Buchanan Edna - Britt Montero 02 - Nie igra się z Miami.pdf

(1210 KB) Pobierz
186487506 UNPDF
Edna Buchanan
NIE IGRA SIĘ Z MIAMI
MIAMI IT’S MURDER
Przekład Paweł Wieczorek
Wydanie oryginalne: 1994
Wydanie polskie: 1996
186487506.001.png
Dla Marylin Lane,
wiernej przyjaciółki,
prawdziwej siostry
Bo nie ma nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani
tajnego, co by nie stało się wiadome.
(Ewangelia wg św. Łukasza: 12, 2)
Rozdział pierwszy
26 grudnia
Był mężczyzną, o jakim śni każda kobieta – w najgorszych koszmarach.
Gwałciciel grasował po mieście od pierwszych dni lata, atakował w toaletach
biurowców w centrum. Zjawiał się i znikał niczym duch, widziany jedynie przez
przerażone ofiary – jak na razie sześć.
W Miami trwało kolejne szalone lato. Śmierdziel – bandyta o szczególnie
nieprzyjemnym odorze ciała – rabował jeden bank dziennie i choć nie
odpoczywał nawet na tyle, by wziąć prysznic, policja i sfrustrowane FBI nie
były w stanie go wywęszyć. Wysoki urzędnik rady miejskiej, złapany na ulicy w
momencie gdy zaczepiał w jednoznacznym celu chłopca na godziny, który
okazał się tajnym agentem policji, próbował wyjaśnić przybyłym go aresztować
funkcjonariuszom, że bada problemy socjalne miasta. W basenie jednego z
hoteli przy plaży odkryto krążącą w oczekiwaniu na ofiarę olbrzymią piranię.
Spadł śnieg – w Miami pada nie z nieba, lecz z samolotów. Przez dach kościoła
baptystów przeleciało pół tony kokainy – wyrzuciła ją załoga cessny 310,
ścigana przez inspekcję celną. Kiedy załoga policyjnego śmigłowca podleciała
zbyt blisko skaczących na bungee młodzieńców, ci natychmiast złożyli skargę
do wydziału spraw wewnętrznych policji i Federalnego Zarządu Lotnictwa
Cywilnego.
Jest w parnym lecie Miami i jego szaleństwie coś, co dodaje mi energii. Nie
tylko miewam wtedy sny w technikolorze, ale też potrzebuję mniej snu i budzę
się bez budzika w samą porę, by zdążyć powitać niesamowity wschód słońca.
Lato przyspiesza jeszcze tempo obrotu spraw w moim zawodzie, w którym i tak
nigdy nie brakuje wydarzeń.
Prawie skończyłam artykuł o załodze śmigłowca, która dostała zakaz lotów,
kiedy nastawiona na pasmo policyjne redakcyjna radiostacja podała informację
o znalezieniu topielca na jednej z wysp między miastem a Miami Beach.
Złapałam notes i torbę, zachwycona, że mam okazję uciec z redakcji. Dyżur
tego dnia pełniła Gretchen Platt, z piekła rodem zastępczyni kierownika działu
miejskiego, która od dłuższego już czasu kręciła się wokół mojego biurka, co
nie zapowiadało nic dobrego.
– Najlepiej, jak pojadę i zobaczę, co się stało – stwierdziłam.
– Topielec, Britt? – zapytała, marszcząc swój klasyczny nosek.
Gretchen unika jak może publikowania „negatywnych” wiadomości, gdyż
ktoś mógłby poczuć się obrażony. Ktoś ważny, na przykład Izba Handlowa,
Stowarzyszenie Rozwoju Miasta albo Wydział Turystyki. Ze swą urodą, blond
włosami i strojom odpowiednim do pokazywania się w gabinetach dyrekcji
Gretchen może sprawiać – i sprawia – wrażenie kobiety sukcesu, dynamicznej
młodej kierowniczki, mającej bezpośredni kontakt z tymi, którzy rządzą
światem, prawda jest jednak taka, że nie zauważyłaby dobrego tematu, nawet
gdyby ugryzł ją w nogę. Ideałem dobrej informacji jest dla niej nadęty kawałek
promujący lokalne wydarzenie kulturalne albo jakąś miejscową organizację.
– To się wydarzyło w eleganckiej dzielnicy – zaryzykowałam. – Na wyspie
willowej. Może chodzi o kogoś ważnego, a przecież to tylko kilka minut stąd. A
nuż sprawa śmierdzi? Nie zaszkodzi sprawdzić.
– Niech będzie, ale proszę szybko wracać – odpowiedziała sceptycznie
Gretchen. – Może będę miała dla pani zlecenie.
Wcale mi się to nie podobało. Lubiłam sama przebijać się przez moje żyzne
poletka i znajdować sobie tematy na artykuły; uleganie fanaberiom i chorym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin