dopiero co wrócił ze słu
Ň
by w wojskach Konfederacji. Gdy wojna si
ħ
sko
ı
czyła,
wiele miesi
ħ
cy szedł do domu pieszo.
- Dzie
ı
dobry, panie Bryce. - Constance u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
, przypomniawszy sobie tego
człowieka sprzed wielu lat. Kiedy przychodził w odwiedziny na plantacj
ħ
Lloydów, zawsze
ukradkiem wciskał jej do r
ħ
ki lukrecjowe pałeczki.
- Wystarczy pani taki skwar? - Od gor
Ģ
ca twarz pokryła mu si
ħ
ciemnymi plamami, a rzadkie
siwe włosy były przy skórze mokre od potu.
- Nie bardzo, panie Bryce - odrzekła szczerze. - Dlatego udaj
ħ
si
ħ
dzi
Ļ
na południe, w stron
ħ
poczty. Mam nadziej
ħ
,
Ň
e tam nie b
ħ
dzie ani krzty chłodu.
Pan Bryce roze
Ļ
miał si
ħ
, cho
ę
bardziej przypominało to gdakanie, a
Ļ
miech natychmiast
wywołał atak kaszlu. Constance uprzejmie udała,
Ň
e tego nie zauwa
Ň
a. Pan Bryce raz jeszcze
uchylił kapelusza, pozdrowił j
Ģ
uniesieniem dwóch palców i ruszył dalej swoj
Ģ
drog
Ģ
.
Dziwne były te spotkania z lud
Ņ
mi, których znała od niepami
ħ
tnych czasów. Teraz wydawali
si
ħ
obcy, odsuni
ħ
ci od siebie przez straszne do
Ļ
wiadczenie, które wła
Ļ
ciwie powinno ich
zbli
Ň
y
ę
. Owszem, pocz
Ģ
tkowo pora
Ň
ka konfederatów ich zjednoczyła. Ale w miar
ħ
jak mijały
tygodnie, a potem miesi
Ģ
ce, wszyscy po kolei zaczynali szuka
ę
winnych, stawali si
ħ
nieufni,
po prostu ogarniał ich l
ħ
k o przyszło
Ļę
. Niedogodno
Ļ
ci codziennego
Ň
ycia sprawiały,
Ň
e
nawet najoczywistsze fakty jawiły si
ħ
w krzywym zwierciadle. Sko
ı
czyły si
ħ
patriotyczne
Ļ
piewy i przemowy; ci, którzy prze
Ň
yli, wytykali coraz cz
ħĻ
ciej palcami s
Ģ
siadów i oskar
Ň
ali
ich o sympatyzowanie po kryjomu z Jankesami. Zamiast
Ň
y
ę
dalej swoim
Ň
yciem, wi
ħ
kszo
Ļę
rozgrzebywała minione sprawy, oddaj
Ģ
c si
ħ
rozwa
Ň
aniom, „co by było, gdyby było”. Poza
podejrzeniami istnieli wył
Ģ
cznie bohaterowie, którzy oddali
Ň
ycie w walce. Tylko ich
zostawiano w spokoju.
Constance zerkn
ħ
ła na dwa budynki nie tkni
ħ
te przez wojn
ħ
, siedzib
ħ
/parlamentu stanowego i
Biały Dom Konfederacji. Oba stały majestatyczne jak zawsze, otoczone resztkami murów i
skorupami wypalonych w
Ļ
rodku domów - widmowymi ruinami, stanowi
Ģ
cymi pozostało
Ļę
wielkiego miasta, jakim kiedy
Ļ
było Richmond. Nad obydwoma dachami unosiły si
ħ
wielkie
ameryka
ı
skie flagi, łopocz
Ģ
ce mimo sierpniowego
Ň
aru. Widok tych flag wci
ĢŇ
wydawał si
ħ
Constance dziwny.
Czy kiedykolwiek był w Richmond taki upał?
Przed poczt
Ģ
Constance nie zwróciła uwagi na trzech
Ň
ołnierzy Unii, którzy mamrocz
Ģ
c pod
nosem słowa pozdrowienia, odsun
ħ
li si
ħ
od drzwi,
Ň
eby mogła wej
Ļę
. Oboj
ħ
tno
Ļę
Constance
wcale nie brała si
ħ
jednak z niedawnego zwyci
ħ
stwa Unii ani wrogo
Ļ
ci wobec mieszka
ı
ców
Północy. Constance po prostu nie miała ju
Ň
siły. A poza tym ta postawa była równie
Ň
objawem zmian, jakie zaszły w Richmond. Ju
Ň
nie wszystkich mo
Ň
na było traktowa
ę
jak
przyjaciół.
Jeszcze nie tak dawno zostałaby surowo skarcona za samotne chodzenie po ulicy. Gdyby
zobaczył j
Ģ
Wade Cowen, wpadłby we w
Ļ
ciekło
Ļę
. Ale Wade, jej narzeczony, od czterech
miesi
ħ
cy nie
Ň
ył.
Chocia
Ň
nie widzieli si
ħ
ponad dwa lata, listownie, po szybkiej i beznami
ħ
tnej wymianie
korespondencji, ustalili,
Ň
e po wojnie si
ħ
pobior
Ģ
. Ostatnio Constance zastanawiała si
ħ
nawet,
czy Wade, którego znała od dzieci
ı
stwa, naprawd
ħ
j
Ģ
kochał, tak jak m
ħŇ
czyzna powinien
kocha
ę
kobiet
ħ
. Ale teraz nie miało to ju
Ň
znaczenia. Dzie
ı
po zawarciu pokoju Wade, który
nigdy nie był wybitnym je
Ņ
d
Ņ
cem, zgin
Ģ
ł, prowadz
Ģ
c
Ň
ołnierzy do ataku na obozuj
Ģ
cy oddział
Unii.
Pochowano go jak bohatera. „Ostatni z poległych konfederatów”, napisano na kamieniu
nagrobnym. Ale oficer, kolega Wade’a, powiedział Constance prawd
ħ
. Biedny Wade po
prostu stracił panowanie nad koniem. Gdy zorientował si
ħ
,
Ň
e jedzie prosto na grup
ħ
zdumionych Jankesów, prawdopodobnie wybrał
Ļ
mier
ę
w chwale bohatera, by nie wystawi
ę
si
ħ
na po
Ļ
miewisko. W ostatniej chwili, ze wszystkich sił staraj
Ģ
c si
ħ
utrzyma
ę
w siodle,
wyszarpn
Ģ
ł z pochwy szabl
ħ
i zacz
Ģ
ł ni
Ģ
wymachiwa
ę
, bardziej by utrzyma
ę
równowag
ħ
ni
Ň
Ň
eby zagrozi
ę
przeciwnikom.
Ci krzyczeli do niego,
Ň
eby si
ħ
zatrzymał, a poniewa
Ň
nie mógł, strzelili i trafili go w czoło.
Oficer, który zabił Wade’a, napisał do Constance list o jego bohaterstwie i wszyscy zgodnie
doszli do wniosku,
Ň
e musiało go bardzo gry
Ņę
sumienie z powodu tego strzału.
Kolejka na poczcie była długa, tak jak Constance przewidywała. Wszyscy
Ň
yli nadziej
Ģ
na
pieni
Ģ
dze, przesłane przez jak
ĢĻ
lito
Ļ
ciw
Ģ
dusz
ħ
z Północy. Mieszka
ı
cy Wirginii, którzy
jeszcze niedawno stanowczo od
Ň
egnywali si
ħ
od wszelkich kontaktów z Jankesami, wysyłali
teraz paniczne listy, prosz
Ģ
c o po
Ň
yczki i przypominaj
Ģ
c powinowatym z Nowego Jorku,
Ohio i Vermont o znaczeniu wi
ħ
zów krwi.
Ludzie wolno posuwali si
ħ
do przodu, w miar
ħ
jak jedyny urz
ħ
dnik przecz
Ģ
co kr
ħ
cił głow
Ģ
,
odpowiadaj
Ģ
c na pro
Ļ
by o bezpłatne nadanie przesyłki i pytania o paczki, które bez
najmniejszego w
Ģ
tpienia lada dzie
ı
miały nadej
Ļę
.
- Biedna panna Lloyd.
Nie było to pozdrowienie. Po prostu kto
Ļ
za jej plecami dał wyraz swoim odczuciom.
- Oj, biedna, biedna - przyznała inna kobieta.
Constance nawet nie mrugn
ħ
ła. Zd
ĢŇ
yła si
ħ
ju
Ň
przyzwyczai
ę
do szeptania znajomych, którzy
si
ħ
nad ni
Ģ
u
Ň
alali. Wydawało si
ħ
absurdem,
Ň
e po czterech latach gwałtownych
Ļ
mierci,
chorób, moralnego zepsucia, po tragedii, jak
Ģ
rzadko widuje si
ħ
na
Ļ
wiecie, smutny los
osiemnastoletniej Constance Lloyd poruszał nawet najbardziej zatwardziałe serca w
Richmond.
To prawda,
Ň
e ojciec Constance zmarł na
Ļ
wink
ħ
wkrótce po wst
Ģ
pieniu do wojsk
Konfederacji. Niedługo potem odeszła z tego
Ļ
wiata jej matka; zapadła na chorob
ħ
, która
okazała si
ħ
gorsza od zwykłego przezi
ħ
bienia. Mniej wi
ħ
cej w tym samym czasie główny
budynek na plantacji stan
Ģ
ł w ogniu, a słu
ŇĢ
cych czy te
Ň
niewolników, jak zwali ich Jankesi,
było za mało, by mogli zrobi
ę
co
Ļ
wi
ħ
cej ni
Ň
sta
ę
i gapi
ę
si
ħ
na po
Ň
ar.
ĺ
mier
ę
Wade’a stanowiła ostateczny cios, chocia
Ň
Constance i tak była ju
Ň
ot
ħ
piała z bólu,
wi
ħ
c nawet nie prze
Ň
yła tej ostatniej straty zbyt bole
Ļ
nie. Podczas wojny wszyscy cierpieli.
Nikomu nie udało si
ħ
od tego uciec. Ale Constance, której droga do dojrzało
Ļ
ci była
wyj
Ģ
tkowo usiana nieszcz
ħĻ
ciami, najwyra
Ņ
niej budziła lito
Ļę
absolutnie wszystkich.
Było to nie do wytrzymania. Nie miała sposobu, by uciec od zasmuconych twarzy i spojrze
ı
przepełnionych współczuciem.
- ...a potem jej ukochany narzeczony, Wade Cowen... Constance zacisn
ħ
ła palce na sakiewce
z tak
Ģ
sił
Ģ
,
Ň
e a
Ň
pobielały jej knykcie.
- ...i jej matka. Nie zapominajmy o matce. Widziałam jej pierwszy bal. Drugiej tak pi
ħ
knej
dziewczyny nie znalazłaby pani w całej Wirginii. Była rodowit
Ģ
Angielk
Ģ
.
Rozmowa stawała si
ħ
coraz gło
Ļ
niejsza. Constance grała w niej główn
Ģ
rol
ħ
. Była mowa o
domu z marmurowymi kolumnami, w którym dorastała, o ojcu, wzorze wszelkich cnót, i
matce, aniele wcielonym, a tak
Ň
e o biedzie Constance i o łacie na spódnicy.
Dziewczyna z trudem powstrzymywała si
ħ
od krzyku. Jak
ĢŇ
przyjemno
Ļę
sprawiłoby jej,
gdyby mogła odwróci
ę
si
ħ
do tych starych kwok i waln
Ģę
je torebk
Ģ
po głowie albo
powiedzie
ę
pani Witherspoon,
Ň
e jej ukochany synalek przepu
Ļ
cił rodzinne srebra na whisky
Jankesów.
Ale tylko przesuwała si
ħ
w milczeniu wraz z kolejk
Ģ
.
- Mam dla pani list, panno Lloyd - powiedział urz
ħ
dnik, gdy w ko
ı
cu dotarła do okienka.
Jakby mu ul
Ň
yło,
Ň
e wreszcie mo
Ň
e co
Ļ
komu
Ļ
da
ę
. Kucn
Ģ
ł przy półkach i po chwili wrócił z
wymi
ħ
t
Ģ
kopert
Ģ
. - Z Anglii - oznajmił gło
Ļ
no.
Po sali przetoczył si
ħ
pomruk. Tymczasem Constance uj
ħ
ła list w dłonie - kiedy ostatnio
miała na nich r
ħ
kawiczki? - i odeszła od okienka. R
ħ
ce jej dr
Ň
ały.
- Prosz
ħ
ci
ħ
. Bo
Ň
e - szepn
ħ
ła, u
Ļ
wiadamiaj
Ģ
c sobie,
Ň
e od dawna si
ħ
nie modliła. Kciukiem
obluzowała skrzydełko koperty, tylko na chwil
ħ
zatrzymuj
Ģ
c palec podczas tej czynno
Ļ
ci. -
Prosz
ħ
, Bo
Ň
e - powtórzyła.
Na to czekała. Napisała do kuzynów matki z pytaniem, czy jacy
Ļ
ich znajomi nie potrzebuj
Ģ
guwernantki. Była to dla niej ostatnia deska ratunku, ostatnia próba stawienia czoła losowi.
Gdyby to nie pomogło, nie miała ju
Ň
do kogo si
ħ
zwróci
ę
.
Schowała si
ħ
w k
Ģ
cie sali,
Ň
eby mie
ę
cho
ę
złudzenie odosobnienia, wiedziała bowiem,
Ň
e nie
powstrzyma si
ħ
z otwarciem koperty do chwili, a
Ň
znajdzie si
ħ
w swym pokoiku u sióstr
Smithers. Przecie
Ň
trzymała w r
ħ
kach swoj
Ģ
przyszło
Ļę
.
Zaczerpn
ħ
ła tchu, wyj
ħ
ła list i uło
Ň
yła pierwsz
Ģ
z wielu, jak si
ħ
zdawało, stronic w taki
sposób, by padało na ni
Ģ
Ļ
wiatło.
Moja droga kuzynko Constance,
Z przyjemno
Ļ
ci
Ģ
zawiadamiamy,
Ň
e jest dla Ciebie posada w Anglii. Przyjed
Ņ
, jak tylko
mo
Ň
esz najszybciej. Zał
Ģ
czamy pieni
Ģ
dze na podró
Ň
w jedn
Ģ
stron
ħ
...
Tyle zdołała przeczyta
ę
, zanim łzy przesłoniły jej widok. Przycisn
ħ
ła dło
ı
do ust, ale i tak
było słycha
ę
, jak z ulg
Ģ
wypuszcza powietrze.
Była ocalona.
Jeszcze raz gło
Ļ
no odetchn
ħ
ła i po chwili wychodziła z urz
ħ
du, wstrz
Ģ
sana przejmuj
Ģ
cym
szlochem. Łzy płyn
ħ
ły jej strumieniami po policzkach.
Nie płakała od lat. Ale nie miało to znaczenia, nic teraz nie miało znaczenia.
Była ocalona.
- Biedna panna Lloyd. Na pewno znowu dostała jak
ĢĻ
zł
Ģ
wiadomo
Ļę
- powiedziała pani
Witherspoon, gdy Constance wybiegła z budynku, wpadła na mosi
ħŇ
n
Ģ
spluwaczk
ħ
i
nieprzytomnie zacz
ħ
ła j
Ģ
błaga
ę
o wybaczenie. - Nie ma chyba na
Ļ
wiecie dziewczyny, której
los mniej by sprzyjał.
1
Cowes, wyspa Wight, Anglia, sierpie
ı
1874 roku
Mój Bo
Ň
e, panno Lloyd! Pani to ma szcz
ħĻ
cie! Jak ja pani zazdroszcz
ħ
! Chyba nie ma na
Ļ
wiecie dziewczyny, której los bardziej by sprzyjał.
Constance u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
, unosz
Ģ
c welon nad głow
Ģ
.
- W
Ģ
tpi
ħ
, Melody. Bardzo w
Ģ
tpi
ħ
. Poza tym wydaje mi si
ħ
,
Ň
e skoro mam ju
Ň
dwadzie
Ļ
cia
siedem lat, to dziewczyn
Ģ
przestałam by
ę
do
Ļę
dawno.
- A wie pani, jak pani zazdroszcz
Ģ
inne dziewcz
ħ
ta? Przecie
Ň
to był nasz pierwszy bal. A kto
dostał nagrod
ħ
? Kto przeta
ı
czył z ksi
ħ
ciem Walii trzy walce z rz
ħ
du? Komu o
Ļ
wiadczył si
ħ
syn ksi
ħ
cia? Mojej guwernantce! Słowo daj
ħ
, panno Lloyd,
Ň
e znienawidziłabym pani
Ģ
,
gdybym tak pani nie uwielbiała.
Constance zerkn
ħ
ła na sw
Ģ
był
Ģ
podopieczn
Ģ
.
- Och, Melody - westchn
ħ
ła. - Ja te
Ň
w to nie mog
ħ
uwierzy
ę
.
Ostry podmuch
Ļ
wie
Ň
ego, słonego wiatru znad morza poruszył zasłonami w pokoiku
Constance. Wydawało jej si
ħ
niemo
Ň
liwo
Ļ
ci
Ģ
,
Ň
e po dziewi
ħ
ciu latach pracy guwernantki u
pani Whitestone i, co wa
Ň
niejsze, serdecznej przyja
Ņ
ni z chlebodawczyni
Ģ
, za tydzie
ı
przyjdzie jej opu
Ļ
ci
ę
ten dom i przenie
Ļę
si
ħ
do rodowego maj
Ģ
tku narzeczonego. Narzeczony
miał po ni
Ģ
przyjecha
ę
powozem ojca, z ksi
ĢŇħ
cym herbem na drzwiach, i zawie
Ņę
j
Ģ
do jej
nowego domu.
Naturalnie miał to by
ę
tylko tymczasowy dom, Constance nie w
Ģ
tpiła bowiem,
Ň
e po
Ļ
lubie
narzeczony zechce zamieszka
ę
z ni
Ģ
osobno. Mo
Ň
e w Londynie... A mo
Ň
e ma inny pomysł,
którego jeszcze jej nie zdradził, po prostu dlatego,
Ň
e wydarzenia potoczyły si
ħ
w zawrotnym
tempie.
Narzeczony. To słowo brzmiało dla niej do
Ļę
niezwykle. Budziło całkiem inne odczucia ni
Ň
narzecze
ı
stwo z Wade’em podczas wojny. Wade wydawał jej si
ħ
bardzo dziecinny, mo
Ň
e
dlatego,
Ň
e znała go od dziecka i pami
ħ
tała nawet z lat, gdy był chłopcem z piegowat
Ģ
buzi
Ģ
i
ułamanym przednim z
ħ
bem.
Teraz w samym słowie „narzeczony” zawierały si
ħ
tajemnica, niespodzianka i romantyczna
przygoda.
- Och, panno Lloyd, niech mi pani jeszcze raz o tym opowie. Prosz
ħ
. Cał
Ģ
histori
ħ
.
Melody westchn
ħ
ła i wsparła głow
ħ
na dłoni. Była ładniejsz
Ģ
z dwóch sióstr Whitestone i
mimo stara
ı
Constance, która próbowała troch
ħ
zachwia
ę
jej wysokim mniemaniem o sobie,
dobrze znała swoje atuty, a w dodatku bezlito
Ļ
nie je wykorzystywała. Była kr
Ģ
glutka i miała
dzieci
ħ
co delikatne rysy, co przywodziło na my
Ļ
l wyidealizowanego amorka, u którego
najbardziej zwracaj
Ģ
uwag
ħ
ró
Ň
owiutkie policzki i złociste loczki.
Constance, dla kontrastu, była
Ļ
niada i wysoka, niektórzy twierdzili nawet,
Ň
e zanadto. Ale
dla guwernantki wzrost nieco ponad metr siedemdziesi
Ģ
t był zalet
Ģ
. Czuła si
ħ
nim
zakłopotana tylko w pierwszych chwilach ta
ı
ca z korpulentnym ksi
ħ
ciem. Zamiast patrze
ę
prosto w małe, wyłupiaste oczka ja
Ļ
nie wielmo
Ň
nego pana, musiała spogl
Ģ
da
ę
w dół,
wprawdzie nieznacznie, lecz zauwa
Ň
alnie.
Jej
Ļ
niada cera, ciemne włosy i bladoniebieskie oczy zainteresowały równie
Ň
niektórych
s
Ģ
siadów Whitestone’ów oraz ciekawskich, którzy obserwowali bal. Zreszt
Ģ
członkowie elity
zauwa
Ň
ali j
Ģ
ju
Ň
wcze
Ļ
niej, zawsze podczas krótkiego sezonu towarzyskiego w Cowes.
Pierwszy raz stało si
ħ
to za spraw
Ģ
lady Montclair, której ko
ı
wyłamał si
ħ
z grupy id
Ģ
cych
st
ħ
pa wierzchowców, dosiadanych przez dostojne amazonki, trzymaj
Ģ
ce obie nogi po tej
samej stronie grzbietu zwierz
ħ
cia, jak na damy przystało. Constance Lloyd w swej
praktycznej szarej sukni, oryginalnie przybranej przy kołnierzyku gał
Ģ
zk
Ģ
suszonego lauru,
chwyciła za wodze spłoszonego konia i uspokoiła zarówno zwierz
ħ
, jak i poj
ħ
kuj
Ģ
c
Ģ
lady
Montclair.
Za t
ħ
przysług
ħ
lord Montclair zaproponował jej kieliszek sherry. Wdzi
ħ
cznie odmówiła, ze
swym czaruj
Ģ
co mi
ħ
kkim ameryka
ı
skim akcentem.
Kieliszka sherry odmówiła, ale z cał
Ģ
pewno
Ļ
ci
Ģ
została zauwa
Ň
ona. Poniewa
Ň
za
Ļ
wyró
Ň
niała
si
ħ
urod
Ģ
i zadziwiaj
Ģ
co wprawnie radziła sobie z ko
ı
mi, co stanowiło u guwernantki dwie
absolutnie niespotykane cechy, niejeden z postronnych obserwatorów wyraził
przypuszczenie,
Ň
e mo
Ň
e ta panna Lloyd jest półdzika. B
Ģ
d
Ņ
co b
Ģ
d
Ņ
przyjechała z Ameryki.
A takie ciemne i l
Ļ
ni
Ģ
ce włosy jak u niej rzadko id
Ģ
w parze z oczami w odcieniu
drogocennego turkusu.
Potem rozeszła si
ħ
pogłoska,
Ň
e jej dziadek był india
ı
skim wojownikiem, dla jednych z
plemienia Cherokee, dla innych Mohawk, i w dzie
ı
urodzin matki Constance oskalpował
babk
ħ
, angielsk
Ģ
pi
ħ
kno
Ļę
szlachetnego rodu. India
ı
ski wojownik naturalnie chciał mie
ę
syna, nie córk
ħ
, wi
ħ
c oskalpowanie stanowiło jedyn
Ģ
słuszn
Ģ
kar
ħ
za rozczarowanie, które
prze
Ň
ył. Podobno takie zdarzenia nie były w Ameryce niczym niezwykłym.
Constance nie próbowała odsun
Ģę
od siebie tego bezpodstawnego podejrzenia. Z niego
równie
Ň
czerpała korzy
Ļ
ci jako guwernantka. Gdy dzieci, którymi si
ħ
opiekowała, były
jeszcze małe, słuchały jej ze strachu,
Ň
e Constance w ka
Ň
dej chwili mo
Ň
e znów sta
ę
si
ħ
dzika.
Ona zreszt
Ģ
umiej
ħ
tnie podsycała to przekonanie, po ka
Ň
dym wyst
ħ
pku podopiecznego
regularnie bowiem zatrzymywała wzrok na jego czole w miejscu, gdzie zaczynały rosn
Ģę
włosy.
Nie widziała sensu w tłumaczeniu,
Ň
e jej dziadkowie ze strony matki byli w istocie rodzonymi
londy
ı
czykami, a najbardziej barbarzy
ı
skim zachowaniem dziadka, jakie pami
ħ
tała, był jego
zwyczaj jedzenia zielonego groszku za pomoc
Ģ
nabijania na ostrze no
Ň
a.
Plik z chomika:
ragol2
Inne pliki z tego folderu:
Trucicielka- O'Brien Judith.doc
(1551 KB)
Wolf Joan - Opiekun.pdf
(1314 KB)
Wolf Joan - Zemsta.pdf
(1495 KB)
Thornton Elizabeth - Anons(1).pdf
(1301 KB)
Thornton Elizabeth - Głos.pdf
(1290 KB)
Inne foldery tego chomika:
bleach movies
bleach s01 bluray 1080p
forever sezon 1 1080p lektor
gry android
kojak sezon 1
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin