0348. Reid Michelle - Włoszka w Londynie.pdf

(679 KB) Pobierz
763105711.001.png
Michelle Reid
Włoszka w Londynie
Córki Oscara Balfoura 01
763105711.002.png 763105711.003.png
 
PROLOG
Mia stała z zadartą głową przed ogromną bramą. Na szczycie obu kolumn, na któ-
rych umocowana była brama, siedziały złote gryfy - mityczne pół orły, pół lwy. Wyglą-
dały tak, jakby zaraz miały sfrunąć i chwycić Mię w swoje wielkie ostre szpony.
Zadygotała, odrywając wzrok od tych upiornych stworzeń. Widziała je już wcze-
śniej: w herbie rodu Balfourów zamieszczonym na ich stronie internetowej. W pamięć
zapadło jej również ich motto rodzinne: Validus , Superbus quod Fidelis.
Silni, Dumni i Lojalni.
- Dio ... - szepnęła drżącym głosem. Była tak zdeprymowana samym widokiem
monumentalnej, misternie zdobionej bramy, że aż ugięły się pod nią kolana.
Zza pleców dobiegł ją odgłos odjeżdżającej taksówki, która przywiozła ją tutaj
prosto z lotniska. Teraz dookoła nie było żywego ducha. Została zupełnie sama. Wątłe
promienie lutowego słońca sączyły się przez nagie korony drzew nad jej głową.
Pomyślała o gwałtownej zmianie, która tak nieoczekiwanie nastąpiła w jej życiu.
Momentami miała wrażenie, że to tylko sen, z którego zaraz się obudzi. Prawdę mówiąc,
tego właśnie sobie życzyła...
Jeszcze tydzień temu mieszkała z ciocią na wsi w Toskanii, zupełnie nieświadoma
istnienia angielskiej rodziny nazwiskiem Balfour ani tym bardziej tego, że coś ją łączy z
tymi słynnymi i bajecznie bogatymi ludźmi!
Nadal żyłaby w nieświadomości, gdyby ta oziębła, bezduszna kobieta - jej matka -
od wielu lat uporczywie jej nie unikała. Ignorowała każdą prośbę córki o to, by pozwoliła
jej przyjechać w odwiedziny. Ciocia Mii, Giulia, zmęczona tą sytuacją, postanowiła
wreszcie wyjawić mroczny sekret, który skrzętnie ukrywała przez dwadzieścia lat.
I tak oto Mia znalazła się u progu spotkania z głową rodu, Oscarem Balfourem.
Potężny, wpływowy biznesmen. Miliarder. Trzykrotnie żonaty. Ojciec siedmiu - tak, aż
siedmiu! - pięknych córek.
A raczej, jak się okazuje, ośmiu córek, poprawiła się w myślach Mia, ponownie
czując przypływ paraliżującej tremy.
Czy mężczyzna obdarowany przez los siedmioma córkami zechce przyjąć kolejną?
Czuła, że musi się z nim spotkać. A jeśli się do niej nie przyzna? Jeśli otworzy
drzwi, ale po krótkiej wymianie zdań je przed nią zatrzaśnie? Mia już przeżyła bolesne
odtrącenie ze strony matki - to było tak, jakby ktoś wyrwał jej wielki kawałek serca,
opluł go i podeptał.
Liczyła w duchu na to, że jej ojciec okaże się lepszą osobą niż jej wyrodna matka i
przyjmie ją z otwartymi ramionami.
Przygryzła drżącą dolną wargę. Nachyliła się, by chwycić swoją walizkę na kół-
kach, następnie wyprostowała plecy i nerwowo poprawiła włosy. Miała wrażenie, że coś
uciska jej klatkę piersiową; ledwie była w stanie oddychać. Zrobiła krok do przodu i na-
gle poczuła lekkie zawroty głowy. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech.
Weź się w garść, powiedziała sobie w duchu.
Gdy uniosła powieki, ujrzała przed sobą długi podjazd, wzdłuż którego po obu
stronach rosły wiekowe, wysokie drzewa. Z tego miejsca nie widziała domu, lecz wie-
działa, że znajduje się niedaleko - w małej, odciętej od świata dolince. Przygotowując się
do tej wizyty, przez długie godziny wpatrywała się w zdjęcia posiadłości zamieszczone
w internecie.
Teraz wystarczyło tylko przejść pomiędzy szpalerem drzew do willi. Łatwo po-
wiedzieć, pomyślała Mia. Lęk, który czuła w sercu, sprawiał, że miała wrażenie, jakby
dopiero uczyła się chodzić.
Nikos Theakis na co dzień był wyznawcą stoicyzmu. Czerpał dumę ze swojego
niezachwianego, kamiennego spokoju; do wszystkich aspektów życia podchodził jak
biznesmen, którym z ogromnym powodzeniem de facto był. Kiedy jednak tego ranka
odjeżdżał po śniadaniu spożytym w towarzystwie Oscara, czuł, że jego lodowa skorupa
pęka pod naporem emocji.
Był w szoku, podobnie jak cała rodzina Balfourów. Jedynie biedna Lillian Balfour
potrafiła zachować zimną krew. Tylko na jej wychudzonej, białej jak kreda twarzy poja-
wiał się czasem uśmiech, jakby już się zdążyła pogodzić z okrutnym losem.
Nikos zaklął pod nosem. Przypomniał sobie tę piękną, arystokratyczną twarz żony
Oscara w momencie, kiedy się z nim żegnała. Na zawsze...
Ciałem Nikosa wstrząsnął zimny dreszcz. Docisnął pedał gazu, jakby wierzył, że
pędząc autem, ucieknie od smutku i bólu. Samochód wyjechał z doliny, mknąc między
wysokimi, nagimi drzewami w stronę bramy posiadłości Balfourów.
Nagle ujrzał w oddali jakąś wysoką, szczupłą, ubraną na czarno postać. Przez kilka
sekund myślał, że to duch. Czy wieść o śmiertelnej chorobie Lillian aż tak bardzo za-
chwiała jego równowagą psychiczną?
Przetarł dłonią oczy. Nie, to nie była zjawa, tylko zjawiskowo piękna kobieta. Wbił
w nią wzrok, nie spuszczając nogi z gazu. Miała błyszczące czarne włosy, które okalały
jej piękną twarz w kształcie serca; idealne ciało, którego ponętne kształty podkreślał ob-
cisły żakiet oraz jeszcze bardziej obcisła spódniczka. Na widok jej kołyszących się bio-
der oraz nieziemsko długich nóg aż zaschło mu w gardle. Nieznajoma miała na nogach
czarne skórzane kozaki na wysokim obcasie, co jeszcze bardziej potęgowało jej seksapil.
Dopiero po chwili ocknął się i zorientował, że pędzi prosto na nią!
Mia zamarła w pół kroku, wpatrując się ze zgrozą w srebrne auto, które się do niej
zbliżało, lecz wcale nie zwalniało... O, Boże, zaraz mnie zabije! - krzyknęła w myślach.
Po kilku chwilach poczuła w powietrzu swąd palonej gumy, a jej uszy przeszył
przeraźliwie głośny pisk opon. Stała jak wryta, nie mogła się ruszyć; serce podeszło jej
do gardła. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na maskę samochodu, który cudem za-
trzymał się dosłownie kilka centymetrów od jej nóg.
Silnik syknął głośno, auto się zatrzęsło, a następnie zapadła nienaturalna, dzwo-
niąca w uszach cisza, przerwana trzepotem skrzydeł spłoszonych ptaków odlatujących z
drzew.
Nikos oparł się o siedzenie, patrząc przez szybę na swoją niedoszłą ofiarę. Serce
waliło mu jak młotem, a dłonie nadal miał kurczowo zaciśnięte na kierownicy. Nie wie-
rzył, że udało mu się w porę wyhamować.
Kobieta nadal stała nieruchoma jak posąg. To do niej pasowało - była bowiem po-
sągowo piękna. Zdziwił się, że w tej chwili przychodzą mu do głowy takie myśli! Nic
jednak nie mógł na to poradzić. Jej widok podziałał na niego jak zastrzyk testosteronu.
Najpierw poczuł wzbierającą falę pierwotnego pożądania, a potem w jego piersi wybuchł
płomień gniewu. Zaklął siarczyście i wyskoczył z auta.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin