mapy świadomości.doc

(399 KB) Pobierz
Ja mogę dać ci mapę, ale to ty musisz iść, ty musisz po-dróżować, ty musisz wędrować

OSHO „mapy świadomości”

 

Ja mogę dać ci mapę, ale to ty musisz iść, ty musisz po­dróżować, ty musisz wędrować. I jedno pamiętaj - moja ma­pa będzie tak naprawdę moją mapą i nie może być twoją mapą. Może dać ci kilka podpowiedzi, kilka wskazówek, ale nie może być twoją mapą, ponieważ jesteś totalnie innym człowiekiem. Jesteś tak niepowtarzalny, że niczyja mapa nie może być twoją mapą. Owszem, zrozumiawszy moją mapę staniesz się świadomy wielu rzeczy o sobie, ale twoim zada­niem jest nie iść za nią na oślep — bo wtedy staniesz się pseudoczłowiekiem.

Słuchaj mnie, moich słów, mojej ciszy, mojego istnienia. Próbuj zrozumieć to, co tutaj się dzieje, co tutaj się zdarza, a potem sam podejmuj decyzje. Nie zrzucaj odpowiedzialno­ści na nikogo innego. Taka jest droga wzrastania. Taka jest droga, którą się dociera.

Osho, The Dhammapada: The Way of the Buddha

 

Wstęp

W zeszłym roku jechałam samochodem przez Francję. Są tam ogromne nowe autostrady - ze wschodu na zachód moż­na dostać się niemal natychmiast.

Jedynym problemem jest to, że jadąc tymi nowymi droga­mi superszybkiego ruchu w ogóle nie masz okazji posmako­wać kraju - ani jednego widoku kamienistej wiejskiej drogi z kuszącymi kawiarenkami na rogach, gdzie podają sławetną świeżą kawę i chrupiące bagietki z serem. Ani cienia uciąż­liwego objazdu wiodącego przez ciekawie wyglądające targo­wisko, cmentarz, czy obok nieprawdopodobnie starej i pięknej katedry.

Pozostaje ci wybranie najbardziej dogodnej i praktycznej autostrady i dotarcie na miejsce w mgnieniu oka albo drogi bardziej eksperymentalnej, z widokami, dźwiękami i zapa­chami, do których z radością będziesz wracał wspominając podróżowanie w tej części Ziemi. (Nie muszę chyba dodawać, że nie zawsze lubię to, co proste i wąskie. Wolę kierować się własnym nosem.)

I tak jest właśnie z mapami. Pokazują one drogi dłuższe lub drogi krótsze. Mogą powiedzieć ci jak dotrzeć do najszyb­szej trasy, ale ta najszybsza nie musi być tą, którą naprawdę będziesz chciał jechać. Jest to kwestia osobistego wyboru.

Przedstawiamy tu kilka map świadomości, które możesz sam eksplorować. Jest to ledwie parę z tych map, które Osho nakreślił abyśmy mogli dotrzeć do własnego wnętrza. Podob­nie jak z mapami Francji, niektóre z nich są dla mnie nie­porównywalnie łatwiejsze do odczytania od innych. Niektóre wyglądają dla mnie jak czysta chińszczyzna. Inne są jak od­dychanie aromatem brzoskwiń kwitnących wiosną. Myślę, że to, dlatego Osho przedstawia tyle różnych możliwości - dla każdego coś innego.

Mam takie poczucie, że Osho w gruncie rzeczy mówi, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Ktoś może naprawdę poczuć metaforyczne mapy wnętrza człowieka z tantry i jo­gi - fragmenty pierwszego tomu wykładów serii, „The Tantra Vision" Jest to podróż od czakry do czakry, od najbardziej fundamentalnego ośrodka do “tysiącpłatkowego lotosu". Nie­mal jak wyraźnie namalowany znak na drodze, oto skromny przedsmak tego, w jaki sposób Osho opisuje czwarty ośrodek, serce, nazywany anahata - “niewydobyty dźwięk":

Język to dźwięk wydobyty - musimy tworzyć go strunami głosowymi. Musi być wydobywany - to dwie klaszczące dło­nie. Serce to jedna klaszcząca dłoń. W sercu nie ma słowa jest ono bez słów. (Hm!)

“Dżungla, las, ogród i dom" (z wykładów “Path of Love") stanowi jeszcze inną podróż z przewodnikiem do naszej naj­bardziej wewnętrznej natury. Całe to poszukiwanie prawdy można podzielić na cztery etapy - powiada Osho i opisuje każdy święty, tajemny symbol tak treściwie jak tylko mógłbyś sobie tego życzyć (niektóre zdają się być bliższe i bardziej znajome od innych - zależnie od tego gdzie jesteś i jakimi ścieżkami już kroczyłeś).

Czasem mapa pomaga. Ale co to Osho mówił o tym, aby nie ugrzęznąć patrząc na palec wskazujący księżyc? W tym przypadku, jak sądzę, chodzi o ugrzęźnięcie na jakiejś jednej określonej drodze prowadzącej do celu.

Przedstawiamy więc kilka różnych możliwości - do wybo­ru. Muszę tu tylko przypomnieć, że ten wewnętrzny wędro­wiec świadomości nie powinien wpaść w zasadzkę jakiegoś szczególnie interesującego objazdu. Kawa może być smaczna, ale gdzie to ja miałam dojechać?

Ma Prem Garimo 7

 

Dżungla - las - ogród - dom

Całe to poszukiwanie prawdy można podzielić na cztery etapy. I chciałbym, byś zgłębił te cztery etapy, gdyż będziesz gdzieś w tych czterech etapach: na którymś z tych etapem albo w drodze z jednego etapu do innego... Pierwszy etap nazywam dżunglą, drugi nazywam lasem, trzeci nazywam ogrodem, czwarty nazywam domem.

 

 

DŻUNGLA

Dżungla jest stanem głębokiego snu - człowiek świadom nie poszukuje. Większość żyje w tym stanie. Jest pewne poszukiwanie, ale bardzo nieświadome, jeszcze nie rozmyślne. Człowiek szuka w ciemności po omacku, ale niezupełnie je świadomy celu, ani nawet nie jest świadomy tego, że błąd po omacku — jest to bardzo przypadkowe. Czasem natknie się na jakieś okno i może zyskać pewne spojrzenie, ale znów to przegapia. Ponieważ nie jest to świadome szukanie, ty wizji nie można utrzymać. Czasem w snach coś ci się wyje nią. Czasem w miłości otwierają się i zamykają jakieś drzwi, ale ty nie wiesz jak się otworzyły i jak się znów zamknę Czasem patrzysz na wspaniały zachód słońca, obejmuje cię coś ogromnie pięknego, wnika w ciebie inny świat, a przynajmniej cię dotyka - a potem odchodzi. I nie możesz zaufać nawet temu, że tak było, nic możesz nawet uwierzyć, że się stało... ponieważ nie poszukujesz świadomie. Wiele n spotykasz Boga - uważaj, wiele razy spotykasz Boga, spotykasz Go w wielu miejscach swego życia, ale nie potrafisz rozpoznać, przede wszystkim, dlatego, że nie szukasz Go.

I pamiętaj, jeśli czegoś nie szukasz, nie możesz tego zoba­czyć. Możesz to zobaczyć tylko wtedy, gdy tego szukasz. Może to przejść tuż obok ciebie, ale jeśli tego nie szukasz, nie zo­baczysz tego. Aby coś zobaczyć, człowiek musi tego szukać.

Pierwszy stan przypomina dżunglę: głęboką, ciemną, gęs­tą, prymitywną, pierwotną. Żadna ścieżka nie istnieje, nawet ślady stóp, i człowiek nie zmierza donikąd, stale potykając się wędruje od jednego ciemnego zakątka do innego ciemne­go zakątka. Większość ludzi żyje w dżungli, w nieświadomym stanie umysłu. Ludzie śpią głębokim snem, czasem są luna­tykami, czasem są somnambulikami.

Tak nauczają Budda, Chrystus, Gurdjieff, Kabir - więk­szość ludzi nie żyje, tylko egzystuje, wegetuje. Wyglądasz tak, jakbyś był uważny — nie jesteś uważny. Żyjesz w gęstej mgle, w chmurach. Twoje życie jest mechaniczne. Owszem, różne rzeczy się dzieją, ale dzieją się tak, jak dzieje się to mecha­nizmom: naciskasz guzik i zapala się światło, tak, po prostu, naciskasz guzik i mechanizm zaczyna funkcjonować, tak, po prostu. Ktoś naciska ten guzik w tobie i przychodzi złość, ktoś naciska inny guzik w tobie i jesteś bardzo szczęśliwy, ktoś inny naciska jakiś inny guzik i otacza cię jakiś inny nastrój, i nie ma nawet jednej chwili przerwy między naciś­nięciem guzika i pojawieniem się tego nastroju. Jest to me­chaniczne. Nie jesteś panem, jesteś niewolnikiem.

I takie jest twoje życie: twoje najgłębsze centrum śpi głę­bokim snem, a twoja świadomość jest otumaniona. Twoje cia­ło jest rydwanem, a byle zachcianka, byle pragnienie wcho­dzi w ciebie, wiezie cię przez jakiś czas, zabiera cię dokądś, zostawia cię tam, a potem kolejna zachcianka, kolejne prag­nienie... I tak wędrujesz zakosami, potykasz się o jakiś ka­mień, wpadasz na jakieś drzewo. W ciemności ranisz siebie, przysparzasz sobie bólu. Całe twoje życie to nic innego jak tylko głęboki koszmar.

Kilku ludzi tutaj przyszło do mnie nie szukając, z samego przypadku; znają jakiegoś przyjaciela, który tu był i pomyś­leli: “dobra, pojedziemy i zobaczymy jak tam jest". Przegląda­li książki w księgarni i natknęli się na którąś z moich książek, a moje zdjęcie ich przyciągnęło - albo spodobał im się tytuł książki, zaciekawili się i przybyli tutaj. Ale to poszuki­wanie jest bardzo, bardzo nieświadome. Nie myślisz, nie me­dytujesz nad swym życiem, jakie powinno być, czym powinno być, dokąd powinno prowadzić.

A każde pragnienie, gdy opanuje cię, staje się twym pa­nem. Gdy jesteś w złości, złość staje się twoim panem, całko­wicie nad tobą zapanowuje. I nie jest tak, że jesteś w złości: stajesz się złością, i w tej złości robisz coś, czego będziesz ża­łował. I w tym tkwi ironia - inne “ja" będzie żałowało tego, co zrobiło tamto “ja" inne pragnienie, inny stan, inny nas­trój. Teraz będziesz cierpiał, i pójdziesz, i będziesz chciał pro­sić o wybaczenie. Jest to ktoś inny, nie jest to ta sama osoba. Gdzie są te zaczerwienione oczy, ta twarz pełna przemocy, ta gotowość zabicia albo bycia zabitym? Wszystko minęło.

Na tym etapie, etapie dżungli, ludzi bardziej interesują odpowiedzi niż pytanie. Natychmiast zadowalają się jakąkol­wiek głupią odpowiedzią, jaka została im udzielona. W isto­cie rzeczy nigdy nie zadali pytania. Jeszcze przed zapytaniem przyjęli odpowiedź. Tak ktoś staje się hindusem, ktoś inny mahometaninem, a ktoś inny chrześcijaninem, zanim zada­łeś pytanie, odpowiedź została ci udzielona, a ty kurczowo trzymasz się tej odpowiedzi.

Taki właśnie jest typ człowieka, którego nazywasz “pros­tym" - ociosany, tradycyjny, konformista. Ukierunkowany na przeszłość: nigdy nie spogląda w przyszłość, i nigdy nie spo­gląda  w teraźniejszość... Ten typ człowieka wierzy w księdza, w biskupa, w papieża, w shankaracharyę. Ten człowiek nig­dy nie idzie poszukiwać gdzie indziej.

Trzyma się kurczowo tego księdza, tej religii, tego koś­cioła, w którym przypadkowo się narodził. Zostaje tam, żyje w nim, umiera w nim... A prawdziwe życie jest niebezpiecz­ne: na to nic może sobie pozwolić. Życie jest przygodą w tym, co nowe, ale on kurczowo trzyma się starego. Życie jest nie­znane i niepoznawalne, a on nie chce ryzykować swoją wie­dzą. Wraca pocztą zwrotną bez otwarcia koperty. Przychodzi, żyje, umiera, a w rzeczywistości nigdy nie przychodzi, i nigdy nie żyje i nigdy nie umiera. Cała jego egzystencja to głę­boki sen. Jeszcze nie domaga się bycia człowiekiem.

Ten typ człowieka nazywasz “głupkowatymi Zawsze wy­gląda tak, jakby był świętszy od ciebie, bardzo m ora l i styczny. Myśli, że jest bardzo moralny, ale nie zna żadnych podstaw moralności. I kurczowo trzyma się norm społecznych, nigdy nie wykracza poza nie. Przestrzega zasad... Ten typ człowie­ka jest też uparty: nigdy się nie zmienia, nie jest gotowy do zmiany. Jest bardzo przeciwny zmianom, jest anty rewolucyj­ny. I ten typ człowieka jest fanatykiem i faszystą; w każdej chwili gotowy jest stać się pełnym przemocy. A cała ta jego przemoc pojawia się, gdyż nie jest przekonany co do samego siebie, nie jest pewien własnej religii. Jego religia nic jest jego doznaniem - jak może być jej pewny? Kiedy z nim dys­kutujesz, natychmiast w dyskusji wyjmuje miecz. Miecz jest jego argumentem. Ten typ człowieka jest bardzo irracjonal­ny, ale przemawia tak, jakby był bardzo racjonalny. Jego ra­cjonalizm to nic innego jak tylko racjonalizacja, nie jest to rzeczywisty rozum.

Pamiętaj i obserwuj - gdzieś w głębi duszy musisz mieć tę dżunglę. Niektórzy mają ją bardziej, inni mają ją mniej, ale różnica dotyczy ilości, stopnia. Ta dżungla tkwi w każdym człowieku. Jest to twoja nieświadomość, ciemna noc wewnątrz ciebie. A z tej ciemnej nocy powstaje wiele instynktów, im­pulsów, obsesji, szaleństw, i zapanowują one nad twą świado­mością. Stań się obserwującym, stań się uważnym.

Na przykład - pojawia się złość. Pojawia się z nieświado­mości, ten dym unosi się  z nieświadomości. Potem obejmuje twą świadomość i to cię otumania. Potem możesz zrobić coś, czego przy zdrowych zmysłach nigdy byś nie zrobił. Czekaj. Nie jest to pora na mówienie ani jednego słowa lub robienie czegokolwiek. Zamknij drzwi, usiądź w ciszy, obserwuj jak ta złość powstaje, a znajdziesz klucz. Obserwując powstawanie złości, zobaczysz - stopniowo złość wygaśnie. Nie może trwać wiecznie, ma pewną ilość energii, pewną potencjalność. Gdy wyczerpie się ona, złość odchodzi; a gdy odchodzi i wewnętrz­nie znów się uspokoisz, stwierdzisz pewną zmianę, zmianę

jakości swego istnienia. Stałeś się bardziej uważny. Energia, która miała stać się złością i która miała być zmarnowana i która miała być niszcząca, została wykorzystana przez twą świadomość. A teraz świadomość płonie jaśniejszym ogniem, korzystając z tej samej energii.

Taka jest wewnętrzna metoda dokonywania przemiany trucizny w nektar.

 

LAS

Z dżungli musisz się wydostać. Drugim stanem jest las. Przypomina on dżunglę, z jedną małą różnicą - w lesie jest kilka ścieżek, szlaków, nie autostrad, ale ścieżek do pieszych wędrówek. W dżungli nie ma nawet jednej ścieżki. Dżungla jest bardzo prymitywna, w dżungli człowiek jeszcze się nie pojawił, jest ona niemal zwierzęca. W lesie pojawiają się lu­dzie. Jest kilka ścieżek, możesz odnaleźć drogę.

Las przypomina śnienie. Dżungla była jak sen, las przy­pomina śnienie. Przypomina podświadomość: krainę brzasku, ani nocy, ani dnia, ot, pośrodku. Wszystko jest nadal zamglo­ne, ale nic jest ciemne. Coś można zobaczyć, odrobinę możesz się poruszyć, masz pewną dozę świadomości. Jest to kraina błyszczących oczu, hippisów, tak zwanego religijnego szukają­cego, uzależnionego od narkotyków, próbującego znaleźć jaką­kolwiek drogę, jakikolwiek sposób, skróty pozwalające jakoś wydostać się z tego lasu. Jest to stan, w którym zaczyna się poszukiwanie, bardzo niepewnie, ale przynajmniej się zaczy­na. Lepsze to niż dżungla.

Hippis jest lepszy od człowieka tępego, lepszy od człowie­ka prostego: przynajmniej szuka. Może czasem iść w niewła­ściwym kierunku. Poszukując medytacji staje się uzależniony od narkotyków, gdyż narkotyki mogą dać coś podobnego, pew­ne zbliżone doznanie; a on przynajmniej poszukuje, przynaj­mniej wędruje. Może popełnia błędy, ale przynajmniej węd­ruje. Człowiek w dżungli w ogóle nie wędruje — nie popełnia błędów, ale i nie wędruje.

A pozostawanie w miejscu jest największym błędem jaki można popełnić. Wędruj! W życiu są próby i błędy, człowiek musi uczyć się na błędach. Wiele ścieżek otwiera się w dru­gim etapie; w gruncie rzeczy zbyt wiele, i człowieka ogarnia zamieszanie. Jest to bardzo chaotyczne. Dżungla jest bardzo spokojna, wszystko jest jasne. Choć jest ciemno, wiara jest jasna - ktoś jest hindusem, ktoś jest mahometaninem, ktoś jest chrześcijaninem, i wszystko jest jasne... Jest ciemno, ale wszystko jest jasne, ludzie nie są w zamieszaniu. Ludzie są martwi, ale nie zmieszani. Wraz z życiem pojawia się zamie­szanie, i chaos. Ale to z chaosu gwiazdy się rodzą.

W drugim typie pojawiają się poeci, malarze, artyści, mu­zycy, tancerze. To rewolucjoniści. Pierwszy typ jest ortodok­syjny, drugi jest rewolucyjny. Pierwszy typ jest tradycyjny, drugi jest utopijny. Pierwszy jest ukierunkowany na przesz­łość, drugi jest ukierunkowany na przyszłość. Dla pierwszego złoty wiek już minął, dla drugiego dopiero nadejdzie. Patrzy on przed siebie. Przypomina Głupca z kart tarota - patrzy przed siebie, w niebo. Stoi na skraju skały, z jedną nogą za­wieszoną nad przepaścią. Ale jest tak szczęśliwy, nie patrzy w dół, patrzy w niebo, na odległe gwiazdy. Jest pełny marzeń. Jest bliski śmierci, ale jest pełny marzeń. To niebezpieczne. A jeśli zapytasz mnie co wybrać, powiem: wybierz to drugie, bądź głupcem, nigdy nie bądź punditem. Lepiej być głupcem i ryzykować niż nigdy nie ryzykować i pozostać zaspokojonym fikcyjną, zapożyczoną wiedzą. To drugie to głupiec. Dla dru­giego etapu mam specjalną nazwę - nazywam to “Kraina Kalifornii". Tak, jest to Kalifornia ludzkiej duszy, gdzie ist­nieje wielki supermarket, supermarket duchowy - wszelkiej maści techniki i wszelkiej maści przewodniki i mapy.

W takiej chwili człowiek zaczyna patrzeć. Nic jest zaspo­kojony kościołem, w którym się urodził, zaczyna wędrować i próbuje obcych ścieżek, nieznanych ścieżek. To jest chwila, gdy człowiek staje się studentem i szuka nauczyciela. Poszu­kiwanie nie weszło jeszcze zbyt głęboko, ale zaczęło się. Na­sienie wykiełkowało. Droga do przebycia jest wciąż daleka. Trzeba odbyć długą drogę, ale teraz jest pewna możliwość.

Pierwszy typ jest martwy, drugi typ jest zbyt żywy, nie­bezpiecznie żywy. Pierwszy typ jest w jednym ekstremum, drugi typ wszedł w drugie ekstremum. W drugim też nie ma równowagi, równowaga przyjdzie w trzecim etapie. Pierw­szy kurczowo trzyma się martwych liter, a drugi kurczowo trzyma się nicości, nigdzie nie ma miejsca, stale idzie, jest wędrowcem. Pierwszy to gospodarz domostwa, drugi to węd­rowiec. Drugi przypomina toczący się kamień: nie obrasta mchem. Nigdy nie dociera do centrum, stale wędruje od jed­nego nauczyciela do innego, od jednej książki do innej.

Pierwszy bardzo łatwo posługuje się mową, drugi staje się mniej wygadany. Rozmawiałeś kiedyś z hippisem? Bardzo trudno zrozumieć co on mówi. A gdy sam nie wie co mówi, powiada “prawda?" Nie zna siebie, a pyta ciebie: “prawda? widzisz?" - a sam niczego nie widzi. I zamiast wyrażać się słowami, zaczyna wyrażać się dźwiękami. Zaczyna używać dźwięków, dziecinnych dźwięków. Staje się mniej elokwentny.

Pierwszy jest bardzo rozumowy, żyje w głowie. Drugi po­rusza się ku sercu, staje się typem bardziej uczuciowym. Pierwszy nie jest świadomy, ale myśli, że jego myślenie jest świadomością. Drugi jeszcze nie dotarł do źródła uczucia, ale myśli, że emocjonalizm, sentymentalizm to uczucie.

Hippis potrafi płakać, potrafi śmiać się. Jest ekscentrycz­ny, szalony, ale to lepsze niż pierwszy. Pierwszy jest politycz­ny, drugi jest niepolityczny. Pierwszy wierzy w wojnę, drugi zaczyna ufać pokojowi. Pierwszy gromadzi przedmioty, drugi zaczyna kochać ludzi... piękne. Pierwszy wierzy w małżeń­stwo, drugi wierzy w miłość. Pierwszy żyje w schronieniu, drugi nie wie gdzie będzie jutro.

Ale jest to dobre - wszystko zaczęło się poruszać. Może poruszać się w niewłaściwym kierunku, to prawda, ale może też poruszać się we właściwym kierunku. Ruch jest dobry. Teraz potrzebny będzie właściwy kierunek. Jedna rzecz już się stała, teraz potrzebny będzie kierunek.

Pierwszy jest bardzo ziemski: wierzy w konta bankowe i ubezpieczenie na życie. Pierwszy jest bardzo chciwy władzy, pieniędzy. Drugi nie wierzy w zabezpieczenie - bardziej ufa życiu niż ubezpieczeniu na życie. Wierzy w miłość bardziej niż w zabezpieczenie jakie można mieć z konta bankowego. Nie jest opętany pieniędzmi, nie gromadzi. Nie jest moralny w takim sensie moralności jak pierwszy typ, zaczyna mieć moralność nowego rodzaju, moralność rewolucyjną, moralność osobistą. Moralność pierwszego typu jest społeczna, moralność drugiego typu jest osobista. Moralność pierwszego typu pole­ga na uwarunkowaniach, moralność drugiego typu polega na sumieniu. Rozgląda się wokoło i cokolwiek ma ochotę zrobić, robi to. Robi to, co uznaje, jest indywidualnością... Pierwszy typ Jest zbiorowością. Nieświadomość jest zbiorowa, podświa­domość jest indywidualna... Pierwszy typ jest dogmatyczny, teologiczny - drugi jest filozoficzny.

 

OGRÓD

A trzecim jest ogród, trzecim etapem. Ogród jest stanem przebudzenia - człowiek jest przebudzony.

Pierwszym jest sen, drugi to śnienie, trzeci to przebudze­nie. Hindusi nazywają pierwszy sushupti, drugi - swabhana, trzeci - jagrati. Teraz jest on świadomy, uważny, dzień się przebudził. Książki, przewodnicy, nauczyciele stali się nieis­totni - znalazł Mistrza.

Pierwszy wierzy w księdza. Drugi nie wic dokąd iść, nie ma kompasu, pogubił wszelkie kierunki, do nikogo nie idzie. Możesz wyszkolić psa i nazwać go Guru Maharaji i on pój­dzie. Zrób tylko propagandę i zobaczysz, że ten pies znajdzie swoich zwolenników. Drugi może iść do jakiegokolwiek Guru Maharaji. Gotowy jest upaść u stóp kogokolwiek, jest za bar­dzo gotowy. Pierwszy nigdy nie jest gotowy, drugi jest zbyt gotowy. Dla pierwszego kwestia padnięcia u stóp kogokolwiek innego niż jego własny ksiądz nic istnieje. Drugiemu każdy zdaje się być tym księdzem. Jego oczy są bardzo niezdecydo­wane. Może on iść do każdego, do każdego, kto twierdzi, do każdego, kto potrafi krzyczeć w głos: “Tak, ja będę twoim przewodnikiem. Ja jestem nauczycielem świata. Ja jestem tym i tamtym." Ktokolwiek potrafi to powiedzieć, on będzie goto­wy paść do jego stóp.

Ale trzeciego nie interesują już nauczyciele, nie jest stu­dentem. Interesuje go kontakt osobisty, interesuje go Mistrz, on chce stać się uczniem. Nie przejmuje się tym, co Mistrz mówi, bardziej interesuje się tą aurą, którą Mistrz stwarza wokół siebie. Nie interesują go jego doktryny, jego filozofia interesuje go jego istnienie.

Gdy stajesz się zainteresowany istnieniem, i gdy patrzysz wprost do najgłębszego rdzenia człowieka, gdy zaczynasz od­czuwać obecność, dopiero wtedy możesz stać się uczniem. Nie poszukujesz filozoficznych odpowiedzi, teraz pytanie Kim jes­tem? stało się istotne.

Drugi jest gotów uczyć się, pierwszy nie jest gotów uczyć się, trzeci jest gotów oduczyć się. Powtórzę — pierwszy nic jest gotów uczyć się. Drugi jest gotów uczyć się skądkolwiek i uczy się zbyt wielu rzeczy, sprzecznych, głupich, dobrych, złych - i popada w zamęt.

Trzeci jest gotowy oduczyć się. Nie poszukuje wiedzy. Po­wiada: “Poszukuję kogoś, kto dotarł. I nie będę słuchał tego czy to, co on mówi, jest argumentacyjnie uzasadnione, filo­zoficznie prawdziwe. Chcę być w intymnej relacji."

Relacja między nauczycielem i studentem nie jest osobis­ta. Relacja między Mistrzem  i uczniem jest osobista, jest to romans. Trzeba czuć, trzeba być w obecności Mistrza, trzeba obserwować. Nie trzeba wnosić swojego umysłu - trzeba od­sunąć umysł na bok i trzeba patrzeć wprost, i czuć.

Jeden z Mistrzów zeń powiadał: “Gdy dotarłem do mojego Mistrza, przez trzy lata siedziałem u jego boku, a on nawet na mnie nie spojrzał. Potem, po trzech latach - spojrzał na mnie i była to wielka radość. Potem znów minęły trzy lata i któregoś dnia uśmiechnął się do mnie, i było to błogosła­wieństwem. Potem znów minęły trzy lata, i któregoś dnia położył dłoń na mej głowic, i było to ogromne, było to nie­wiarygodne. Potem znów minęły trzy lata, i któregoś dnia objął mnie, i ja zniknąłem, i on znikł... i była jedność."

Znalezienie Mistrza to znalezienie punktu, z którego Bóg jest najbliższy, znalezienie najbliższych drzwi, za którymi Bóg jest dostępny. Ktoś dotarł... A jak się o tym przekonasz? Musisz odczuć, myślenie tu nie pomoże. Myślenie zaprowadzi cię na manowce; musisz odczuć, musisz być cierpliwy, musisz być w jego obecności, musisz smakować, musisz stać się odu­rzony jego obecnością. I powoli, powoli wszystko stanie się jasne. Gdy twój umysł wygaśnie, wszystko stanie się jasne. Albo jest Mistrzem, albo nie jest, i będzie to objawienie. Jeś­li jest, możesz zanurzyć się całkowicie. Jeśli nie jest, musisz ruszyć w drogę. W obu przypadkach dojdziesz do pewnego końca. Czasem może tak się zdarzyć, że poczujesz, że to jest Mistrz, ale nie dla ciebie. Wtedy też musisz ruszyć w drogę, bo Mistrz może pomóc tylko wtedy, gdy ty i on pasujecie do siebie, gdy waszym przeznaczeniem jest bycie razem, gdy wa­szym przeznaczeniem jest bycie dla siebie.

Na tym etapie, ogrodu, otwiera się totalnie inna perspek­tywa. Jest to punkt, w którym ważne staje się pytanie Kim jestem?, a ty nie domagasz się odpowiedzi. Nie jesteś gotów przyjąć żadnej odpowiedzi z zewnątrz. A Mistrz nie da ci żad­nej odpowiedzi. Tak naprawdę zniszczy wszystkie twoje odpo­wiedzi - to właśnie ja tutaj robię... Zabieram ci wszystkie twoje odpowiedzi, byś pozostał sam ze swym pytaniem, czys­ty ze swym pytaniem, dziewiczy ze swym pytaniem.

Gdy pozostaje pytanie, a nie ma odpowiedzi z zewnątrz, zaczynasz zapadać się wewnątrz siebie. To pytanie jak strza­ła przenika do samego źródła twego istnienia - i tam jest odpowiedź. I ta odpowiedź nic jest werbalna. Nic jest to teo­ria, którą napotykasz, jest to urzeczywistnienie. Eksplodujesz. Po prostu wiesz. Nie jest to wiedza - wiesz. Jest to doznanie, egzystencjalne. Ten pierwszy człowiek jest dogmatyczny, sekciarski. Ten drugi człowiek jest filozoficzny. Ten trzeci czło­wiek jest religijny, egzystencjalny.

 

DOM

A czwartym etapem jest dom. Hindusi zwą go turiya czwarty stan. W czwartym stanie dotarłeś, dotarłeś do sa­mego rdzenia swego istnienia - dom, oświecenie, samadhi, satori, nirvana. Dotarłeś do miejsca, w którym znika Mistrz i uczeń, w którym znika oddany i Bóg, w którym znika po­szukujący i to, co poszukiwane, w którym znikają wszelkie dualizmy. Wykroczyłeś ponad dwa, dotarłeś do jednego.

To jest to miejsce, którego wszyscy szukamy, a jego pięk­no polega na tym, że ono już tu jest. Gdy dotrzesz do domu, stwierdzisz, że dotarłeś tam, gdzie zawsze byłeś. Patrząc za siebie z tego domu, roześmiejesz się. Zobaczysz, że tej dżungli nie było na zewnątrz, była to twoja własna nieświadomość. Lasu nie było na zewnątrz, było to twoje własne śnienie. Og­rodu nie było na zewnątrz, była to twoja własna uważność.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin