Harrison Kim Strażniczka aniołów mroku.pdf

(799 KB) Pobierz
Microsoft Word - Harrison Kim - Madison Avery 02 - Strażniczka aniołów mroku.doc
KIM HARRISON
STRAŻNICZKA ANIOŁÓW MROKU
Madison Avery
Księga 2
PROLOG
Siedemnaście lat, martwa, szefowa aniołów ciemności – która ma ochotę kogoś zabić.
Tak, to ja, Madison, nowa strażniczka czasu, która o niczym nie ma pojęcia.
Niezupełnie tak wyobrażałam sobie zdobywanie „wyższego wykształcenia” tamtej nocy,
kiedy zerwałam się z balu maturalnego i skończyłam na dnie przepaści. Przeżyłam swoją
śmierć, bo ukradłam amulet mojego zabójcy.
Teraz muszę wysłać anioły, by położyły kres istnieniu całej ludzkości. Chodzi o to, by
kosztem życia ocalić dusze. Przeznaczenie, powiedzieliby serafini. Ale ja nie wierzę w
przeznaczenie. Wierzę w wolną wolę. Kieruję tymi, z którymi wcześniej walczyłam.
Serafini nie rozumieją zmian, które chcę wprowadzić, ale postanowili dać mi szansę.
Przynajmniej tak to wygląda w teorii. Praktyka jest nieco bardziej... skomplikowana.
ROZDZIAŁ 1
Samochód był nagrzany od słońca, dotknęłam karoserii i natychmiast odsunęłam
palce. Podniecenie emanowało ze mnie jak druga aura. Pochylona i czujna podążałam za
Joshem, który w koszuli porządnie wsuniętej w wyprane dżinsy szedł w stronę swojej
furgonetki, klucząc między autami, tak, to był pierwszy dzień szkoły. I zgadza się, zwialiśmy
z lekcji, ale czy nikt nigdy w tym dniu nie zrobił nic głupiego? Poza tym uznałam, że serafini
mi wybaczą, w końcu miałam ocalić jedną z tych zbłąkanych dusz.
Josh zatrzymał się i odwrócił, przycupnięty za czerwonym mustangiem. Odrzucił
jasne włosy z czoła i uśmiechnął się do mnie. Byłam pewna, że nie pierwszy raz jest na
wagarach. Mnie także zdarzało się to już wcześniej, choć nigdy grupowo. Uśmiechnęłam się
do niego. Nagle Josh dostrzegł coś za moimi plecami i uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Przez nią zaraz ktoś nas złapie – mruknął.
Gwałtownie się zatrzymałam, aż moje żółte tenisówki ze sznurówkami w trupie
czaszki zapiszczały na asfalcie, kiedy się odwróciłam. Barnaba z poważnym spojrzeniem i
posępną miną kulił się między samochodami. Ale Nakita szła swobodnie z podniesioną
głową, wdzięcznie poruszając ramionami – wcielenie perfekcji. Miała na sobie moje
markowe dżinsy i krótką bluzkę i wyglądała w tym o niebo lepiej niż ja. Jej czarne włosy
lśniły w słońcu, podobnie jak czarne paznokcie u stóp. Nie malowała ich, po prostu takie
były. W innych okolicznościach znienawidziłabym ją za sam wygląd, ale ta anielica
ciemności nie miała pojęcia, jaka jest piękna.
Barnaba przykucnął obok mnie i zmarszczył brwi. Czułam dolatujący od niego zapach
piór i słoneczników. Anioł, który udawał ucznia ostatniej klasy liceum, w spranych dżinsach i
jeszcze bardziej spranym podkoszulku, był podwójnie upadły; raz, kiedy całe tysiąclecia temu
został wygnany z nieba, i teraz, bo przeszedł na drugą stronę w samym środku niebiańskiej
wojny.
– Nakita nie ma bladego pojęcia, jak to się robi – mruknął żniwiarz ciemności,
odrzucając brązowe loki z czoła i mrużąc oczy. Barnaba i Nakita należeli do wrogich sobie
niebiańskich obozów i o byle co toczyli spór.
Skrzywiłam się i machnęłam na Nakitę, żeby się pochyliła, ale nie zwróciła na to
najmniejszej uwagi. Była moim oficjalnym aniołem stróżem przydzielonym mi przez
serafinów.
Właściwie jako strażniczka czasu ciemności byłam jej szefową. Choć w kwestiach
ziemskiego życia nie mogła się ze mną równać, to lepiej się znała na mojej pracy i wszystkim,
co powinnam zrobić. Tylko że ja nie chciałam robić tego zgodnie w niebiańskimi zasadami.
Miałam inne pomysły.
– Schyl się, laluniu! – syknął Barnaba i drobna, piękna, śmiertelnie niebezpieczna
dziewczyna obejrzała się, wyraźnie zdezorientowana. Przez ramię miała przerzuconą modną
torebkę, którą dałam jej dziś rano dla uzupełnienia stroju. Pasowała do czerwonych
sandałków i była pusta. Nakita jednak się uparła, że będzie ją nosić. Twierdziła, że dzięki niej
będzie bardziej przypominać zwykłe dziewczyny.
– Po co? – spytała, podchodząc bliżej. – Jeśli ktoś spróbuje nas zatrzymać, po prostu
go zgładzę.
Zgładzę? Skrzywiłam się lekko. Najwyraźniej nie była na ziemi od bardzo dawna.
Barnaba bardziej tu pasował, ale on wyleciał z nieba, jeszcze zanim wybudowano piramidy,
bo podobno wierzył w wolną wolę, a nie w przeznaczenie. Nakita jednak powiedziała mi
kiedyś, że musiał odejść, bo zakochał się w śmiertelniczce.
– Nakito. – Pociągnęłam ją w dół. Kiedy posłusznie przykucnęła obok mnie, czarne
włosy opadły jej na twarz. – Nikt już nie używa tego słowa.
– To bardzo dobre słowo – odparła urażona.
– Może raczej spróbowałabyś ludzi „załatwiać”? – zasugerował Josh. Barnaba
zmarszczył brwi.
– Nie namawiaj jej – mruknął. Nakita wstała.
– Musimy iść. – Rozejrzała się dokoła. – jeśli nie skłonicie naszego celu do wstąpienia
na drogę cnoty, zanim Ron przyśle mu do ochrony żniwiarza światła, zabiorę jego duszę, by
ją ocalić.
Potem bez słowa poszła w stronę furgonetki Josha. „Zabrać duszę” oznaczało po
prostu „zabić”, tylko przyjemniej brzmiało. Nagle dotarło do mnie, co zamierzamy zrobić i aż
się skuliłam.
Byłam nowym strażnikiem czasu ciemności, ale w przeciwieństwie do tych przede
mną nie wierzyłam w przeznaczenie. Wierzyłam w wolną wolę. Cała ta sytuacja to jakiś
kosmiczny dowcip – poza drobnym faktem, że byłam martwa. Poprzedni strażnik czasu
ciemności sądził, że jeśli zabije swoją następczynię, to znaczy mnie, zdobędzie
nieśmiertelność. Nikt nie wiedział, kim jestem, do czasu, kiedy było już za późno, by
cokolwiek zmienić. W ten sposób utknęłam na stanowisku, którego nie chciałam. Miałam
wykonywać tę pracę, dopóki nie odnajdę swojego ciała i zerwę więź z amuletem, który teraz
utrzymywał mnie przy życiu.
Josh wstał i spojrzał przez szyby mustanga w stronę wjazdu na parking.
– Chodźcie. Wsiądźmy do samochodu, zanim ona zajmie fotel z przodu. Nie będę
prowadził, kiedy obok siedzi kobieta z bronią.
Ruszyliśmy za nią na ugiętych nogach. Barnaba był znacznie lepszy ode mnie w tym
całym ocalaniu dusz. Wiedział, jak korzystać z amuletu i jak znaleźć ludzi przeznaczonych do
przedwczesnej śmierci, chroniąc ich przed żniwiarzami takimi jak Nakita. To, że przeszedł na
przeciwną stronę, żeby zostać ze mną, było równie zdumiewające, jak fakt, że to właśnie
mnie wybrano na nowego strażnika czasu ciemności. Może został przy mnie z poczucia winy,
bo przecież kiedy zostałam skazana na śmierć, nie ocalił mnie. A może zrobił to, bo był zły na
poprzedniego szefa, Rona, strażnika czasu światła, który chciał uzyskać nad nami przewagę i
nas okłamywał. A może Barnaba sądził, że rozwieję wątpliwości, które zrodziła zdrada Rona?
Nieważne, jakie miał powody, cieszyłam się, że Barnaba jest ze mną. Żadne z nas nie chciało
zabijać ludzi, jeżeli nie zrobili nic złego. A skoro zostałam strażniczką czasu ciemności,
lojalność Barnaby mogła mi się bardzo przydać. Nakita jednak mu nie ufała i podejrzewała,
że jest szpiegiem.
– Hej, patrzcie – powiedział Josh, a ja spojrzałam w stronę, którą wskazywał, i
zmartwiałam. Przed szkołą stał radiowóz, a obok kobieta w mundurze. Patrzyła na nas,
opierając ręce biodrach.
– Cholera! – Pochyliłam się gwałtownie. Josh obok mnie zrobił to samo, a Barnaba
nawet nie zdążył się podnieść. – Padnij – syknęłam do Nakity i szarpnęłam ją w dół. Serce
waliło mi jak młotem. W porządku, wiem, jestem martwa, ale spróbujcie przekonać o tym
mój umysł. Nadal uważał mnie za żywą, a ponieważ amulet dawał mi złudzenie ciała, nie
byłam w stanie nic z tym zrobić. Wszystko to było dość dziwne. Dopóki spokojnie
siedziałam, nic się nie działo, ale wystarczyło, że się zdenerwowałam, by puls, a raczej jego
wspomnienie, zaczął szaleć. To takie niesprawiedliwe, że choć nie żyję, nadal muszę znosić
wszystkie te objawy strachu. Ale przynajmniej się nie pocę.
Oparłam się o samochód, za którym się ukrywaliśmy. Skulony obok Josh spojrzał na
mnie z niepokojem.
– To porucznik Levy. Myślisz, że nas widziała? – zapytałam. Cudownie, po prostu
cudownie, ta kobieta już wcześniej mnie namierzyła. Dwa tygodnie temu, kiedy pędziłam z
Joshem do szpitala, po tym, jak Nakita omal go nie zabiła. Policjantka pojechała za mną, bo
przekroczyłam dozwoloną prędkość i nie zatrzymałam się na wezwanie. Tak niewiele
brakowało, żeby Nakita go „zgładziła”. Cóż, nadal nie nazwałabym ich przyjaciółmi, ale teraz
przynajmniej nie próbowała go zabić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin