Bevarly Elizabeth - Dobrana para.pdf

(601 KB) Pobierz
297049107 UNPDF
ELIZABETH BEVARLY
Dobrana para
Przełożyli
Jarosław i Anna Gwardyś
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rex Mai one wpadł w niezłe tarapaty. Blondyneczka, którą właśnie położył
trupem, wcale nie była kochanką Largo, noszącą gorące imię Carmen. Na
domiar złego okazało się, że milczący włóczęga, którego podwiózł wczoraj do
miasta, to nikt inny jak Nathan Dobson. Dobson był gliną, cholernie dobrym
gliną, udekorowanym odznaczeniami jak choinka w supermarkecie.
Wtem Malone usłyszał za plecami trzask zapalniczki. Odwrócił się
błyskawicznie. Miał przed sobą dwoje największych i najbardziej niebieskich
oczu, jakie kiedykolwiek zdarzyło mu się widzieć. Miał też kolejny kłopot.
Penelopa, żona Largo, spowita w kłąb dymu z przypalanego właśnie papierosa,
przyglądała mu się szyderczo. Trzymała palec na spuście beretty wymierzonej
prosto w jego brzuch.
– Zdaje mi się, że nie tylko Rex ma problemy – wymamrotał przygnębiony
Ramsey Walker. Wlepił wzrok w śnieżnobiałą kartkę, wystającą ze sfatygowanej
maszyny do pisania. – To do niczego.
Nagłym szarpnięciem wyrwał irytujący bielą papier, zgniótł w kulkę i cisnął
prosto w wiszące nad biurkiem zdjęcie Raymonda Chandlera.
– Puściłbyś taką tandetę, cwaniaku? – rzucił zacietrzewiony.
Westchnął. Przeczesał palcami nieco przydługie, wijące się, ciemnobrązowe
włosy. Sięgnął po szklankę z podobizną Freda FLinstone’a. Aromat i smak
whisky, pośledniejszego wprawdzie gatunku, pomogły mu nieco opanować
emocje. Wziął następny arkusz z niewielkiej sterty, leżącej obok maszyny.
Zaczął scenę od nowa. Tym razem jego bohater, prywatny detektyw Rex
Malone, tylko zranił blondyneczkę w ramię. Niestety, stukot damskich obcasów
o drewnianą podłogę dochodzący z mieszkania piętro wyżej sprawił, że Ramsey
znów stracił wątek.
Uniósł kąciki ust w mimowolnym uśmiechu. Alexis była w domu. Sama.
Oczywiście, nie było w tym nic nadzwyczajnego. Alexis Carlisle zawsze była
297049107.001.png
sama w domu. Nie wiadomo dlaczego ten fakt niezmiennie sprawiał mu
satysfakcję. Ich znajomość ograniczała się do wymiany zdawkowych
grzeczności na schodach lub w piwnicznej pralni. Widywali się rzadko,
ponieważ on pracował w domu, zaś ona gdzieś w centrum Filadelfii. Ale nawet
nieboszczyk musiałby się bardzo starać, żeby jej nie zauważyć. Była jedną z
tych kobiet, które skupiają na sobie męskie spojrzenia, wręcz łapią je w
zastawione sidła i trzymają tak mocno, że żaden się nie uwolni. Ramsey
uśmiechnął się do siebie, przechylił do tyłu i, balansując na dwóch nogach
krzesła, oddał się marzeniom.
Postać Alexis Carlisle była dziełem sztuki. Z pewnością niebo spłynęło rzeką
anielskich łez, gdy tworzyli ją bogowie. Musiała mieć więcej niż metr
siedemdziesiąt, gdyż w butach na ulubionych, kilkucentymetrowych obcasach
prawie mu dorównywała wzrostem. W jej dymno-kasztanowych włosach słońce
zapalało maleńkie ogniki. Zawsze nosiła je upięte w koszmarny kok, jak
dziewiętnastowieczna stara panna, przez co nigdy nie mógł dojść, jakiej były
długości. A oczy! Były jak bezkresny ocean, ciemniejszy i bardziej pobudzający
niż najczarniejsza kawa. I tylko jedna rzecz skuteczniej wytrącała go ze snu niż
myśl o jej oczach: wspomnienie kształtu jej nóg. Długich i idealnie zgrabnych.
Można było oszaleć na ich punkcie.
Z zakamarków pamięci wróciło wywołane marzeniami zdarzenie. Pewnego
wieczora, niezbyt dawno temu, robił pranie. Niecierpliwie czekał, aż zwolni się
jedyna suszarka. Ktoś najwyraźniej zapomniał zejść do piwnicy i wyjąć z
maszyny wysuszone już rzeczy. Przez kwadrans uważnie czytał stworzony tego
dnia tekst, lecz winowajca nie zjawiał się. Ramsey sam zabrał się do opróżnienia
suszarki. Znalazł ją wypełnioną najelegantszą bielizną, jaką widział
kiedykolwiek w życiu. Rosła przed nim sterta koronek jak z morskiej piany oraz
wijących się jedwabi, mięciutkich i kolorowych. Nazwy niektórych łaszków
znał tylko ze słyszenia. Nie miał pojęcia, że ktoś rzeczywiście może je nosić.
Był tak zafascynowany odkryciem, że nie usłyszał wchodzącej Alexis,
297049107.002.png
dopóki nie stanęła tuż obok, patrząc na niego tak, jakby rabował jej rodzinne
klejnoty. Przywitała go, jak zwykle, sztywno i wyniośle. Ramsey uśmiechnął się
niezręcznie. Uniósł podwiązkę z różowymi kokardkami i zażartował z udawaną
nieśmiałością:
– Gdyby kiedykolwiek nie mogła pani sobie z tym poradzić, służę pomocą.
Alexis dumnie zadarła nosek i spłonęła rumieńcem.
Rano, grzebiąc w koszu z upraną bielizną w poszukiwaniu slipów, Ramsey
natrafił na parę koronkowych majteczek w kolorze kwiatu lawendy. Widocznie
zostały w suszarce. Nie chciał ponownie wprawiać Alexis w zakłopotanie,
schował je więc do szuflady.
Lecz wiedział o niej więcej niż to, że ma niesłychanie wyrafinowany gust w
wyborze bielizny. Pracowała w Komitecie Wspierania Sztuk Pięknych w
Filadelfii. Niedawno w jakimś artykule w „Inquirer” natrafił na jej nazwisko
jako rzecznika Komitetu. Nawet gdyby tego nie przeczytał, mógłby się łatwo
domyślić. Prenumerowała całe mnóstwo zbzikowanych magazynów, takich jak ,
JDancer’s World”, „TheaterWeek”, „Musicology”, „Art in America” i parę
obcojęzycznych, które z ledwością rozpoznawał. Czytywała także miesięczniki
„Connoisseur”, „Victoria” i „Gourment”, co świadczyło, że wysoko ceni piękno,
jakie życie ma do zaoferowania.
Ramsey musiał przyznać, że czuł się głupio, gdy porównywał lawinę
artystycznych wydawnictw trafiających do Alexis z tym, co sam odbierał w
popołudniowej poczcie: „Ellery Queen Mystery Magazine”, „Detective
Monthly” i „True Confession”. Z bliżej nieokreślonego powodu widok skrzynki
pocztowej, w której wdzięk i styl sprofanowany był sąsiedztwem szmiry i
tandety, palił go wstydem.
Pociągnął kolejny łyk szkockiej i wsłuchał się w odgłosy dobiegające z góry.
Na pewno Alexis zaraz włączy muzykę, jakąś nudną operę lub drętwy koncert
fortepianowy. Jak na zamówienie dobiegły go delikatne tony orkiestry, w które
wplótł się tenor śpiewający coś po włosku.
297049107.003.png
– Pewnie o miłości – wymamrotał zdegustowany, sięgając po szklankę.
Alexis zdawała się należeć do tej klasy kobiet, które mdleją, słuchając
miłosnych pieśni. Typowa babska reakcja.
Gwałtownym ruchem odsunął krzesło i zaczął krążyć po pokoju. Co zrobić z
Rexem? Nigdy dotąd nie miał kłopotów z wymyślaniem akcji, w której
umieszczał swoich bohaterów. Jego trzecia i ostatnia powieść „Okno we krwi”
właśnie uplasowała się na piątym miejscu listy bestsellerów gazety „New York
Times”. Czuł presję czasu. Za cztery miesiące mijał termin oddania kolejnej,
czwartej książki, a on nawet nie dotarł jeszcze do sedna historii.
– Trzeba być szalonym, żeby tak żyć – rzucił głośną uwagę.
Tenor zdawał się coraz głębiej przeżywać swój dramat. Ramsey zmarszczył
brwi. Jak można pisać mrożący krew w żyłach dreszczowiec przy takich
odgłosach? Powinien natychmiast pomaszerować na górę i wygarnąć laluni,
żeby wyłączyła to cholerstwo, zanim ściągnie tu gliny. Nagle zdał sobie sprawę,
że oszukuje sam siebie i roześmiał się rozbrajająco. Jak zwykle rozmarzył się,
jak by to było, gdyby znienacka zastukał do jej drzwi. Otworzyłaby mu owinięta
w ręcznik, ociekająca jeszcze wodą z prysznica albo przebrana do snu – w
koronkach i jedwabiach. Ramsey Walker był w końcu tylko człowiekiem. Znał
dobrze pierworodny grzech wszystkich mężczyzn: pożądanie kobiety.
Przywołał się do porządku. Szybko wychylił resztę whisky. Po chwili
zastanowienia chwycił wątek. O tak, to był świetny pomysł, najlepszy, jaki
przyszedł mu do głowy od paru tygodni. Siadł przy biurku i zaczął z pasją walić
w klawisze. Rex Malone wyjdzie z opresji. Pomoże mu piękna baletnica o
orzechowych włosach, wspaniałych nogach i oczach barwy czarnej kawy.
Alexis Carlisle tkwiła samotnie w jadalni nad kieliszkiem chardonnay.
Bezmyślnie wpatrywała się w różane wzory na koronkowym obrusie. To był
okropny dzień. W ostatniej chwili przepadła dotacja, o którą zabiegała w Grayco
Corporation. Firma sromotnie przegrała proces z partią „zielonych”. Alexis
297049107.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin