Czarna_Legenda_Dziejow_Polski.rtf

(511 KB) Pobierz
Prof

Prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak

Czarna legenda dziejów Polski


 

Jan Paweł II apelował w listopadzie 1994 roku w kierowanych do młodzieży słowach: Nie zagubcie pamięci, bo człowiek bez pamięci jest osobą pozbawioną przyszłci. W Polsce powojennej kolejne pokolenia młodzieży miały to nieszczęście, że wciąż natykały się na uporczywe zabijanie pamięci przez komunistycznych rządców, w interesie sowieckiego zwierzchnictwa. Począwszy od doby stalinowskiej, gdy jak wspominał później słynny polski historyk profesor Tadeusz Manteuffel: wszystkie powstałe w latach stalinowskich zarysy dziejów Polski czynią wrażenie, jak gdyby były pisane w stolicach nieprzyjaznych nam państw zaborczych. Zabijanie narodowej pamięci kontynuowano dalej, choć nie w tak wielkich rozmiarach, także i w następnych dziesięcioleciach PRL-u. Dość przypomnieć całe wielkie kampanie ataków na powstania narodowe i "polską bohaterszczyznę" na przełomie lat 50. i 60. czy ataki na "dzieje głupoty" Polaków w dobie jaruzelszczyzny, ówczesne wybielania Targowicy i w. księcia Konstantego.

Nic dziwnego, że tak wiele osób oczekiwało po czerwcu 1989 roku, jako jednego z najbardziej widomych objawów przemian, włnie powiedzenia całej prawdy o historii Polski, skończenia z jej przyczernianiem. Srodze się rozczarowali w swych nadziejach. W czasie, gdy jakże często najbardziej wzruszające programy patriotyczne wędrują w telewizji na "zsył po północy". Gdy można tłumaczyć pominięcie w TVP ogólnopolskich uroczystości w dniu 28 marca 1993 r. ku czci 50-lecia akcji pod Arsenałem, zorganizowanej przez harcerzy z Szarych Szeregów Armii Krajowej, tak jak zrobiła Nina Terentiew: dla kilku dziadków nie bę przesuwała mojej audycji. Gdy tak, jak ostatnio, telewizja publiczna nie zdobyła się nawet na oczekiwaną przez miliony Polaków bezpośrednią transmisję z uroczystości w Katyniu. Gdy w najbardziej wpływowych polskojęzycznych przekaziorach dominuje obraz Polski, tak kreowany, jakby go tworzyli najbardziej nieżyczliwi nam cudzoziemcy. I gdy, niestety, prawie nie słychać głosów protestu przeciwko temu ze strony wybitnych profesjonalnych historyków. Inna sprawa, że polska nauka historyczna poniosła w ostatnich kilkunastu latach ogromne straty, straty nie do powetowania. Odeszli w zmrok tak wybitni znawcy naszych dziejów, jak: Kieniewicz, Gieysztor, Czapliński, Skowronek, Łojek, Łepkowski. Za to tym bardziej nasiliło się w mediach bezkarne hulanie publicystycznych "odbrązowiaczy" historii, zajętych oczernianiem dziejów, bo to najwyraźniej jest popierane, odpowiednio forytowane i nagradzane. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak bardzo usilnie kreuje się na naszych oczach odpowiednio ponurą, czarną legendę dziejów Polski. Tym szkicem chciałbym obudzić i zaalarmować tych wszystkich, którzy jeszcze nie dostrzegają rozmiarów sączonych w mediach dział dla ukazania bezsensu i beznadziejności polskich dziejów, dział dążących do zakompleksienia Polaków. Niech do końca stracą wiarę w siebie, i wierzą tylko w mądrych zagranicznych "cywilizatorów"!

Nieuk-laureat z "Rzeczpospolitej"

Szczególnie obrzydliwym wyrazem "mody" na oszczercze przyczernianie obrazu dziejów Polski jest wydana w 2000 roku przez Presspublicę książka filozofa Janusza A. Majcherka, zawierająca w części poświęconej historii głównie artykuły publikowane w ostatnich latach na łamach "Rzeczpospolitej". Pełnym antypolskiego jadu jest już otwierający tom Majcherka artykuł Poprawka z historii, za który autor dostał tytuł "najlepszego publicysty 1999" od redakcji miesięcznika "Press". Nagrodzono zbiór antypolskich brecht, wspieranych przez całkowitą ignorancję domorosłego historyka na temat prawdziwych faktów z historii Polski i Europy.

Majcherek z werwą anonsuje, że chce zwalczyć powielane w oficjalnej - szkolno-podręcznikowej historiografii "liczne schematy i stereotypy" ukszttowane jeszcze w dobie rozbiorowej "ku pokrzepieniu serc" oraz w okresie komunistycznej propagandy - dla stworzenia zastępczej legitymizacji ówczesnej władzy i uzasadnienia jej podporządkowania interesom Kremla. To, co głosi Majcherek, to absolutne pomieszanie z poplątaniem. Jak można w ogóle stawiać znak równości między tym, co pisano w dobie rozbiorów "dla pokrzepienia serc" a tym, co pisano o historii w dobie PRL dla uzasadnienia jej podporządkowania interesom Kremla? Przecież w czasach PRL-u oficjalnie wspierano nie argumenty historyczne dla "pokrzepienia serc", a dla ich upodlenia, pokazania, że Polacy niepotrzebnie zderzali się z "jedynie słusznymi" celami swego rosyjskiego sąsiada, a ich antyrosyjskie powstania były tylko "dziejami polskiej głupoty". Cała zaś Druga Rzeczypospolita - według oficjalnych tez PRL-owskiej historiografii - była jednym wielkim pasmem głupot i zdrad. Podobnie jak działania związanego z Londynem Polskiego Państwa Podziemnego. Co takie komunistyczne wywody miały wspólnego z XIX-wiecznym "pokrzepianiem serc", to już jest przedziwny sekret dywagacji pana Majcherka.

Próbując maksymalnie przyczernić obraz Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Janusz Majcherek stara się przedstawić ówczesną Polskę jako kraj krzywdy i dyskryminacji innych narodów. Pisze o utrudnianiu przez Polaków identyfikacji z interesami państwa rozlokowanych na zachodzie i północy, przeważnie niemieckojęzycznych i protestanckich środowisk, jak i zamieszkałych na wschodzie i południu, głównie na wsi, rzesz ruskich i prawosławnych. I dodaje: tym bardziej że jednych i drugich jako mieszczan i chłopów, szlachecko-polski naród i tak dyskryminował. Publicysta-nieuk jak widać nie wie nic o tym, że w rzeczywistości gros magnaterii i szlachty na wschodzie i na południu dyskryminującej chłopów i mieszczan na wschodzie i na południu Polski stanowili panowie ruskiego pochodzenia, typu Wiśniowieckich, a nie szlacheccy przybysze z Polski. Jak widać za wiele naczytał się różnych stalinowskich uogólnień o "polskich panach". Niedouczonemu w wiedzy historycznej Majcherkowi warto zacytować opinię historyka, skądinąd bardzo fetowanego w kręgach naszych "Europejczyków" - profesora Janusza Tazbira. W publikowanym na łamach "Gazety Wyborczej" artykule prof. Tazbir ośmieszał powielany przez historyków rosyjskich i sowieckich mit o tym, jakoby w dawnej Polsce dokonywało się "wynaradawiania Rusinów" w warunkach brutalnego przymusu. Zdaniem prof. Tazbira: Jest to podobny mit historyczny, jak twierdzenie, iż powstania kozackie były walką uciskanych wyłącznie ruskich chłopów z czysto polską magnaterią. W istocie zaśabo nieraz spolonizowani królewięta kresowi musieli się ścierać z podanymi, wśd których sporą część stanowili zbiegowie z ziem etnicznie polskich (J. Tazbir: Unia wielkich nadziei, "Gazeta Wyborcza" 17-18 sierpnia 1996 r.). W związku z twierdzeniami Majcherka o rzekomym "dyskryminowaniu" obcych etnicznie mieszczan przez "szlachecko-polski naród", przypomnijmy oparte na znajomości faktów historycznych oceny prof. Janusza Tazbira: W przeciwieństwie do przywilejów stanowych tolerancja narodowościowa obejmowała nie tylko szlachtę, lecz również i inne warstwy ludności, z mieszczaństwem na czele. Jak już wspominaliśmy, obce grupy etniczne mieszkające po miastach nie doznawały z powodu swego pochodzenia żadnej dyskryminacji (J. Tazbir: Tradycje tolerancji religijnej w Polsce, Warszawa 1980, s. 153).

I ten włnie fakt sprawiał rzeczy tak szokujące dla niektórych zagranicznych obserwatorów sceny polskiej pod koniec XVIII w. jak to, że złona głównie z ludności niemieckiej i protestantów ludność Gdańska w przeważającej części upierała się przy pozostaniu przy katolickiej Rzeczypospolitej, broniąc się przed wpadnięciem pod rządy Prus. Skrajnie przyczerniający obraz dawnej Polski J.A. Majcherek ani słowem nie wspomina o wyjątkowym znaczeniu trwającej przez stulecia Rzeczypospolitej Obojga Narodów, jako dobrowolnej unii dwóch narodów, które sfederowały się na absolutnie równych prawach. W tamtych wiekach znano zaś na ogół federowanie "tylko na drodze masowych egzekucji i zniszczenia". Tak na przykład "federowała się" Anglia z Irlandią, Szkocją czy Walią. Wyjątkowe znaczenie polskiej unii z Litwą na tle tego, co się działo w ówczesnym świecie eksponowali liczni zagraniczni badacze naszych dziejów. Na przykład świetny historyk amerykański Robert Howard Lord (1885-1954) pisał o Rzeczypospolitej Obojga Narodów, że była to pierwsza przed zjawieniem się Stanów Zjednoczonych, na szeroką skalę podjęta próba republiki federacyjnej. Przypomnijmy również, jak słynny angielski pisarz polskiego pochodzenia Joseph Conrad wysławiał w 1916 roku w tekście Zbrodnia rozbiorów unię polsko-litewską jako jedyną w swoim rodzaju w historii świata spontaniczną i całkowitą unię suwerennych państw, świadomie wybierających drogę pokoju.

Fałsze o polskiej "nietolerancji"

Ulubionym motywem nieuka-laureata, powracającym wciąż jak jedna z nici przewodnich jego artykułów, jest podważanie znaczenia tolerancji w Polsce (por. J.A. Majcherek W poszukiwaniu nowej tożsamości, Warszawa 2000, s. 12-13, 23, 41, 72, 209). Majcherek głosi, że: Legenda polskiej tolerancji jest mocno zmitologizowana i zmistyfikowana, że co do tolerancji zaś, to kłopot z nią główny ten, że rozwinęła się bardzo dawno i w toku dziejów słabła. Kiedy indziej twierdzi, że w Polsce dość szybko nastąpił kres tolerancji, bo już w 1596 r. Kościół katolicki odmówiłwnouprawnienia (m.in. wejścia do Senatu) biskupom unickim, a w 1658 r. nastąpiło wygnanie Braci Polskich i Czeskich, w 1673 r. - pozbawienie niekatolików dostępu do nobilitacji i indygenatu, w 1718 r. usunięcie ostatniego posła kalwińskiego z Senatu). Za to na zachodzie nagle zaczął się, według Majcherka, rozkwit tolerancji: po pokoju westfalskim w Europie prześladowania religijne stopniowo ustają, a niedługo potem (List o tolerancji Johna Locke'a z 1689 r.) następuje szybki wzrost tolerancji i praw obywatelskich w zachodnich społeczeństwach. Czy J.A. Majcherek publicysta-nieuk z "Rzeczpospolitej" cokolwiek słyszał o tym, co działo się we Francji pod koniec XVII i na początku XVIII wieku, a więc wtedy, gdy wedł...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin