ROBIN SCHONE
Kobieta Gabriela
1
Gabriel znał kobietę w wełnianej pelerynie. Znał, ponieważ kiedyś też był kimś takim. Człowiekiem zmarzniętym. Głodnym. Idealną ofiarą dla idealnego prześladowcy. Przyszła zabić anioła.
Nie dożyje świtu.
W pomieszczeniu zasnutym szarym dymem było gwarno. Mężczyźni w czarnych frakach i białych kamizelkach oraz kobiety w lśniących sukniach i błyszczących klejnotach zajmowali miejsca przy stolikach oświetlonych migotliwym blaskiem świec: stali, siedzieli, odsuwali się do tyłu na krzesłach z honduraskiego mahoniu, pochylali się nad białym jedwabnym obrusem.
Angielscy przedstawiciele wyższych sfer poszukiwali przyjemności, a londyńskie prostytutki polowały na ich majątki. Żaden z nich nie wiedział, że jest jedynie przynętą.
Nikt z nich nie wiedział, że obserwuje ich jakaś kobieta; Gabriel czuł pulsowanie w całym ciele, ponieważ on jeden był tego świadom.
Przyjemności. Bogactwa.
Życia. Śmierci.
Otwierając na nowo Dom Gabriela - nocny lokal, w którym można zaspokoić każdą cielesną żądzę - zaprosił zarówno klientów, jak i prostytutki.
Seks i morderstwo.
W górę wystrzelił biały płomień.
Stojący na parterze mężczyzna, sześć metrów niżej, przechwycił spojrzenie Gabriela.
Miał ciemne włosy, Gabriel jasne.
Jego oczy barwą przypominały fiołki, oczy Gabriela - żywe srebro.
Prawy policzek ciemnowłosego spowijał cień. Patrząc na siebie, cofnęli się pamięcią o dwadzieścia siedem lat. Znaleźli się w dręczonej głodem, ogarniętej zawieruchą wojenną Francji. Znów byli dwoma wygłodniałymi trzynastoletnimi chłopcami, a nie czterdziestoletnimi mężczyznami w szytych na miarę frakach i białych kamizelkach.
„Moje dwa aniołki - powiedziała madame, gdy zabierała ich do siebie z paryskiej ulicy. - Ciemny dla kobiet. Jasny dla mężczyzn".
Nauczyła ich wszystkiego, co powinny umieć prostytutki, a oni okazali się pojętnymi uczniami; nauczyła ich ośmiu grzechów głównych, a oni je popełniali.
Blask świec rozmazał się. Gabriel przypomniał sobie o pistolecie, który trzymał w lewej ręce.
Michael, upadły anioł, przyszedł ocalić Gabriela, nietykalnego anioła.
Bez niego zemsta byłaby niemożliwa. Bez niego zemsta byłaby niepotrzebna. Kobieta umrze, ponieważ ciemnowłosy anioł żyje. I kocha.
Puls wystukiwał na palisandrowej rękojeści niespokojny rytm: mężczyźni, kobiety; ból, przyjemność; życie, śmierć.
Pistoletu można było użyć na dwa sposoby: ręczna repetycja zapewniała dokładność, automatyczna - szybkie strzelanie. Gabriel mógł ręcznie przeładować broń. Mógł nacisnąć spust i oddać jeden precyzyjny strzał. Jedna kula wystarczyłaby, żeby zabić Michaela. Jedna kula przerwałaby dwudziestodziewięcioletnią spiralę śmierci.
Gabriel odwiódł kurek. Nie potrafił zabić Michaela.
Drugi mężczyzna przysłał kobietę, by uczyniła to, czego nie zrobił Gabriel sześć miesięcy temu.
Wyobraził sobie potworny huk i po plecach przebiegł mu dreszcz.
Kobieta przystanęła na granicy cienia i światła rzucanego przez świece, w miejscu, z którego mogła zobaczyć Michaela.
Kątem oka Gabriel dostrzegł kelnera w czarnym fraku i białej kamizelce, który pochylił się i podniósł białą jedwabną serwetkę. Niemal w tej samej chwili do Michaela zbliżyli się dwaj inni kelnerzy.
Ręce zwisały im luźno po bokach; nie byli przygotowani na to, żeby zastrzelić kobietę.
Cztery stoliki dalej kelner rozlewał szampana ze świeżo otwartej butelki. Błysnął kryształ, zalśnił płyn.
Wciąż nigdzie nie było widać drugiego mężczyzny. Jednak ukrywał się gdzieś na parterze, w czarnym fraku i białej kamizelce. Kameleon przebrany za klienta albo prostytutkę. Odsuwał się do tyłu na krześle z honduraskiego mahoniu albo pochylał nad białym jedwabnym obrusem.
Podniecony.
Z członkiem nabrzmiałym z powodu seksualnego podniecenia i dreszczyku emocji przed zbliżającym się morderstwem.
Czas zwolnił, uderzenia serca Gabriela odmierzały upływające sekundy. Kobieta w pelerynie wyciągnęła przed siebie ręce i zacisnęła palce na czarnym przedmiocie.
Matowa lufa pistoletu nie odbijała światła. Gabriel wiedział o tym, ponieważ jego broń również miała oksydowaną lufę.
Pertraktacje między klientami a prostytutkami przycichły.
Twarz kobiety była niewidoczna w cieniu kaptura. Gabriel nie widział jej rysów.
Zrobiło mu się żal.
Mężczyzn i kobiet, którzy już rozstali się z życiem; mężczyzn i kobiet, którzy jeszcze zginą.
Stojącej na parterze kobiety, która lada chwila umrze.
Idealnej ofiary dla idealnego prześladowcy.
Gabriel wycelował w jej zakapturzoną głowę. W tym samym momencie rozległ się dźwięczny kobiecy głos:
- Pragnę wam, panowie, zaproponować swoje dziewictwo. Gabriel zastygł w bezruchu.
Kobieta wyglądała na ulicznicę, ale przemawiała jak dama.
Ustały sztuczne śmiechy bogaczy i chichot prostytutek. Zaszeleścił jedwab. Zamrugały płomienie świec. Zdezorientowani kelnerzy zamarli.
Obowiązek nakazywał im wyrzucić kobietę w taniej czarnej pelerynie; z doświadczenia wiedzieli, że jest już za późno - zwróciła na siebie uwagę bogatych klientów.
Dziewictwo było w cenie.
Kelnerzy nie interweniowali.
- Mężczyzna, który zapłaci najwięcej, jeszcze tej nocy otrzyma nagrodę - ciągnęła zdecydowanym głosem. Stała sztywno wyprostowana, z napiętymi mięśniami, zaledwie o kulę od śmierci. - Czy możemy zacząć licytację od stu pięciu funtów?
W szarym dymie zabrzmiało echo słów: „Sto pięć funtów". Na londyńskich ulicach sprzedawano dziewice - i te prawdziwe, i te fabrykowane - za pięć funtów, nie za sto pięć.
Gabriel sięgnął pamięcią wstecz. Przypomniał sobie maison de rendez-vous we Francji i kobietę w eleganckiej fioletowej sukni z satyny.
Dwadzieścia siedem lat temu madame sprzedała jego dziewictwo za dwa tysiące sześćset sześćdziesiąt cztery franki.
Sto pięć angielskich funtów stanowiło równowartość dwóch tysięcy sześciuset sześćdziesięciu czterech francuskich franków. Kobieta z parteru mogła się tego dowiedzieć tylko od dwóch osób: od Michaela albo od drugiego mężczyzny.
Gabriel ani przez chwilę nie wątpił, od którego z nich pochodziła ta informacja.
Przeładował ręcznie pistolet.
- Pewnikiem ci odbiło! - Słownictwo prostytutki zdradzało, że pochodzi ze wschodniego Londynu. - Nie ma takiego rybiego pęcherza, któren byłby wart stu pięciu funciaków, złotko!
W świetle i cieniu rozległ się śmiech.
Kobieta w pelerynie nie roześmiała się.
Czy drugi mężczyzna się śmiał?
Czy wycelował rewolwer w Michaela, wykorzystując to, że Gabriel mierzy do kobiety? A może kobieta w pelerynie, nieświadoma swego losu, powoli naciśnie spust?
Czy przyszła zabić któregoś anioła... czy tylko rozproszyć uwagę jednego z nich?
- Zapewniam panią, madam - odpowiedziała spokojnie kobieta, że świadectwa mojej niewinności nie kupiłam na straganie handlarza ryb. Jestem naprawdę dziewicą.
Trudno wykluczyć taką możliwość.
Często okoliczności zmuszały do wyjścia na ulicę kobiety cnotliwe i wykształcone, nie tylko proste i nieuczone.
To nie miało znaczenia.
Pistolet w ręku dziewicy jest tak samo niebezpieczny jak w ręku ulicznicy.
Wygięty kawałek metalu pieścił środkowy palec Gabriela.
- W takim razie, panienko, proszę zdjąć pelerynę i zaprezentować się nam - zachęcił lord James Ward Hunter, hrabia Goulburn i minister spraw wewnętrznych.
Gabriel nawet na niego nie spojrzał.
Wypomadowane miedziane włosy lorda połyskiwały w świetle świec.
W półmroku wydawały się czarne.
Krew kobiety zalśni jak włosy ministra spraw wewnętrznych.
- Nie widzę powodu, dla którego miałabym się odsłaniać, sir - odparła spokojnie kobieta w pelerynie. - Nie wystawiam na licytację swojego ciała, ale dziewictwo.
Zaszokowani klienci przestali się śmiać. Prostytutki, gdy sprzedają swoje ciało, na ogół nie odmawiają prezentacji.
Gabriel dobrze o tym wiedział, ponieważ przez ponad dwanaście lat sprzedawał swoje ciało.
Ubierał się. Rozbierał. Kusił. Uwodził.
Seks wydawał się niską ceną za jedzenie, buty i łóżko do spania. Przynajmniej na początku.
Później Gabriel pieprzył się już nie dla pieniędzy, lecz by dowieść, że nie jest męską prostytutką.
Drugi mężczyzna udowodnił mu, że jest w błędzie.
- Na Jowisza! Co za odwaga! - zawołał nowo wybrany członek parlamentu. - Dam dwadzieścia funtów, co pani na to?
- Dziewictwo to mój posag - powiedziała spokojnie kobieta w pelerynie, odwracając się od Michaela i spoglądając w stronę lorda Jamesa.
Dzięki temu, że zmieniła pozycję, Gabriel zobaczył, że nieznajoma ściska w dłoni torebkę, nie broń.
- Czy dziewictwo jest dla pana tylko tyle warte, sir? Dwadzieścia funtów? Czy tak tanio sprzedałby pan swoją córkę albo siostrę za mąż?
Miejsce dezaprobaty zajęło zainteresowanie. Męskie i damskie prostytutki nie porównują swojej wartości z wartością ludzi z wyższych sfer.
Niezależnie od tego, jak wysoko się cenią.
W rozświetlonej blaskiem świec ciemności rozległ się śmiech.
Po wykładanych czerwonym pluszowym dywanem schodach, które znajdowały się wgłębi salonu, wchodzili na piętro angielski dżentelmen i londyńska prostytutka. Czarne poły fraka lekko powiewały, szeleścił jedwab.
Do porozumienia doszli przy dobrym roczniku szampana. Umowę przypieczętują w sypialni na piętrze.
Gabriel miał ochotę nacisnąć spust, pobudzony ciepłem, zapachami i odgłosami, widokiem mężczyzn i kobiet.
Nie bał się, że tego wieczoru może umrzeć.
Jego kolej nadejdzie później.
Najpierw za karę będzie patrzył, jak umiera Michael; śmierć będzie nagrodą.
Za ból, za rozkosz...
- Dam sto pięć funtów, mademoiselle, za pani... niewinność - rozległ się miękki męski głos.
Gabriel poczuł na plecach dreszcz.
Kiedy ostatnio słyszał ten głos, mężczyzna mówił płynnie po francusku, nie posługiwał się angielskim. Nie było wątpliwości: do licytacji wszedł drugi mężczyzna.
Kątem oka Gabriel dostrzegł ruch.
Z bijącym sercem odruchowo odwrócił głowę w prawo; wyciągnięta lewa ręka z pistoletem gotowym do strzału ani drgnęła.
Mężczyzna w czarnym fraku pochylił się nad białym jedwabnym obrusem. Między grubym cygarem a długą, cienką świecą przemknął pomarańczowy płomyk i przebarwił na chwilę jego siwe włosy. Głowę mężczyzny spowiła chmura dymu.
To nie on był gotów dać sto pięć funtów.
To nie on zginie z ręki Gabriela albo sam go zabije.
Przez drewniane ściany Domu Gabriela, szyby w oknach, pulsujące podniecenie i czającą się po kątach śmierć przebił się odległy dźwięk dzwonu. Big Ben uderzył raz, drugi, trzeci...
- Sto dwadzieścia pięć funtów.
Łysiejąca czaszka zalśniła srebrzyście jak tarcza księżyca w pełni.
- Sto pięćdziesiąt.
Blask ognia odbił się w kryształach i zalśnił na czarnych włosach.
- Mein Gott! - krzyknął baron Strathgar ze środka sali. Jego okrągła twarz poczerwieniała pod wpływem alkoholu. Był tak podekscytowany, że mówił z wyraźnym niemieckim akcentem - Dwieście!
Obecność Michaela powodowała ucisk w piersi Gabriela, oczekiwanie na drugiego mężczyznę - ucisk żołądka.
Ciche pomruki dwustu obecnych na sali osób tworzyły kakofonię dźwięków.
W Domu Gabriela nigdy dotąd nie prowadzono licytacji. Ta była pierwsza.
Mężczyźni nie dają dwustu funtów za możliwość przebicia błony dziewiczej. Mimo to Strathgar właśnie to zaproponował.
Gabriel przygotował się na następną ofertę.
Obserwował.
Czekał.
Wspominał..,
...Chwilę, kiedy po raz pierwszy przeczytał imię „Gabriel" napisane przez Michaela, kiedy czekali, aż dzień zamieni się w noc.
...Chwilę, kiedy nagryzmolił swoje pierwsze słowo: „Michael", ucząc się pisać w przerwach między spotkaniami z kobietami, które płaciły za usługi ciemnowłosego chłopca, i z mężczyznami, którzy płacili za niego. Zastanawiał się...
...Kiedy minie tęsknota za seksem, a on przestanie odczuwać pulsowanie na myśl o tym, czego nigdy nie mógł mieć.
...Dlaczego nie może zapomnieć przepowiedni pewnej niewiasty, że w końcu znajdzie kobietę, która da mu rozkosz. „Wynagrodzi mu wszystkie cierpienia".
Rozważania Gabriela przerwał gwałtowny ruch. Niemiecki baron odsunął krzesło z honduraskiego mahoniu i wstał, by odebrać swoją nagrodę.
- Pięćset funtów.
Strathgar zatrzymał się w pół kroku. Siwowłosy mężczyzna podbił stawkę. Gabriel oderwał od niego wzrok, zerknął na blondynkę, która siedziała naprzeciwko starszego pana, a potem skupił uwagę na mężczyźnie przy stoliku za nimi.
Miał włosy tak czarne, że w świetle nabierały niebieskawego odcienia.
Gabriel nie musiał widzieć jego tęczówek, by wiedzieć, jaki mają kolor; widział je, ilekroć zamknął oczy i próbował zasnąć. Nagle salon ożył pod wpływem męskich spekulacji i kobiecych złośliwości.
Zaproponowano pięćset funtów za kobietę w pelerynie. Teraz każdy mężczyzna chciał ją zdobyć. Rozległy się okrzyki:
- Pięćset dwadzieścia pięć funtów!
- Pięćset siedemdziesiąt pięć!
- Sześćset!
- Sześćset pięćdziesiąt!
- Siedemset...
Licytację zagłuszył odgłos otwieranych drzwi. Ciemność na chwilę pojaśniała. Zbliżał się koniec.
Pół metra za Gabrielem stanął mężczyzna; znajdujący się sześć metrów poniżej Michael przeszywał go wzrokiem.
- Tysiąc funtów.
Po skórze Gabriela przebiegł dreszcz.
Ponownie do licytacji włączył się drugi mężczyzna.
W sali zapanowała atmosfera zaskoczenia i niedowierzania.
Tylko dwie prostytutki żądały tyle za swoje ciało: Michael, nazywany Michel des Anges albo Michael of the Anges, ponieważ potrafił doprowadzać kobiety do orgazmu, i człowiek, który od dwudziestu siedmiu lat był znany jako Gabriel.
Gabriel, męska prostytutka.
Gabriel, nietykalny anioł.
W migotliwym blasku świec nie było widać, czy Michael wie, że drugi mężczyzna już dwukrotnie wziął udział w licytacji.
Czy rozpoznał jego głos? - zastanawiał się Gabriel.
Wycelował pistolet w głowę o włosach tak czarnych że aż połyskujących błękitem.
Czy Michael rozpozna rysy jego twarzy, gdy kula trafi w tył głowy i wyleci przodem?
- Monsieur.
Mężczyzna, który stanął za Gabrielem, nie przybliżył się; Gaston zbyt długo pracował u Gabriela, by popełnić taki błąd.
- Monsieur, ten człowiek tu jest, tak jak pan przewidział.
Wszyscy, którzy pracowali u Gabriela, wiedzieli, że można się spodziewać przybycia drugiego mężczyzny. Po to został wybudowany Dom Gabriela, by zwabić go seksem... morderstwem.
Obecnością Michaela.
Obecnością Gabriela.
Nie wiedzieli tylko, jak on wygląda.
Nie wiedzieli, jak pachnie.
Nie czuli go tak jak Gabriel, nie traktowali jak nowotwór, który pożera nadzieję i rozpacz, miłość i nienawiść.
- Skąd wiesz, że on tu jest, Gastonie? - zapytał obojętnie Gabriel, przez cały czas trzymając wycelowany pistolet.
- Napisał do pana liścik, monsieur. Gaston mówił z francuskim akcentem. Michael mówił po francusku jak Francuz, chociaż był Anglikiem.
Gabriel mówił po angielsku jak Anglik, chociaż był Francuzem.
Nie wiedział, z jakiego kraju pochodzi drugi mężczyzna. Zabił jedyną osobę, która mogła mu to powiedzieć.
To nie miało żadnego znaczenia. Nie trzeba znać narodowości człowieka, żeby go zabić. Gabriel mocniej nacisnął spust...
W tym momencie ze swego miejsca wstał siwowłosy Anglik i pomagając podnieść się jasnowłosej kobiecie, zasłonił sobą drugiego mężczyznę.
Gdy się wyprostowała, okazało się, że jest wyższa od siwowłosego mężczyzny. Była elegancka jak prostytutka, która odniosła spory sukces. Na jej szyi i w uszach błyszczały brylanty. Mgła i dym spowiły jej włosy - niemal tak jasne jak włosy Gabriela.
Gabriel miał wrażenie, że widział już gdzieś siwowłosego mężczyznę i jasnowłosą kobietę, ale gdzie?
- Kiedy dał ci ten liścik, Gastonie? - zapytał krótko. Drugi mężczyzna musiał przekupić dwóch odźwiernych, inaczej kobieta w pelerynie nigdy nie zostałaby wpuszczona do środka.
Do Domu Gabriela nie miały wstępu osoby pozbawione środków do życia.
Gabriel zastanawiał się, czy drugi mężczyzna przekupił również zarządcę jego domu. Wiedział, że to możliwe.
Każdy, kto pracował w Domu Gabriela, miał swoją cenę, czy to mężczyzna, czy kobieta.
Inaczej nie zostaliby zatrudnieni.
Siwowłosy mężczyzna i jasnowłosa kobieta niespiesznie lawirowali między oświetlonymi blaskiem świec stolikami. Za nimi przesuwała się smuga dymu.
Kobieta w pelerynie stała nieruchomo jak posąg, jakby nie wyczuwała niebezpieczeństwa, które wisiało w powietrzu.
- Kelner podniósł liścik z podłogi - wyjaśnił Gaston ze złością, urażony podejrzeniem Gabriela. - Wiadomość została napisana na serwetce.
Gabriel przypomniał sobie kelnera, który pochylił się i podniósł serwetkę.
Nagle pełen obaw napiął mięśnie.
Kelner wcale nie znajdował się wtedy w pobliżu mężczyzny z błękitnoczarnymi włosami.
Gabriel chciał nacisnąć spust.
Chciał zabić drugiego mężczyznę.
Chciał wykorzystać oczyszczającą moc śmierci.
Nie nacisnął spustu.
Patrzył na siwowłosego mężczyznę. Patrzył na jasnowłosą kobietę.
Para zatrzymała się przy wyjściu.
Gaston stał w napięciu za plecami Gabriela. Na parterze jasnowłosa kobieta odwróciła się z wdziękiem, jasny jedwab zaszeleścił.
Siwowłosy mężczyzna zniknął w drzwiach.
Dopiero wtedy Gabriel przypomniał sobie, że starszy dżentelmen był członkiem Klubu Stu Gwinei, lokalu dla homoseksualistów, którzy udają kobiety.
Jasnowłosa kobieta przechwyciła spojrzenie Gabriela.
W tym momencie doznał olśnienia.
To nie były oczy kobiety; to były oczy drugiego mężczyzny.
Przebranego za prostytutkę, nie klienta.
Kobietę, nie mężczyznę.
Nagle Gabriel wszystko zrozumiał.
Drugi mężczyzna wcale nie sprowadził tu kobiety w pelerynie, żeby zabić Michaela, ciemnowłosego anioła; sprowadził kobietę w pelerynie dla Gabriela, jasnowłosego anioła.
Drugi mężczyzna z uśmiechem przesłał szyderczego całusa i cofnął się. Poza zasięg wzroku Gabriela. Wyszedł z jego domu. Gabriel patrzył i nic nie mógł zrobić.
Tak jak nic nie mógł zrobić, kiedy skuty łańcuchem tkwił na poddaszu, a drugi mężczyzna pokazał mu to, czego nie mogła mu pokazać francuska madame,
Gabriel ze złości napiął wszystkie mięśnie. Zastawił pułapkę i sam w nią wpadł.
Tego wieczoru drugi mężczyzna wcale nie miał zamiaru zabijać Michaela, chociaż kiedyś to zrobi. Nie zostawi przy życiu nikogo, kto mógłby go zidentyfikować.
Nic nie uratuje kobiety w pelerynie, jeśli Gabriel się z nią prześpi.
- Co jest w tym liściku? - zapytał Gabriel z napięciem. Gaston odchrząknął i zaczął czytać:
Gabrielu, pozwól, że zacytuję Ci Szekspira, człowieka, który bez wątpienia mógłby czerpać natchnienie z Twojej urody i Twoich umiejętności: „Świat cały jest sceną:
Wszyscy mężczyźni i wszystkie kobiety
Są aktorami jedynie
Przygotowałeś scenę, mon ange a ja przyprowadziłem Ci kobietę, albo, jeśli wolisz, aktorkę, która zagra główną rolę. Laissez le jeu commencer
W salonie poniżej Michael rozglądał się w poszukiwaniu drugiego mężczyzny.
Nie wiedział, jak wygląda prawda, dlatego Gabriel poczuł ucisk w żołądku.
Michael zawsze chciał pokochać kobietę.
Gabriel zawsze chciał być kimś takim jak Michael.
Mężczyzną namiętnym, mężczyzną niewinnym.
Mężczyzną, który ma duszę.
Kobieta w pelerynie stała samotnie, jakby nieświadoma zamieszania, którego była powodem.
Gabriel poczuł strach.
Przyprowadziłem ci kobietę - brzmiały mu w uszach słowa. „Laissez lejeu commencer".
Na londyńskich ulicach pełno było prostytutek; niektóre sypiały na stopniach przytułków.
Tymczasem drugi mężczyzna wybrał właśnie tę kobietę.
Była dziewicą. A może prostytutką.
Została wynajęta, żeby zabić Gabriela. Albo żeby zginąć z jego ręki.
Była ostatnim ogniwem łączącym go z drugim mężczyzną.
Gabriel był gotów zrobić wszystko, żeby go złapać.
Drugi mężczyzna o tym wiedział.
- Daję za tę kobietę dwa tysiące. - Ostry głos zagłuszył panujący w salonie hałas.
Głos Gabriela.
Poczuł na sobie spojrzenia dwustu par oczu.
Gabriel nie miał kobiety od czternastu lat ośmiu miesięcy dwóch tygodni i sześciu dni.
Wiedzieli o tym klienci.
Wiedziały o tym prostytutki.
Wiedział o tym mężczyzna, który niegdyś go uratował.
Wiedział o tym mężczyzna, który zabije dwa anioły.
Twarz kobiety była niewidoczna w ciemności.
Gabriel na razie nie miał pojęcia, ile ona wie.
Dowie się tego.
Nim noc dobiegnie końca, będzie wiedział wszystko, czego można się o niej dowiedzieć.
Miał nadzieję, że ta kobieta to morderczyni
Tak byłoby dla niej znacznie lepiej.
Jeśli nie zginie z ręki Gabriela, zabije ją drugi mężczyzna.
Wówczas spotka ją gorsza, o wiele gorsza śmierć. Laissez lejeu commencer. Zaczynajmy przedstawienie.
2
Namiętność.
Victoria spojrzała w srebrne oczy i zrozumiała, dlaczego do Domu Gabriela przychodzą szanowani mężczyźni i kobiety. Przychodzą tutaj, by oddać się namiętności. Victoria przyszła, by przed nią uciec.
- Możesz nas zostawić, Gastonie.
Łagodny męski głos pokonał mgłę. Dym. Drewno. Ciało. Kości.
Słysząc go, Victoria poczuła, że po plecach przebiega jej dreszcz. Drzwi się zamknęły, znajdowała się w bibliotece, nie w sypialni, jak przypuszczała.
Tej nocy było to bez znaczenia. Stanie się to, co się musi stać.
Victoria wiedziała, że mężczyzna wcale nie potrzebuje łóżka, żeby przespać się z kobietą: wystarczy wnęka w bramie albo ciemny zaułek.
Z wiszącego nad nią elektrycznego żyrandola spływało światło; przed nią stało biurko z czarnym marmurowym blatem, który przecinały srebrne żyłki. Od jasnowłosego mężczyzny oddzielał ją również jasnoniebieski skórzany fotel w stylu królowej Anny. Kaptur ograniczał pole widzenia Victorii; wyczuwała jednak niebezpieczeństwo wiszące w powietrzu.
Nie zmieni już tego, że sprzedała swoje ciało temu, kto dał najwyższą cenę.
Mężczyzna, który kupił jej dziewictwo, ani drgnął; wyglądał jak grecki posąg w szytym na miarę, czarnym, wykończonym jedwabiem fraku i białej kamizelce. Jego jasne włosy lśniły jak srebro. Victoria poczuła ukłucie w piersi.
Był taki piękny, że nie mogła na niego patrzeć bez bólu.
Oderwała wzrok od jego oczu. Serce biło jej mocno, w głowie miała zamęt.
Widziała go już wcześniej. Miał wyraźnie zarysowane kości policzkowe, pięknie rzeźbione usta i oczy, które przewiercały na wylot, dostrzegały głęboko ukryte zwierzęce pożądanie.
Lewą dłoń wspierał na czarnym marmurowym blacie biurka. Miał białe, długie, smukłe palce zakończone krótko obciętymi paznokciami, wypolerowanymi do połysku. Mały palec ukryty był w fałdach białego jedwabiu.
Victoria doskonale wiedziała, co mężczyzna może zrobić z kobietą. Ta sama ręka, która pieści, może zranić. Oszpecić.
Zabić.
Gwałtownie uniosła głowę.
Srebrne oczy czekały na jej wzrok.
Poczuła ucisk w żołądku.
Z głodu - wmawiała sobie.
Wiedziała jednak, że przyczyna jest inna.
Bała się.
Nie mogła sob...
ann-diam