Jean M Auel - Dzieci Ziemi t5 Wielka wędrówka.pdf

(2914 KB) Pobierz
14524298 UNPDF
JEAN M. AUEL
W IELKA W Ę DRÓWKA
(P RZEŁO ś YŁA M AŁGORZATA K ORASZEWSKA )
SCAN- DAL
14524298.002.png
Dla Lenory,
ostatniej, która pojawiła si ę w domu
i której imienniczka wyst ę puje
na tych stronach,
i dla Michaela,
który z ni ą razem patrzy w przyszło ść ,
i dla Dustina Joyce'a oraz Wendy -
z miło ś ci ą
14524298.003.png
1
Ayla z Jondalarem stali na polanie, z której mieli szeroki widok na góry. Z uczuciem
ogromnej straty patrzyli za odchodz ą cymi lud ź mi. Dolando, Markeno, Carlono i Darvalo
doszli a Ŝ tutaj, jedyni pozostali z du Ŝ ego tłumu, który wyruszył razem z nimi z obozu. Inni
zawrócili wcze ś niej. Kiedy ostatni czterej m ęŜ czy ź ni doszli do zakr ę tu, odwrócili si ę i
pomachali na po Ŝ egnanie. Ayla odpowiedziała im gestem “wró ć cie", grzbietem dłoni
zwróconym ku nim, nagle przytłoczona ś wiadomo ś ci ą , Ŝ e ju Ŝ nigdy wi ę cej nie zobaczy
Sharamudoi. W tym krótkim czasie zd ąŜ yła ich pokocha ć . Przyj ę li j ą , zaprosili do pozostania
z nimi i z rado ś ci ą sp ę dziłaby z nimi reszt ę Ŝ ycia.
To odej ś cie przypomniało jej opuszczenie obozu Mamutoi wczesnym latem. Oni tak Ŝ e
przyj ę li j ą i kochała wielu z nich. Mogła by ć szcz ęś liwa, Ŝ yj ą c z nimi, z tym Ŝ e musiałaby
ogl ą da ć zgryzot ę Raneca, któr ą spowodowała. Poza tym jej odej ś cie stamt ą d było zabarwione
podnieceniem, Ŝ e idzie do domu m ęŜ czyzny, którego kocha. W ś ród Sharamudoi nie było
Ŝ adnych powodów do zgryzoty, co czyniło odej ś cie tym trudniejszym, a chocia Ŝ kochała
Jondalara i bez w ą tpienia chciała razem z nim i ść , znalazła tu akceptacj ę i przyja źń , które
trudno było tak nieodwołalnie porzuci ć .
Podró Ŝ e s ą pełne po Ŝ egna ń - pomy ś lała. Po Ŝ egnała si ę równie Ŝ po raz ostatni z synem,
którego zostawiła z klanem... chocia Ŝ gdyby została tutaj, którego ś dnia mogłaby popłyn ąć z
Ramudoi w dół Wielkiej Matki Rzeki, a Ŝ do delty. Stamt ą d mogłaby pój ść na półwysep i
poszuka ć jaskini klanu jej syna... ale nie było ju Ŝ sensu o tym rozmy ś la ć . Nie b ę dzie wi ę cej
mo Ŝ liwo ś ci powrotu, Ŝ adnej ostatniej szansy, na któr ą mo Ŝ na mie ć nadziej ę . Jej Ŝ ycie idzie w
jednym kierunku, a Ŝ ycie jej syna w innym. Iza powiedziała jej: “Znajd ź swoich własnych
ludzi, znajd ź własnego towarzysza". Znalazła akceptacj ę w ś ród ludzi swojego rodzaju i
znalazła m ęŜ czyzn ę , który j ą kochał. Wiele zdobyła, ale wiele te Ŝ straciła. Jedn ą ze strat był
jej syn; musi pogodzi ć si ę z tym faktem.
Równie Ŝ Jondalar patrzył pełen smutku za ostatni ą czwórk ą , która znikała za
zakr ę tem. Byli przyjaciółmi, z którymi mieszkał przez wiele lat i których dobrze poznał.
Chocia Ŝ ich zwi ą zek nie był zwi ą zkiem krwi, uwa Ŝ ał ich za bliskich krewnych. Jego
pragnienie powrotu do miejsca, z którego pochodził, spowodowało, Ŝ e tej rodziny ju Ŝ wi ę cej
nie zobaczy, i to napawało go smutkiem.
Kiedy ostatni Sharamudoi znikn ę li z pola widzenia, Wilk przysiadł na tylnych łapach,
podniósł łeb, szczekn ą ł kilka razy i zawył pełnym, wilczym wyciem, które rozbiło spokój
14524298.004.png
słonecznego poranka. Czterej m ęŜ czy ź ni pojawili si ę znowu na szlaku poni Ŝ ej i zamachali po
raz ostatni, odpowiadaj ą c na wilcze po Ŝ egnanie. Nagle dał si ę słysze ć odzew innego wilka.
Markeno rozejrzał si ę , Ŝ eby sprawdzi ć , sk ą d dochodzi, po czym poszedł za innymi w dół
szlakiem. Ayla i Jondalar odwrócili si ę i stan ę li twarz ą do gór o połyskuj ą cych szczytach z
niebieskozielonkawego lodu.
Chocia Ŝ nie tak wysokie, jak te na zachodzie, góry, przez które szli, zostały
uformowane w tym samym czasie, w niedawnej epoce tworzenia si ę gór - niedawnej tylko w
stosunku do oci ęŜ ale powolnych ruchów grubej kamiennej skorupy pływaj ą cej na
roztopionym j ą drze starodawnej Ziemi. Uniesiony i sfałdowany w szereg ła ń cuchów górskich
w trzeciorz ę dzie - w orogenezie, która spowodowała ostre wypi ę trzenie si ę całego kontynentu
- poszarpany teren najdalej na wschód poło Ŝ onej cz ęś ci rozległego systemu górskiego cały
odziany był w ziele ń .
Równin ę , nadal ogrzewan ą resztkami lata, oddzielało od chłodniejszych wzniesie ń ,
niczym spódnica, w ą skie pasmo drzew li ś ciastych - głównie d ę bów i buków, ale ze spor ą
domieszk ą grabów i klonów. Ich li ś cie zmieniały si ę ju Ŝ w kolorowy, czerwono Ŝ ółty gobelin,
kontrastuj ą cy z gł ę bok ą zieleni ą wy Ŝ ej rosn ą cych ś wierków. Narzuta z drzew iglastych, na
któr ą składały si ę nie tylko ś wierki, ale tak Ŝ e cisy, jodły, sosny i modrzewie, zaczynała si ę
nisko, wspinała po zaokr ą glonych ramionach ni Ŝ szych wzgórz i pokrywała strome stoki
wy Ŝ szych gór, mieni ą c si ę Ŝ nymi odcieniami zieleni. Powy Ŝ ej granicy lasu widniał kołnierz
zielonych latem, górskich hal, które do ść wcze ś nie pokrywały si ę ś niegiem. Zwie ń czeniem
był twardy hełm z niebieskawego lodu.
Upał południowych równin ust ę pował ju Ŝ przed wszechobejmuj ą cym mrozem.
Chocia Ŝ ogólne ocieplenie łagodziło jego najgorsze efekty - mi ę dzystadialny okres trwał
wiele tysi ę cy lat -lodowce przymierzały si ę do ostatniego ataku na ziemi ę , zanim ich odwrót
zamieni si ę w druzgoc ą c ą kl ę sk ę tysi ą ce lat pó ź niej. Ale nawet podczas łagodniejszego,
chwilowego zastoju przed ko ń cowym marszem do przodu lodowiec nie tylko pokrywał niskie
szczyty i zbocza wysokich gór, lecz tak Ŝ e trzymał w kleszczach cały kontynent.
W nierównym le ś nym terenie, z dodatkowym utrudnieniem, jakie stanowiła łódka
ci ą gni ę ta na palach, Ayla i Jondalar znacznie cz ęś ciej poruszali si ę pieszo ni Ŝ konno.
Wspinali si ę na strome zbocza, poprzez granie i ruchome osypiska, schodzili w dół stromych
ś cian suchych jarów, pozostałych po wiosennych spływach topniej ą cego ś niegu i lodu oraz
obfitych górskich deszczach. W nielicznych, gł ę bokich rowach zachowało si ę troch ę wody na
dnie. S ą czyła si ę przez warstw ę gnij ą cej ro ś linno ś ci i mi ę kki szlam, który wsysał stopy ludzi i
zwierz ą t. W innych woda była czysta, ale wszystkie wkrótce wypełni ą si ę burzliwymi
14524298.005.png
potokami po jesiennych ulewach.
Na ni Ŝ szych wzniesieniach, w rzadkich lasach li ś ciastych, ich marsz wstrzymywało
poszycie i zmuszało ich do przedzierania si ę sił ą lub szukania drogi wokół zaro ś li i
kolczastych krzaków. Sztywne łodygi i cierniste p ę dy smakowitych je Ŝ yn stanowiły nie lada
przeszkod ę . Wczepiały si ę w ich włosy, ubranie i skór ę , dawały si ę te Ŝ we znaki zwierz ę tom.
Ciepła, g ę sta sier ść stepowych koni, zaadaptowanych do Ŝ ycia na mro ź nych, otwartych
równinach, łatwo zahaczała si ę o zaro ś la. Równie Ŝ Wilk, szarpi ą c si ę w ś ród krzewów,
otrzymał swoj ą porcj ę zadrapa ń .
Wszyscy byli zadowoleni, kiedy doszli do strefy drzew iglastych, których wieczny
cie ń nie pozwalał na rozwój poszycia, chocia Ŝ na stromych stokach, gdzie korony drzew nie
ł ą czyły si ę w g ę sty baldachim, sło ń ce docierało do gleby i pobudzało wzrost zaro ś li. Nie o
wiele łatwiej było jecha ć w g ę stym lesie wysokich drzew, poniewa Ŝ konie musiały lawirowa ć
mi ę dzy pniami, a pasa Ŝ erowie unika ć nisko rosn ą cych konarów. Pierwszej nocy rozbili obóz
na małej polance na pagórku otoczonym przez strzeliste drzewa iglaste.
Granic ę lasów osi ą gn ę li dopiero wieczorem drugiego dnia podró Ŝ y. Wreszcie wolni od
pl ą cz ą cych si ę zaro ś li i toru z przeszkodami z wysokich drzew, rozbili namiot koło wartkiego,
zimnego potoku na otwartej hali. Konie zacz ę ły si ę pa ść natychmiast po zdj ę ciu z nich
ci ęŜ arów. Mimo Ŝ e ich tradycyjna karma z suchych włóknistych traw, jakie rosły na ni Ŝ szych
poziomach, była całkowicie wystarczaj ą ca, słodka trawa i górskie zioła zielonej ł ą ki
stanowiły mile widzian ą uczt ę .
Małe stado jeleni pasło si ę tu równie Ŝ . Byki pracowicie tarły poro Ŝ e o gał ę zie i skały
narzutowe, aby uwolni ć je od mi ę kkiej, pokrywaj ą cej je skóry z naczyniami krwiono ś nymi,
zwanej scypułem. Było to przygotowanie do jesiennych godów.
- Wkrótce b ę dzie ich sezon przyjemno ś ci - skomentował Jondalar, kiedy układali
palenisko. - Przygotowuj ą si ę do walki o łanie.
- Czy walka to przyjemno ść dla samców? - spytała Ayla.
- Nigdy o tym nie pomy ś lałem, ale mo Ŝ e masz racj ę , mo Ŝ e dla niektórych jest.
- Lubisz bi ć si ę z innymi m ęŜ czyznami? Jondalar zmarszczył brwi i powa Ŝ nie
zastanowił si ę nad tym pytaniem.
- Troch ę walczyłem. Czasami z takiej czy innej przyczyny człowiek zostaje w to
wci ą gni ę ty, ale nie mog ę powiedzie ć , Ŝ e to lubiłem. Szczególnie je ś li walka jest na powa Ŝ nie.
Nie mam nic przeciwko siłowaniu si ę albo jakim ś zawodom.
- M ęŜ czy ź ni klanu nie bij ą si ę ze sob ą . To nie jest dozwolone, ale te Ŝ maj ą zawody.
Kobiety tak Ŝ e, ale innego rodzaju.
14524298.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin