Rendez-vous ze śmiercią - Agata Christie.pdf

(583 KB) Pobierz
271684100 UNPDF
AGATHA CHRISTIE
RENDEZ-VOUS ZE ŚMIERCIĄ
Przełożyła Jan Dehnel
Tytuł oryginału Appointment with Death
RENDEZ-VOUS ZE ŚMIERCIĄ
Dwaj Beduini wbiegli pod markizę i szybko zaczęli mówić coś po arabsku do
Mahmuda.
Ten niespokojnie rozejrzał się dokoła i wyszedł prędko. Pod Wpływem nagłego
impulsu Sara wybiegła za nim.
- Co się stało? - zapytała.
- Abdul powiada, że starsza pani chora. Nie może się poruszać.
Lekarka przyśpieszyła kroku.
- Pójdę tam. Sprawdzę.
Wspięła się za Mahmudem skalną ścieżką aż do groty, przed którą siedziała
nieruchoma postać. Ujęła jej nabrzmiałą dłoń, wprawnie poszukała tętna.
Kiedy wyprostowała się, była bardzo blada. Co tchu wróciła pod markizę i
przystanąwszy u wejścia, spojrzała na Boyntonow. Po chwili odezwała się głosem, którego
ton zabrzmiał w jej ustach szorstka, bardzo nienaturalnie:
- Z przykrością muszę zawiadomić pana - zmusiła się, by słowa skierować do
Lennoxa, głowy rodziny - że pańska matka nie żyje.
Ryszardowi i Myrze Mallock,
wspominając wspólną wycieczkę
do Petry
ROZDZIAŁ I
- Rozumiesz przecież, że ją trzeba zabić?
Pytanie jak gdyby zawisło na chwilę w spokojnym powietrzu nocy, aby ulecieć
poprzez ciemności w kierunku Morza Martwego.
Herkules Poirot znieruchomiał z ręką na okiennym ryglu. Później zmarszczył się
gniewnie i energicznie zamknął okno. Wyznawał pogląd, ze otwarta przestrzeń to
najwłaściwsze miejsce dla świeżego powietrza, a nocne świeże powietrze jest szczególnie
groźne dla zdrowia.
Z pedantyczną dokładnością zasłonił okno i zmierzając w stronę łóżka, uśmiechnął się
dobrotliwie.
„Rozumiesz przecież, że ją trzeba zabić”. Ciekawe zdanie! W sam raz dla uszu
słynnego detektywa - i to pierwszego wieczoru w Jerozolimie.
- Wszędzie, dokąd przyjadę, coś musi mi przypominać zbrodnię - mruknął do siebie,
lecz uśmiechał się nadal, bo przyszła mu na myśl pewna anegdota.
W swoim czasie Antoni Trollope, angielski powieściopisarz, odbywał rejs przez
Atlantyk i niechcący podsłuchał dwóch współpasażerów, którzy rozmawiali o jego ostatniej
książce. „Dobre to - orzekł jeden z nich - ale facet powinien był zabić tę okropną starą babę”.
Trollope zwrócił się do nich z życzliwym uśmiechem: „Panowie! Jestem wam niewymownie
wdzięczny. Niezwłocznie pójdę zabić tę okropną starą babę”.
Poirot począł się zastanawiać nad źródłem posłyszanego zdania. „Może w grę wchodzi
współpraca nad jakąś powieścią lub sztuką? - myślał wciąż z uśmiechem. - A może kiedyś
dobrze będzie przypomnieć sobie te słowa, nadać im sens bardziej ponury”.
Brzmienie głosu - głosu mężczyzny lub dorastającego młodzieńca - świadczyło o
silnym napięciu nerwowym. Mały Belg zgasił lampkę przy łóżku i pomyślał: „Wydaje mi się,
że ten głos poznam…”
Raymond i Carol Boyntonowie stali obok siebie, zapatrzeni w granatową głębię nocy.
Łokciami opierali się o parapet okna.
- Rozumiesz przecież, że ją trzeba zabić? - powtórzył : nerwowo Raymond.
Carol drgnęła lekko.
- To straszne… - zaczęła zdławionym szeptem.
- Nie bardziej straszne niż to, co jest teraz - przerwał jej brat.
- Cóż?… Zapewne masz rację.
- Tak dłużej być nie może! - wybuchnął. - Musimy coś zrobić… Musimy! A innego
wyjścia…
- A gdybyśmy uciekli dokądś… Jakoś… - wtrąciła bez przekonania.
- Nie uda nam się… - podchwycił głosem beznadziejnym. - Sama wiesz, że nie może
się udać.
Dziewczyna wzdrygnęła się nerwowo.
- Wiem, Ray… Wiem…
Jej brat parsknął pełnym goryczy śmiechem.
- Każdy powiedziałby później, że to było szaleństwo… Dlaczego nie odeszli po
prostu?
- A może jesteśmy szaleni! - westchnęła.
- Chyba jesteśmy… Tak. Albo bardzo niedługo oszalejemy. Nawet w tej chwili ktoś
miałby prawo uznać nas za parę wariatów. Przecież spokojnie, na zimno rozmawiamy o
zabiciu własnej matki!
- To nie nasza matka! - obruszyła się.
- Słusznie. To nie nasza matka - przyznał Raymond i po paru sekundach zapytał
rzeczowym tonem: - Zgadzasz się ze mną, prawda?
- Zgadzam się, że ona powinna umrzeć. Jest obłąkana. Gdyby była normalna, nie
potrafiłaby tak nas dręczyć. Od lat powtarzamy, że tak dłużej być nie może, ale od lat to >
trwa. Powtarzamy, że kiedyś ona musi umrzeć, ale ona i wciąż żyje. Chyba nigdy nie umrze,
jeżeli…
- Jeżeli jej nie pomożemy! - dokończył za nią brat.
- Tak! - Carol zacisnęła pięści.
Zapanowało milczenie. Po chwili Raymond podjął chłodno rzeczowym tonem, a tylko
lekkie drżenie głosu świadczyło o jego zdenerwowaniu:
- Oczywiście rozumiesz, czemu musi to zrobić jedno z nas? Rozumiesz, prawda?
Lennox ma obowiązki wobec Nadine. Jinny niepodobna wciągać w takie rzeczy.
Wzdrygnęła się nerwowo.
- Biedna Jinny! Obawiam się…
- Tak! Coraz gorzej z nią, prawda? Właśnie dlatego coś trzeba zrobić, póki nie jest za
późno dla Jinny.
Dziewczyna wyprostowała się nagle. Odgarnęła z czoła bujne kasztanowe włosy.
- Ray! Czy ty uważasz, że zrobimy coś naprawdę złego?
- Nie… - odparł tym samym wciąż, opanowanym na pozór tonem. - Zabija się
wściekłego psa… To, co sieje zło, powinno być usunięte. A w tym przypadku nie widzę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin