B.doc

(76 KB) Pobierz

R ,O Z D Z I A Ł II Oasoliński najbliższym współpracownikiem Władysława IV. Sto­sunki wyznaniowe w państwie. Ustępstwa króla na rzecz prawo­sławia. żądania szlachty pod adresem papieża. Poselstwo Ossoliń­akiego do Rzymu i jego rezultaty. Pobyt Ossolińskiego w Wiedniu. Tytuły książęce. Oburzenie szlachty na Ossolińskiego. Ossoliński marszałkiem sejmowym. Przygotowania do wojny ze Szwecją,. Ro­

zejm sztumdorfski.

Władysław IV w szeregu naszych monarchów zajmuje obok Batorego bezsprzecznie jedno z pierwszych miejsc, jako nieprzeciętna indywidualność, jako człowiek pełen śmiałych planów i ambicji. Niestety, brak silnej woli i wy­trwałości, spowodowany fatalnym stanem zdrowia, nie po­zwolił królowi na wprowadzenie w życie zamierzeń, nie­mniej całe jego panowanie wypełnione było .walką o prze­prowadzenie zamierzonych projektów, i to nie byle jakich. Zdobycie Moskwy, odzyskanie korony szwedzkiej, a wresz­cie zniszczenie Turcji i oparcie Polski o Morze Czarne ­oto wielkie zamysły Władysława IV, którym nie dane było się ziścić. Plany te nie zawsze miały na celu dobro państwa, gdyż w pierwszym rzędzie dąiyły do wzmocnienia stano­wiska dynastycznego Wazów. Król rozuRniał, że drogi jego nie zawsze schodzą się z drogami dążeń szlacheckich, że polityka jego, prąca w konsekwencji do wojen, spotka się z uporem pokojowo nastrojonego społeczeństwa, że zatem czekać go musi stoczenie niejednej walki z opozycją we­wnętrzną, a więc będzie musiał dążyć przede wszystkim do takiej przebudowy państwa polskiego, w której wola mo­parchy znaczyłaby więcej niź dotychczas.

Mając te cele, rozumiał nowy król, że potrzebni mu będą zdolni i oddani sprawie pomocnicy. Do takich ludzi należał bezsprzecznie Ossoliński. Wychowany za granicą, zapatrzony we wzory obce, był podskarbi zdecydowanym przeciwnikiem przerostu władzy sęjmowej, a raczej anarchii szlacheckiej, natomiast skłaniał się k u a b s o 1 u t y z m o w i, wyro­

 

biwszy sobie pogląd, iż znacznie zwartsze wewnętrznie są te państwa, których władza wykonawcza, sprawowana przez monarchę i jego ministrów, nie jest krępowana przez re­prezentację stanową. Posiadając takie poglądy nadawał się doskonale na ministra królewskiego - czy jednak potrafi być jednocześnie ministrem Rzeczypospolitej, to dopiero okazać miała przyszłość.

Było zwyczajem, że nowoobrany król wysyłał do papieża i monarchów europejskich poselstwa, zawiadamiając o wstą­pieniu swym na tron. Była to zazwyczaj czcza formalność, jednakże tym razem, jeśli chodzi o poselstwo do Rzymu, nie posiadało ono charakteru jedynie zwykłej kurtuazji dy­plomatycznej, gdyż poseł miał ponadto załatwić pewne spra­wy pierwszorzędnej wagi. Władysław IV, jakkolwiek przy­wiązany do katolicyzmu, był człowiekiem zupełnie toleran­cyjnym i nie zamierzał kontynuować polityki swego ojca, polegającej na wybitnym faworyzowaniu katolików kosztem różnowierców. Od dawnych lat przyjaźnił się z Krzyszto­fem Radziwiłłem, przywódcą kalwinów litewskich, utrzy­mywał bliskie stosunki z Rafałem Leszczyńskim, głową ewangelików koronnych, nie zamykał drogi do urzędów różnowiercom, których sporą ilość trzymał na swym dwo­rze. Postępowanie to kierowane było względami natury po­litycznej; dążąc do odzyskania korony szwedzkiej, utraconej przez ojca głównie z racji jego nieugiętych przekonań ka­tolickich, chciał Władysław urobić sobie opinię toleranta, by tą drogą pozyskać sympatię Szwedów.

Znacznie większe ustępstwa poczynił król na rzecz pra­wosławnych, zwanych wówczas schizmatykami lub dyzu­nitami. Jak wiadomo, zawarta w roku 1596 kościelna Unia $rzeska nie dała spodziewanych rezultatów, gdyż dwaj bi­skupi prawosławni oraz część niźszego duchowieństwa i osób świeckich nie przystąpiła do unii. Na wschodzie państwa nastąpił rozłam wyznaniowy, przybierający ostre formy walki między unitami i dyzunitami. Sytuacja znacznie się zaostrzyła, gdy w r. 1620 patriarcha wschodni mianował

 

metropolitę prawosławnego dla Polski i wyświęcił szereg biskupów na katedry objęte przez unitów. Biskupi prawo­sławni nie zostali przez państwo uznani, faktycznie jednak istnieli i działali, gdyż państwo nie miało dostatecznych środków działania, by przeciwdziałać temu samowolnemu krokowi. Jeżeli unici znaleźli protektora w osobie Zyg­munta III, to prawosławni potrafili wciągnąć do swej

. akcji Kozaków, których sporadyczne powstania przybie­rają odtąd również charakter wyznaniowy. Jednocześnie metropolia kijowska w walce z unitami szuka coraz czę­ściej oparcia za granicą, bądź w Konstantynopolu, bądź w Moskwie.

Taki stan rozdrażnienia religijnego, dający możność in­gerencji państwom ościennym, był nie do utrzymania. Car moskiewski, nie czekając na konieć rozejmu, skorzystał z bezkrólewia w Polsce i wypowiedział wojnę, oblegając Smoleńsk. Władysława IV czekała ciężka rozprawa orężna, nie chciał więc, by na tyłach jego armii nieprzyjaciel posia­dał sprzymierzeńców (metropolita prawosławny Kopiński był w ścisłej łączności z carem i prowadził na rzecz jego agi­tację) ; w szczególności zależało królowi na tym, by w woj­nie tej Kozacy dali się użyć jako siła pomocnicza, jak to było w roku 1618. Z tych wszystkich względów zdecydował się Władysław zalegalizować hierarchię prawosławną, tj. biskupów, by związać ją z państwem, a przez to rozluź­nić węzły łączące ją z Kozaczyzną i przerwać nici, wiodące z Polski do Moskwy. Toteż już w czasie elekcji Władysław, jeszcze jako królewicz, powołał specjalną komisję sejmową, która opracowała projekt załatwienia sprawy wyznaniowej. W myśl tego projektu prawosławni otrzymywali zupełną wolność religijną i równouprawnienie p o 1 i t y c z n e; zo­stała uznana prawnie hierarchia prawosławna, z metropo­litą kijowskim i 4 biskupami rezydującymi w Łucku, Lwo­w ie, Przemyślu i Mohylowie; między unitami i dyzunitami miał być przeprowadzony ścisły podział świątyń, klasztorów, fundacji itd. Projekt ten królewicz zaakceptował, a obej­

''$yjąc tron; potwierdził go uroczyście w paktach konwen­fach, nadając mu tym samym moc prawną.

Ten krok króla wywołał szereg zastrzeżeń. Unici wnieśli skargę do papieża, który z kolei zaapelował do króla, ~ stronnictwo katolickie na sejmie koronacyjnym wystąpiło z ostrym protestem. Jednakże król nie chciał zejść z raz obranej drogi: ,.,komu przysięgałem usty, temu przysięgam i. intenćją". Ostatecznie sejm zatwierdził przywileje królew­skie wydanę prawosławnym, ale tylko do czasu, uzależnia­jąc decyzję od zgody papieskiej. Władysław IV nie chcial zatargu z Rzymem, pragnął więc przez posła wytłumaczyć papieżowi, że ustępstwa na niekorzyść unitów podyktowane zostały koniecznościami politycznymi, że chwilowe straty Kościoła dadzą się naprawić, gdy król uzyska koronę szwedzką i moskiewską. Poseł miał prosić zatem papieża, by nie występował przeciw postanowieniom krata i przez to nie utrudniał jego sytuacji wobec grożącej wojny z Moskwą, a niebawem i ze Szwecją.

Była to główna sprawa, z jaką poseł udać się miał do Rzy­mu. Oprócz niej był jeszcze szereg żądań szlachty, która się domagała: 1) zniesienia apelacji od sądów duchownych do Rzymu, gdyż pociągało `to za sohą wielkie koszty, 2) zmniejszenia podatków kościelnych zwanych dziesięci­nami, 3) wydania zakazu, zabraniającego duchownym na­bywania dóbr ziemskich, gdyż w tym czasie, na skutek różnych zapisów, blisko 50°/o ziemi w Polsce znajdowało się w rękach Kościoła, 4) zniesienia szkół jezuickich w Kra­kowie, ponieważ wyłączny przywilej na nauczanie w tym mieśćie miała Akademia.

Sejm spodziewał się, iż król wyśle do Rzymu osobę wo­jowniczo nastrojoną, tymczasem wybór padł na Ossolińskie­go. Było to ze strony króla posunięcie konsekwentne, gdyż miał pewność, iż poseł nie nadużyje jego zaufania, a przy tym, jako gorący katolik, zostanie należycie przyjęty przez papieża. Gorliwością bowięm katolicką przewyższał ten wy­chowanek jezuitów niejednego biskupa, posuwając się nawet

 

do nietolerancji. On to przecież w czasie sejmu elekcyjnego mówił do różnowierców: "Religia wasza przychodniem jest, katolicka zaś wiara jest panią i gospodynią w domu swoim. Bierzcie co wam z łaski pozwalamy, bo inaczej życie nasze i mienie raczej położymy, niżelibyśmy wam wolno gospo­darować w Polsce dopuścili". Należało mieć nadzieję, iż taki człowiek będzie umiał trafić do Urbana VIII i kongregacji kardynałów.

(5wczesne Włochy barokowe lubowały się we wszelkiego rodzaju wspaniałych uroczystościach, a papieżom zależało na tym, aby posłowie państw obcych występowali z wielkim przepychem. Władysław IV, znając dobrze Rzym i upodo­bania papieża Urbana VIII, postanowił wystąpić z takim poselstwem, które by olśniło stolicę apostolską i dało wyo­

'.'brażenie o sile i bogactwie polskiego monarchy. Ponieważ dotychczas najokazalej występowali w Rzymie posłowie francuscy, a właśnie w tym roku odbywała się taka uro­czystość, posłał Ossoliński na zwiady jednego ze swych za­ufanych, gdyż "co Francuzi mieli ze srebra - on chciał mieć ze złata, co oni ze złota - on z drogich kamieni, gdzie tamci mieli drogie kamienie - on chciał mieć diamenty".

Rzecz prosta, że, zamierzając wystąpić z taką pompą, nie mógł ambasador liczyć jedynie na własne fundusze, lecz mu­siał sięgnąć do zapasów skarbca królewskiego. Jakoż, zao­patrzony sowicie, wyjechał Ossoliński do Rzymu, wioząc wspaniałe dary królewskie i prowadząc ze sobą 300 jeźdź­ców, mnóstwo koni, wielbłądów, pojazdów. Wszyscy przy­brani byli po polsku, by błyskotliwością strojów wschodnich, nieznanych w Italii, olśnić mieszkańców papieskiego miasta.

Uroczysty wjazd ambasadora odbył się 27 listopada 1633, ściągając nieprzebrane tłumy ciekawych. Widowisko udało się nadspodziewanie i zyskało sobie na długo sławę najświet­niejszej "entraty" (wjazdu), jaką Rzym widział w pierwszej

 

połowie XVII wieku. Miejscowi kronikarze opisali ją szcze­gółowo, świetny sztycharź rzymski. Stefan Della Bella, uwie­eznił ją w kolekcji pięknych rysunków, a lud nadtybrzański długo rozwodził się nad złotymi podkowami, "gubionymi" przez rumaka poselskiegó.

Forma pośelstwa odniosła niebywały sukces, chodziło jednak o rzecz ważniejszą - treść. Papież był chory, mu­siał więc Ossoliński czekać na audiencję, a tymczasem kon­ferował z kardynałami, okazując specjalne względy kardy­nałom-nepotom, czyli kuzynom papieskim z rodziny Bar­berinich, czym tak sobie zjednał Urbana VIII, że ten, nie bacząc na zły stan zdrowia, wyznaczył posłowi audiencję na 6 grudnia. Mowa, jaką Ossoliński powitał papieża, była w~ ówczesnych warunkach arcydziełem kunsztu dyploma­tycznego, gdyż roiła się od pochlebstw, a jednocześnie pod­kreślała dumę narodową, pełna była pokory chrześcijań­skiej, a zarazem wiary w przyszłość Państwa Polskiegd, rzu­cała Rzeczpospolitą pod stopy papieża, a jednocześnie żą­dała odeń zrozumienia interesów króla.

"Przybywa znowu do Rzymu, Ojcze Święty, Włady­sław, - mówił poseł - który, przed laty, ozdobiony zwy­cięstwem nad barbarzyńcami, u stóp twoich pokłon odda­wał 1, a dziś w troistej koronie na głowie przeze mnie, posła swego, pokornie przed twą Stolicą Apostolską upada: Wla­dysław, mówię, polski i szwedzki król i wielki car moskiew­ski, który, nim królować począł, królów i królestw łupież­ców poskromił... O tym tak wielkim monarsze, co nie w pie­luchach, ale na szczycie zdobytej sławy spoczywa, którego znasz osobiście i przyjaźnią swoją zaszczycasz, nie wiem co bym ci miał powiedzieć, Ojeze Święty. Toć sam niegdyś naj­mędrszym sądem swoim przeniknąłeś i roztrząsnąłeś wszyst­kie jego zalety i uznałeś go godnym piastowania berła wol­nego narodu, zalecając go uroczyście jako jedynego księcia,

i Władysław IV, jeszcze. jako królewicz, był w Rzymie (w ro­ku 1624-5). Wówczas to Urban VIII ofiarował mu miecz, któ­rym miał zwalczyć wrogów chrześcijaństwa.

xry by mógł Polakom rozkazywać. Dlatego też słowa moje fax raczej skieruję, gdzie bym Ci mógł pokazać, które i ja­'.'jtie narody król mój przed Ciebie i stolicę twoją świętą za '`tobą prowadził... Wszystkie tedy narody, mieszkające na -północy Europy, jak szeroko od Karpat do Kaspijskiego l4lorza, od Lodowatego Oceanu. do Morza Czarnego ­wszystkie, Ojcze Święty, za przyklęknięciem Władysława przed tronem Twoim upadają, bo wszystkie albo prawem dziedzicznym do jego majestatu należą, albo orężem podbite za pana uznają. Z tych wszystkich pierwsze miejsce słusznie się Polsce należy, która, jak władzom swoim dobrowolnie ulega, tak i religię i świętości, nie przemocą ani grozą zmu­szona, świątobliwie zachowuje. Owa to Sarmacja, rzymskim orężom niedostępna, dziś rzymskiej uległa wierże; ona, niegdyś tylu zabobonów żywicielka, dziś jedynego Boga służebnica; ona, najżarliwszy stróż wolności nigdy jarzmem nie dotknięta, dziś rzymskim biskupom i Stolicy Apostolskiej najuleglejsza - Polska, mówię, która sama jedna na świe­cie potworów nie rodzi 1. Żadne kacerstwo, żadne odszcze­pieństwo z niej nie wyszło, a jeżeli znajdą się i tam zara­żeni chorobą ościennych narodów, to i ci wnet surową prac naszych karnością i wiecznej niesławy piętnem od całości sźlachty odcięci zostają. Ktokolwiek przeczyta prawo za $róla Jagiełły uchwalone 2, a obyczajem ojczystym całego ;rycerstwa zezwoleniem ugruntowane, ten przyzna, że żadne klątwy soborów surowiej kacerstwa nie uskromiły. A cho­

_tiaż złym czasom i miłości braterskiej cokolwiek pobłażać si'ę zdamy, nigdyśmy prawa tego nie dopuścili znieść, ani '.:nie dopuścimy, chcąc dać świadectwo potomności, że trwa­'`~ość ojczyzny i ustaw naszych opieramy na całości jednej `.religii.

Vrodzona~ jest gorliwość w wierze narodowi polskiemu;

1. Mówca chciał przez to wyrazić, że Polska nie była ojczyzną, żadnej z herezji religijnych.

2. Mowa o edykcie wieluńskim z r. 1424, potępiającym herezje rałi~gi jnę.

 

 

sfąd owo poszanowanie dla biskupów, kfórym pierwszych miejsc w senacie ustąpiono i którym przedniejsze sprawy Rzeczypospolitej oddano. Pomijam rozrzutną, że tak rzekę, hojność ich (Polaków) w stawianiu gmachów kościelnych; zamilczę i o tym, że tam nabożeństwa najgorętsze, bo to cały świat zgodnie uznaje. Ale wspaniałość umysłu tego na­rodu i stąd poznać się godzi, że od tylu wieków straż trzy­mając przeciw dzikim i okrutnym nieprzyjaciołom imienia chrześcijańskiego, placu im nie ustępuje. Półksiężyce oto­mańskie, które tyle wojsk potężnych, tyle miast obronnych zniosły, tyle niedostępnych wąwozów, tyle rzek bystrych przebyły, tyle osad chrześcijańskich zniszczyły - Polacy gołymi piersiami zatrzymują. Tatarską zajadłość, że się dotychczas po całej Europie nie rozlała, jedna Rzeczpospo­lita powściąga. Moskali, z imienia tylko chrześcijan, ale óbyczajami gorszych od reszty barbarzyńców, tylekroć zwy­ciężyli~śmy, pognębili, a wreszcie najpiękniejszą część ich krajów w prowincję naszą zamienili. To wszystko najwięk­szą wspaniałością umysłu, a zgoła rzymską cnotą stanęło. Nagrodziliśmy starożytnemu miastu (Rzymowi), obrażone­mu srogością przodków naszych, gdyśmy jego prawa i oby­cźaje przyjęli. Tu źródło naszej wolności, słuszności, spra­wiedliwości i prawa, stąd przykłady męskiej rządności. Nic pieszczonego ani zniewieściałego w strojach i obyczajach naszych nie ma. Młode swe lata trawimy nie przy lutniach i tańcach, ale vy obozie; szlachta nie wstydzi się uprawiać roli, strzeże się miejskich rozkoszy, które wojowniczego du­cha osłabiają. W niskich chatach mieszkają ludzie podnio­słego serca; warownych zamków, mostów zwodzonych nie znają, bo przy prawach ojczystych i niewinności życia czują się bezpieczni...

Taka tedy i tak potężna Polska pierwsza do nóg Twych, Ojcze święty, upada, i zgina kark swój do jarzma nie przy­wykły, te ręce wolne i umysł do panowania zrodzony tobie oddaje. Wyznawa, że za twoją przyczyną Władysława kró­lem swoim obrała, że tobie monarchę swego zawdzięcza.

Tyś mu bowiem, gdy wyjeżdżał z Rzymu, oddał popioły świętych pańskich Primusa i Felicjana, nie bez wróżby pa­pieskiej, że będzie pierwszym i najszczęśliwszym królem na­szym, że bez współzawodnika za jednomyślnością tak licz­nego narodu zgodą obrany zostanie. Przez ciebie więc, naj­większy z papieżów, Polska Władysława, Władysław Pol­skę, a ty oboje posiadasz. Będziesz oglądał jeszcze za Bożą pomocą zdziczałe lwy skandynawskie 1 przed twoją stolicą, ugłaskane potężną ręką Władysława; ujrzysz przed sobą odstępców powszechnego pasterza 2 i zamkniesz ich w swej owczarni, wyszedł bowiem na, łowy syn twaj, aby cię na­karmił i głód twój chciwy sławy Najwyższego nasycił, aby tam zaczął początki panowania swego, gdzie się spodziewa naprawić szkody, jakie Niebo i Kościół poniosły.

Wznieś więc, najlepszy, największy papieżu, prawicę swo­ją... i świętym błogosławieństwem wzmocnij usiłowania swego syna. Wzbudzą się za jego przykładem inni chrześci­jańscy panowie i, zaniechawszy szkodliwych sławie swojej zawiści, zwrócą oręż tam, dókąd ich wzywa swawola be­zecnego łupieżcy s, dawno o pomstę wołająca. Zaprawdę, król mój" tak jak teraz siebie, królestwa swoje i oręż swój świątobliwości twojej oddaje, oświadcza posłuszeństwo, obiecuje uszanowanie i wierność stolicy świętej - tak go­fów będzie zawsze za twoim przewodem, pod twoim do­vvództwem, nie tylko postępować za chorągwiami chrześci­jońskimi, ale je wyprzedzać".

Oracja ta, wygłoszona w pięknej łacinie, a -będąca istot­nie jedną z najlepszych mów Ossilińskiego, zyskała powsze­chne uznanie. Sam papież, uprawiający poezję łacińską, orzekł, że "i Cycero lepiej by nie powiedział". Gloryfikacji króla Władysława nie wzięto za czcze przechwałki, gdyż ya tym właśnie czasie nadeszły wiadomości o sukcesach i Tj. Szwedów.

~ Mowa o prawosławnych, zwanych wówczas schizmatykami ( od­stgpcami ) .

3 Mowa o Turkach.

 

 

królewskich w wojnie moskiewskiej. Doszło do tego, że tak trudny do zjednania sobie człowiek, jakim był Urban VIII, całkowicie dał się przekonać posłowi, widząc w nim jedno­cześnie ulubieńca królewskiego, gorliwego katolika i nie­przeciętnie zdolnego dyplomatę, pełnego zewnętrznej poko­ry, a zarazem wysoko noszącego sztandar.reprezentowanego przez siebie państwa. Łaska, jaką papież otoczył ambasado­ra, zdawała się wskazywać, iż żądania jego znajdą aprobatę.

Istotnie, jeżeli chodzi o żądania sejmowe, to większość z nich załatwił Ossoliński z kardynałem Barberinim. Zgo­dził się brat papieski na uregulowanie dziesięcin i zniesienie apelacji od sądów duchownych do Rzymu, a niebawem, za staraniem posła, wydał papież brewe, zakazujące jezuitom krakowskim nauczania tych przedmiotów, które były wy­kładane w Akademii. Najważniejsza dla szlachty sprawa ­nabywanie dóbr przez duchowieństwo = nie została pozy­tywnie załatwiona, gdyż sam Ossoliński był jej przeciwny i, wyjeżdżając z Warszawy, poczynił co do tego biskupom polskim pewne wiążące go obietnice. Skończyło się na tym, że papież miał wydać ponowne brewe, zabraniające kupo­wania dóbr szlacheckich zakonom, natomiast zakaz ten nie dotyczył ani duchowieństwa świeckiego, ani dobrowolnych zapisów na rzecz Kościoła.

Najtrudniej poszła sprawa najważniejsza, to jest zatwier­dzenie dyplomów królewskich na rzecz prawosławia. Dla rozważenia sprawy tej wyznaczył Urban VIII kongregację, złożoną z 12 kardynałów i teologów, która współpracowała z posłem przez kilka tygodnia Na próżno przedkładał Osso­liński, że odmowa .zatwierdzenia ugody z prawosławnymi może wywołać w Polsce walkę wewnętrzną, na próżno stra­szył, że województwa wschodnie mogą się poddać Moskwie - w Rzymie nie rozumiano sytuacji polskiej, nie zdawano sobie sprawy, że chwilowe ustępstwa mogą się z czasem sowicie opłacić Kościołowi. Kongregacja stanęła n~ gruncie formalnym i orzekła, że uznanie przez króla hierarchii pra­wosławnej musi być przez kościół potępione. Papież Urban

dał się jednak nakłonić osobistym perswazjom Ossolińskiego i nie zatwierdził wyroków kongregacji, polecając nuncju­Bzowi swemu w Polsce, by do czasu przeciw decyzjom kró­lewskim nie występował. Było to połowiczne załatwienie sprawy; Władysław IV nie uzyskiwał aprobaty Rzymu, ale też nie spotkał się z oficjalnym sprzeciwem, toteż milczenie papieża mógł opozycji sejmowej wytłumaczyć jako cichą ugodę.

Ukończywszy w ten sposób poselstwo, opuścił ambasador Rzym, otrzymawszy od papieża tytuł książęcy (dux in Osso­lin) i uzyskawszy jeszcze pewne subsydia na wojnę turecką, która w tym czasie ( 1633) wybuchła. W drodze powrotnej miał jeszcze odprawić poselstwa we Florencji (chodziło 0 obejrzenie swatanej Władysławowi IV księżniczki toskań­skiej) i w Wenecji, gdzie miał zaproponować przymierze zaczepno-odporne przeciw Turcji. Niestety, ta ostatnia mi­sja nie powiodła się; Rzeczpospolita Wenecka odpowie­działa, że pokoju z Turcją nie może zrywać bez powodu, że natomiast przez posła swego w Konstantynopolu starać się będzie powstrzymać agresję turecką przeciw Polsce.

Wracając przez Austrię, zatrzymał się Ossoliński, na oso­biste żądanie cesarza, w Wiedniu, gdzie go powitał po przy­jacielsku "dawny Ferdynand z Grazu". Cesarz otoczył daw­nego pupila wielką serdecznością, pragnąc go utrwalić w przywiązaniu do domu habsburskiego, a na odjezdnym wręczył mu dyplom z tytułem księcia Rzeszy (princeps) , równający go ze wszystkimi książętami (:esarstwa. Syt sławy i zaszczytów, wracał podskarbi nadworny do kraju, jako podwójny książę - dux et princeps: Jakże go tam przyjęto?

Opinia szlachecka była oburzona na Ossolińskiego, iż nie wyjednał u papieża zakazu nabywania dabr szlacheckich przez duchowieństwo, a natomiast przywiózł sobie zagra­niczne tytuły kśiążęce. Sejmiki podniosły wrzawę, że z każ­dym rokiem drogą skupów i pobożnych zapisów coraz wię­cej ziemi przechodzi w ręce Kościoła, że z każdym rokiem

 

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin